Chacom No.1, czyli nie taki kogut straszny…

23 sierpnia 2021
By

Od jakiegoś czasu powziąłem zamiar zakupienia tytoni Chacom, a konkretnie puszek sygnowanych No.1 i No.2. Byłem nawet zły na siebie, że podczas ostatnich zwyczajowych zakupów, które miały za zadanie uzupełnić braki w zapasie tytoniu, nie skusiłem się na nie, kiedy mi je proponowano w gdańskiej trafice. Kiedy jednak dopadła mnie spora chandra, postanowiłem poprawić sobie nastrój, wybierając się do ulubionej trafiki po rzeczone tytonie.

Udało mi się trafić tylko Chacom No.1 i kupiłem opakowanie, po czym radośnie popędziłem na pociąg i do domu, zastanawiając się na doznaniami smakowymi, jakie miał mi dostarczyć nowy tytoń.

Niestety, jak to najczęściej w życiu bywa, nie wszystko poszło zgodnie z planem i pierwszą małą fajkę zapaliłem późno w nocy, kiedy byłem już dosyć zmęczony… Z moją ulubioną fajką o większej pojemności musiałem się wstrzymać do rana, a to oznaczało, że pierwsze porządne palenie odbędzie się w pracy.

Ale po kolei.

Kartonowe opakowanie, w którym tkwi puszka z tytoniem, jest estetyczne i dodatkowo zafoliowane. Niestety logo i kogucik Chacom jest potraktowany po macoszemu i porzucony gdzieś w kącie. Na głównym planie właściwy urząd ostrzega przed miażdżycą czy innym rakiem (po zrobieniu zdjęcia opakowanie powędrowało w trybie przyspieszonym do śmieci).

Sama puszka zaskoczyła mnie jednak bardzo pozytywnie. Otóż na całej powierzchni wieczka znajduje się naklejka z logo i kogucikiem, a tło jest pięknie upstrzone wizerunkami fajek różnego typu. I żadnych ostrzeżeń!

Dalej jest mniej estetycznie. Papierek jest niechlujnie złożony w harmonijkę, tak jak to zwykle wygląda po kilku otwarciach i zamknięciach puszki. Kartonik zwyczajny z opcją zeskrobywania tytoniu, który do niego przywarł…

Pierwsze wetknięcie nosa w tytoń obudziło we mnie zwyczajowe wątpliwości: czy aby na pewno był to właściwy wybór? Zapach mało intensywny, Latakii niewiele, szczypta Orientalu… Niby to, co tygryski lubią najbardziej.

Jak już wspomniałem, było późno w nocy, ale zaparzyłem sobie małą czarną i nabiłem niewielką wrzoścową fajeczkę.

Te pierwsze pyknięcia wydały mi się nijakie. Owszem wyczułem stonowaną, a nawet dosyć mdłą słodycz, była Virginia, był Black Cavendish i Latakia… Nie byłem pewien co do Orientalu. Przy sztucznym świetle ciężko było go wypatrzyć, ale moje kubki smakowe zdecydowanie go wyczuwały. W opisie tytoniu w jednej z internetowych trafik była wzmianka o takiej domieszce, ale później została cichaczem skorygowana. Jednak na zagranicznych stronach fajczarze wspominają o nim, chociaż w składzie wymieniane są tylko tytonie podstawowe.

Dwie kolejne fajki wypaliłem już o wiele spokojniej w ciężkim i wilgotnym portowym powietrzu, przesyconym bardzo intensywnymi zapachami. Paradoksalnie tytoń smakuje mi w tej dusznej atmosferze wprost wybornie. Udało mi się wydobyć z Chacom No.1 zdecydowanie więcej słodyczy i
naturalnego aromatu. Tytoń pali się bardzo spokojnie i równomiernie, niestety mniej więcej w połowie fajki nabiera goryczy. Jednak nawet wtedy można doszukać się gdzieś na podniebieniu nuty tego właściwego smaku.

Czwartą fajką rozwiałem wraz z dymem moje uprzednie wątpliwości i już jestem pewien, że Chacom Nr.1 będę kupował jeśli nie regularnie, to zapewne często, by leżał w szufladzie i był pod ręką w tej odpowiedniej chwili. Jako tytoń codzienny jest nieco za słaby jak na moje gusta.

Myślę, że na koniec trzeba podać fakty i naprostować nieco mity à propos tytoni Chacom. W zasadzie taka potrzeba pojawiła się po dyskusji na naszej pogadywaczce i uruchomiła we mnie ciekawość detektywa. Trochę poszperałem w necie i dowiedziałem się następujących rewelacji.

Za tytoń Chacom odpowiada oczywiście francuski producent Chapuis-Comoy&Cie. Na jego stronie znalazłem informację, że od września 2018 roku na rynek zostały powtórnie wprowadzone tytonie Chacom we współpracy z… niemieckim producentem Kohlhase&Kopp, u którego znajdziemy takie marki jak choćby Ashton czy Rattray’s. Brzmi znajomo? Oczywiście!

Chapuis-Comoi&Cie jest z kolei dystrybutorem marki Rattray’s oraz Peterson we Francji. Ma również własną bardzo ciekawą ofertę fajek, która jak najbardziej polecam przejrzeć. Można się pochorować, co też uczyniłem.

Zainteresowani łatwo odnajdą stronę Chapuis-Comoy&Cie we własnym zakresie, a tam sporo ciekawych informacji. Bardziej leniwi odnajdą link wstawiony przeze mnie w pogadywaczce.

Teraz pozostaje mi oczekiwanie na zamówiony Chacom No.5 i nie powiem, zżera mnie ciekawość.

Pozdrawiam serdecznie wszystkich znad aromatycznej fajeczki!

Tags: , ,

5 Responses to Chacom No.1, czyli nie taki kogut straszny…

  1. Julian
    Julian
    24 sierpnia 2021 at 18:08

    Powinno być Chapuis-Comoy, jak sądzę.

  2. arasshater
    arasshater
    24 sierpnia 2021 at 20:38

    Zgadza się. Musiał edytor nieprzyzwyczajony do języka francuskiego poprawić i nie zauważyłem przez pośpiech czy zmęczenie…

  3. DoliN
    25 sierpnia 2021 at 19:33

    Dzięki za recenzje!

    • DoliN
      25 sierpnia 2021 at 19:33

      Ooo. Widzę że komentarze mogę dodawać.

  4. canicattinese
    14 października 2022 at 23:25

    Paliłem wszystkie cztery, hahahaha, to były jeszcze czasy kiedy były tylko cztery,będąc we Francji wziąłem od razu wszystkie. Czwórka smakowała mi najbardziej, mieszanka virgini z perique, dobry flake o dość przyjemnej nucie.Swoją drogą odleżała swoje , kupiłem ją chyba w 2017 a wypaliłem podczas pierwszego lockdownu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*