Konkurs kryminalny – finał

27 kwietnia 2012
By

I w ten oto sposób dotarliśmy do końca naszej literacko-konkursowej akcji. Do rozdania dla poprawnie typujących były odpowiednio: fajka marki Brebbia, popielnica fajczarska oraz kołeczki. Nie przedłużajmy! Wpierw finałowa odsłona opowiadania.

Dym z ostatniej fajki, cz. IV

Plancki był blisko. Wiedzieli to z całkowitą pewnością. Nikt nie mógłby się pomylić. Ani oni, ani ktokolwiek inny. Plancki bowiem zawsze miał towarzysza, który kroczył przed nim niczym wierny pies badający teren. Był to smród niemytego od wielu dni ciała oraz niepranej odzieży. Zamiast mydła śledczy używał perfum – każdych, jakie wpadły mu w ręce. Najczęściej zaś chwytał te podłe, jak tanie podróbki sławnych marek sprzedawane na miejskim targu, umieszczone pomiędzy wątpliwej jakości bielizną damską i niewątpliwie zepsutą, wyleżałą kapustą. Czasem zdarzało mu się podkraść jakiś lepszy zapach z mieszkań ofiar, których sprawy prowadził. Wtedy mieszał jedno z drugim, co sprawiało wprost niesamowite wrażenie – jakby nigdy nie był sam, a zawsze u boku miał kogoś obcego, niewidzialnego. Lub nawet kilku takich – wyczuwalnych zmysłami duchów.

Jeśli dodać do tego obowiązkowy zapach wiecznego kaca, otrzyma się wprost materialne wrażenie obecności multiosobowości Planckiego. Było to dla policjanta i szczęście, i nieszczęście zarazem. Jako jeden z nielicznych przedstawicieli stróżów prawa mógł poszczycić się wiernością towarzyszy. Z drugiej strony, oprócz nich nie miał nikogo.

– Gawit – kiwnął obojętnie głową w stronę prywatnego detektywa. – Nie przedłużajmy tego. Jak cię znam, masz już teorię.

– Owszem – przyznał Szmul starając się odsunąć od siebie obrzydzenie, co było niesłychanie trudne. – Mam mordercę.

– Świetnie. Dużo wiem o tobie, raczej nic miłego, aczkolwiek masz jedną dobrą rzecz. Przyzwoity z ciebie fachowiec. No to słucham.

Żyd pochylił się nad ciałem zmarłego przyjaciela i zaczął:

– Ofiara to Marek Zagrodzki. Wszystkim tu znany. Przyczyna zgonu prawdopodobnie wykrwawienie się z powodu podcięcia gardła ostrym narzędziem. Tego jeszcze nie znalazłem, ale sądzę, że wystarczy przeszukać dom i podwórze, byle dokładnie. Każda osoba zebrana tutaj, oprócz mnie, miała motyw, by dokonać morderstwa. Na dodatek nie mam złudzeń, że zbrodnia była zaplanowana. Może nie w każdym szczególe, bo przy takiej ilości potencjalnych świadków jest zbyt dużo dowolności i ciężko przewidzieć ruchy każdego, aczkolwiek na pewno była to zbrodnia z premedytacją. Wykluczam inny scenariusz.

Policjant mruknął i skinął na techników, by zajęli się zbieraniem dowodów z miejsca zdarzenia.

– Żona, Joanna, wielokrotnie zdradzana, odwzajemniała się mężowi tym samym od wielu lat. Układ ten funkcjonował wcale nieźle, choć oczywiście można mieć pytania natury etycznej, a przede wszystkim psychologicznej, jak na przykład w którym momencie spadnie kropla przelewająca czarę? Taką kroplą z pewnością byłby fakt, iż Zagrodzki miał dziecko z inną kobietą oraz przepisał na nie cały majątek. Wykluczając Joannę oczywiście.

– Racja, doskonały motyw.

– To jednak niemożliwe, by Joanna dokonała czynu, bo dowiedziała się o tym na krótko po odnalezieniu zwłok ofiary. Joanna co prawda najczęściej przebywała poza oczami innych świadków, co dawało jej czas na popełnienie zbrodni, aczkolwiek biorąc pod uwagę szok, w jakim była przez cały czas po odnalezieniu ciała wnioskuję, że psychicznie nie byłaby w stanie zachować na tyle zimnej krwi, aby z wyrachowaniem zabić męża. A to morderstwo było wyrachowane. Bez dwóch zdań.

– Zadzwońcie po lekarza – zakomenderował Plancki do mundurowych zabezpieczających teren. – Niech przebada panią Zagrodzką.

– Znowuż syn Marka, Franek… Choć nie pałam do niego żadnymi pozytywnymi uczuciami i gdyby to był on, prawdopodobnie odczuwałbym jakąś ponurą satysfakcję, ale ponownie muszę stwierdzić, iż nie jest mordercą. Prawda, że także opuścił towarzystwo, na dodatek nie do końca wiadomo, gdzie się wtedy znajdował…

– W toalecie – przerwał młodzieniec.

