Fajkowy pojedynek: Early Morning Pipe vs. Nightcap

11 kwietnia 2013
By

Fajkowy pojedynek

 

Postanowiłem zmierzyć ze sobą dwa tytonie Dunhilla. Do bratobójczej walki nie bez powodu wystawiłem te dwie puszki. Odwołują się do filozofii tytoniu porannego i wieczornego, co prócz ich nazwy uosabia sama barwa puszek oraz ich emblematy: piejący przy wschodzie Słońca kogut oraz szlafmyca ze świecą pośród gwiazd. Świt przeciwko zmierzchowi. Co prawda Early Morning Pipe ledwo plasuje się w kategorii średniej podczas gdy Nightcap to zawodnik wagi ciężkiej, niemniej przyjrzyjmy się obu pojedynkującym.

Ważenie zawodników (skład):

Early Morning Pipe – dunhillowy poranny „kogut”:
Virginia z Afryki i Południowej Ameryki,
Orientale z Grecji i Turcji,
Cypryjska Latakia

 

Nightcap – dunhillowa nocna „szlafmyca”:
Syryjska Latakia
Orientale z Turcji
Perique
Virginia

Runda 1: puszkowy aromat tytoniu

Early Morning Pipe – lekko orzechowy aromat, chwilami na myśl przywodzi mi zapach  sztucznych ogni (?). Raczej neutralny, nie powoduje, że po chwili mam ponownie zaciągnąć się wonią wydobywającą się z puszki, chociaż czuć że dominuje tu Latakia.

Nightcap –  kojarzy mi się z zapachem zakładu introligatorskiego lub starego archiwum. Samą wonią puszki można się narkotyzować, Latakia w całym swym bogactwie i splendorze. Tajemniczy zapach sprawia, że nabijając tym tytoniem fajkę mamy duże oczekiwania. Czy im sprosta? Okaże się wkrótce, to dopiero rozgrzewka…

Podsumowanie: Rundę zdecydowanie wygrywa Nightcap

 

Runda 2: room note

Early Morning Pipe – lekko ostry choć bardziej delikatny niż jego oponent w związku z czym nie trzeba po nim wietrzyć pomieszczenia. Co ciekawe: dym z fajki zaintrygował osoby niepalące, które wcześniej kręciły nosem marudząc na zapach Latakii. W odróżnieniu od swego przeciwnika Early Morning Pipe nie posiada ani natarczywego zapachu ani gęstego dymu, co na gruncie dyplomatycznego pykania stanowi jego mocny atut.

Nightcap – zapytany niegdyś o zapach Nightcapa znajomy odparł mi
„Nightcap śmierdzi, ale jakoś tak… elegancko”. Elegancja ta jest niełatwa do wychwycenia, z pewnością nie za pierwszym razem. Ów zły zapach to pojęcie względne. Czytając przygody innych fajczarzy związane z legendarnym już narzekaniem otoczenia na woń tegoż tytoniu, odnoszę wrażenie, że do surowych ocen skłonne mogą być jedynie nosy odwiecznych miastowych z molochowych aglomeracji. Dla malkontenta przyzwyczajonego od lat do miejskiego smogu, dla którego na hasło „ładny zapach” pierwszym skojarzeniem jest perfumeria – owszem, Nightcap będzie synonimem smrodu. Mi jego chłodny dym za każdym razem przywodzi na myśl zapach wilgotnej kory drzewnej, którą niejednokrotnie po wieczornych deszczach musiałem rozpalać ognisko w środku leśnej głuszy, podczas Nocy Świętojańskich. Po czerwcowej ulewie las taki emanuje intensywną, ale jednorodną świeżością, na tle której jeszcze lepiej można wyczuć dym opornie palącej się, starej, mokrej kory. Zapach wyjątkowy, jednak nie na każdy nos. Otoczeniu najprawdopodobniej nie przypadnie taki room note do gustu i tak na dobrą sprawę nie można mieć mu tego za złe.

