Multi-recenzja aromatowa

21 lipca 2018
By

Garść pierwszych impresji po skosztowaniu kilku aromatów zza Wielkiej Wody.

 

G.L. Pease – Barbary Coast.

Bazę stanowi virginia, burley oraz perique. Topping alkoholowy. Konkretnie brandy. Z puszki przebija zapach czerwonej virginii z słodką nutą sfermentowanych owoców, którą identyfikuję jako pochodną winiaka. Cięcie to głównie wygodny w nabijaniu cube-cut, czyli maleńkie grudki, wokół których walają się wstążki.

W smaku przypomina McClelland Steve-Aged Virginia 35. Dominantą jest wspomniana czerwona virginia z wyraźnym, słodkim akcentem alkoholowym. Naturalnie, brandy pita, a brandy palona to dwa różne byty. Ów akcent to aromat owoców, nieco suszonych, ale w innym kierunku niż w mieszankach angielskich. To bardziej wiśnie czy żurawina niż figi i śliwki, jeśli mam na siłę szukać metafory. Smak konkretny, pełny i w miarę trwały. Przebija się spod niego od czasu do czasu delikatny i przyjemny ocet periqua. Natomiast w ogóle nie wyczuwam burleya. Być może orzechy utonęły w słodkiej brandy. To bardzo przyjemna, aromatyczna mieszanka. Lekka w obyciu, nie przytłaczająca. No i dość sycąca nikotyną, ale bez hardcoru.

Two Friends – English Chocolate

Two Friends to nic innego jako połączenie sił Gregora Peasa oraz Patty Tarlera z Cornell & Diehl. Mariaż ich wysiłku spłodził mieszankę virginii z latakią w czekoladowej otoczce. Receptura brzmi znajomo? Z pewnością tak. Jednak myliłby się ten, kto oczekiwałby powtórki z parku rozrywki w Kendal, gdzie Pan Bob i jego przyrodni braciszek Samuel wesoło kręcą czekoladową karuzelą. Na Tabaccoreviews jeden z recenzentów napisał, że English Chocolate smakuje jak Bob’s Chocolate Flake, z tym, że bez nuty kwiatowej. Na prawdę nie wiem, co musiał zjeść lub zarzucić, żeby dość do takich wniosków.

Już otwarcie puszki ujawnia zasadniczą różnicę. Pomijając rodzaj cięcia – szerokie, aczkolwiek cienkie wstążki zamiast płatków – wali w nos latakia. Całość pachnie słodką, solidnie wędzoną czekoladą. Choć wizualnie tytoń, z uwagi na wyraźną przewagę virginii, prezentuje się dość jasno, to jedyne co czuję, to właśnie latakię. I czekoladę rzecz jasna. Nadmienię, że zapach to obłędny!

Gdy już blend zajmie się ogniem, to zgadnijcie czym głównie smakuje? Tak, zgadliście. Latakią. Nico sianowatą, ale nie przesadnie. Dopiero po pewnym czasie wkracza czekolada. Nie nachalna, powiedziałbym, że dość wycofana. Wytrawna, solidnie uwędzona czekolada. Na pewno nie deserowa. Nie pasuje do angielskiego lorda z fikuśnie zakręconym wąsem, lecz do siedzącego w zadymionej tawernie irlandzkiego proletariusza. Tak mi się kojarzy po wypaleniu jednej fajki. Tytoń ordynarny, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Nadmienię, że paliłem go w piance, która moim zdaniem bardziej uwypukla czekoladowe smaki w stosunku do wrzośca. Z tego wnioskuję, że we wrzoścu czekolady będzie jeszcze mniej. Nadmienię, że swoją moc ma. Delikatnie powyżej średniej. Choć smakuje mi, to jednak ma pewien minus: jak na mieszankę z latakią pali się średnio.

O ile czekolady od GH i SG mogą spokojnie palić osoby zrażone do latakii, tak English Chocolate nie jest dla nich. No i uwaga techniczna: blend raczej do osobnej fajki. W palidełku do czekolad zostawi posmak wędzonki, a w fajce do latakii może osiąść z czasem kakao.

Sutliff – Dark Chocolate

Skład to klasyczna Trójca Święta aromatu – virginia, burley i black cavendish. Tytoń sprzedawany jedynie w bulku. Klei się niemiłosiernie. Optymalny czas suszenia to około 15 lat. Rozłożona porcja na tekturce poddana ogrzewaniu nad kuchenką gazową pozwoliła mi się zamknąć w kilku minutach.

Po ciemnej czekoladzie spodziewałem się wytrawności. Gdzie tam. To zdecydowanie słodki blend. Ale jakże pyszny! Aromatyzacja jest konkretna, dominująca. Pali się świetnie, nie gorzknieje, do końca utrzymuje smak mlecznej czekolady. Doskonale skomponowany deser. Jednowymiarowy, ale taka już natura tego typu aromatów. Znacznie bardziej mi smakuje niż wycofane już z rynku, podobnie skomponowane McClellandy – Tastemaster, Chocolate Silk oraz Chocolate Cream. W zasadzie nic więcej do dodania nie mam. Super.

Sutliff – Chocolate Truffle

Kolejna czekolada oparta na virginii, black cavendishu oraz burleyu. Tym razem zasilona kokosem i migdałem. Zdaję sobie sprawę, że nie brzmi to dobrze. Jednak zapach jest bardzo zachęcający i wiernie oddaje skład aromatyzacji. To zdecydowanie mocne uzapachowienie, szczelnie zakrywające naturalną woń tytoniu, jednakże nie pachnie sztucznie, ani chemicznie. Kojarzy mi się z batonikiem Baunty. Czy poczuję smak raju?

