Falcon od kuchni – „morciany” suplement

25 października 2016
By

Już na wstępie chcę zaznaczyć, że to nie jest kolejny tutorial traktujący o dorabianiu „falconowskich” główek mocowanych na oring. Tym razem mam zamiar odnieść się do dyskusji, jaka wywiązała się pod moim poprzednim tekstem o podobnym tytule, a która w sporej swej części dotyczyła wykorzystania w fajkarstwie morty. Na początek jednak, zaprezentuję zapowiadaną właśnie we wspomnianej dyskusji „morcianą” główkę do fajki Falcon:

morta-story00

Czarna morta wydobyta w okolicach Wrocławia, niedatowana. Wysokość całkowita: 62mm, główka: 33x55mm, komin: 19,5x45mm, waga 32,5g.

Domyślam się, że wysokość tej główki nie każdemu może odpowiadać. No cóż, każdy ma własne upodobania co do pojemności i kształtu komina. Ja jednak mam zamiar delektować się w nadchodzące zimowe wieczory możliwie jak najdłuższym pykaniem najbardziej smrodliwej latakii, jaką tylko znajdę – i właśnie taki wysoki „morciany” kominek mi się do tego celu bardzo przyda. Co do smaku tytoniu spalanego w tej główce, to cieszy mnie on ogromnie, bo naprawdę, za żadne skarby nie umiem się w nim doszukać nuty palonego drewna lub goryczy tanin.

Wracam jednak do tematu. Jak sądzę, każdy kto interesował się fajkami wykonanymi z morty (znanej także jako abonos, bog-oak, Mooreiche, czarny dąb, polski heban), ma już pewne pojęcie, jak powstaje ten ciekawy materiał. Przypomnę w dużym skrócie: w warunkach beztlenowych oraz w obecności rozpuszczonych w wodzie soli żelaza, zawarte w drewnie dębowym taniny przybierają czarną barwę, natomiast samo drewno stopniowo nasyca się nierozpuszczalnymi minerałami. Ten nie do końca jeszcze zbadany proces przebiega jednak niezwykle powoli i w zależności od wielu rożnych czynników środowiskowych, może zajmować całe setki, a nawet tysiące lat.

W wspominanej na wstępie dyskusji uparcie twierdziłem, że krajowe morty mają zwykle tylko po kilkaset lat, a najstarszy „polski heban” o jakim słyszałem, pochodzący z IX wieku, jest „młodzieniaszkiem” w porównaniu do okazów czarnego dębu znajdowanych np. na Bałkanach, liczących sobie nawet po ponad 8 tysięcy lat. Muszę się więc teraz przyznać – myliłem się. Myliłem się co do wieku najstarszej krajowej morty i jednocześnie, miałem rację co do tej najmłodszej.

Najstarsza krajowa morta została znaleziona w Lublinku koło Łodzi. Jej wiek oznaczony metodą C14 w Laboratorium Radiowęgla Instytutu Fizyki Politechniki Śląskiej w Gliwicach wynosił 9200±70 lat BP. Wyjaśnienia wymaga tu skrót „BP” oznaczający „before present”, gdzie za „teraz” w metodzie radiowęglowej uznaje się rok 1950. Tak więc, najstarsza znana polska morta ma jakieś 9260±70 lat. To naprawdę sporo. Inne najstarsze krajowe czarne dęby, głównie pochodzące z pradoliny Odry, są dużo młodsze i mają zaledwie po 4000 – 5500 lat BP. Region ich występowania i wiek potwierdza przypuszczenia, że dąb dotarł na ziemie polskie około 9000-8000 lat temu podbijając nowe terytoria wraz ze stopniowym ocieplaniem się klimatu po ostatnim zlodowaceniu (zakończonym ok. 11,7 tys. lat temu). Przeważająca większość „polskiego hebanu” jest jednak znacznie młodsza i ma od ok. 1,5 tysiąca, do nawet tylko kilkuset lat. Dokładnie właśnie takie, stosunkowo powszechnie występujące, relatywnie bardzo jeszcze „młode”, czarne dęby były od wieków (i nadal są) wykorzystywane jako surowiec do produkcji meblarskiej. Precyzyjne określenie minimalnego wieku dębiny, po którym uzyskuje ona tak cenioną piękną, czarną barwę jest jednak znacznie trudniejszym zadaniem niż określanie wieku najstarszych krajowych okazów morty. W jej przypadku zawodzi metoda radiowęglowa i pozostaje jedynie szacowanie metodami dendrochronologicznymi (analiza usłojenia) lub metodami historycznymi – czyli w oparciu o źródła materialne lub pisane umożliwiające w miarę precyzyjne datowanie okresu w którym dany pień znalazł się w warunkach zapoczątkowujących jego przemianę w mortę. I tak, opierając się właśnie na metodzie historycznej, spróbuję oszacować minimalny wiek najmłodszego „polskiego hebanu”. Na początek, przytoczę pewne, ciekawe rozważania Zygmunta Glogera – historyka, archeologa, etnografa i krajoznawcy z przełomu XIX i XX wieku:

„Tu i ówdzie pomiędzy Neplami, a Kołodnowem, napotykamy ogromne dęby sczerniałe w korycie rzeki. Wiele z nich, wychylając potężne konary nad poziom wody, podobne są z dala do ogromnych fantastycznych potworów, wynurzających się z głębin. Niektórzy przyrodnicy utrzymują, że dąb aby nabrał hebanowej barwy i prawie kamiennej twardości, powinien około 3000 lat przeleżeć w wodzie. Czy koniecznie tak długo, tego twierdzić niepodobna, ale to wiemy na pewno, że dębowe pale mostu, postanowionego na Wiśle (wprost ulicy Mostowej) za Zygmunta Augusta, wydobywane z wody po latach trzystu, dopiero w połowie nabrały barwy czarnej. Ponieważ dęby napotkane przez nas w Bugu, były już czarne zupełnie, należy więc przypuszczać, że mogły pochodzić z epoki owych dębów celtyckich, z których zdejmowana jemioła służyła Druidom do ofiar czynionych bogom, a w każdym razie były starsze od sławnego na Żmudzi Baublisa”[Dolinami rzek. Opisy podroży wzdłuż Niemna, Wisły, Bugu i Biebrzy Gloger 1903, s. 170]

morta-story02

Czarna morta wydobyta w okolicach Wrocławia, niedatowana. Wysokość całkowita: 62mm, główka: 33x55mm, komin: 19,5x45mm, waga 32,5g.

Tak więc, zgodnie z przytoczonym opisem, trzystuletnie pale mostu „opiero w połowie nabrały barwy czarnej”. Takie właśnie, częściowe przebarwienie drewna jest jak najbardziej naturalne, gdyż proces zmiany barwy dębiny rozpoczyna się od jej warstw zewnętrznych (bieli) mających bezpośredni kontakt z solami żelaza rozpuszczonymi w wodzie. Z czasem, czernieje także rdzeń pnia (twardziel), natomiast narażone na działanie mikroorganizmów (np. bakterie aneorobowe) i procesu rozkładu hydrolitycznego warstwy zewnętrzne ulegają stopniowemu rozkładowi.Teorię stopniowej przemiany barwy dębiny potwierdza także inny znany mi z Internetu opis badań stosunkowo „młodego” pnia (tym razem był to 160. letni pal mostowy), w którym smolista czerń występowała tylko w cienkiej warstwie zewnętrznej, natomiast warstwy głębsze pnia przybierały kolejno coraz jaśniejsze odcienie szarości przechodząc ostatecznie w samym rdzeniu w naturalny brąz drewna dębowego.

No dobrze, a ile lat mają całkowicie już „czarne” i możliwie jak najmłodsze, krajowe pnie dębowe?

