Marlin Flake

29 sierpnia 2010
By

Uwielbiam blenderską myśl Rattray’sa. Jest w niej prostota oraz codzienność, ale i odpowiednia szczypta szaleństwa. To powoduje, że choć nie są to tytonie nadmiernie złożone i z pewnością nie da rady wyczuć w nich ogromnej plejady smaków, ani też niuansów, to jednak palę je z radością. Old Gowrie oraz Black Mallory zachwyciły mnie od razu. Jedynym wyjątkiem jest Hal’o’The Wynd, którego uważam za tragiczną pomyłkę. Za to Marlin Flake, od którego, muszę to przyznać, uciekałem jak najdłużej, sądząc, że nie będzie niczym wybitnym, zasmakował mi niesamowicie.

Wśród opinii wielu fajczarzy nie jest to najwyższa klasa tytoni fajkowych. Wyroby Rattray’sa plasują się raczej jako solidne średniaki. O wiele wyżej niż produkty Planty, Dan Tobbacco, czy podobnych, ale już znacznie niżej niż smakołyki Petersona lub Samuela Gawitha, o Dunhillach nie wspominając. Nie zgadzam się z tym osądem, choć go rozumiem. Petersony i SG są zwykle o wiele bardziej złożone, oferują dość zaskakującą gamę smaków oraz zapachów. Niektóre są lepsze, inne gorsze, ale tak czy siak nigdy nie można być do końca pewnym, czy podczas palenia nie natrafimy na coś niespodziewanego i ujmującego zarazem. Tymczasem tytonie Rattray’sa są po prostu równe. Od początku do końca takie same, przewidywalne. Mają zwykle jeden dominujący nad resztą posmak, a w tle niewiele więcej. Ciężko je nawet zestawić z innymi produktami konkurencji. Nie zauważyłem odpowiednika Old Gowrie. Ciężko mi doszukać się czegoś podobnego do Hal’o’The Wynd. Może Black Mallory lepiej wypadłby na tym tle, bo można próbować porównywać go do innych mieszanek z dominującą rolą latakii, ale tutaj sprawę komplikuje cavendish, który jakoby jest dodany do BM (a którego niżej podpisany nijak nie wyczuwa). Nie inaczej jest z Marlin Flake – ciężko odnaleźć jego brata bliźniaka wsród Petersony, Samuelów Gawithów…

Chyba właśnie to sprawia nie tak wielką popularność Rattray’sów. Fajczarze nie mają bazy porównawczej. Czują się obco z tymi wyrobami. Gdy nie sposób jest znaleźć nic podobnego, podświadomie odrzucamy to jako nieznane. No, ale dość tej quasi-psychologicznej analizy. Przejdźmy do sedna.

Najważniejszy w Marlin Flake jest fakt suszenia tegoż w technice flue cured. Ciepłe powietrze, jednocześnie nie zmniejszając zawartości nikotyny w mieszance, cudownie wydobywa słodycz z virginii, która jest bazą owego tytoniu. Wyrównuje też wszelkie nadmiary i niedomiary, tworząc znakomicie skomponowaną, bardzo naturalnie słodką va. Podczas palenia nie zauważymy żadnych wahań jakości – to doskonale przygotowany tytoń, zawsze gotowy do nabicia, czy suchy, czy mokry. Nie przeszkadza mu cieplejsze palenie i opcjonalny kondensat, który czasem lubi dać się we znaki, jednak bez nachalności znanej z aromatów. Cavendish zaś jest czymś wręcz mitycznym, bo ponownie odnotowuję fakt, iż nie znać go na tle owej wyśmienitej virginii. Co do perique, to trzeba przyznać, iż jest najtrafniejszą przyprawą, spełniającym swoją rolę dodatkiem do świetnie zbalansowanej całości. Potrafi szczypnąć w język, dzięki niemu mieszanka jest mocniejsza, ale nie dusi, nie łapie za gardło, nie powoduje wytrzeszczu oczu. Na języku czuć jego specyficzny posmak, ale współgra on z tą virginią, o której tak tu się rozpisuję.

