Jak sfotografować prowadzenie żaru w fajce? A może by tak z dwóch fotek – jedna z lampą, druga bez błysku – zrobić „kanapkę” na wzajemnych przenikaniach… Kończy się konkurs „Smak Fajki”. A prawdziwy smak, to malusieńki ognik prowadzony w centrum komina…
Może uda mi się pokazać, w jaki sposób, dzięki kołeczkowi – lekkiemu przybijaniu, kręceniu, przepychaniu – można cieszyć się delikatnym, bardzo długim, spokojnym, chłodnym, suchym paleniem niewielkiej porcji tytoniu. Pokazuje ten sposób Jacek Schmidt w swoim „Turnieju fajkowym”. Lecz nie jest to jedynie sposób na rekordowo wolne palenie, to technika, dzięki której można się ekstremalnie cieszyć smakiem fajki i tytoniu…
Jakoś tak wyszło, że niemal „zbieram” fajki sygnowane Cherry Hill. Jedna z nich, jakże by inaczej, przeznaczona jest do wiśniowych mieszanek, za którymi przepadam. Tutaj pół na pół świąteczna edycja Petersona z Black Cherry Paladina. Fajeczka nabita do połowy, tytoń przytarty z wierzchu kołeczkiem. Podpalę go zapalniczką-palnikiem, niemal dotykając tytoniu. Głębokie, mocne wessanie płomienia w tytoń i zapalniczka won. Jedno, dwa pyknięcia… Czasem się nie zajmie. Spokojnie poprawiam.
Ognik żaru mam niemal w centrum komina. Bardzo lekko przyciskam go głębiej, by tytoń nie odstawał. I pykam, a może raczej – popykuję delikatnie. Chwila, dwie i nie będę się bał, że mi ogienek zgaśnie. Z rzadka wkładam kołeczek i leciutko przyciskając, kręcę nim na boki.
I tu pewnie padnie pytanie, czy często patrzę się w mój komin… Teraz nie, wszystkiego kilka razy. Ale kiedy uczyłem się tak palić, to, owszem, co i raz oko w kominie. W tej chwili to już nawyk. Przed rozbuchaniem ostrzegają nie tylko kłęby dymu, nie tylko gorąca główka, ale przede wszystkim brutalniejszy smak.
I znów kręcenie kołeczkiem. Popiół rozprzestrzenia się na boki. Dzięki temu żar nie ucieka w głąb komina. Na początku nauki fajka może zgasnąć, ale to lepsze niż zagłębienie się ognika. Wystarczy musnąć płomieniem z zapalniczki centrum komina i fajka znów się tli wesoło.
Częściej teraz kręcę kołeczkiem w jedną stronę, dotykając nim ścianek – jak gdybym nagarniał nie zajęty tytoń do środka… Ogienek utrzymuje się na ogól w centrum. Nie pozwalam mu rosnąć, ma pozostać punkcikiem. Nie trzeba zaglądać do środka – dopóki po wyjęciu fajki z ust z ustnika nie wypływa dymek, to wszystko jest w porządku. Jeśli się pokaże, przybijam żar kołeczkiem i na chwilkę fajka wędruje na popielniczkę.
Punkcik żaru przycierany kołeczkiem wędruje po powierzchni tytoniu zgodnie z kierunkiem kręcenia. Kiedy biały popiół rozprzestrzeni się na cały komin, wbijam ognik głębiej, a popiół wystukuję delikatnie o koreczek popielniczki lub pukając w bok fajki zgiętym palcem wskazującym – jakbym stukał do drzwi kochanki.
Pokaże się czarny przyprażony tytoń i ten wbity weń punkcik żaru…
I znów kręcę delikatnie kołeczkiem, ogienek wędruje po powierzchni tytoniu, przybywa popiołu… Robi się taki „menisk wklęsły”. To nie jest dobre.
Pora na skośną stronę kołeczka i odepchnięcie od ścianek nie spalonego tytoniu. Trzeba powierzchnię wyrównać stroną płaską. Chwilkę jeszcze popykać, przybić żar…
I wystukać po raz kolejny popiół z fajki. Leciutko, leciusieńko. Jak Romeo do Julii, a nie jak… komornik do drzwi dłużnika. Pewnie wyleci przy okazji kilka drobin niedopalonego tytoniu…
I znów czysta sytuacja, czyli punkcik żaru na prażonym tytoniu. Spokojnie można – nawet tak zasyropowany tytoń, jak cavendishowy, wiśniowy Paladin – wypalić do dna. Ani przez sekundę fajka nie była przegrzana, kondensat nie zalał tytoniu, nic nie skwierczy, nie smaży się, nie „gurgla”. Główka chłodna. Smak nie staje się gorzki…
Stuk-puk, i tu już można mocniej. Siwy popiół. Stoper stop: 1 godz. 17 min. 53 sek. Nieźle, jak na oszczędnie nabitą fajeczkę. Było pysznie, bezpiecznie, a ja bynajmniej nie zajmowałem się wyłącznie fajką.