Wracam więc znów do dębowego drewna konstrukcyjnego, tym razem znajdowanego współcześnie w Gdańsku. W pełni wybarwiony na czarno gdański dąb ma zaledwie 700 lat i zgodnie z danymi archeologicznymi i źródłami historycznymi był użyty w XIV wieku do budowy fundamentów i umocnień portowych. Ok. W tym miejscu mam już chyba dostatecznie dużo danych, by pokusić się o określenie ile w przybliżeniu potrzeba czasu, by nasz, krajowy dąb, w sprzyjających warunkach, stał się czarną mortą. Myślę, że ostrożnie mogę przyjąć, że już 500-600 letni pień dębowy po wydobyciu i wysuszeniu będzie w pełni wybarwionym, choć nadal jeszcze bardzo młodym i wciąż słabo zmineralizowanym, prawdziwym „polskim hebanem”

Tak jeszcze na marginesie moich „morcianych” rozważań, grzebiąc w Internecie, w poszukiwaniu informacji na temat morty, natrafiłem wzmianki o istnieniu jej odmian barwnych: black, copper i golden (Davorin). Co ciekawe, każda z tych odmian barwnych podobno posiada własne, specyficzne właściwości mechaniczne predysponujące ją w większym lub mniejszym stopniu do wykorzystania w fajkarstwie. Chociaż miałem dziwne wrażenie, ze coś mi tu nie gra, zignorowałem tę informację – traktując ją jako kolejną ciekawostkę związaną zapewne z wiekiem i stopniem mineralizacji dębowej morty. Przypadkowo, dotarłem jednak do ciekawego tekstu na temat morty irlandzkiej. Otóż, zgodnie z nim, występowanie jej odmian kolorystycznych związane jest z gatunkiem drzewa z jakiego powstała. I tak: dąb daje czarną mortę, szkocka sosna – mortę w odcieniach miedzi, natomiast cis – w odcieniach od jasnego beżu aż do ciemnego brązu. Niestety, wszystkie te „odmiany” morty, noszą wspólną i jednocześnie mocno mylącą nazwę – „bog oak”. No cóż… Jak widać, morta morcie nierówna, a „morciana” fajka niekoniecznie musi być wykonana z dębiny.

Na sam koniec, chciałbym się jeszcze podzielić w telegraficznym skrócie swoimi spostrzeżeniami na temat obróbki krajowej, dębowej morty. Po pierwsze, morta zakupowana w „detalu” w postaci ciętych, dobrze wysuszonych bloczków jest materiałem dosyć kosztownym. Nawet ponad 30% tak pozyskanego i już wstępnie wyselekcjonowanego jakościowo materiału i tak posiada drobne pęknięcia, które wykluczają jego użycie w zastosowaniach fajkarskich. Podczas obróbki dębowa morta zachowuje się jak twarde i dość kruche drewno – tak więc, zarówno piłowanie jak i wiercenie wzdłuż jej włókien jest dość łatwe nawet przy użyciu narzędzi ręcznych. Te same czynności wykonywane w poprzek włókien wymagają już jednak znacznie więcej wysiłku i dużo lepszej klasy narzędzi.

morta-story01

Czarna morta wydobyta w okolicach Wrocławia, niedatowana. Wysokość całkowita: 62mm, główka: 33x55mm, komin: 19,5x45mm, waga 32,5g.

Podobnie sprawy mają się z toczeniem – prowadząc nóż prostopadle do kierunku włókien łatwo „zarwać” drzazgę i zniszczyć toczoną powierzchnię. Aby tego uniknąć, trzeba używać bardzo ostrego noża i zdejmować nim stopniowo możliwie cienkie warstwy materiału. Toczenie w poprzek włókien idzie bardzo opornie i skutecznie tępi noże. Wiercenie komina szerokim wiertłem łyżeczkowym wzdłuż włókien jest stosunkowo łatwe, ale trzeba mocno uważać na utrzymanie odpowiedniego tempa obrotów i docisku tak, aby wiertło nie zatrzymywało się lub poruszało w wierconym otworze skokowo. Trzeba też pamiętać, że morta jest jak najbardziej palna i daje o tym szybko znać w przypadku, gdy się ją przegrzeje podczas zbyt intensywnej obróbki mechanicznej. Wysoki połysk morty można uzyskać szlifując ją kolejno papierami ściernymi o gramaturze od 240 do 1500. Tak wypolerowana morta, właściwie już nie wymaga nawet woskowania. Obrabiana morta intensywnie się pyli brudząc wszystko dokoła. Warto więc przed rozpoczęciem jej obróbki pomyśleć nad jakimś systemem odsysania pyłu i środkach ochrony dróg oddechowych.

