Jabłko z kaczką

21 stycznia 2014
By

Kaczja1 Najważniejsza jest marynata. Swoją przygotowuję w zależności od tego, co tam pod ręką mam. Preferuję wysokoprocentowe alkohole z Wysp Brytyjskich, piwa ciemne oraz wina białe (i raczej w tej kolejności). Staram się nie mieszać. Najczęściej wyjmuję schłodzoną butelkę jednego z wyżej wymienionych trunków z lodówki, a następnie część (lub całość) przelewam do adekwatnego naczynia szklanego (zazwyczaj jest to szklanka, choć w przypadku wina, jednak kieliszek), po czym przystępuję do nawilżania. Gdy gardło jest już dostatecznie rozgrzane, a sznapsbaryton bez problemu wyciąga każde „ce” i jakkolwiek, zaczynam inicjować odpowiednie do danej okazji pieśni… Na dzisiejszy wieczór wybrałem szlagier mych lat dziecinnych „La danse des Canard”, który co bardziej odporni czytelnicy mogą odsłuchać np: TUTAJ. I to byłoby, w zasadzie, tyle tytułem wstępu. Dalej będzie już tylko pod górę.

Jak większość z Państwa wie (z Pogadywaczki, bo i skąd) od jakiegoś czasu jestem szczęśliwym  posiadaczem włoskiej fajki L’Anatra. I jakkolwiek zdaję sobie sprawę, że epatowanie tym na lewo i prawo (jedną raptem fajką, niekoniecznie wysokiej serii) może się komuś wydać wyjątkowo niesmaczne, niemniej ze względu na moją aktualną fascynację produktami znakowanymi tą marką oraz głęboką i nigdy nie leczoną grafomanię, pozwolę sobie spróbować doprowadzić Państwa do takich dysfunkcji organizmu, jak nudności, bóle głowy, a może nawet niekontrolowany wyrzut treści. Albo nie. Inaczej. Od początku.

Jestem pykaczem niedzielnym (moja siostra Statystyka właśnie patrzy na mnie z politowaniem). Co zauważyłem właśnie teraz, w ósmym roku mojej fascynacji fajczeniem. Mój aktualny zbiorek zawiera ponad 30, mniej lub bardziej, przypadkowych egzemplarzy. Najczęściej fajek używanych. Bo tak mnie internety wychowały. Że współczesne jest „be”. Że stare jest „cacy”. I jeszcze najlepiej, jeśli na szyjce ma „Made in London” wybite (co nie dotyczy Ben Wade, który powinien mieć Leeds i jeszcze kilka wyjątków). A przecież początki były jeszcze gorsze – byle mieć, byle kupić, byle tanio… byle co… tylko po co?

Z tego używkowo-legendarnego skostnienia wyrwały mnie przede wszystkim spotkania z Tomkiem Zembrowskim, które oprócz tego, że można na nich zapalić najlepszy na świecie tytoń i napić się dobrego alkoholu mają jeszcze jeden urok. Z Tomkiem można porozmawiać o fajkach. Tych, które robi i tych, które robią inni. O tym jak je robi i jak je robią inni i także o tym, jak robiło się je kiedyś. I to potrafi zmieniać, bo Tomek ma ten dar, że przy okazji wiedzy jaką posiada, nie usiłuje za wszelką cenę powiedzieć Ci, jak wielkim jesteś osłem. On tłumaczy. Nawet jeśli mimochodem. I to właśnie zmienia. Przynajmniej mnie. Zmieniło. Przestałem myśleć o egzemplarzach używanych, o konieczności kupowania byle jak, byle czego, byle było. W miarę możliwości zacząłem gromadzić środki i rozglądać się za nową fajką przez całkiem niemałe „f”.

Jeśli chodzi o kształty zawsze byłem wierny klasyce. Wcześniej podobały mi się przede wszystkim  princee, długoszyjne candiany, liverpoole, lumbermany. Ostatnio zacząłem gustować w fajkach o kształcie lovat, apple, bulldog. Takich też kształtów poszukiwałem. Z naciskiem na lovaty. Bo od kiedy poznałem Kaywoodie model  nr 40 (paradoksalnie opisywany przez firmę jako Medium Saddle Billiard) jestem w stanie permanentnej obsesji i mimo powyższym zapewnieniom, że żadnej używanej fajki i nigdy więcej, to… nieważne.