Płatki nie są duże, ale raczej grube. Są też kruche, dzięki czemu z łatwością można je rozdrobnić. Nie zmieni to jednak natury Marlin Flake – ten dalej będzie dawał taką samą satysfakcję z palenia.

Największym zaskoczeniem jest zapach. Bardzo podobny do Old Gowrie, jednak znać w nim inną nutę. Wręcz nie sposób się pomylić. Jest słodko-ziemisty, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Nie odrzuca, ale i nie zachęca. Nie powoduje jednak także nadmiernych oczekiwań, dzięki czemu palacz ma szansę pozytywnie się rozczarować.

Marlin Flake zawojował moje prywatne rankingi. Brawurowo wdarł się do samej czołówki pomimo tego, że wolę go raczej traktować jako tytoń codzienny, nie zaś jako specjalny smakołyk. Niemniej jednak dzień bez niego wydaje mi się stracony. Może towarzyszyć mi wszędzie i zawsze zda egzamin.

To bardzo swojski, ale też bardzo „inny” tytoń. Nieporównywalny z innymi, dzięki czemu jest mistrzem w swojej klasie. Dobrze zbalansowana mieszanka słodkiej, dobrej virginii z miłym dodatkiem perique. Już to samo w sobie jest dziwne, nieprawdaż? Nazywać dodatek perique miłym, biorąc pod uwagę właściwości tegoż. Niemniej jednak tak właśnie jest. I tu spotyka się codzienność z szaleństwem, czyniąc solidnego średniaka wybitnym smakołykiem, niezależnie, czy chcemy, czy nie.

I dzięki temu mogę palić go bez końca.

Tytoń dostępny na stronie sklepu fajkowo.pl

Tags: , , , , , , , , , ,

6 Responses to Marlin Flake

  1. 30 sierpnia 2010 at 18:40

    Uwaga językowa:
    Nie da się „pozytywnie rozczarować”. Można być pozytywnie zaskoczonym, ale rozczarowanie w swojej definicji jest negatywne. Nie można go więc zestawiać ze słowem „pozytywnie”. :)

    • JSG
      JSG
      31 sierpnia 2010 at 10:27

      pozytywne rozczarowanie mimo swojej bezsensownosci spotkasz w roznych tekstach w roznych kontekstach. Jest to srodek stylistyczny, w tym przypadku moze oznaczac ze np wypalisz cala puszke tego tytoniu poczym nigdy do niego nie wrocisz, lub cos w tym guście… Zwykle humanisci nie maja problemu z rezumieniem takiego absurdu jezykowego matematykiem jestes?

      • yopas
        31 sierpnia 2010 at 11:00

        Bycie matematykiem nie wyklucza bycia humanistą. Patrz: Hugo Steinhaus.

        Ten środek stylistyczny nazywa się oksymoron, a po polsku epitet przeciwstawny.

        • 31 sierpnia 2010 at 12:44

          Przyjmuję wytłumaczenie i wycofuję uwagę. ;)
          Tak, zdecydowanie jestem matematykiem/technikiem. Stąd może nie tyle nie zrozumienie, co ścisłe przestrzeganie reguł.

  2. Alan
    Alan
    28 września 2010 at 17:16

    Palę sobie w gliniance próbkę od autora powyższego tekstu i nie wiem co o tym tytoniu powiedzieć. Smakuje, ale ta słodycz i lekka pikantność pq jest jakby za słaba. Ciekawe jak smakowałoby to bez cavendisha, którego też jakoś nie wyczuwam, choć może gdzieś on tam jest i uporczywie osłabia mi smak mieszanki…Za to bardzo podoba mi się room note!

  3. Julian
    Julian
    22 maja 2013 at 09:38

    Ja mam natomiast jedno pytanie: czy ktoś zna „starego” Marlina sprzed czasów Kohlhase und Kopp? Bo ja pierwszy raz paliłem ten tytoń kilkanaście lat temu i WYDAWAŁO mi się, ze ma posmak mydlanki. Teraz go nie ma. Tu zaszła zmiana, czy jednak mi się wydawało?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*