Uratowane cudo – LHS 14K Ultra Fine

16 września 2014
By

Jakiś czas temu stałem się (prze)szczęśliwym posiadaczem przepięknego egzemplarza LHS ULTRA FINE 14 K, którego to losy, będą przedmiotem niniejszego nudnego artykułu:

Na ratunek!

Fajeczkę wypatrzyłem na naszym własnym zaścianku. Znalazłem ofertę na Allegro, przetarłem kilka razy oczy ze zdumienia i niedowierzania – i już nie zastanawiając się dalej wcale – od razu zalicytowałem, aby mieć pewność, że wygram bez konkurencji, po czym nawiązałem kontakt ze Sprzedawcą i sfinalizowałem sprawę, zanim ktokolwiek miał czas się połapać.

I tak oto, zostałem posiadaczem (dodam – przez wzgląd na ignorancje Sprzedającego – w bardzo korzystnej cenie) fajki, reprezentującej najwyższą możliwą serię producenta.

LHS 14 K Ultra Fine. Fajka sprzed II WŚ. Z wirolką z „solid gold” i wkładką piankową „block meerschaum”.

5 przed 1 2 4

Korzystną cenę równoważył niestety opłakany stan fajki. Bo ta okazała się być niemożebnie zaśmierdła, zasmołowana i zaklajstrowana. Do tego aż lepka od brudu na zewnątrz i z uszkodzonym ustnikiem. Przeszła już przez moje ręce dość pokaźna liczba fajek wymagających czyszczenia i naprawy, ale ta zdecydowanie uplasowałaby się w pierwszej „czarnej piątce”.
Uczyniłem z renowacji tej fajeczki osobiste wyzwanie. Postanowiłem doprowadzić ją do porządku bez względu na potencjalne koszty. I chyba udało mi się całkiem nieźle…

A zrobiłem to tak:

Na początek fajkę należało gruntownie wyczyścić. Wkładka z pianki, po usunięciu smoły i nagaru z komina okazała się być spękana i miejscami wykruszona na ściankach, a dna nie było… w ogóle. Wydłubałem wszystko i mechanicznie oczyściłem wnętrze główki do gołego drewna.

Również kanał dymowy trzeba było udrożnić i wyszorować.
Ustnik był tak zasyfiały, że poważnie rozważałem po prostu dorobienie nowego. W ostateczności poszedłem w zaparte, i po kilkudniowym moczeniu w alkoholu i zużyciu kilkudziesięciu wyciorów, udało mi się go wyczyścić i przygotować do naprawy.

Główka została również wyszorowana na zewnątrz, z użyciem szczotek i spirytusu. Brud spływał jak z auta po zimie. Po wyczyszczeniu i wyszorowaniu wszystkiego co było widać wewnątrz i na zewnątrz główka trafiła do słoja z izopropylenem i odbyła w sumie trzy sesje kąpielowe, każda po 48 godzin. By na koniec, trafić do…. garnka, gdzie w zalewie spirytusowej gotowała się przez 45 minut, wydalając z siebie ostatnie smoły i brudy

 

gotowanie główki

Ustnik przeszedł rekonstrukcję zjedzonego zgryzu – materiał został nadlany i wyprofilowany, a cały ustnik wyczyszczony z utlenienia, wyprofilowany i wypolerowany.

36 5

Od pierwszego „grzebnięcia” w kominie, wiedziałem już że czeka mnie dorabianie i wymiana piankowej wkładki. Bardzo zależało mi na rekonstrukcji wkładu sepiolitowego. W ostateczności jedynie dopuszczałem możliwość dorobienia wkładki z wrzośca. Wykończenie fajki i palenie jej bez wkładki, wykluczone było z powodu bardzo cienkich ścianek komina. Poza tym takie pójście „na łatwiznę” wcale by mnie nie satysfakcjonowało.
Nie jest chyba zaskoczeniem, że ciężko jest zakupić bryłkę sepiolitu, czy gotową wkładkę naprawczą. W zasadzie, albo jest to niemożliwe, albo zupełnie bezsensowne ekonomicznie.