Podsumowanie: Rundę zdecydowanie wygrywa Early Morning Pipe

 

Runda 3: spalanie

Early Morning Pipe – Szlafmycę pali się trochę dłużej niż „porannego koguta”. Ma to odzwierciedlenie w sugestiach producenta, zdaniem którego Early Morning Pipe jest idealny do palenia w pośpiechu. Wracając z przeprowadzonych wykładów niejednokrotnie pykałem ten tytoń w średniej wielkości lumbermanie – potwierdzam, dobrze się go kontroluje podczas spaceru (nawet podczas śnieżycy) tak by tuż przed dotarciem na miejsce wypalić go do końca. W związku z powyższym poleciłbym go do małych/średnich fajek. W domowych warunkach idealnie wypala się na do końca pozostawiając czysty popiół bez resztek niedopalonego tytoniu.

Nightcap – nie bez powodu określany wieczorowym tytoniem – sprawdza się idealnie jako smakołyk do długiego rozkoszowania się nocną porą, powoli wypalając się w fajce niczym knot rozjaśniającej pół-mrok pokoju świecy. Wracam wspomnieniami do hipnotyzującego kominka w starej kamienicy moich znajomych, przy którym do rana leniwie pykaliśmy Nightcupa przy filozoficznych dysputach…. Tytoń w fajce musi być jednak porządnie nabity i uważnie palony  – zaobserwowałem, że niewprawionym fajczarzom podtrzymywanie żaru sprawiało więcej problemu niż w przypadku „koguta”. W odróżnieniu do Early Morning Pipe, nightcapowa fajka również i mi zdarzyła się przygasnąć lub pozostawić niedopałki w kominie.

Podsumowanie: Rundę niewielką przewagą wygrywa Early Morning Pipe

 

Runda 4: smak

Early Morning Pipe – czuć delikatną słodycz. Orientale mają tu nieco migdałowy posmak, wytonowany przez zachowawczą Virginię acz dodatkowo wzmocniony słodyczą Latakii. Wszystko to wsparte wspomnianym fistaszkowym zapachem tytoniu daje wrażenie orzeszka w miodowej panierce. Nie bez powodu Early Morning Pipe jest określany tytoniem porannym –  słodycz ta nie jest sycąca ani wyrazista, to raczej właśnie taki mały cukierek po śniadaniu niż kawałek tortu na podwieczorek jakim jest Nightcap. W reklamach Early Morning Pipe poleca się do krótkiej przerwy w pracy czy też tytułowego poranka, choć ja do śniadaniowej kawy z Dunhilla wybrałbym raczej Royal Yacht. Zatem do popołudniowej herbaty w sam raz, acz smak samego tytoniu nie jest sycący.

Nightcap – o ile w przypadku pierwszego zawodnika wyczuwałem w pewien sposób orzeszki ziemne, tak tu mam do czynienia z orzechami laskowymi. Nightcap to nie tylko miód w podniebieniu, ale również mocny arsenał, dlatego osobiście lubię go popijać chłodnym mlekiem. W odróżnieniu do Early Morning Pipe, tutaj Latakia nie jest dodatkiem, sekwencją, lecz jest to motyw przewodni, gra ona pierwsze skrzypce… choć skrzypce to zły instrument ją określający w wypadku Nightcapa. To raczej kontrabas wsparty ciężką sekcją dętą. Nie jest tytoniem dla nowicjuszy – przepalą sobie z pewnością gardło (choć widziałem takich, którzy mimo to miło go wspominali). Trochę jak zakazana księga zaklęć, którą niejeden uczeń czarnoksiężnika ma ochotę otworzyć, jednocześnie mogąc nie podołać potędze magii w niej zawartej.  Smak ten jest wart jednak zaryzykowania: ujarzmienie go daje pewien awans w arkanach tajemnic fajczarskich z rangi adepta wzwyż. Czar nightcap’owej Kabały jest zaiste bogaty, ale również potężny dlatego nie zalecam go do dużych fajek – może uderzyć w głowę i ją zaboleć, acz taka jest cena każdej prawdziwej magii. Idealny dla pory nocnej, kiedy jazgot przyziemnych problemów usypia, dając możliwość uwiedzenia  wytonowaną, ekskluzywną słodyczą ze szczyptą ledwo wyczuwalnej odległej pikanterii Perique. Przedstawieni na płótnie Caspara Davida Friedricha „Dwaj mężczyźni kontemplujący księżyc” gdyby mieli ze sobą fajki, nabiliby je z pewnością Nightcapem. Obraz ten jest arcydziełem malarstwa romantycznego tak jak tytoń ten stanowi pomnik romantyzmu fajczarskiego. Smakowo Early Morning Pipe jest w zestawieniu z Nightcapem zaledwie francuskim romansidłem przy „Fauście” Goethego.

