Amatorskie blendowanie cz. VI

6 maja 2011
By

Porównanie tworzenia własnych mieszanek tytoniowych do gotowania jest bardzo adekwatne. Fajczarz to swego rodzaju kucharz – z dostępnych w spiżarni składników musi przyrządzić prawdziwie smaczną potrawę. To rzecz trudna, a żeby ją opanować, należy zacząć od prostych rzeczy, a następnie uczyć się coraz bardziej wyrafinowanych. Pierwszą zasadą jest – nie przedobrzyć.

Rodzajów tytoni jest sporo, ale trzeba zdać sobie sprawę, że ich mieszanie nie powinno przypominać słynnego gotowania „niebezpiecznicy” z którejś z części Zabójczej broni. Tam bohater grany przez Mela Gibsona otwiera lodówkę, a następnie z tego, co w niej jest, przyrządza jajecznicę. Gdy fajczarz postąpi w podobny sposób i do swojej fajki wrzuci wszystko, co ma, efekt może być naprawdę niebezpieczny.

Są tytonie, które świetnie nadają się na tak zwaną „bazę”, a są takie, które lepiej sprawdzają się jako „przyprawy”. Widzieliście kiedyś, aby jakiś kucharz zrobił zupę z soli i pieprzu? Z drugiej strony – da radę zrobić zupę na mięsie, ale będzie mdła. W fajczarstwie ta druga zasada niespecjalnie obowiązuje – wszak palenie czystej va jest możliwe, a nawet bardzo przyjemne – aczkolwiek przecież nie po to amator mieszania tytoni zaopatruje się w latakie, orientale, czy perique, żeby ich nie wypróbować.

Wracając do blenderskich baz – znakomicie do tego celu nadają się różne rodzaje virginii, a także (jeśli życzymy sobie palić na amerykańską modłę) – burley. Zanim nowonarodzony blender-amator przystąpi do działania, powinien zaopatrzyć się w sporą ilość wyżej wymienionych. Baza bowiem powinna być solidna, o czym za chwilę.

Najpoważniejszy błąd, jaki może popełnić początkujący miłośnik własnoręcznego mieszania, to zakup zbyt dużej ilości składników. To nieprawda, że od przybytku głowa nie boli. Wiem, bo sprawdzałem. Mając do dyspozycji orientale, virginię i perique, a także jako bazę FVF, postanowiłem stworzyć coś na wzór Dunhill Standard Mixture, co już samo w sobie było świadectwem mojej niepoczytalności. Porwałem się z motyką na Słońce – nie wiedząc prawie nic o blendzeniu, nie sposób skomponować takiej mieszanki.

Usypałem cztery części pokruszonego FVF, dorzuciłem dwie części latakii oraz po jednej orientali i perique. Baza stanowiła więc połowę, co jest zdecydowanie złym pomysłem na początek. Gdybym wziął cztery części FVF, jedną latakii, pół orientali i pół perique, też byłoby niespecjalnie. Bowiem – co za dużo, to niezdrowo, a odpowiednie wyważenie proporcji jest sprawą kluczową. I tak też się stało – wyszła mi istna kakofonia smaku. Nic do siebie nie pasowało, nie było żadnej nuty przewodniej.

Po pierwsze – nie przedobrzyć!

Należy sobie jasno powiedzieć, że nie ma uniwersalnego sposobu na skomponowanie własnej mieszanki. Ludzie różnią się gustem, poczuciem smaku, zapachu, mają odmienne oczekiwania co do mocy tego, co palą, etc. Nie ma więc żelaznych zasad, oprócz tych, które każdy ustali sobie sam. Poradnik ten należy więc traktować jako punkt wyjścia, nie zaś punkt dojścia. Dlatego też nie namawiam do ścisłego stosowania się do moich porad. Myślę jednak, że warto je mieć na uwadze – droga do Graala może wtedy okazać się łatwiejsza.

Sądzę, że baza powinna stanowić przynajmniej 70% całości. Wynika to z faktu, że zarówno virginia, jak i burley (które zwykło się stosować jako ów „podkład” pod resztę), to tytonie niesprawiające wielkich trudności w paleniu, są najbardziej neutralne. Pod tym pojęciem rozumiem to, iż nie „zagłuszają” smaku innych tytoni, a więc – łączą się praktycznie ze wszystkimi innymi rodzajami fajkowego ziela. Im solidniejsza baza, tym bardziej wyraźny tytoń.

Oczywiście – od tej reguły są wyjątki. Aby daleko nie szukać – Commonwealth ze stajni SG. To wszak pół na pół virginia oraz latakia. Takie kompozycje można tworzyć od razu. Połowa va, połowa la; połowa va, połowa orientali; ale już pół va i pół perique, to niekoniecznie najlepszy wybór. Tytoń co prawda będzie bardzo słodki, aczkolwiek może to być ostatnie wrażenie w życiu fajczarza. Historia jednak notuje przypadki ludzi, którzy palą sam czysty pq i jeszcze nie dorobili się nagrody imienia Darwina przyznawanej za najbardziej spektakularną i nonsensowną śmierć. Jednego mamy nawet na tym portalu (wszyscy pozdrawiamy Alana!).

Po pierwsze – nie przedobrzyć!