– Jak sam twierdzi, w toalecie. Jednak morderstwo w jego przypadku nie ma sensu, jeśli szerzej spojrzy się na całą sprawę. Owszem, był zapisany w testamencie, prawdopodobnie z faktu poczucia winy ojca, który nie wiedział o dziecku i nigdy nie miał z nim do czynienia, ale to dopiero młody człowiek, który ma na tyle oleju w głowie, aby wspinać się po drabince biznesowej, do czego ma niewątpliwie smykałkę. Geny robią swoje. Mógł o wiele więcej osiągnąć, zajść dalej, pod protekcją ojca. Jasne, będzie miał po sprawie spadkowej tyle szmalu, że spokojnie sam założy biznes, ale bądźmy szczerzy… Gdyby tego chciał, po prostu przyszedłby do Marka po pieniądze. A za to zatrudnił się w jego firmie. Do pracy. Nie, to nie ten sposób zachowania. Owszem, wyrachowany, ale w pewien sposób uczciwy. Na dodatek nie jest w stanie nawet trafić petem do popielniczki, a co dopiero ze spokojem wykonać tak wymagającą bądź co bądź rzecz, jak zabójstwo. To nie on, choć oczywiście możesz, Plancki, twierdzić inaczej.

– Przeczucie i logika rzadko cię mylą – skwitował policjant. – Mów dalej.

– Pozostaje więc małżeństwo, Grzegorz i Karolina. Tu sprawa robi się zawiła, bo Grzegorz był bliskim przyjacielem Marka, a Karolina ma silne relacje z Joanną. Jednocześnie Karolina była kochanką Zagrodzkiego, a Grzegorz, oprócz tego, że wiedział o romansie obojga, to jeszcze zdawał sobie sprawę z oszustw finansowych ofiary wobec siebie. Z tej dwójki jednak to Karolina opuściła pokój na kilka minut, co wystarczyło do dorwania niewygodnego już Marka.

Karolina po raz kolejny tego dnia zbladła, gdy Plancki wyciągnął kajdanki. Podszedł bliżej i spojrzał na wyraz twarzy kobiety. Jego oblicze było niezmienne, tak samo niewyraźne i obojętne jak wcześniej.

– No dobrze, a jej małżonek? Opuszczał pokój? – zatrzymał się nagle i zapytał policjant.

– Właściwie tak, choć dosłownie na moment i to na balkon przyległy do salonu, w którym byliśmy. To jest właśnie zadanie dla ciebie, Plancki. Dowiedzieć się, jak z tego balkonu dostał się tutaj i podciął gardło Markowi. Bo to on, nie Karolina.

Wszyscy spojrzeli na Grzegorza, a potem po sobie. Nie mogli się zdecydować, czy czuć ulgę, rozczarowanie, czy zdziwienie. Jedynie śledczy jak zwykle pozostał niewzruszony, choć smród wokół niego jakby zgęstniał.

Szmul podszedł do Grzegorza i spojrzał mu prosto w oczy.

– Karolina wyszła odebrać telefon, mój drogi. Miała wyciszony, więc go nie usłyszeliśmy. Oto dowód. Zapisane odebrane połączenie, długość dokładnie pięć minut. Karolino, z kim rozmawiałaś?

– Nie powiem…

– Mam wybrać numer?

– Przestań…

– Z kim rozmawiałaś?

Kobieta spuściła wzrok i rozpłakała się:

– Jestem w ciąży… Z Markiem…

– To był lekarz, prawda? – dopytał Plancki.

– T… tak… – wybąkała.

– Mój Boże… – jęknęła Joanna, osuwając się na fotel.

– Nie chciałam, żeby to tak wyszło! – wybuchnęła Karolina. – Nie chciałam cię zdradzić, przysięgam! Nie chciałam tego dziecka!

– I to jest powód, dla którego zabiłeś Marka – wysyczał Szmul do Grzegorza. – W jakiś sposób dowiedziałeś się o ciąży. I wiedziałeś, że to nie twoje. W wasze problemy małżeńskie niewielu jest wprowadzonych, ale tak się składa, że ja tak. Dla mnie wszystko jasne. Choć nie mam narzędzia zbrodni, ani nie mam pojęcia, jak przedostałeś się przez balkon do tego pokoju. Jeśli przeanalizujemy zapisy cyfrowe alarmu, będzie wiadomo, że ktoś twojej postury ponownie wchodził do domu, nie opuszczając go wcześniej. Zeskoczyłeś z balkonu? To niezbyt wysoko. Alarm jest głupi i zignorował to, bo byłeś zapisany w pamięci jako zaufana osoba. Sam cię wpisywałem. To czyni mnie naiwnym. A to, że zrobiłeś ze mnie naiwniaka, czyni mnie wściekłym. Do furii ostatecznej doprowadza mnie to, że zakpiłeś z nas wszystkich. Próbowałeś zbić podejrzenia, skierować trop na własną żonę. Demolowałeś miejsce zbrodni w bójce, żeby zatrzeć ślady. I zabiłeś Marka. To ty wrzuciłeś niedopałka Franka do popielniczki, tak jak podniosłeś fajkę, którą upuścił Zagrodzki, kiedy podciąłeś mu gardło. Podniosłeś i spokojnie, bez paniki położyłeś na biurku. A potem odciągnąłeś ciało. Już dłużej nie zniosę tej twojej gęby przed moimi oczami. Plancki, zabierz go z łaski swojej.