Zachęcam – inny tytoń, inna fajka, inne czasy, inne życie, naprawdę. I proszę pamiętać, lepiej niech zgaśnie, niż ma się rozbuchać. Po pewnym czasie to wchodzi w krew.
jalens wielkie dzięki w imieniu wszystkich użytkowników (chyba nikt się nie obrazi) za wielki wkład w działanie strony i jej stały rozwój. Robisz naprawdę wielkie rzeczy , by każdy znalazł choć troszkę wiedzy dla siebie. Tak trzymaj kolego)
Wielki rispekt!!!
m.
Świetny tekst :) chociaż dla mnie troszkę kontrowersyjny w stosunku do wiedzy wyczytanej do tej pory. Zaznaczam, że z książką Jacka Schmidta niestety jeszcze się nie zapoznałem, ale… zapalniczka palnik-żarowa? Na dodatek bez podpalania całej powierzchni tytoniu? Trzeba spróbować :)
A może warto spróbować opisać zupełnie inny sposób podpalania fajki i palenia. Jeśli smakuje – to jest to równie dobry sposób, jak ten punktowy ognik.
Szczerze mówiąc, i ja rozbuchuję fajkę w niektórych okolicznościach. Swobodnie palę, bez tej dbałości o ogienek, fajki nabite latakią oraz inne nazywane bezobsługowymi. Jestem wielbicielem „czystych” i łatwopalnych mieszanek…
Ale pokazany wyżej sposób palenia pozwala mi się cieszyć także nowoczesnymi aromatami. Nie wszystkimi, rzecz jasna. I dobry jest, kiedy w kominie spora porcja „modernowej” virginii, która lubi rozpalić się jak dymarka do wytopu stali.
Jalens na tej stronie robi kroki milowe w polskim fajczarstwie.
Ja wiem, że było, że jest… ale tu syntetyka, żeby łopatologia nie powiedzieć…
Ja polecałbym jeszcze dwa tzw. false light wykonać, czyli jednak okrężnie płomieniem po całej powierzchni, żeby się zajęła, potem kołeczkiem przygasić, przytrzeć leciutko, powtórzyć, a potem według algorytmu jw.
Jeśli fajka została poprawnie nabita, odpowiednio przygotowanym tytoniem (wilgotność) i nie będzie się za mocno przytupywać w trakcie palenia, uzyskamy sukces. Mnie się zdarza ;+)
Pochlebiasz mi, to – choćby na FMS – opisywane było wiele razy. Choć może ta komiksowa formuła, jaką przyjąłem, pomaga rozmawiać o konkretach i pozwala zrozumieć, że nie wszyscy tak samo rozumiemy te same fajczarskie hasła.
Cóż, fajkowy świat pełen jest słów-wytrychów i wiele naszych dyskusji zaczyna się właśnie od nich, zamiast od postawienia czytelnej dla wszystkich dyskutujących tezy. Tu łopatologia pomaga jak rzadko – w ujednoliceniu pojęć.
No właśnie, co innego mówić o czymś, a co innego jeszcze to pokazać. Dla mnie wszystkie Twoje komiksy są idealną „instrukcją dla idioty”, jak to zwykłem mawiać (nie obrażając innych neofitów oczywiście).
Hihi, dzień dobroci dla jalensa. Czuję się dopieszczony, dziękuję za wszystkie miłe słowa.
pozostaje trening :) i jeszcze jedno pytanie… czy wciąganie żaru do środka (na zdjęciach jest cały czas widoczny) to efekt zbyt długich/silnych pociągnięć czy bardziej kwestia nabicia? Niestety jest to moja bolączka, niezależnie od użytej fajki czy tytoniu.
Jak mi się wydaje, to efekt ‚niesuwania’ żaru po powierzchni za pomocą kołeczka. Jeśli nie będzie się go kołeczkiem przemieszczać i odgarniać popiołu z wierzchu, to ognik powędruje w głąb fajki. Moje niedopatrzenie, że nie pokazałem na zdjęciach ciągłej wędrówki żaru po tytoniu. Ale pod czwartą fotografią nieco o tym napisałem. Ta peregrynacja ognika jest bardzo ważna, to chyba podstawa takiego palenia. Zbyt długie czy mocne pociągnięcia natychmiast są sygnalizowane pokazaniem się dymu w otworze ustnika. Natomiast stopień nabicia można regulować na bieżąco „przybijaniem” kołeczkiem lub korektami ukośnym końcem tuż przy ściankach – wówczas tytoń się lekko podnosi i rozluźnia.