Podsumowując: zupełnie nie zgadzam się z obiegową opinią, że morta jest materiałem szczególnie trudnym – moim zdaniem, wymaga ona jedynie odpowiedniego traktowania i naprawdę dobrych narzędzi. Przy odrobinie cierpliwości, efekt końcowy pracy z tym materiałem jest z pewnością znacznie ciekawszy niż ten, jaki można by osiągnąć pracując z wrzoścem kiepskiej jakości!

Tags: , , ,

23 Responses to Falcon od kuchni – „morciany” suplement

  1. szydlo
    25 października 2016 at 12:15

    Chyba namówiłeś mnie tym tekstem na morcianą fajeczkę. :)

  2. ajt
    25 października 2016 at 13:54

    Wspaniały tekst. Gratuluję uporu w zgłębianiu tematu.
    Takie wysokie główki w falconie mają swój nieodparty urok, chociaż ja tą fajkę cenię między innymi, za stosunkowo małą pojemność. Czekam z niecierpliwością na możliwość kupna Twoich wyrobów.

  3. cortezza
    cortezza
    25 października 2016 at 14:41

    Mam Brógową morciankę do latakii, pali się znakomicie, jest bardzo lekka, co dla palącego „w zębach” ma duże znaczenie. Świetny artykuł, dzięki!

  4. kusznik
    kusznik
    25 października 2016 at 19:55

    Doskonale napisany artykuł, dzięki! Przyłączam się do ajt’a w niecierpliwości oczekiwania na możliwość kupna takiej główki. A wysokość IMO nadaje fajce zaskakująco ciekawy wygląd….
    Gratuluję!

  5. KrzysT
    KrzysT
    25 października 2016 at 20:20

    Powiem tylko tyle: merytorycznie artykuł jest na lewą belkę.
    Znakomity research i przystępnie napisane.
    Szczere gratulacje.

    • yopas
      26 października 2016 at 10:25

      Owszę, dodalimy!

  6. cortezza
    cortezza
    25 października 2016 at 20:48

    Nabyłbym i ja taką główkę, ale 1/2 wysokości.

  7. Brudny Harry
    25 października 2016 at 21:16

    Bardzo dziękuję za pochlebne opinie. Starałem się zgłębić temat na ile to tylko możliwe, bo morta to naprawdę fascynujący i jednocześnie tak naprawdę słabo poznany materiał. Jeżeli chodzi natomiast o moje moce produkcyjne, to nie są one w tej chwili zbyt imponujące – wciąż jeszcze kompletuję sobie podręczny warsztat i walczę z problemami natury „lokalowej” w moim niestety zupełnie nierozciągliwym M4. Nie oznacza to jednak, że paru „morcianych” główek nie mogę sobie strzelić ot tak – z biegu, na kuchennym blacie. ;)
    Tak więc, nic nie mogę teraz obiecać, ale pomyślę o tym poważnie.

  8. Janusz J.
    Janusz J.
    26 października 2016 at 09:16

    Za tak wnikliwie przeprowadzoną kwerendę – na lewą belkę!
    Smacznego dymka.

    • yopas
      26 października 2016 at 10:25

      Sdiełano!

  9. P_iter
    P_iter
    26 października 2016 at 10:04

    A ja dochodzę do wniosku, że muszę sobie kupić Falcona…

  10. kusznik
    Kusznik
    18 grudnia 2016 at 17:36

    Od trzech dni cieszę się „morcianą” główką do mojego Falcona! Jest rewelacyjnie!!! Pasuje idealnie, jej zamontowanie działa zaskakująco bezproblemowo. Spokojnie jej Autor może wypiąć pierś po odznaczenie i zająć sie seryjną produkcją!!!
    Wróżę duuuży sukces finansowy, jeśli rozpocznie produkcję masową!!!
    Dziękuję!!!

  11. Marek Mr❂
    Marek Mr❂
    30 stycznia 2017 at 11:16

    Nadzwyczaj ciekawy artykuł, a główka do falcona ukazana na zdjęciu, w stylu „chimney” – przepiękna!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*