Mono czy stereo?

9 lutego 2011
By

Wbrew pozorom to nie jest tekst dla melomanów, a dla fajczarzy. Można przeczytać w Internecie wiele rad o tym, jakie fajki wybierać do konkretnych tytoni, a także o fakcie, iż do fajki, w której palone były aromaty, nie będzie pasować czysta Virginia. Rozwiążmy ten problem!

Teza ze wstępu jest prawdziwa. O ile palimy w danej fajce virginiowe blendy, bądź mieszanki niearomatyzowane, oparte w dużej mierze na Virginii, możemy później ćmić w niej każdy inny gatunek oraz rodzaj tytoniu. Przesiadka na aromaty będzie prosta i może dać satysfakcjonujące rezultaty.

Gdy jednak zechcemy przesiąść się z powrotem na niearomatyzowane tytonie, może wystąpić dosyć poważny problem. Aromaty mają to do siebie, że pozostawiają w kominie zarówno swój zapach (bardzo intensywny), jak i smak. Powrót do czystych va nie ma prawa więc się udać. Zamiast naturalnej, tytoniowej słodyczy wyczuwalne będą posmaki palonych w fajce aromatów. Będzie to na tyle dominujące, że owa czysta virginia niczym nie będzie się różnić od ostatniego aromatyzowanego tytoniu, jaki gościł w owej fajce.

Pół biedy jeśli będzie to aromat w starym stylu – wtedy jest szansa, nikła, że po długim czasie smak i zapach aromatu ujdzie z fajki. Jest to jednak proces bardzo żmudny. Może trwać miesiącami, nawet latami, a istnieje też możliwość, że nic z tego nie wyjdzie. Przy syropowatych duńczykach wytępienie posmaków z fajki czystymi rodzajami tytoniu jest wręcz niemożliwe.

Jest jeszcze jedno „ale”. Aromatów jest na pęczki. Dominują w nich smaczki wanilii, alkoholi, rzadziej wiśni, jeszcze mniej melonów, cytrusów, i chyba tylko producenci wiedzą jakie jeszcze. Fajka, w której palone były głównie aromaty oparte na dosmaczaniu wanilią, zawsze będzie smakować wanilią. Gdy zapalimy w niej wisienkowy tytoń – nie będziemy w stanie wyłapać wszystkich jego smakowych niuansów.

Aromat aromatowi nie równy, jak głosi stara prawda i można się o tym w łatwy sposób przekonać paląc w dwóch oddzielnych fajkach University Flake od Petersona oraz od tego samego producenta De Luxe Mixture.

Nietrudno jest sobie wyobrazić, że gdybyśmy mieli do wyboru tylko jedną fajkę, a dwa tytonie, i na pierwszy ogień poszedłby De Luxe Mixture, to potem musielibyśmy wypalić sporo „bić” University Flake’a, aby poczuć go w pełni. A i to niekoniecznie dałoby takie same rezultaty jak w przypadku palenia go w specjalnie dla niego przeznaczonej fajce.

Kolejnym stopniem są mieszanki angielskie z latakią (opcjonalnie z latakią i orientalami). Znowuż – załadowane do fajki po czystej va, oddałyby pełnię smaku. Fajka opalona va jest neutralna dla innych gatunków tytoniu. Można ją potem przeznaczyć choćby pod latakię właśnie. Tyle, że kłopot jest analogiczny do tego z aromatami. Latakia sama w sobie jest bardzo aromatyczna, na dodatek jej zapach oraz smak jest wybitnie specyficzny. Powrotu do blendów z va nie ma. Virginia zawsze będzie smakować wędzonką.

Ładowanie aromatów zaś do takiej fajki w ogóle mija się z celem. Choć – po prawdzie – są tytonie będące aromatami z latakią. Na myśl przychodzi mi tu chociażby Navy Flake od Samuela Gawitha, aczkolwiek tam posmak rumu nie jest w żaden sposób dominujący.

Jeśli chodzi o nabijanie fajek opalonych virginią różnymi mieszankami niearomatyzowanymi, a opartymi na virginii – droga jest prostsza, ale i tak wyboista. Pakowanie Marlin Flake do fajki po FVF to dobry pomysł. Na dodatek potem z łatwością można wrócić ponownie do FVF. Ryzyko przejścia smakiem i zapachem Marlin Flake jest znikome – to tytoń ze stosunkowo niewielką zawartością perique. Oczywiście – zajmie to trochę czasu, zanim FVF będzie smakować tak, jak smakowała przed wyrobem Charlesa Rattray’sa, ale o wiele krócej niż przy okazji jakiegokolwiek aromatu.