Szukałem zatem lovatów, z mniejszym naciskiem na konkretną markę, z większym na konkretny rozmiar (nie więcej niż dunhillowa czwórka) i znalazłem dwie, piękne piaskowane L’Anatry. Niestety nie miałem jeszcze wystarczającego budżetu i ktoś kupił je przede mną. Ale przez to zagłębiłem się nieco w ten kaczy świat fajkowy, bo L’Anatra po włosku znaczy kaczka. I mam coraz większą pewność, że to jest właśnie świat, którego szukałem. Świat, który nie tylko odpowiada mi swą powierzchownością, ale również jest mi bliski mentalnie.

L’Anatra dalle Uova d’oro, bo taka jest pełna nazwa firmy, w tłumaczeniu na polski oznacza kaczkę znosząca złote jaja. Pomyślcie ile trzeba mieć dystansu i autoironii, żeby tak nazwać własną firmę. A ile w tym samospełniającej przepowiedni…

Dla potwierdzenia tezy, że sukces ma wielu ojców założycielami L’Anatry są Massimo Palazzi i Andrea Pascucci – fajkarze, którzy nabywali swoje doświadczenie pracując dla tak znanych marek, jak Mastro de Paja, Ser Jacopo czy Il Ceppo, czyli reprezentantów słynnej północnowłoskiej szkoły Pesaro charakteryzującej się, przede wszystkim, nowoczesnym podejściem do klasycznych kształtów, ich swobodną interpretacją oraz niezwykłą dbałością o elegancję tworzonych form. Mówi się, że fajkowy neoklasycyzm z Pesaro zmienił włoską fajkę tak, jak wczesne ruchy modernistyczne zmieniły rzeźbę i malarstwo.

I te wpływy są ewidentne w fajkach L’Anatra. Ale jest jeszcze coś, co mnie osobiście w fajkach z kaczką urzeka – swoiste, fajkarskie poczucie humoru. Zabawa z formą, która znacznie rozszerza granice neoklasycznego Pesaro. Powoduje, że ma się wrażenie, że fajki te powstają nie tylko po to, by móc imponować niezaprzeczalnym kunsztem (tak rzemieślniczym, jak i artystycznym), z jakim są zrobione, ale po to, by pomimo tego kunsztu bawić i pokazywać ludzką naturę ich twórcy. I to właśnie ta filozofia jest mi szczególnie bliska. O samej nazwie firmy, która moim zdaniem świetnie ilustruje podejście Palzziego i Pascucciego już wspominałem, no to spójrzmy teraz na logo, które nie jest statyczną, białą dunhillową kropką, eleganckim inicjałem, dumnym esemfloresem, tylko kaczym łbem, który ni stąd ni z owąd wynurza się z ustnika i patrzy na ciebie cynicznie, kiedy masz problem z utrzymaniem żaru. Również system gradacji jest nieoczywisty – jajcarski:

1. Fajki w rustyce i piaskowane
2. Jajo (One Egg) – Flame grain, małe ubytki (niekitowane oczywiście)
3. Dwa jaja (Two Egg) – Gęściejsze słoje, czystsze drewno
4. Trzy jaja (Three Egg) – Prawie stright grain, bardzo czyste drewno
5. Jajo Fiamatta (One Egg Fiamatta) – Stright grain
6. Dwa jaja Fiamatta (Two Egg Fiamatta) – Gęsty stright grain
7. Trzy jaja Fiamatta (Three Egg Fiamatta) – Gęsty stright grain, wyjątkowe drewno

Od czasu, gdy zobaczyłem owe dwa piaskowane lovaty i zakochałem się w fajkach z kaczką do czasu, gdy skompletowałem gotówkę, minął mnie jeszcze jeden lovat. Gładki, piękny, zdaje się dwujajeczny ze srebrną wirolą. A potem spotkałem to oto jabłko: Kaczja2 I kupiłem. A ponieważ nie jestem wirtuozem współczesnej fotografii pozwolę sobie podlinkować oryginalną stronę sklepu (KLIK), gdzie i zdjęcia lepsze i wymiary wszystkie.