Mówią: jeden obraz wart jest tysiąca słów.
Już niedługo zaczną mówić o fajka.net: jeden portal wart tysiąca innych o fajce.
Wielkie brawa dla Autora za pomysł i wykonanie.
Ten portal jest wart dokładnie tyle, na ile zechcą go wartościowym uczynić jego użytkownicy. Dziękuję za dobre słowo, ale mi już się kończą tematy.
Jacku, po raz kolejny wielkie dzięki :-)
wspaniały artykuł, worobiec 104 i 40 minut – mój absolutny rekord w prawie rocznej karierze :-) (to moja najmniejsza fajeczka)
pozdrawiam serdecznie
Franz
Drogi Jalensie, mam pytanie, które może wydać się głupim, jednak w myśl zasady, że „nie ma głupich pytań”… na zdjęciu nr1 widzimy świeżo nabitą fajkę (?) i ścianki komina powyżej tytoniu. Czy tam nie powinien być widoczny czarny, połyskujący, czysty – podręcznikowy nagar? Czysta ciekawość, bez cienia uszczypliwości. pozdrawiam w słoneczny pracowity poranek ;)
Nagar jest – ale ja obsesyjnie walczę o to, by był możliwie najcieńszy.Jak ma z milimetr, to się wgryzam weń rozwiertakiem. Wiem, że to nie jest podręcznikowo, ale ja tak mam – obok przyjemności, jakie daje mi palenie i smakowanie fajki, czerpię ją także z bezsensownej i nadmiernej pielęgnacji. Jest to karygodne, ale ja tak lubię :D
Jak to mówił któryś z Seneków „Widzę co dobre, cenię i chwalę, lecz sam idę za złym przykładem.” Zupełnie bezwstydnie.
Dla tych którzy mają problemy z żarkiem, tak jak ja, proponuję tez popalić przed lustrem, z kominem skierowanym w lustro. Można ładnie poobserwować jak żar zosprzestrzenia się przy pociągnięciach, gdzie sie znajduje itd. To co Kolega pokazał na zdjęciach można pięknie oglądać we własnej fajce. Serdecznie życzę widoku tak pięknie prowadzonego i małego żaru jak to Kolega zademonstrował :)
Podepnę się jeszcze tutaj i napiszę, że oprócz lustra pomocnym jest palenie… po ciemku. Przy wieczornym paleniu outdoor znacznie łatwiej jest podejrzeć, jak przesuwa się żar, nawet pod niewielką warstwą popiołu.
a mi kurna nie wychodzi w ogóle przemieszczanie żaru… tzn. kręcę kołeczkiem na różne sposoby a żar w miejscu „stoi” cały czas… czy to też kwestia wprawy, czy coś powinienem wiedzieć?
PS
ten art przeczytałem 3 razy… świetny jest… od razu się robi ochota na fajkę :)
Pozdrawiam
Adi
IMO, to kwestia wprawy. A że na razie stoi na środku, to i tak jest lepiej niż gdyby miał siedzieć przy ścianie i robić dziurę w fajce.
Easy! I będzie dobrze.
a wiadomo że lepiej… tylko wolałbym unikać tego krateru, a mam jedynie płaski kołeczek. tak czy inaczej, jeszcze trochę dymu musi najwidoczniej upłynąć…
Pozdrawiam
Adi
Piękne dzięki… czytjąc własnie odpaliłem Sam/s flake’a – i nawettrochę mi się udawało- a przede wszystkim temperatura się nie podnosiła i smak był jednolity – fajnie ,ze się tym podzieliłeś
Pozdrowienia
jalens, przeczytałem Twoj artykuł o nabijaniu fajki i punktowym prowadzeniu żaru. Poszedłem kupić fajkę i tytoń (fajka Big Ben Clasic i tytoń Mac Baren Danisch Mixture). To był mój pierwszy raz!!! Paliłem prawie godzinę, a żar okrążył fajkę ze dwa razy. Fajka była napełniona do 2/3. Jutro idę kupić następną fajkę. Jesteś moim guru!! Żałuję tylko, że zmarnowałem tyle czasu na papierosy ;)
Dzięki temu artykułowi jak i paru innym udało mi się poczuć prawdziwy smak tytoniu. Palę fajkę od półtora roku, i jak się teraz okazało, dotychczas robiłem to źle – jestem samoukiem. Ogromne wyrazy podziękowania za wprowadzenie mnie i wielu innych użytkowników na zupełnie nowy, lepszy sposób palenia!
