Sobotni spacer

9 października 2010
By

Jesień już daje o sobie znać. Poranne wyjście po bułki, szadź na szybach samochodów, zimny wiatr w oczy. Dzień nie zapowiada się dobrze…

Potem śniadanie ze świeżymi, bohatersko zdobytymi bułkami, ulubiona kawa i ciepły uśmiech lepszej połówki. Wychodzi słońce, świat jakby milszy się wydaje. Może jednak nie będzie tak źle.

A może by wyjść na spacer? Rzut oka na termometr… Poranne mrozy musiały mi się śnić. Wybieram fajkę. Dużą, pojemną, z grubymi ściankami, lekko wygiętą. W takiej lubię palić słodkie, lekko aromatyzowane mieszanki. Powoli nabijam, skręcam, ugniatam. A temperatura na dworze rośnie. Po odprawieniu rytuałów wstępnych zakładamy kurtki i wychodzimy.

Nie znam okolicy. Mieszkamy tu od niedawna. Na co dzień biegnę tylko do autobusu rano, a wieczorem powłóczę nogami po drodze z przystanku. Tak, sobotni spacer bocznymi uliczkami, taki bez celu, byle przed siebie, to właśnie będzie miłą odmianą. Głęboki wdech rześkiego powietrza. To jednak będzie miły dzień…

Rozpalam fajkę (w domu obowiązuje zakaz palenia), biorę Lubą pod ramię i idziemy. Obchodzimy jeziorko, przyglądamy się rzędom małych domków. Niektóre są stareńkie, tchną historią, inne z kolei to niemal wille zachwycające przepychem. Chodzimy uliczkami chłonąc klimat Czerniakowa. Napotykamy kilka skwerków, ogródków piwnych (a myślałem, że instytucja na wymarciu w tej części miasta – już wiem, gdzie wypalę wieczorną fajeczkę), odwiedzamy polankę nad jeziorkiem. Cieszymy się słońcem, świeżym powietrzem i fajeczką smakującą w tych warunkach doskonale.

Chwila przerwy na napotkanej w kolejnym skwerku ławeczce. A potem dalej odkrywamy okolice. Kilka ślicznych kościółków, dziesiątki niszowych sklepików, o których istnieniu przeciętny obywatel nie ma pojęcia, setki mechaników samochodowych – „złotych rączek”; nie mówiąc o skwerkach, barach i placach zabaw, bo kto nie lubi choć przez chwilę się pohuśtać w czasie romantycznego spaceru we dwoje.

Wszystkim tym przeżyciom, uniesieniom, śmiechom i nostalgiom towarzyszy woń ulubionego tytoniu. Fajka nie jest wtedy w centrum uwagi. Nie grzebiemy kołeczkiem nerwowo kontrolując palenie. Pozwalamy jej na pewien luz. Wydobywają się z niej wtedy inne, bardzo ciekawe smaki. Delikatne a zarazem słodkie. Dym nawet nie przeszkadza ukochanej, która w domu wydała zakaz. Jesienne, jeszcze jasne słońce, świeże powietrze, woń dymu i spacer z ukochaną wprawiły mnie w stan ekstatyczny. Straciliśmy zupełnie poczucie czasu.

Panowie, jeden weekend się kończy, następny nadchodzi. Korzystajmy póki można. Zabierzmy żonę/dziewczynę/przyjaciółkę pod rękę, nabijmy ulubioną fajeczkę i do zobaczenia w okolicy :). Jutro dla odmiany Łazienki.

Zdjęcie pochodzi ze strony Pipesmagazine. Link odsyła do artykułu po angielsku, który traktuje o spacerach z fajką!

Tags: , , , , ,

26 Responses to Sobotni spacer

  1. Franz
    Franz
    9 października 2010 at 19:52

    Te,z tak lubię, ale po obiedzie :-)
    pozdrawiam

  2. Rheged
    9 października 2010 at 22:48

    Dla wyjaśnienia – zdjęcie nie przedstawia autora artykułu. Udało się jednak znaleźć tekst o podobnym temacie w Internecie zza Oceanu ;). Odnośnik na końcu opowiadanka.