Minęło kilka tygodni (oczywiście w międzyczasie musiałem rozliczyć się z UC) zanim mogłem pierwszy raz zapalić. Nabiłem orlikowym Byczym Okiem i… odjechałem. W dobrych fajkach pali się dobrze i od początku. Nie potrzeba ich przepalać, wytwarzać nagarów. I nie sądzę by komin dawał się łatwo nadpalać. Dla mnie ta fajka to cudo. I będą następne – jestem pewien. Bo oprócz historii, którą opisałem wyżej, fajki L’Anatra mają jeszcze tę szczególną cechę, że w przeciwieństwie do innych włoszek nie trudno mi znaleźć taką, która chodziłaby w moim rozmiarze. Kwa. Kwa. Kwa.

Na koniec chciałbym podziękować sklepowi smokingpipes.com za możliwość skorzystania z ich artykułu dotyczącego historii firmy L’Anatra, który w oryginale znajduje się tutaj: KLIK.

Tags:

59 Responses to Jabłko z kaczką

  1. gpzagan
    gpzagan
    21 stycznia 2014 at 20:03

    Bardzo ładna fajeczka :D . Gratuluję zakupu!

  2. KrzysT
    KrzysT
    21 stycznia 2014 at 20:28

    Kwa, kwa, kwa.
    Macałem.
    Jest wrażenie.

  3. Kamorek
    Piotr
    21 stycznia 2014 at 20:45

    Śliczna fajka, gratuluję!
    Co wy palicie, że takie fajne teksty piszecie? ;-)

    • KrzysT
      KrzysT
      21 stycznia 2014 at 21:19

      Przecież Paweł pisał, co pali :>

  4. 21 stycznia 2014 at 21:38

    Bardzo fajnie napisane. Jak zwykle zresztą.

    Fajeczka bardzo ładna. Kwacząca. Nie do końca potrafię rozgryźć klucza wg którego rozmieszczają kaczuszkę jako stojące logo a kiedy, wtopione. Niby od dwóch jajek w górę – stoi. A widziałem i bez jajka – stojące. To przeczy teoriom, które wcześniej podawano mi.

    Też mam kaczora dwujajowego. Duży poker. Niestety – nie fiamatta (chyba i raczej).

    ps. fajnie się o sobie czyta ;) ale nie wszystko jest prawdą. opowiadam – i owszem – sporo; niby mówić potrafię (i lubię :) ) ale żeby tą wiedzą fajkową…? im więcej czytam – i mówie, tym ciągle uświadamiam sobie, że wiem mniej; i właśnie m.in. dzięki Wam ciągle o fajkach się uczę ;)

    ps.2 – nie macałem – chętnie pomacam.

    • yopas
      21 stycznia 2014 at 22:02

      Wszystko jest prawdą. Dochodzi tylko kwestia optyki.
      Jestem niemalże pewien, że wszystkie filtrowe są leżące.
      Pozdrawiam
      Y,

  5. Kien2
    22 stycznia 2014 at 00:20

    Wybaczcie, Koledzy, ale jeślibyby któryś z jaśniej oświeconych spośród Was był uprzejmy wyjaśnić mi, gdzie zaznaczona jest ilość owych jajek, będę dozgonne wdzięczny! Od 2007 roku posiadam egzemplarz L.Anatra (nb. lovat) z płaską kaczuszką na ustniku oraz sygnaturą na szyjce: „L’Anatra,dalle Uova d’oro, Dan Pipe 2007” + standardowe „hand made in Italy”. Tłumacz google przetłumaczył „dalle Uova d’oro” jako „złote jajka”, ale ile ich jest, któż wie? Może kaczusia jeszcze za młoda i znieść dopiero ma zamiar? Dla ułatwienia dodam, że jest to zdecydowanie „gęsty stright grain”… Albo tak mi się wydaje, bo na niektórych fajkach innych wytwórców mam równie gęsty, jeśli nie gęstszy..

    • Kien2
      22 stycznia 2014 at 00:31

      „Jeślibyby” to takie nowe słowo, które powstaje z połączenia „jeśliby” oraz zbyt szybkiego naciśnięcia klawisza „Enter” przy edycji… Za błąd przepraszam (ale rumieniec z lica zleźć nie chce)… :)

    • 22 stycznia 2014 at 07:28

      Zwykle jajeczka sa wybite jako „odcisk jajka” – nie wiem jak to nazwac. owazlny ksztalt na spodzie – pod sygnatura; moze masz bezjajeczna?