Raju nie ma. Nie dlatego, że blend jest niesmaczny – jest wręcz przeciwnie. Po prostu podczas palenia nie wyłania się z szafy wydziarany na mordzie tubylec z połówką kokosa w dłoni. Ano dlatego, że w kokosowy smak jest znacznie wycofany. Czekolady też sypnięto z umiarem, choć więcej. Pozostaje na obwodzie. To, co gra pierwsze skrzypce, klarnet czy inny klawesyn, to migdał. No i sfermentowany cavendish. Z czasem wytatuowany facet wychyla się nieśmiało z szafy i macha flegmatycznie kokosem, ale nigdy nie wychodzi z niej całkiem.

Z uwagi na stonowaną czekoladę, mieszanka przypomina mi Chocolate Silk od McClelalnda. Wiem, porównywanie z wycofanym z rynku produktem jest trochę jak udowadnianie nieistnienia świata w dowcipie Marka Raczkowskiego: można to zrobić, ale praktycznie nie ma dla kogo. W każdym razie Chocolate Truffle dzieli z blendem McClellanda również wspólną wadę, jaką jest częstowanie od czasu do czasu czymś nieprzyjemnie kwaśnym. Ale poza tym to bardzo pyszny tytoń, słodki, deserowy, odporny na zgorzknienie i zostawiający świetny roomnote. Jednak bardziej przypasował mi Dark Chocolate.

Sutliff – Barbados Plantation

Baza tytoniowa identyczna jak w czekoladach ze stajni Sutliffa. Gdybym nie wyczytał, że zastosowano aromatyzację rumem, to nigdy bym się nie domyślił. Roztacza z puszki mdły zapach słodkich landrynek o smaku owoców egzotycznych. Głębszy niuch ujawnia homeopatyczną czekoladę i czerwoną virginie. Przypomina mi niestety GH American Whiskey – wszystko można powiedzieć o zapachu, tylko nie to, że jest w nim alkohol.

Czekolady Sutliffa były bardzo wilgotne. Barbados Plantation po prostu pływa. Bynajmniej nie w rumie. Klei się i syfi niemiłosiernie. Po krótkim kontakcie nawet z podsuszoną już porcją oblepia paluchy jak syrop. Bardzo nieprzyjemne uczucie. Gdy już zajmie się ogniem, uwalnia wyraźny smak słodkiej lemoniady. Tak, jest słodko. I kwaskowato, ale nie od tytoniu, lecz od aromatu. Podczas palenia miałem momentami wrażenie, że wyczuwam bardzo delikatne nuty rumowe, ale równie dobrze mogłem sobie to wmówić. Wiele więcej nie da się powiedzieć. No może tyle, że podobnie jak inne produkty Sutliffa moc ma znikomą. Ogólnie rzecz biorąc nie jest źle, pali się ładnie i smakuje do końca. Niestety nie pirackim trunkiem.

Barbados Plantation to tytoń towarzyski: bardzo przyjemnie pachnie dla otoczenia. Może nie jest wart grzechu ani mszy, niemniej jednak stanowi solidnie zrobiony aromat i aromaciarzom powinien smakować. Ja jednak zostanę przy czekoladach.

Tags: , , , , , , , , ,

8 Responses to Multi-recenzja aromatowa

  1. Tadeiro
    Tadeiro
    22 lipca 2018 at 09:58

    Dzięki! Fajnie, że mogę choć poczytać o tych aromatach. Ech… ;)

    • Grimar
      Grimar
      22 lipca 2018 at 11:07

      Może kiedyś będziesz mieć okazję je spróbować.

      • Józef
        27 lipca 2018 at 06:38

        Przecież to są jedne perfumy… Kto chciałby palić perfumy…? Np. w Samuel Gawitch Navy Flake są dodawane m.in żywice i składniki klejów stoarskich do oklein, a w SH Squadron Leader dodawana jest m.in. esensja z bakterii potowych hodowanych w świnskich skórach…! Najgorsze dla zdrowia są jednak aromaty syntetyczne, np. imitujący zapach zboża, popularny od kilku lat u Camela. Nb. Camel cały czas truje ludzi syntetykiem zmniejszającym potncję – brzmi to nieprawdopodobnie, ale JTI leje te świnstwo do swoich tytoni od dziesięcioeci.

        • Józef
          27 lipca 2018 at 06:40

          „potencję”(!)

        • P_iter
          P_iter
          27 lipca 2018 at 08:16

          Ale przecież piszą, że palenie szkodzi zdrowiu, zmniejsza potencję, może wywołać wiele groźnych chorób, itp… Wybór należy do Ciebie/Nas.

        • Brudny Harry
          27 lipca 2018 at 08:24

          Drogi Józefie – dlatego też, „navy” palę zawsze w masce przeciwgazowej i pod wyciągiem, a „dowódcę” myję mydłem i skrapiam antyperspirantem. Camela na szczęście nie paliłem, więc jak na razie, żona mi jakoś specjalnie nie narzeka… :)

  2. bublik
    28 sierpnia 2018 at 22:51

    Może zamiast tubylca z tatuażem i kokosem wyłania się ta Pani w bikini?
    Jak tak to muszę sprobowac, ale gdy Żony nie będzie w domu :)

  3. Puffalo Bill
    Puffalo Bill
    1 września 2018 at 14:54

    Zasadniczo zgodzę się co do recenzji Sutliff – Dark Chocolate – ale mam jedno zastrzeżenie: tam nie ma VA.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*