Podziękowania za miłe słowo od całego zespołu…
Przeczytałem z zapartym tchem. Świetny artykuł. I ja teraz widzę co robię źle. Wielkie dzięki.
W tym owczym pędzie dnia codziennego ..dopiero teraz trafiłem na ten artykuł …wspaniały !! W ogóle wspaniały jest cały portalik . Ciepło Was wszystkich wspominam w ciągu dnia a szczególnie autora .No i dobrze ,że jest grupa ludzi normalnych . Serdecznie Pozdrawiam !
No rewelacja właśnie skończyłem popalać , dopiero teraz załapałem co to smak i radość z obcowania z fajeczką , kiedy muskając i gmerając j.w. oraz pieszcząc w dłoniach …..jak neofita , wcześniej wyczówałem tylko czasami przyjemny smak tak w połowie palenia !!!
… dzięki takim art. ciągle dowiaduję się czegoś nowego o niuansach prawidłowego pykania fajeczki , jestem samoukiem i niecierpliwie czekam na jakiś kontakt z profesjonalistą w realu , wcześniej nie miałem bladego pojęcia co to jest kołeczek? serdeczne dzięki współtwórcom tego portalu , pozdrawiam wszystkich użytkowników.
dziękuję … wczoraj czytałem to jak sztukę magiczną, dziś rano wystrugałem kołeczek a w zasadzie przystosowałem do tego celu podstawkę pod chińskie pałeczki których z racji łapczywego jedzenia nie zwykłem na miejsce odstawiać, a i bambus lekko bejcowany wydał mi się odpowiedni – naciąłem więc jego jeden płaski koniec w długie wzdłużne żleby by gładki nie był ( gładka jest druga strona ). Podpalałem cienką zapałką punktowo, ot chyba nieświadomie przyswoiwszy sobie wczorajszą lekturę by po jakimś czasie zobaczylem punkcik żaru. Zaskoczony sytuacją postarałem sie go prowadzić opalając nowy komin mojego starego Falcona zgodnie ze sztuką wpierw 1/3. Bardzo diękuję że trwało to w sumie ponad godzinę i było czystą przyjemnością. Wracam do Fajki, której szacunku uczył mnie mój Wuj dawno temu, a do którego chyba wreszcie dorosłem, cenie i szanuję troszke nawet z łezką w oku… dzięki !
Super artykul i fajnie napisany:) kopalnia wiedzy. Dziekuje i pozdrawiam
Świetny tekst… właśnie wprowadzam ten sposób w życie.
Pozdrawiam miłośników fajki
Rewelacja, dzięki Tobie za ten artykuł a Panu Bogu za Internet, bo gdyby człowiek był skazany sam na siebie ze swoją fajeczką, to pewnie nigdy nie wskoczyłby w sztuce palenia o poziom wyżej. Swoją drogą masz doskonały dar przekazywania informacji i interesowania czytelnika tekstem, wiem co mówię, bo zajmuję się tym zawodowo ;) Że zacytuję jeden fragment: „Leciutko, leciusieńko. Jak Romeo do Julii, a nie jak… komornik do drzwi dłużnika.” … pozdrawiam, Bono ;)
Szanowni, mam pytanie – jak rozumieć „kręcenie kołeczkiem” w artykule? Zwłaszcza kręcenie na boki? Chodzi o kręcenie kołkiem wokół własnej osi utrzymując oś nieruchomo? Czy na odwrót – nie kręcąc kołeczka poruszać nim na boki albo dookoła? Rozumiem, że kołki są zwykle niewiele mniejsze niż średnica komina, więc chyba chodzi bardziej o kręcenie wokół własnej osi. Będę jednak wdzięczny za odpowiedź.
Na razie udaje mi się utrzymać ognik w środku i palić delikatnie – o wiele bardziej mi się to podoba niż żar na całej powierzchni i puszczanie kłębów dymu. Niestety po jakimś czasie ognik ucieka w dół, ale bez specjalnego krateru, tzn. jak przybiję, to mam płasko – w środku popiół, po bokach przywęglony, ale niespalony tytoń. Czy mam go zdecydowanie nagarnąć skosem kołeczka do środka? Wtedy pewnie przyduszę żar i musiałbym rozpalić od nowa. Co myślicie?