  3. 10 października 2010 at 09:41

    Hmmm ja kiedy idez dziewczyna wole nie palic fajki. Po co jej szkodzic i smrodzic? Poza tym jak ide na spacer to po to by cieszyc sie mrozna swiezoscia powietrza. Fajke wole sobie zapalic w samochodzie, w drodze po bulki czy siedzac przy komputerze.

  4. Rheged
    10 października 2010 at 11:31

    Ja w ogóle nie lubię palić na spacerach. Po pierwsze – nie potrafię trzymać fajki w zębach (może to wina mojego zgryzu) oraz nie lubię tego robić, bo niszczy ustnik. Mogę przysiąść na ławce, na schodach, na plaży i wtedy palić. Z kobietą akurat nie mam problemów – nie dość, że pozwala, to sama chętnie kurzy fajkę.

  5. JSG
    JSG
    10 października 2010 at 14:31

    Emilu nie niszczy jesli robi sie to umiejetnie.
    Druga rzecz kto powiedzial ze w trakcie marszu, spaceru itp nie mozna fajki dzierzyc w dloni?
    Ja czesto pale na dworzu, podczas chodzenia po miescie, po lesie, kiedy ide do sklepu. Nie widze powodow by tego nie robic, kiedy wchodze do sklepu wkladam fajke do kieszeni, kiedy wychodze pale dalej- rzadko gasnie. Ale na spacer z kobieta- unikam i nie ma to nic wspolnego z jej- a raczej ich -kobiet, aprobata badz jej brakiem.

    • Rheged
      10 października 2010 at 15:12

      A jak to się robi „umiejętnie”?

      • Alan
        Alan
        10 października 2010 at 15:49

        Nie ściskasz ustnika zębami, tylko ów ustnik o zęby opierasz (fajka wtedy „wisi” na zgryzie ustnika, który zahaczony jest o górne zęby). Poza tym możesz fajkę sobie trzymać dłońmi (za główkę, za szyjkę, jak wolisz – ja lubię oplatać palcem wskazującym szyjkę, megawygodne).

        Jeszcze niedawno nie byłem w stanie palić w marszu, a teraz nie wyobrażam sobie spaceru gdziekolwiek bez virginiowego czy latakiowego dymu. I tak jak Wojtek, nie nabijam specjalnie na wyjście, tylko palę to, co akurat się żarzy. No chyba, że nie zdążyłem wcześniej nabić. Jak zdarzy mi się wejść do miejsca, gdzie palić nie wolno, to też fajkę chowam do kieszeni, ewentualnie trzymam ją w dłoni tak, że jej wnętrzem zatykam komin fajki.

  6. sat666sat
    sat666sat
    10 października 2010 at 15:20

    No właśnie na spacerku miło jest i nie tylko na spacerku. Po prostu włażę z faja i wchodząc np. do sklepu wkładam do kieszeni…po wyjściu w usta i po kłopocie.

  7. tower
    tower
    10 października 2010 at 21:41

    Jeśli chodzi o kobiety, bo pojawiły się głosy, że palenie na dworze w ich obecności też im może szkodzić, moja przynajmniej stwierdziła, że ta forma jej wogóle nie przeszkadza, w przeciwieństwie do palenia w domu, czy samochodzie. Do tego samochodowe wykładziny przesiąkają zapachem tytoniu. Utrzymuje się on dłuższy czas, narażając jego właściciela (moją skromną osobę) na komentarze od ukochanej. I „Wunderbaumy” nie pomagają…

  8. tower
    tower
    10 października 2010 at 23:13

    A my się jakoś dogadujemy. Rzuciłem dzięki niej papierosy za to zgodziła się tolerować fajkę (ale niestety nie w domu). Najważniejsze, że się dogadujemy:). Ona wręcz lubi jak wracam z baru troszkę „opalony”, le tylko troszkę. Nuta tytoniu towarzyszyła nam od początku wspólnej drogi i jakoś ma chyba zakodowane, że mój osobisty zapach bez tej nuty to już nie jest to samo:).