Po krótkim rozpoznaniu możliwości, zdecydowałem się na poświęcenie w charakterze „dawcy” pewnej fajeczki z pianki, jaką zakupiłem dawno temu na Allegro za parę groszy i na naprawę której wiecznie brakowało mi czasu. Fajeczka ta była mizernej urody i inżynierii, za to na 100% wykonana z block meerschaum. Zatem, umarła – by dać życie. Ale jej poświęcenie nie poszło na marne!

Posiłkowałem się troszkę tym tematem z alt.pl.fajka, choć – przyznam – większość czynności wymusiła po prostu logika i warunki mojego konkretnego przypadku.
Najpierw pomierzyłem średnice i wysokości obu fajek, by sprawdzić, czy w ogóle jest sens się brać za robotę. A gdy miałem pewność, że uda się pozyskać wkładkę z marginesem grubości ścianki około 1,5 mm, i tylko odrobinę za niską względem oryginalnego komina przystąpiłem do działania.

przygotowanie do przeszczepu

Komin (drewniany) wymagał delikatnego poszerzenia, gdyż komin fajki piankowej był spory (19 mm), i trzeba było zrobić w drewnie miejsce, by wkładka piankowa miała sensowną i w miarę bezpieczną grubość ścianki (min 1,5 mm). Przeszlifowałem komin, dodatkowo obniżając nieco dno w fajce drewnianej, by głębiej „posadowić” wkładkę z zachowaniem sensownej grubości denka wkładki (ok. 2-3mm).

Po przygotowaniu główki drewnianej, wykonałem „przymiar” – model z ciastoliny wciśniętej w główkę i będący podstawową referencją do zgrubnego wystrugania wkładki z pianki.

przymiar i wzornik

I zabrałem się do strugania. Najpierw zgrubnie nożykiem. Potem dopracowywałem kształt za pomocą papierów ściernych, stopniowo zwiększając gradację. Cały czas starałem się pilnować stopnia odwzorowania do modelu i uważać, by nie przesadzić przy ściąganiu materiału. Zgrubna obróbka zajęła mi około dwóch godzin. Głównie dlatego, że obchodziłem się z pianką jak z jajkiem – miałem tylko jedną próbę! A „szybko” zdecydowanie nie idzie przy takiej robocie w parze z „dobrze, ostrożnie i dokładnie”.

obróbka zgrubna wkładkiodtwarzanie wzorcaprawie gotowe

Jak już nadałem zgrubnie kształt i wymiar wkładce, przyszła pora na mozolne, kilkugodzinne dopasowywanie wkładki do gniazda w główce fajki. Trochę komplikował sprawę fakt, że w fajce piankowej była zęza – nawiert pionowo w dół w osi komina, a we wrzoścu poprawnie nawiercony kanał dymowy prostopadły do osi komina. Dlatego kwestia dokładności dopasowania wymagała sporo pracy i kombinacji. Ale dopasowałem.

organ gotowy do implantacji

Kolejnym krokiem, jeszcze przed wklejeniem wkładki było obniżenie wysokości komina główki drewnianej o około 3mm. Tyle mi brakowało na wysokości główki/wkładki piankowej, by ładnie się wszystko zrównało i licowało. Zatem usunąłem z główki ok. 3mm drewna, następnie rim zryflowałem, by wszystko było jak w oryginale:

onizona główka

A po przymiarce ostatecznej:

onizona główka przymiarka

Główkę pobejcowałem w całości z użyciem wodnego roztworu nadmanganianu potasu.

bejcowanie

Po wyschnięciu i sprawdzeniu po raz setny, czy wszystko pasuje zmieszałem kit z pyłu sepiolitu i szkła wodnego-sodowego.

wklejanie wkładki

Uzyskaną masę, naniosłem najpierw na drewno (na dno gniazda w główce drewnianej i na rant wewnątrz, poniżej rimu). Po czym – posadowiłem na tym wkładkę piankową, ustawiając ją w zbieżności otworu w piance i kanału dymowego w drewnie.
Kit ładnie wypełnił wszystkie niedociągnięcia dopasowania, dodatkowo – uszczelnił miejsce przejścia z pianki w drewno w okolicach ujścia kanału dymowego w kominie. Kiedy wszystko ładnie „chwyciło” – wodą, za pomocą pędzelka, nasączyłem spód piankowego komina i długim wiertłem 4mm poprawiłem przelot kanału dymowego i ujście kanału w kominie z pianki. Na mokro, by nie spowodować wykruszeń i uszkodzeń (mokra pianka jest miękka).