      • Kien2
        22 stycznia 2014 at 11:11

        Nie mam jajek. Tam, gdzie powinny być jest ów napis „Dan Pipe 2007”, bo była fajką roku tej firmy, wykonaną przez L’Anatra. A więc bezjajeczna, jak prawdziwy włoski makaron! Ale niech tam, i tak ją lubię! :)

    • yopas
      22 stycznia 2014 at 08:50

      Jeśli klikniesz na link sklepowy, to na pierwszym zdjęciu fajki pod puncą L’Anatra na wysokości/szerokości literki „t” widać na samym spodzie czubek jaja. W wyższym gradzie tych „czubków” byłoby więcej. O tutaj widać np. trzy: http://www.pipes2smoke.com/Lanatra/L_10.htm

  6. golf czarny
    22 stycznia 2014 at 00:37

    „Babcia ma kaczuszkę
    a my o tym wiemy
    przyjdziemy do babci
    i kaczuszkę zjemy”

    tak śpiewał z serdecznej zawiści ja golf czarny, śpiewak klasy trzeciej ;)
    Fajka pięknego kształtu. Zresztą ja już się zachwycałem… to teraz o czymś innym… „byle mieć, byle kupić, byle tanio… byle co… tylko po co?” Święte słowa . Czy w tym całym byznesie faj już palonych istnieje coś takiego jak obiektywnie mierzalna okazja? Pewnie gdzieś jest. Ale mi osobiście się nie trafiła. Taka żebym był w 100 procentach przekonany : To jest to ! Jestem szczęśliwy i jestem do przodu.
    Ale z drugiej strony, nie domacując samemu trudno też kupować za TYLE gdzieś tam w odmętach internetu.
    I jeszcze jedno jest warte podkreślenia dobra fajka cieszy… fajczarza doświadczonego. Takie co wie czego chce i co mu będzie praktycznie służyć. Ja sobie pozwoliłem na fajkę ,która według wszelkich założeń powinna była smakować chociażby interesująco . Kupiłem ją jako koziołek roczniak matołek. Ani kształtu , ani wielkości , ani wykończenia odpowiedniego sobie nie dobrałem. Bo nie wiedziałem. Nie miałem poglądu ani pojęcia. I tak jestem sobie mniej dumnym posiadaczem.

  7. Kien2
    22 stycznia 2014 at 00:54

    Lubię to! (Tej ikonki zdecydowanie brakuje na tym zacnym portalu) :) Ja, jako pragmatyczny Ślązak z Beskidów, popełniłem taki błąd raz tylko w całym swoim fajczarskim życiu (z tym, że z fają nową), i chociaż mógłbym ją pewnie jakoś sprzedać, to trzymam to cudo od lat nie palone, by mnie przestrzegało przed powtórnym popełnieniem tego samego błędu…

    • KrzysT
      KrzysT
      22 stycznia 2014 at 08:07

      „Lubię to! (Tej ikonki zdecydowanie brakuje na tym zacnym portalu) :)”

      Nie brakuje. Świadomie jej nie ma (i mam nadzieję, że się nigdy nie pojawi, bo wtedy portal od razu można zamknąć).

      • Kien2
        22 stycznia 2014 at 11:24

        Oj tam, oj tam! Każde widły mogą posłużyć zarówno do wykonywania pożytecznych prac gospodarczych, jak i do zabicia sąsiada… Zależy od preferencji użytkownika! :)

        • KrzysT
          KrzysT
          22 stycznia 2014 at 12:02

          Tyle, że w przypadku tych wideł to nie użytkownik trzyma rączkę… co więcej, okazuje się, że zapisuje widłom duszę z przyległościami bez prawa apelacji.

          • golf czarny
            22 stycznia 2014 at 12:50

            „Nie lubię jak Cię ktoś lubi” – moja żona

        • R.Woźniak
          22 stycznia 2014 at 13:26

          Po prostu portal bierze przykład z systemu edukacji i wystawia oceny opisowe. O ile w „se” sprawdza się to… nie wiem jak się sprawdza, dowiem się za jakieś 5 lat to tutaj sprawdza się znakomicie. „Lubię to” siałoby postrach większy niż pogadywaczka. Yopas zazdraszczam fajczurki kaczurki i jej humorystycznego obycia. Rzekłbym: pasujecie do siebie.