    Pozdrawiam

  9. Jurek
    Jurek
    11 października 2010 at 01:00

    A ja dodam, że wczoraj (jak nie patrząc w sobotę :)) paliłem sobie fajkę w Sopocie na plaży przy molo wraz z moją dziewczyną. I o dziwo tym razem mój dym jej nie przeszkadzał, a nawet pasował! Fakt Faktem, że nie nabiłem Latakii, a aromatyzowaną Virginię (Mac Baren 7 seas Gold). Zauważyłem coś bardzo ważnego: gdy moja luba wyraziła pochlebne słowa o moim fajkowym zapachu, sama w sobie fajka smakowała bardziej i nawet lepiej się paliła… oj było słodko :)

  10. 12 października 2010 at 02:16

    No ja też ostatnio doceniam uroki palenia w czasie spaceru/przemieszczania się gdzieś. Jako, że samochód mój wróg, to palę często i przyjemnie. Jedynie brakuje mi dużej fajki na dłuższe przebieżki, ale wszystko z czasem.

    Chciałbym zauważyć też, że niestety, ale społeczeństwo nie zawsze aprobuje (przecudowny) zapach dymu tytoniowego z fajki reagując co żywo na zmyślone pyknięcie głośnym „ACH” i „A FE”. Wiem, że tolerancyjnym trzeba być, ale to działać powinno w dwie strony.

    Jednak teraz staram się zapytać (w miarę możliwości) otoczenie o zgodę na puszczenie kłębuszka dymu. Jakoś tak czuję się bardziej zgodny ze społeczeństwem.

    Na koniec przyznać muszę, że spacer po parku z fajką w zębach (zaciśniętych na ustniku, bo tak lubię i inaczej robić nie będę!) jest niezwykle przyjemny. Dla tych co nie umieją trzymać fajki w ustach mogę zaproponować dwa rozwiązania:
    1. Na specerek bierzemy fajkę taką, która jeśli przypadkiem upadnie, bądź będzie miała lekko pogryziony ustnik, to nie ubędzie nam niczego.
    2. Trzymamy ją w „gębie” jak nam wygodnie i próbujemy co z tego wyjdzie.

    Ja zazwyczaj trzymam fajkę mocno w zębach sztywno utrzymując ją w ustach. Czasem jak chcę dym skierować w inną stronę to lekko popuszczam i balansuję, tak żeby osiągnąć zamierzony cel. Łapię w ręce kiedy np. zmieniam stronę zgryzu.

    Pozdrowienia,
    Mikołaj

  11. JSG
    JSG
    12 października 2010 at 08:08

    Zawsze można mieć fajki stowrzone do spacerowania:
    big ben „ranger”
    http://img.skitch.com/20101012-enidbkp7fmq24bi63xygkf16ws.jpg
    czy inne ompoule

    • kolejarz1986
      kolejarz1986
      13 października 2010 at 13:52

      Janku, możesz napisać dlaczego ta fajka jest stworzona do spacerowania? Ja szukam jakiejś fajeczki stworzonej do spacerów, tylko nie wiem czym mam się kierować przy zakupie. Musi mieć szeroki ustnik tak jak twoja na zdjęciu? Chyba powinna być lekka a jednocześnie powinna mieć dość szeroki komin bo w niewielkich fajkach trudno się pali (strasznie grzeje mi się fajka w mojej antraktówce). Jaki powinna mieć kształt? Podpowie mi ktoś?

      • Alan
        Alan
        13 października 2010 at 15:13

        Generalnie chodzi o małe fajki, tzw. nosewarmery. Ten Big Ben Janka jest faktycznie świetny, ale tak samo dobrze sprawuje się mój ostatni nabytek – Butz Choquin Gentelman 5. Mała fajka, blisko twarzy, nie ciąży, nie majta się itp. ;)

        • kolejarz1986
          kolejarz1986
          13 października 2010 at 17:44

          Pokaż zdjęcie tej fajki bo nie mogę znaleźć na necie. Chciałem zobaczyć dokładnie jak to wygląda.

          • Alan
            Alan
            13 października 2010 at 19:47
            • kolejarz1986
              kolejarz1986
              14 października 2010 at 14:11

              Fajna. Ja na razie nie planuje kupować fajek bo palę niewiele, teraz pewnie jeszcze mniej będę palił. Szukam czegoś do palenia na dworze w drodze do pracy. Polowałem na Falcona ale nic ciekawego nie widać na allegro.

