Notting Hill, czyli na dwoje babka wróżyła, a chłop machnął ręką i poszedł na ryby…

17 kwietnia 2022
By

Nigdy nie byłem w londyńskiej dzielnicy Notting Hill, nigdy nawet nie byłem w Wielkiej Brytanii. Zawsze ciągnęło mnie do naszych południowych i wschodnich sąsiadów. Tym bardziej może wydawać się dziwne, że jestem miłośnikiem angielskich mydlanych mieszanek tytoniowych, angielskiej tabaki drobno zmielonej jak pieprz (i w większości podobnie smakującej), angielskich mundurów w kamuflażu woodland (na ryby, do lasu, do pracy i w ogóle) i… Nie, nie ma już żadnego i – to raczej koniec listy. 

Ciężko wzdycham, gdy mój wzrok zatrzymuje się na puszce z resztką tytoniu Notting Hill. To nie dlatego, że pozostało go na dwie małe lub jedną większą fajkę. To z powodu ambiwalentnych odczuć w stosunku do niego. Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio jakiś blend mi jednocześnie podchodził i nie podchodził jak rzeczony tytuł od Roberta McConnella. 

Ale od początku. 

Zapoznawszy się naprędce ze składowymi blendu postanowiłem zaryzykować (w zasadzie również dlatego, że nie było tego, co zamierzałem kupić). Już sama puszka wyglądała zachęcająco z tą rażącą w oczy żółtą etykietą. No i smar, mydło i powidło, które zawierała, oczywiście.

 

Po rozszczelnieniu puszki i dogrzebaniu się do tytoniu pierwsze doznania zapachowe oraz wizualne miałem jak najbardziej pozytywne. Lekka woń liny cumowniczej lub podkładów kolejowych, jak kto woli, to jest to! Wesołe barwy tytoni, a przede wszystkim całkiem spora ilość zielonych orientalnych wstążek, zachęcały do jak najszybszego nabicia fajki i oddaniu się relaksowi w oparach aromatycznego dymu.

Po namyśle wybrałem do tego celu bardzo pojemną fajkę z wrzośca i mówię Wam, zaiste nie żałowałem sobie przy jej nabijaniu, oj nie! Tytoń ładnie i równo zajął się ogniem i już po chwili w pokoju niewiele było widać. Paliło mi się bardzo przyjemnie i dosyć smacznie do samego dna komina. Wszystko spopieliło się zaskakująco dobrze (zwykle w tej fajce coś mi zostawało). 

Za drugim czy trzecim razem przerzuciłem się na bardzo lekką ryflowaną fajkę włoską z wrzośca i wtedy Notting Hill stał się bardziej wyrazisty, a konkretnie zacząłem intensywnie czuć charakterystyczną dla Presbyterian Mixture wędzonkę, co mi bardzo odpowiadało, bo lubię ten tytoń. Paliłem więc nowy nabytek nad wodą, w pracy i w domu z wielkim zadowoleniem, czasami tylko zamieniając fajki. 

Jakiś czas później nadszedł ten moment, kiedy zabrałem się za okresowe dokładne czyszczenie tych fajek, które najczęściej używałem. Bardzo lubię tę czynność. Przy okazji zdjąłem również nadmiar nagaru w niektórych fajkach, również w wyżej wymienionych. Jakież było moje z dziwienie kolejnego dnia, gdy okazało się, że Notting Hill zupełnie inaczej smakuje! 

Widzicie, w obu fajkach paliłem wcześniej dosyć często inne tytonie, ale przez parę tygodni leżały nieużywane, odpoczywały. W jednej najczęściej paliłem Red Rapparee, w drugiej Presbyterian Mixture. Niby sprawa dosyć oczywista, ale nie do końca. Nie przypominam sobie, abym miał podobne doświadczenia z innym tytoniem, no może aromatyzowanym sztucznie, co raczej nie jest niczym zaskakującym. To niestety nie było dobrym omenem dla Notting Hill, który okazał się zachowywać jak kameleon, tyle że nie w odniesieniu do kolorów, a smaków. 

No dobrze, ale jaki zatem jest sam w sobie, bez posmaku pozostawionego po innym tytoniu? Powiem tak, że na kolana to on nie rzuca. Spodziewałem się zupełnie czegoś innego, ale i nie jestem całkowicie zawiedziony. Jest w tym blendzie i Virginia, i Latakia, i Orient, więc jakbym mógł…? 

Notting Hill czasami jest słodki (zwykle na początku palenia), a czasami wręcz gorzki (to pod sam koniec palenia), ale za zwyczaj po prostu cierpki w smaku. I nie ma tu znaczenia, jak wolno czy szybko go palę. Często odpalałem ponownie fajkę nabitą nim po 1-2 godzinach i niczego to dla moich kubków smakowych nie zmieniało. 

Jest to dla mnie blend, który można palić niechlujnie, albo bez końca ćmić zupełnie nie przejmując się warunkami pogodowymi. A więc dobry towarzysz na trudne wędrówki wędkarskie nad rzeką, przez błoto i chaszcze, na wymagającą wyprawę do lasu, na szybką przerwę w pracy itp. Nie ma sensu się nim specjalnie delektować, bo i po co? 

Czy sięgnę po niego ponownie? Oczywiście że tak! Planuję nawet zakup dwóch puszek, zamiast zwyczajowo jednej. Z wyżej wymienionych powodów… 

 

Tags: , , ,

5 Responses to Notting Hill, czyli na dwoje babka wróżyła, a chłop machnął ręką i poszedł na ryby…

  1. KrzysT
    KrzysT
    17 kwietnia 2022 at 19:12

    Opublikowałem po jakiś kosmetycznych poprawkach, choć tak po prawdzie, to tekst wypadałoby przeredagować.
    Aha – woodland, to kamuflaż amerykański, Anglicy to mają DPM (i pochodne).

  2. arasshater
    arasshater
    17 kwietnia 2022 at 19:49

    Dzięki wielkie za tak szybkie opublikowanie tekstu.
    Co do kamuflażu to oczywiście masz rację, ale racją jest również, że o DPM mówi się też „woodland” lub w „typie woodland”. Czy jest to poprawne, nie będę teraz dociekał. W końcu to forum fajczarskie nie militarne.
    Pozdrawiam serdecznie!

  3. DoliN
    18 kwietnia 2022 at 19:51

    Dawno już nie paliłem mieszanki angielskiej.
    Zaglądam do szafki z tytoniami i już mam odpowiedź dlaczego.
    Bo został mi tylko Nothing Hill.

    Nie podchodzi mi ten tytoń.
    Jest zbyt gryzący i już.
    Fakt, ma dużo zielonych wstążek i dlatego też myślałem, że będzie jak Red Rapparee.
    Niestety nie ma tej słodko/kwaśnej nuty zielonego jabłka.
    Nie jest to zły tytoń – właściwie to tylko jeden „zły” tytoń paliłem i jest to red ambrosia (zresztą zakupiony dzięki Twojej recenzji ;) ).
    Ale z tych dostępnych tytoni z latakią, które paliłem ten wypada najgorzej.

    Z McConnella spaliłem za to już 3 x Paddingtona i 2 x Highgate.
    I zdecydowanie Highgate jest odkryciem tego roku dla mnie!!

    Pozdrawiam

  4. arasshater
    arasshater
    18 kwietnia 2022 at 19:58

    To ja już chyba niczego więcej nie będę lepiej polecał…

  5. Julian
    9 maja 2022 at 16:00

    To jest klon dunhillowskiej Standard Mixture Medium, który dla McConnella robi Zając Kapustny z Niemiec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*