  8. pigpen
    pigpen
    22 stycznia 2014 at 21:00

    Jako fan Kaczora Howarda zapragnąłem móc podczas palenia spojrzeć głęboko w oczy bohaterowi z dziecięcych lat. WOW, to by było coś. Moje kontrgratulacje, tym bardziej, że mi też ostatnio po głowie antonówki chodzą.
    Pozdrawiam

  9. miro
    11 marca 2014 at 20:33

    Mogę z czystym sumieniem potwierdzić, że entuzjazm autora tekstu jest uzasadniony. Mam i ja swoja kaczkę. Sporych rozmiarów billiard (a może pseudo-pot – bo średnica wewnętrzna komina to 23 mm, głębokość 38 mm), dwujajeczny, kupiony na alpascia.com (przy okazji warto pochwalić profesjonalizm sklepu – błyskawicznie przysłane dodatkowe zdjęcia, no i przesyłka dotarła w niecałą dobę). Ergonomia (mimo rozmiarów), inżynieria i komfort palenia są na najwyższym poziomie. Opalać rzeczywiście chyba nie ma potrzeby. I po obmacaniu i spróbowaniu włącza się nieodparta chęć na więcej takich fajek. Choć następna może będzie jednak Caminetto…

    • yopas
      11 marca 2014 at 20:59

      Serdelnie gratuluję!

      • miro
        11 marca 2014 at 21:03

        Jest czego. No i nie zapominajmy, że to tylko Twoja wina :) Nie wiedziałem co myśleć po przeczytaniu Twojego tekstu – niby niebyło powodów, żeby nie wierzyć, ale ani to Dunhill, ani Baldo… no to poczytałem tu i ówdzie. I wyszło, że warto zaryzykować. No i za cenę dwóch przeciętnych wielkoseryjnych fajek (które też lubię) mam coś, co naprawdę cieszy.

  10. miro
    11 marca 2014 at 20:52

    PS. link do zdjęć, jeśli ktoś chciałby obejrzeć: http://www.alpascia.com/pipes/d/LAnatra-139-i25473x1.html

    • Kien2
      11 marca 2014 at 23:31

      Gratuluję, gratuluję! (Za każde jajo osobno). Śliczna fajka. A co do tych Dunhilli – mam dwa, kupione w Niemczech, w stanie dziewiczym, jakieś 7 lat temu, i naprawdę nie wiem, co ma je wyróżniać spośród innych poza ceną… Są solidne, dobrze się w nich pali… to wszystko! Lubię je, ale obiektywnie rzecz ujmując – piękne nie są. Co innego np. niektóre fajki Vipratiego – prawdziwe dzieła sztuki!

      • miro
        12 marca 2014 at 09:01

        Dzięki! A to przywołanie Dunhilla to było w ramach – powiedzmy – podkreślenia stereotypowej opinii o nadzwyczajnej jakości tych fajek (i nie wypowiadam się na temat prawda to czy nie, bo żadnego Dunhilla w tej chwili nie posiadam, a i wielkiego ciśnienia na zakup nie mam).

      • Jacek A. Rochacki
        12 marca 2014 at 14:41

        Może szkoda, iż Przedmówca nie skierował swej uwagi na Dunhille sprzed końca lat ’60. A co do piękna/estetyki – to przecież estetyki są różne, inna w realizacjach modnego współczesnego stylisty, inna w garniturach z Savile Row.

        • Kien2
          12 marca 2014 at 19:29

          Przykro mi, ale kupuje wyłącznie fajki nowe, więc z Dunhill’em z lat 60. zapoznać mi się nie przyjdzie… Natomiast co do estetyki tych fajek: ja szanuję ich minimalizm i związaną z marką tradycję. Szanuję na tyle, że zdecydowałem się onegdaj na zakup 2. egzemplarzy w cenie 4 – 6 wybitnych fajek Vipratiego, których jestem wielbicielem. Stwierdzam jedynie, że nie dostrzegam w owych Dunhill’ach (poza marką) niczego szczególnego, co w sferze użytkowej czyniłoby je czymś wyjątkowym. Tytoń spala się i smakuje w nich tak samo, jak w każdej innej dobrej fajce. Wniosek zatem prosty – 70% ceny płaci się za markę… To wszystko. :)

          • Jacek A. Rochacki
            12 marca 2014 at 19:40

            Wszystko tłumaczy podany czas wykonania Pańskich Dunhilli i tak wcale się nie dziwię; podobnie nie dziwił bym się w przypadku wielu Dunhilli z lat ’70, ’80 i później. Kontynuacja w dzisiejszych czasach tego, czym się dobre Dunhille charakteryzowały to Ashtony, także w wielkiej mierze James Upshall, także Ferndown Leslie Wooda, także wiele Astley’s.

