GH Black Twist – recenzja @Boro

10 marca 2013
By

akcja recenzja Gawith Hoggarth Black TwistŻyję. To chyba dobre słowo na początek i chyba tylko początek. Wiele pisało się na tym portalu o twistach, po których nawet najbardziej wprawni kowboje po kwadransie, z żołądkiem w gardle, panicznie szukali ustronnego miejsca i chciałem zobaczyć jak to jest. Czy mi się udało? O tym troszeczkę niżej.

Zacznijmy do tego, co ujrzałem. Po otworzeniu przesyłki z próbką w strunówce dostrzegłem dwa kilkucentymetrowe kawałki skrętki, jednak o zdecydowanie mniejszej średnicy niż te ze stajni Samuela Gawitha. W dotyku nie są one sprężyste, to mocno zbite ciało. Kolor to ciemna czekolada, nie aż tak intensywna jak gorzka, ale nie tytoniowobrązowa.

Po wwąchaniu się w dwa, dziwnie przypominające kocią kupę, kawałki (miałem opory) nastąpiło pierwsze zdziwienie. Kto wąchał Black XX, kto wąchał Brown no. 4 ten wie, że nie masz słodszej Virginii jeśli chodzi o tin note. A tutaj? Szmata, olej, śledź i sól. Każde wyraźne i nie pozostawiające złudzeń. Proste skojarzenie robotnika fizycznego po kilkunastu godzinach pracy latem się nasuwa. Niedosuszone pranie, pot, no nie wiem sam. Strach wpakować do fajki skoro straszyli w dodatku potężną mocą…

Ale podjąłem się, to słowa dotrzymam. Ba, obiecałem dożyć końca. Łącznie przeprowadziłem 6 sesji w malutkim apple GBD (paliłem w nim uprzednio tylko raz czystą Va) rozwijając po prostu rope na pojedyncze listki, podsuszając i pakując jak ready rubbed. Wszystko przeprowadzane było w kawiarniach, więc mogłem na spokojnie, bez podmuchów wiatru i innych takich wypalać całą fajeczkę przy dobrej kawie. Każde zazwyczaj zajmowało mi ok. godzinki, z reguły bez odstawiania czy wygaszania. Tyle o technicznej stronie.

Czas na fajerwerki. Myślę, że każdy z naszej piątki bez wahania wymieni w smaku skojarzenie z… grillowaną kiełbaską! No coś niesamowitego, ten motyw jest tak oczywisty, tak wyraźny, że nie sposób go pomylić z niczym innym. Mało tego, room note tego tytoniu jest praktycznie identyczny. Rozkładając tytoń na czynniki pierwsze mamy wytrawną Va, gęstą, oleistą i charakterystyczną dla swojej formy dojrzewania. Żadnych cukierków, słodyczy, żelków czy orzeszków w miodzie. To prawdziwy kompan na letniego grilla.

Tytoń jest strasznie kąśliwy, po kilku minutach cała paszcza szczypie, ale w miarę kolejnych puffnięć uczucie przestaje przeszkadzać. Na języku czuć ewidentnie pieprz, może wasabi, ostrą papryczkę. I nie chodzi o sam smak tychże, tylko to uczucie, które po sobie zostawiają. Na pewno warto, poszerza perspektywy fajczarskie.

Moc jest dla mnie największym szokiem. Ja nie jestem z tych twardych, latałem już po FVF latem w średniej fajce. Paweł (@Alan) poczęstowany powiedział jednak, że to właśnie te rejony, okolice 8 w skali Synjeco. Nie chciało mi się wierzyć, zważywszy w dodatku na to, że Paweł może twisty jeść jak tortillę i jedyne co mu po tym będzie to to, że zęby mu zbrązowieją. Potwierdzam jednak w pełni tę opinię. Najsłabszy rope, jakiego do tej pory paliłem. Sycący, nie dopala się po nim człowiek, ale to nie jest kategoria Jeźdźców Apokalipsy. Nie ta waga.

Jak na skrętkę spala się również bardzo przyzwoicie. Rozdrobniony jak według mojego opisu potrafi zgasnąć raz, może dwa razy. Nie trzeba mu poświęcać całej uwagi, chociaż z pewnością koledzy palący w monetkach powiedzą coś innego. Jedyną wadę, jaką zdecydowanie mu przypiszę to brudzenie fajki. Okropnie syfi, zostawia swój zapach i nie tyle popiół, co lepkie, smoliste cuś. Trzeba się nieźle po nim naszorować, żeby nie capiło w całym domu.

Zdecydowanie polecam. Tytoń z pewnością wysokiej jakości, nietypowo przygotowany, szorstki, męski, z jajcami jak Bear Grylls. Polecam nie jako ciekawostkę, tylko specyfik do swobodnego palenia. Jeśli ja przetrwałem, to większość kolegów da sobie z nim z przyjemnością radę.

No więc żyję. Ale czy to takie wielkie osiągnięcie po tym, co przeczytaliście?

 

Tags: , , , ,

One Response to GH Black Twist – recenzja @Boro

  1. Alan
    10 marca 2013 at 22:00

    Tu się podpisuję wszystkimi kończynami. Dobry tytoń, ale dla mnie ma poważny minus – mało słodyczy. Pieprzny (ale nie jak SG Brown 4), oleisty (ale nie jak SG Black XX), za to słodyczy prawie nic. A szkoda, bo z początku wydawał się idealnym pośrednikiem między w/w Gawithami.

    A co do mojej wytrzymałości – właśnie palę SG 1792 Flake i zaczyna mną chwiać, co się nie zdarzało w jego przypadku. Chyba trzeba się w końcu wyspać, papugi Tomka mają brutalne zwyczaje budzenia ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*