Podsumowanie: rundę jak również całą walkę wygrywa Nightcap poprzez nokaut!

flammarion

W fajczarskim pojedynku noc pokonuje świt. Early Morning Pipe jest uosobieniem zbalansowanego dnia bożego, który nie jest w stanie zachować przy sobie ludzkiej ciekawości, którą intryguje i przyciąga tajemniczy nocny Nightcap, kuszący wyśmienitym acz nieprzesłodzonym smakiem. Ideał ten bezdyskusyjnym zwycięstwem uplasował się jako tytoń, którego puszkę zawsze mam przy sobie i posiadać w przyszłości zamierzam. Early Morning Pipe może kiedyś spróbuje jeszcze stanąć w szranki, jednak po tym starciu usunie się na jakiś czas w cień.

Walkę relacjonował dla Państwa Kamerling.

Dziękuję za uwagę. Oddaję głos do studia.

 

Tags: , , , , , ,

13 Responses to Fajkowy pojedynek: Early Morning Pipe vs. Nightcap

  1. pigpen
    pigpen
    11 kwietnia 2013 at 21:10

    Bardzo ciekawy pojedynek. Szkoda, że nie jestem fanem tych zawodników. Gratuluję pomysłowego opisu walki. Czułem się jakbym siedział w pierwszym rzędzie, a krew zawodników tryskała na mą twarz ;) pozdrawiam

  2. kusznik
    kusznik
    11 kwietnia 2013 at 21:21

    Dla mnie osobiście Nightcap jest fenomenem tytoniowym. Niestety, kieszeń nie pozwala spopielać go zbyt często…może i dobrze? Dlatego każde wielkie wydarzenie w moim życiu celebrowane jest tym tytoniem i nabiera dodatkowego smaku!

    • sat666sat
      sat666sat
      11 kwietnia 2013 at 22:09

      Z mojej strony wygląda to tak, że nie miałem okazji palićć ww. Niestety są i tacy których zwyczajowo nie stać. Wcale z tym się nie ukrywam i nie płaczę nad soba. Palę co mi tam wpadnie w łapska (prosze nie brac pod uwagę Tilbury itp.)

  3. yopas
    12 kwietnia 2013 at 09:06

    Tu studio, tu studio… pięknieś nam to Kamerlingu zrelacjonował.
    Dziekujemy,
    Choć na koniec wypada krzyknąć:
    Nic się nie stało! DEMP, nic się nie stało! ;)
    oraz
    Muszę spróbować iść spać w szlafmycy!

  4. Grimar
    Grimar
    12 kwietnia 2013 at 09:15

    Kolejne stracie będzie Nightcap vs Najman.

  5. Janusz J.
    Janusz J.
    12 kwietnia 2013 at 09:36

    Świetnie zrelacjonowana walka dwóch hulających w tej samej ciężkiej wadze, zawodników.
    Wystawienie przeciwko sobie bokserów ze swojej stajni, to Klasyczna zagrywka największego bokserkiego promotora Don Kinga.
    Ponieważ tak dobrze sobie poradziłeś, pozwolę sobie zaproponować byś zrelacjonował kolejną walkę dwóch championów. Obaj również należą do tego samego promotora – Dunhilla. To zapakowany w czerwoną puszkę Standard Mixxxxxtuuuuuuure i pochodzący również z czerwonej puchy Londodn Mixxxxxxtuuuuuure. To będzie bardzo trudny do relacjonowania pojedynek, ponieważ zawodnicy posiadają prawie takie same parametry.
    Jeszcze raz gratuluję artykułu.
    Pozdrawiam serdecznie.

    • Kamerling
      Kamerling
      12 kwietnia 2013 at 14:24

      Rozważałem zestawienie dunhillowych mikstur, ale nie ukrywam, że przy organizacji takiego starcia przydałby się mecenat <- taka sugestia do dystrybutora Dunhill'a :) … która pewnie przejdzie bez echa.