            • Kien2
              12 marca 2014 at 20:21

              Fajki L.Wood’a posiadam. Dwie. „No. 54 Apple Spignot „Chestnut” Cap Band” oraz „No. 48 Classical Apple Spignot „Bark””. Są piękne, znacznie ładniejsze i staranniej wykonane od Dunhill’i.

              • Jacek A. Rochacki
                12 marca 2014 at 20:35

                – jeśli jeszcze do tego są smaczniejsze, to tym bardziej, z miłym uśmiechem cierpliwości po raz trzeci próbuję zwrócić uwagę na CZAS/DATOWANIE wykonania pańskich Dunhilli.

              • Kien2
                12 marca 2014 at 20:45

                Nie są smaczniejsze. Są równie smaczne. :)

      • JerzyW
        12 marca 2014 at 16:43

        Moze to wynikac, jak sadze, z odmiennej filozofii. Dunhille jak i inne, nawet wspolczne fajki angielskie ( Ashton, James Upshall) cechuje raczej skromny powsciagliwy i zdecydowanie uzytkowy charakter. A kategoria tzw. autografu miesci sie chyba w innych obszarach niz w/w marki.

        • yopas
          12 marca 2014 at 20:00

          Ale już np. taki Charatan zawsze robił fajki w charakterze freehendowym, nawet w epokach wczesnych. Czy były one nieużytkowe? Widziałem w internetach baaardzo frywolne Comoy’e i pamiętam, że były na fajkanecie linkowane tak koszmarne wzory Dunhilla (Wojtek Pastuch zdaje się linkował), że przy nich przemyska stulejka wydaje się szczytem elegancji.
          Jurek nie fiksuj się na stereotypach. Powiem więcej, mam jakieś takie niejasne przeczucie, że gdyby Alfred Dunhill żył dzisiaj, jego marka sygnowałaby wzorce projektowane przez Formera i Eltanga, zamawiałby fajki u Vipratiego, jeśli tylko widziałby w tym dobry biznes.
          UkłonY,

          • Jacek A. Rochacki
            12 marca 2014 at 20:30

            Charatany z tzw. first era (Frederick’s era, 1863-1910)
            oraz z tzw. second era (Rueben’s era, 1910-1960)
            tu najczęściej tzw. u nas „zwykłe” kształty/billiardy i to małe rozmiarami. Nowinki promował p. Herman Lane po przejęciu marki. Rozumiem że z dzisiejszego punktu widzenia lata ’60 i lata ’20 czy ’30 to własciwie to samo, ale proszę założyć, że w świecie starych dobrych marek fajkowych to są dwie diametralnie różne rzeczy.
            A gdyby dziś Alfrd Dunhill kierował firmą to by ją na dzień dobry sprzedał albo kompletnie przebranżowił, wracając np. na rynek „automobilizmu”. Bo dobre fajki dziś to nie jest dobry biznes, popytajmy tych, którzy je np. u nas robią, jak sądzę, głównie z wewnętrznej potrzeby.

            Na zasadzie czystych ciekawostek owszem, i Dunhill pokazywał „potworki” które można sobie obejrzeć np. tu:
            http://www.finepipes.com/gallery/dunhill-about-smoke.html
            ale jak to głosił stary dowcip z Radia Erewan: my ewo cenim nie tol’ko za eto…

            • yopas
              12 marca 2014 at 22:19

              Panie Jacku nie będę kruszył kopii i rozwodził się nad wyższością pańskiego „najczęściej” nad moim „nawet”. Fakt, że we wcześniejszym wpisie zarzucam Jerzemu stereotypowość, sam jednocześnie w nią wpadając (Charatan – freehand). Niemniej, z tego, co się orientuję (być może orientuję się słabo) ciężko we współczesnym świecie odnaleźć fajki Charatana z okresu preLane, nawet tego Rueben Era, oraz poprawnie je datować ze względu na pewną „niefrasobliwość” w stosowanych oznaczeniach. I nie jest to wyłącznie kwestia mojego subiektywnego sklejania czasu. A ponieważ ciekaw jestem, jak właściwie wyglądały fajki z wczesnych lat Charatanów, czy dysponuje Pan, jakimiś internetowymi źródłami spoza znanych i powszechnych stron Pipedii, zbioru katalogów i leafletów Chrisa Keenae’a, czy stron Pipephil?