I w zasadzie gotowe. Kilka dni na schnięcie i można było dokończyć robotę.

Zostało wykończenie, wyrównanie wysokości wkładki do drewnianego rimu, wykonanie delikatnego fazowania wewnętrznego rantu wkładki i wyszlifowanie go na półokrągło. Wypolerowałem też wnętrze wkładki za pomocą papierów ściernych 800-1500 do połysku.

Główka fajki została delikatnie i oszczędnie natarta z zewnątrz oliwą „virgin” i wypolerowana na tarczy bawełnianej. Złota wirolka wraz z ustnikiem również nabrała połysku w trakcie polerowania.

I to by było tyle. Jak to wygląda po naprawie – zobaczcie sami (plamy w kominie i na rimie to przebarwienia pianki, z którymi muszę się pogodzić – pamiętajmy, dawcą była fajka używana).

1 4 73 2 6 8

Zakres i ilość pracy, środków, oraz czasu, jaki poświęciłem na przywracanie tej ślicznej fajeczki do życia i sprawności, zdecydowanie wykracza ponad to, do czego przywykłem pracując z fajkami używanymi. Niemniej myślę, że było warto! Nawet pomijając kwestię moich własnych upodobań i estymy do marki LHS – myślę, że zwyczajnie należało się tej fajeczce „drugie życie”.

Ufam w to, że będzie smacznie i dzielnie służyła. Z całą pewnością, będzie chlubą mojej skromnej kolekcji fajek LHS i fajek amerykańskich w ogóle. Cieszę się, że trafiła w moje ręce! Dała mi wyzwanie, dała mnóstwo frajdy przy dotychczasowych działaniach, a i na pewno – dostarczy mnóstwo przyjemności w przyszłości..

Polujcie na takie ciekawostki i perełki… Warto!

Zapraszam do komentowania, wyrażania opinii i podejmowania dyskusji.

Pozdrawiam, Andrzej

 

Tags: , , , , , , ,

12 Responses to Uratowane cudo – LHS 14K Ultra Fine

  1. Julian
    Julian
    16 września 2014 at 21:35

    Coś niezwykłego!

  2. Janusz J.
    Janusz J.
    17 września 2014 at 01:21

    你是个天才!真了不起!

  3. martino
    martino
    17 września 2014 at 01:29

    Wspaniała rzecz – tak fajka jak i historia jej rewitalizacji. To się nazywa „trafić w dobre ręce” :-) Gratulacje i wyrazy podziwu.

  4. miro
    17 września 2014 at 07:56

    Andrzej, co ja tu będę pisał… że jesteś miszcz to i tak każdy wie. Genialna robota, a planowanie i konsekwencja w realizacji tego zmartwychwstania wręcz mnie zawstydza. Brawo!
    Mam jedno pytanie – możliwe, że czegoś nie ogarniam: otóż najpierw zeszlifowałeś główkę (tę drewnianą) o 3 mm, a później musiałeś doszlifować wkład do wysokości główki… więc po co było robić to pierwsze szlifowanie?
    (a, i czepnę się w imieniu Pawła – yopasa: emotikonów za duuuużo :P )

    • Andrzej K.
      17 września 2014 at 10:23

      Dziękuję Mirku za miłe słowa.
      A co do Twojego pytania: Główka fajki piankowej, która była dawcą – była minimalnie za niska. Zatem – wkładka, która z niej powstała, również była troszkę za niska w stosunku do głębokości „gniazda” w główce drewnianej. Nie widać tego na fotkach, bo niefortunnie zrobiłem zdjęcie gdy wkładka nie była wciśnięta do końca, ale – po dopasowaniu, wkładka piankowa „wpadała” do środka i to poniżej krawędzi rimu główki drewnianej. Brakowało jej dosłownie 1-1,5 mm wysokości by się licować, a dodatkowo – nie wyszła mi idealnie równo (minimalnie ją „skosiło”, więc jedną stroną było „na 0”, drugą – brakowało te 1,5 mm).
      Dlatego, konieczne było zmniejszenie wysokości fajki (innej pianki nie miałem), skróciłem zatem główkę z lekkim zapasem o te 2-3mm, by finalnie wkładka wystawała ponad krawędź rimu około 1mm w najniższym miejscu i można ją było po prostu ładnie dociąć, równo do lica rimu drewnianego na całym obwodzie komina i obrobić na gładko.
      Mam nadzieję, że opisałem to zrozumiale…