  6. Marek Juzwa
    juzwa
    12 kwietnia 2013 at 09:37

    „W tej walce generalnie żaden z zawodników nie zrobił na mnie wrażenia. Jestem konserwatywny; wolę klasyczne, białe koszule z muchą niż gołe klatki z piersiami”

  7. Jacek A. Rochacki
    14 kwietnia 2013 at 12:41

    Dawno nie zdarzyło mi się czytać tekstu na tematy tytoniowe, który sprawił by mi nie tylko wielką przyjemność, ale i z którym zgadzały by się i moje wrażenia. Czytając ten tekst miałem przez chwilę wątpliwość, czy Autor pisze o tych dawnych (dla niektórych – lepszych) edycjach Dunhilli czy już o współczesnych, czyli Orlika a obecnie Kohlbase und Kopp. Jak widzę, niezależnie od czasu edycji danego blendu jego walory są wciąż odbierane tak samo. Plus dla blenderów, wielki plus dla wyczucia, zrozumienia charakteru blendów i dla gustu i wiedzy Autora. Bardzo dziękuję !

    Wyjaśnienie wyniku porównania może grozić swoistym „pójściem na łatwiznę”, gdyby rezultat sprowadzić do kwestii wyższości Latakii syryjskiej nad Latakią z Cypru. Wszelako może być to asumpt do zastanowienia się głębiej nad dwoma tematami:
    – Latakia syryjska vs. Latakia cypryjska
    – właściwe zastosowanie znakomicie dobranego dodatku Perique (pytanie dodatkowe: którego Pq ?) i jego wpływ na ogólny charakter danego blendu.

    A wcale bym się nie zdziwił, gdyby „pies był pogrzebany” w:
    – zestawach i rodzajach zastosowanych tzw. Orientali
    – oraz – co bywa podstawą – rodzajach i zestawach zastosowanych Virginii.

    Tematów do dobrych porównań jest bardzo wiele. Dla przykładu:
    – Va w tradycji blenderskiej europejskiej (angielskiej) a Va w tradycji amerykańskiej.
    – tzw. aromaty vs. tytonie „scented”.
    Te tematy podane na przykładach dobrze dobranych konkternych tytoni.

    A może by zacząć od porównań kilku u nas dostępnych i rzekłbym popularnych Virginii ? angielska, niemiecka, duńska …

    • Kamerling
      Kamerling
      21 kwietnia 2013 at 19:01

      Zaproponowany przez Pana pomysły są bardzo dobre, jeżeli czuje się Pan na siłach – w odróżnieniu do mnie – wspaniałym byłaby ich realizacja=opisanie :)

      • Jacek A. Rochacki
        21 kwietnia 2013 at 19:18

        Z radością widzę, iż nastają w kraju czasy poważniejszego zainteresowania sprawami fajek i tytoni. Natomiast do wstępnego a przyzwoitego opracowania i upublicznienia proponowanych tematów wystarczy staranne zapoznanie się z materiałami które jako podstawowe wskazałem dość dawno temu na wyraźną prośbę Twórcy tego portalu w Jego tekście:
        http://www.fajka.net.pl/poradniki/podstawy/laudacja-dla-nauczyciela/

  8. filozof
    16 kwietnia 2013 at 09:19

    Świetna relacja z ringu! Lubię bardzo obydwa (zresztą uwielbiam wszystkie Dunhille), ale Nocny jest mi jakoś znacznie bliższy (narzekam tylko na moc – wolę nieco słabsze). Od siebie dodam jeszcze drobną refleksję na temat ‚dymu’. Poranny daje dość subtelny, szybko unoszący się ‚dymek’. Z kolei Nocny niesamowicie gęsty, jakiś taki puszysty i wolno kłębiący się dym. Dym par excellence. Czasem ledwo widzę książkę, którą czytam podczas fajczenia. Może to drobna rzecz, ale jak dla mnie dodaje Nocnemu sporo magii.

  9. Wiatrak
    Wiatrak99
    17 kwietnia 2013 at 09:47

    Oba tytonie są smaczne, bardzo różne i bardzo podobne o czy mówi powyższy tekst i komentarze. Ale ja przyznam że choć smakują mi oba to gdybym miał wybrać jeden to byłby to… GH No 12 Mixture.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*