              • Jacek A. Rochacki
                12 marca 2014 at 23:33

                Zakładam, Panie Pawle, iż poza „główną” stroną na temat Charatanów w Pipedii pamiętamy także to co pokazane w tych linkach:
                http://digilander.libero.it/tempioedonismo/CHARATAN.htm
                Co prawda to co widać na poniższym filmie to już rok 1945, ale końcówka filmu pokazuje kształty produkowanych fajek
                http://www.britishpathe.com/video/pipe-dream

                Droga mailowa przesłałem na znany mi Pański adres prywatny nieistniejący dziś o ile mi wiadomo w sieci ilustrowany artykuł dr. Theodore „Tad” Gage. Niestety jak się okazało nie zapisałem w swoich komputerach fajnej kolekcji Charatanów z nieistniejących dziś stron S.P. Derek’a Green, znanego dziś głównie z jego zbiorów Comoy’s.

                A znalezienie we współczesnym świecie takich czy innych obiektów to moim zdaniem zupełnie inna sprawa.

                Jeśli chodzi o wygląd starych Charatanów to choćby tzw zdrowy rozsadek mówi mi, iż nie różniły się niczym specjalnym od innych fajek z dawnych czasów a wiec jeśli o wrzoścach mowa to były to fajki proste i wygięte billiardopodobne; stare Dunhille były wykonywane przez Charatana.

              • yopas
                13 marca 2014 at 09:03

                Panie Jacku, dziękuję za przekazane materiały i pozdrawiam.
                Edit: Zawsze zdumiewały mnie różnego rodzaju patenty fajkowe, a przyznam, że nie znałem charatanowskiego underboar. Ale już znam.

              • JerzyW
                13 marca 2014 at 11:31

                Yopas. Specjalnie przywolalem jedynie angielskie fajki wspolczesne. Bo po pierwsze: znacznie latwiej je kupic w dobrym stanie czego nie mozna powiedziec o fajkach estate nawet najlepszych producentow. A ponadto wspolczesni producenci fajek konkuruja ze soba na wciaz kurczacym sie rynku. Tak wiec jesli Ashton czy Upshall nadal trzymaja sie klasyki to dla mnie oznacza, ze stawiaja dalej na walory przedewszytskim uzytkowe, a nie tylko artystyczne.

        • yopas
          13 marca 2014 at 11:49

          No tak Jerzy, ale w czym te współczesne angielskie klasyki przewyższają, wspólczesne włoskie, czy duńskie klasyki (bo takie fajki fajkarze i firmy fajkarskie w tych krajach również cały czas wytwarzają)? Bo ja chciałbym uniknąć prostego skojarzenia: włochy/dania – autograf – ZUO! anglia-klasyczna klasyka – KUL!
          PozdrY,

          • JerzyW
            13 marca 2014 at 14:51

            Mysle, ze recznie produkowane fajki z drewna nie poddaja sie sztywnemu podzialowi wg. jakosci palenia. W fajczarstwie wielka role odgrywaja subiektywne odczucia. Nikt tutaj nie twierdzi, ze fajki inne niz angielskie klasyczne sa zle. Kazdy ma jakies preferencje. Akurat przytoczone przeze mnie wczesniej dwie marki angielskie cechuje to, ze kupujac taka fajke masz potwierdzone informacje jak wrzosiec zostal przygotowany. Z opinii ludzi jacy faktycznie cos o paleniu fajki wiedza wiem, ze wloskie fajki Castello sa wysoko cienione przez palaczy dobrego tytoniu. Co do ksztaltow to wogole nie widze sensu dyskusji na temat tego ktory jest cool, a ktory passe, bo o gustach sie nie dyskutuje. Ja osobiscie wole klasyczna elegancje i uzytkowosc.
            Pozdrawiam znad Dunhill’a Canadian’a ES z 59′

            • yopas
              13 marca 2014 at 15:15

              Dobrze, chyba czas przeciąć tę wymianę zdań, bo w sumie nie mam pojęcia dokąd to zmierza i po co. Albo jesteśmy diametralnie odlegli w swoim spojrzeniu na świat fajkowy, albo postrzegamy go bardzo podobnie tylko coś artykulacja nawala.
              UkłonY,
              Ps.
              Za sformułowanie o ludziach, którzy faktycznie coś wiedzą o paleniu fajki mógłbym się obrazić (również w imieniu świadomej części fajkanetowej społeczności), ale ponieważ jednocześnie lubię uchodzić za inteligentnego (a takich ponoć obrazić nie sposób), więc pozwolę sobie zbyć tę kwestię powyższym, niejasnym wywodem, oraz bardzo ładnym canadianem Vipratiego (szkoda, że filtrowy): KLIK

              • miro
                13 marca 2014 at 15:25

                … sa jeszcze 2 ladne Viprati na fajkowie… a do niedawna bylo PRZEPIEKNE jablko – niestety wszystkie z filtrem :( I jest jeszcze bulldog Savinelli ktorego bralbym od razu – gdyby nie filtr wlasnie.