      • JSG
        JSG
        13 października 2010 at 18:01

        Zawsze mozna kupic ommpoula. Ten big ben jest tak skonstuowany, ze mozna go polozyc na brodzie, trzymajac go w zebach, mimo raptem 11 cm długości ma komin normalnej pojemnosci 4x2cm, w dodatku z wkladka z pianki.
        Jednak osobiście uważam ten typ fajek raczej za dobry do pracy niz na spacer, podczas chodzenia lepiej mi sie pali w fajkach dluzszych, ok 14-15 cm zwykle biliard, zullu.
        Kiedys mialem wiele dunczykow i kilka bentow, ale nie pamietam by gwarantowaly lepszy komfort, moze z wyjatkiem full bent, czy ommpoul

    • Pendrive
      13 października 2010 at 18:44

      To chyba podobny kształt do tego:
      http://fajkowo.pl/cgibin/shop?info=1076&sid=51cdcdf1

    • tower
      tower
      13 października 2010 at 20:12

      Ja z kolei najbardziej lubię palić w bentach i to raczej masywnych. Na rzeczony spacer wyszedłem z Brógiem 24. Bardzo pojemny komin pozwala na spacer rzędu 1.5-2h (w warunkach domowych pełną nabitkę palę 2-2.5h). Masywne kominy mają jeszczę tę zeletę, że mają sporą „bezwładność”, ciężko się przegrzewają (oczywiście wszystko da się zrobić, ale te są wyjątkowo tolerancyjne), pozatym benty dają mi znacznie pełniejsze wrażenia smakowe niż na przykład małe bilardy. Fakt, fajka ciężka jest nieco trudniejsza do utrzymania w zębach, jednak nie mam oporów przed podtrzymywaniem ręką.

      Oczywiście każdy ma swój smak i ulubione fajki. Ja dzielę się tylko moimi spostrzeżeniami, chociaż staż fajczarski mam stosunkowo nieduży i wiele jeszcze przede mną.

      • JSG
        JSG
        14 października 2010 at 08:51

        Polecam zrobić eksperyment. Wyszukać wśród swoich fajek takie krótkie i takie długie i takie wygięte, takie w których ustniki choć trochę pasują- nie muszą wchodzić wystarczy że chycą(sic!)
        Potem wymieniać ustniki podczas palenia. Gwarantuje że wrażenia będą ciekawe i może się okazać że jednak ta sama główka smakuje lepiej z krótkim ustnikiem.

        Co do pojemności pojemność to nie kwestia bent/nie bent to kwestia… pojemności. Miałem kiedyś dwa genody tej samej serii, jeden klasyczny biliard drugi klasyczy bent biliard średnica komina 23mm, głębokość 50mm, kolosy, a miałem duńskie benty o średnicy 18mm i głębokości 35mm. Dziś 90% moich fajek to 20x~40mm i uważam to za idealny komin. Nazwał bym to taką trzygramówką, bo mniej więcej tyle tytoniu do niej wchodzi.

        oczywiscie mojem cholernie subiektywnem zdaniem… jak zawsze.

        • tower
          tower
          14 października 2010 at 09:29

          Wybacz, może źle to wyraziłem. Oczywiście typ kształtu i rozmiar to zupełnie różne sprawy. Po prostu mówiłem, że mi pasują duże fajki w kształcie bent :).

          A teraz poluję na jakiegoś również w miarę pojemnego churchwardena. Może Koledzy byliby mi w stanie coś polecić w rozsądnej cenie?

          • JSG
            JSG
            14 października 2010 at 09:51

            Jak nówki sztuki to ja bym si zastanawiał nad tym modelem: http://www.peterson.ie/pipes/d6-range.html
            Wydaje mi się że bardziej klasyczny już być nie może. Kiedyś na ebay, był ich wysyp za niewielkie pieniądze, ale dziś jakoś nie widzę.

            • tower
              tower
              14 października 2010 at 12:49

              Śliczna :). Poszukam, może coś fajnego znajdę. Dzięki serdeczne. Jeszcz się muszę przymierzyć, czy pasuje do mojej osobowości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*