– Z całkowitą przyjemnością – odparł policjant. – Ale na razie tylko z podejrzeniem zabójstwa.

Grzegorz spojrzał na połyskujące kajdanki i otworzył usta. Pięść Gawita natychmiast wylądowała na jego szczęce.

– Tak zróbcie – warknął detektyw. – Sprawdźcie wszystko od początku, poszukajcie dowodów. Ja nie mam wątpliwości. Nie chcę słuchać tego, co on ma do powiedzenia. Zrobiłem swoje. Zobaczymy się na rozprawie. Ach, jeszcze jedno.

Odchylił połę marynarki Grzegorza i z wewnętrznej kieszeni wyjął zmiętą paczkę papierosów.

– Tobie się już nie przydadzą, a ja nie mogę patrzyć na klasyczne fajki po tej całej historii.

Wtedy fajka zgasła, a ostatnia, cieniutka strużka dymu uniosła się pod sufit. Szmul wyobraził sobie, że to dusza zamordowanego przyjaciela wreszcie zaznała spokoju.

Emil Strzeszewski

Serdecznie dziękujemy za udział w zabawie i wspólne poszukiwanie zbrodniarza! Podsumowując akcję należy wspomnieć, że za pierwszym razem poprawnie wskazało pięć osób. Druga odsłona przyniosła sześć prawidłowych głosów, zaś trzecia aż dziewięć. A oto nagrodzeni (wylosowani przez Sierotkę) szczęśliwcy.

Nagroda główna – fajka marki Brebbia

Largopelo.

Nagroda druga – popielnica fajczarska

Redy

Nagroda trzecia – kołeczki

milczacy

Nagrody ufundowało fajkowo.pl, tak samo jak gratisy do nagród!

10 Responses to Konkurs kryminalny – finał

  1. KrzysT
    KrzysT
    27 kwietnia 2012 at 19:45

    Chciałem powiedzieć, że dawanie milczącemu kołeczków mija się z celem :>
    No dajcie chłopu co innego, bo przecież to jest jakieś nieporozumienie.
    Drzewo do lasu, dosłownie i w przenośni :)

    • Dunadan
      Dunadan
      27 kwietnia 2012 at 20:14

      Nie sposób się z KrzysTem nie zgodzić:p Gratuluję, Rheged, całkiem udatne opowiadanie.

    • R.Woźniak
      zogaor
      27 kwietnia 2012 at 20:26

      Chociażby zaproponujcie żeby sobie wybrał coś w tej samej kategorii cenowej. Z resztą to sprawa milczącego, może chce dostać te kołeczki i już:P

    • Andrzej K.
      27 kwietnia 2012 at 20:37

      A ja mam DZIKĄ satysfakcję, że nie dość że wytypowałem poprawną osobę, to jeszcze trafiłem z wnioskami a moja dedukcja była trafna! Jak tylko Grzegorz podniósł kiepa i wrzucił do popielnicy – byłem już pewny na 100% :)
      A z nagrody, czyli kołeczków dobrowolnie rezygnuję :)
      Krzysiek ma racje! Nie to, żeby nagroda mnie nie cieszyła, ale pewnie jest Ktoś komu zwyczajnie przyda się bardziej :)
      Więc Organizatorom pozostawiam decyzję o przyznaniu mojej nagrody innej osobie :)
      Organizatorom chciałbym również podziękować za fajną zabawę! Oby częściej takie akcje!
      Pozdrawiam, Andrzej

  2. Krzywy
    27 kwietnia 2012 at 21:01

    Gratuluję zwycięzcom:) a autorowi wielkie dzięki za wspaniałą zabawę:)

  3. largopelo
    27 kwietnia 2012 at 21:30

    Miło :) Podziękowania dla organizatorów i sponsora.

  4. goowpea
    27 kwietnia 2012 at 21:38

    „jakby nigdy nie był sam, a zawsze u boku miał kogoś obcego, niewidzialnego. Lub nawet kilku takich – wyczuwalnych zmysłami duchów.” Nasunęło mi sięskojarzenie z Paskudnym Starym Roenm i Zapachem Paskudnego Stargo Rona (T. Pratchett)

  5. krycha371
    krycha371
    28 kwietnia 2012 at 00:01

    Również dołączam się do gratulacji dla autora:) świetna zabawa, śledziłem, zastanawiałem się, analizowałem, chce jeszcze ! :D

  6. martino
    martino
    28 kwietnia 2012 at 22:10

    Ha! Wspaniale opowiadanie! A juz ten fragment z perfumami – szykuje nam sie nowy Jack London :-)

  7. Andrzej K.
    29 kwietnia 2012 at 00:11

    Nooo…albo Agatha Christie ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*