Do bazy potrzebna jest przyprawa. Na początek polecam zakup jednej. Dlaczego nie więcej? Ano choćby po to, aby zbadać własne gusta. Co innego palenie gotowych mieszanek kupowanych w trafice, specjalnie skomponowanych, aby smaki się nie gryzły ze sobą i palenie było przyjemne, a co innego przyrządzenie własnej – bez odpowiedniej znajomości tematu. Jeden dodatkowy tytoń pozwoli fajczarzowi dokładnie (na zasadzie prób i błędów) poznać swój smak.

Dla przykładu – bardzo lubię mieszanki z dodatkiem perique. Zdecydowałem się więc wypróbować, jak wiele potrzebuję owego tytoniu, aby czerpać pełną przyjemność z palenia. Perique jest bardzo intensywny, ale w genialny sposób łączy się z virginią na zasadzie przeciwieństwa. Mały dodatek tego gatunku jest w stanie wydobyć z czystej va całe jej pokłady naturalnej słodkości. Dodatkowo – zapewni „blendowi” niepowtarzalny aromat i lekką nutkę pikanterii.

Gdy fajczarz już zdecyduje, w jakich proporcjach najbardziej smakuje mu taka mieszanka, będzie na dobrej drodze do zrozumienia, jak czasem niewiele potrzeba, aby osiągnąć założony cel. W prostocie tkwi cała komplikacja.

Moją pierwszą udaną tytoniową potrawą było sześć części FVF oraz jedną część pure perique.

Przypraw bowiem nie powinno być za dużo, tak w fajczarstwie, jak i w gotowaniu.

Tags: , , ,

5 Responses to Amatorskie blendowanie cz. VI

  1. Alan
    7 maja 2011 at 01:02

    Czyste Pq zapaliłem dwa razy – pierwszy raz z ciekawości i dla wpisu do próbkowalni, drugi raz którejś nocy, gdy strasznie chciało mi się palić i trzeba było się tego głodu pozbyć. Kilka pociągnięć z glinianki i już było po wszystkim, odechciało mi się jak ręką odjął.

    Zostało mi potem jeszcze trochę, to dodałem do Virginii Mysore. Proporcje: 1/4 Pq, 3/4 Va, wyszła bardzo fajna, pikantna i sycąca mieszanka. Ale nie na co dzień, zbyt charakterna. Przy kolejnej okazji dam więcej Va, powinno być OK.

    Perique to w ogóle ciekawy tytoń – działa zupełnie jak przyprawa. Nie zmienia diametralnie smaku, nie tłumi innych tytoni (oczywiście mówimy tu o ludzkich proporcjach), a idzie z nimi w równoległej parze. Trzeba będzie nabyć torbę…

  2. Julian
    12 maja 2011 at 13:00

    Jest taka mieszanka amerykańska C&D Bayou Night. Producent nie deklaruje, ILE konkretnie perique tam włożył, ale czytałem wpisy dziennikarzy śledczych, ze 30%, a może nawet połowę (w co chyba nie uwierzę). Bardzo specyficzny smak i zapach przefermentowanego bagna, nie do pomylenia. Może tak właśnie przejawia się duży procent perique?

  3. Alan
    9 lipca 2011 at 16:34

    Popełniłem dzisiaj mały mix: dwie części MB Va1, jedna część BBFa – wyszła wzmocniona wersja tego pierwszego (bynajmniej nie pod względem mocy). Nabrał większej słodkości i głębi, kwaski stały się bardziej aromatyczne (jakby orzechowe). Polecam.

    Kiedyś jeszcze zrobiłem mieszankę Mysore z McC Blackwoods Flake, w proporcjach 2/1 lub 1/1 i pamiętam, że smakowało znakomicie. Jako że ten drugi nie zachwycił mnie specjalnie, końcówkę spaliłem w towarzystwie Mysore.

  4. Julian
    Julian
    9 lipca 2011 at 17:36

    Sprawa z tym blendowaniem jest trochę niejednoznaczna. Generalnie każda mieszanka jest skończonym dziełem i nie powinna nadawać się do mieszania z czymś innym, co powstawało w innym procesie i z innym celem na myśli. Ale to jest prawda ogólna. A prawda szczegółowa jest taka, że na przykład niektóre „osobiste” mieszanki Dunhilla powstawały przez autoryzowane mieszanie gotowych „my mixtuures”. Jeśli pisze się, ze Alan Ladd’s to mieszanka Royal Yacht z No.10 plus tajemnicza ingrediencja (o czym pisałem gdzie indziej), to daje to do myślenia. Oczywiście można zakładać, ze mieszanki jednego producenta mają coś wspólnego: pewne procesy produkcyjne czy rodzaj cięcia, co ułatwia miksowanie i uzyskanie zharmonizowanego tytoniu. A jeśli jeszcze pomyśli się o firmowyvh mieszankach, będących połączeniem broken flake, ribbon cut i square cut na przykład, to można dojść do wniosku, że dozwolone jest prawie wszystko.

  5. admin
    10 lipca 2011 at 14:49

    Sprawa jest jednoznaczna – ten sam tytoń inaczej cięty daje inną „palność”, choćby temperaturę w kominie. To daje kompletnie inny smak. Próbowałem np. z Mysore – mieszanka pół na pół 4.0 i 1,6 to zupełnie inny blend od czystej Mysorskiej ze standardowej puszki. Szok. Pease pisał o tym w eseikach o mieszaniu wirginii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*