  5. R.Woźniak
    17 września 2014 at 07:56

    Andrzej. Jak zwykle szacun i ukłony, bo każdą nową renowacją zadziwiasz i mimo, że trochę już tego zrobiłeś to Twoje artykuły czy nawet wyznania na „gadaczce” nie nudzą. Intryguje mnie inżynieria obecna tej fajki, bo rozumiem, ze teraz jest dziura w piance na środku na dole potem „kolanko” i prosto do ustnika. Ostatnio myślałem, że to rozwiązanie ma sens – trudniej przypalić rim. Tylko czy nie utrudnia zbyt mocno czyszczenia fajki?

    • Andrzej K.
      17 września 2014 at 10:45

      Cześć Rafale i dziękuję za miłe słowa.
      Obecna inżynieria fajki jest taka – jak w każdej poprawnej, klasycznej fajeczce – to znaczy, kanał dymowy wchodzi do komina (wkładki) prostopadle do osi komina (z boku). Po prostu, obniżyłem dno gniazda w główce drewnianej, by wpuścić piankę głębiej i przerobiłem kanał dymowy w piance z pionowego (była zęza) na „poziomy” – idący w jednej linii z kanałem dymowym w drewnie. A powstały siłą rzeczy ubytek pianki na dnie i miejsce „przejścia” w kanał szyjki – uzupełniła mi masa z pyłu sepiolitu i szkła wodnego, która po wyprofilowaniu „współtworzy” dno paleniska.
      Czyszczenie zatem w żaden sposób nie jest utrudnione. Ufam, że ta odrobinka „kitu” w kominie nijak nie wpłynie na smak palenia.
      Pozdrawiam.

  6. yopas
    17 września 2014 at 10:54

    Andrzej, tradycyjnie pokazał kawał dobrej roboty i to, że u Niego nie ma lipy, a każdy Jego tekst jest dla fajkanetu nobilitacją i pokazuje rejowskie „… iż Polacy nie gęsi…”.

    W szczególności zachęcam do otworzenia sobie dowolnej wyszukiwarki internetowej oraz wpisania tam fraz w stylu: „smoking pipe restoration, reborning” oraz porównania zamieszczanych tam reperacji z tymi, które opisuje Andrzej.

    Można się szczerze zdziwić, gdzie publikują najlepsi (tym, którym się nie chce szukać – podpowiadam: na fajkanecie).

    Oraz, doskonale rozumiem andrzejową fascynację, bo sam przez dłuższą chwilę byłem zafascynowany, nawet nie tyle jedną marką (również amerykańską!), co konkretnym modelem pewnej marki, ale (nie)szczęściem wszystko zaczęło się rozmywać i ewoluować w zupełnie, momentami dziwne, rejony.

    PozdrowieniaY,

  7. KrzysT
    KrzysT
    17 września 2014 at 11:51

    Redakcyjnie uznaliśmy, że – gwoli lepszej czytelności – oryginalny artykuł Andrzeja podzielimy na dwa: jeden, poświęcony historii firmy LHS i drugi, w którym opowiada historię konkretnej renowacji. Co niniejszym uczyniłem. Artykuł historyczny możecie znaleźć tutaj: http://www.fajka.net.pl/uwagi/bez-kategorii/andrzej-i-lhs/

  8. Boro
    Boro
    18 września 2014 at 02:14

    Jest taka anegdotka, że dwa Moherzyska gadają na tę nutę:
    – Byłam w Rzymie i widziałam Bazylikę Św. Piotra.
    – I jak?
    – Jak już się Licheń widziało…

    Jesteś Mistrz, sam dla siebie jesteś certyfikatem jakości. I każda naprawa do Twoich teraz będzie przyrównywana. Stałeś się EKSPERTEM, sam na siebie wydałeś wyrok. :)

  9. Wlodek
    Wlodek
    27 listopada 2014 at 01:20

    Twoja włożona praca robi wrażenie – gratuluję :)
    To wręcz niesamowite w tym momencie wartość tej fajeczki jest… ho ho ho :)

Skomentuj yopas Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*