    • Grimar
      Grimar
      12 marca 2014 at 11:13

      To jutro się pochwalisz!

  11. Jacek A. Rochacki
    12 marca 2014 at 20:53

    @Kien2 dnia 12 marca 2014 o godzinie 20:45
    – zatem tylko żałować, że nie ma dziś, jak się obawiam, szans aby Pan spróbował nowego Dunhilla wykonanego przed „rewolucją” której data starannie jest skrywana ale nawet Ś.P. William Ashton Taylor sam wspominał wyraźnie o końcu lat ’60. Samemu sądziłem, że fajki Les’a Wood są jednak lepsze, skoro są porównywalne z współczesnymi Dunhillami.

    • Kien2
      12 marca 2014 at 21:07

      I otóż Szanownego Pana zaskoczę, ponieważ pod wpływem owej krótkiej wymiany opinii, którą przeprowadziliśmy powyżej, postanowiłem z ciekawości raz w życiu odstąpić od swojej zasady i nabyć używanego Dunhill’a z lat 60. Od dzisiaj będę regularnie przeglądał e-bay, może trafię coś mało używanego w dobrym stanie… :) Natomiast jeśli idzie o smak fajek – ja nie posiadam takich, które smakują gorzej. Jeśli któraś mi nie smakuje, to się jej natychmiast pozbywam, więc wszystkie moje fajki smakują mniej – więcej tak samo.

      • Jacek A. Rochacki
        12 marca 2014 at 21:35

        – cóż, sądziłem iż znana jest istniejąca także w internecie acz angielskojęzycznym znaczna liczba wypowiedzi i publikacji gdzie temat Dunhilli jest omawiany, a moja własna opinia jest (bez fałszywej skromności) opinią jednego tylko człowieka. Życzę dobrej przygody z Dunhillem, gros mego ongiś licznego zestawu fajek użytkowych to od pewnego czasu były Dunhille często z lat ’60 właśnie. Przy zakupie fajek używanych, także oczywiście Dunhilli, bardzo wiele zależy od stanu fajki; jeśli, jak mawiał legendarny „Rotm” – p. Krzysztof Woźniak jest to fajka po „panu niechluju” czyli „paskudztwa” (smoły, inne produkty spalania, kondensat a raczej jego produkty zwłaszcza jeśli palone były nieumiejętnie nie najlepsze tytonie) silnie zalegają w strukturach wrzośca, to może się zdarzyć iż taka fajka stanie się wręcz antyreklamą swego wykonawcy. Podobnie jeśli na skutek bezrefleksyjnego usuwania nagaru przy tej okazji nastąpi przecienienie ścianek paleniska, to doświadczenia mogą nie być najprzyjemniejsze bo fajka będzie nie tylko niesmaczna ale i będzie w niej trudno palić chłodno. Trzymam palce, pozdrawiam miło.

  12. yopas
    28 kwietnia 2014 at 18:52

    Melduję iż ptasia grypa postępuje: KLIK.
    Tym razem dolot nastąpił ze słonecznej Italii via Al Pascia.

  13. 28 kwietnia 2014 at 20:52

    Ha, to jest ta, co ją oglądaliśmy kiedyś? Pięknie!! Gratuluje!

    • Andrzej K.
      28 kwietnia 2014 at 21:10

      ładna! Trzeba przyznać – udaje Ci się ten drób :)
      No i trza będzie cholibka, jajecznicę zrobić dwujajeczną jak widzę ;)
      A poważnie – gratuluję Pawle! Piękna fajka. Podoba mi się nawet bardziej niż pierwsza, choć obie cudne.

      • yopas
        28 kwietnia 2014 at 21:34

        Dzięki Andrzeju, jak sam widzisz dobrze się prezentuje w towarzystwie kołeczka.

    • yopas
      28 kwietnia 2014 at 21:24

      Inna Tomku, ale też dobra :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*