Pamiętajmy jednak, że tak jak aromat nie jest równy aromatowi, tak virginia nie jest równa virginii. Wymieniona wyżej FVF, sztandarowy produkt Samuela Gawitha, różni się bardzo, zarówno w smaku, zapachu, jak i sposobie przygotowania, suszenia, krojenia, od takiej Virginii z Mysore. Przy czym jest to jedna grupa gatunkowa, różnice bywają więc bardziej subtelne. Co nie znaczy, że ich nie ma.

Prawdziwe schody zaczynają się, gdy pakuje do fajki po va taki Irish Flake od Petersona. Mam taką jedną fajkę. Cokolwiek bym w niej nie zapalił, jest o wiele mocniejsze i bardziej surowe w smaku. Pozostałości PIF (skrótowiec ten jest dość znaczący…) są stale wyczuwalne, mimo iż minęło kilka miesięcy odkąd ostatni raz go paliłem. Tytoń nie jest aromatyzowany, jest za to mieszanką tak specyficzną, że nie można się łudzić, iż nie zostawi swojego śladu w fajce. Odciska on piętno na zawsze.

Jaka więc jest uniwersalna rada dla wszystkich tych, którzy pytają się o ryzyko przejścia fajki smakiem danego gatunku bądź rodzaju tytoniu? Nie ma takiej porady.

Można przeznaczyć każdą ze swoich fajek do konkretnych marek tytoni (tą pod Dunhill Standard Mixture, tą pod University Flake, tą pod FVF, tamtą pod Marlin Flake) i cieszyć się pełnią smaku, nigdy niezmąconą niczym obcym. Minusem jest tu fakt, że za każdym razem, gdy zechcemy spróbować czegoś nowego, musimy kupić nowy wrzosiec.

Jakimś sposobem jest dzielenie fajek na gatunki tytoni oraz rodzaje właśnie (tą pod duńczyki, tą pod naturalne aromaty, tą do mieszanek z latakią, a jeszcze inną do mieszanek z va), aczkolwiek istnieje ryzyko przejścia smaku, który później trzeba z komina „wypalić”. Nie trzeba jednak posiadać multum fajek. Wystarczy ich znacznie mniej, jednak musi to już być jakaś rozsądna ilość. Weźmy – po trzy na rodzaj tytoniu. Wychodzi, że najmniej dziewięć. Trzy na aromaty, trzy na mieszanki z latakią, trzy na mieszanki z va.

Gdy zaś nie zwraca się uwagi co i w czym się pali, przypomina to rosyjską ruletkę. Człowiek jest szczęśliwy, gdy heca się uda. Jak się nie uda…

No cóż, głowy nie urwie, ale jęzor może odpaść.

Obrazek pochodzi ze strony Cutting it Fine

Tags: , , , , , , , , , , , , , ,

19 Responses to Mono czy stereo?

  1. 10 lutego 2011 at 03:01

    Przy syropowatych duńczykach wytępienie posmaków z fajki czystymi rodzajami tytoniu jest wręcz niemożliwe.
    Nie zgodzę się z tą tezą. W mojej praktyce zdarzyły się fajki w których palono duńczyki, dwa najbardziej wyraźne przykłady to moje real briar, w którym najpierw mój ojciec, później ja paliliśmy wszystko jak leci od amphory, po rum royal, drugi, to fajka Stanwella która kiedy do mnie trafiła w paczce, listonosz zastanawiał się czy nie rozlał się w niej jakiś aromat do ciasta. Było to w czasie mojego fajkowego odrodzenia i w przypadku pierwszym po prostu zacząłem w fajce palić zupełnie inne tytonie, a w przypadku drugim, wyfrezowałem komin, oczyściłem kanał dymowy i ustnik i zacząłem palić wirginie. W real briar proces trwał może dwa tygodnie codziennego palenia, w przypadku Stanwella może miesiąc, najpierw znikł zapach, później smak, w końcowej fazie coraz rzadsze były pojawiające się w trakcie palenie nuanse smakowe, aż został sam wirginiowy smak. Wbrew pozorom proces ten nie był procesem nieprzyjemnym, wręcz przeciwnie, dał wyśmienite łagodne lądowanie w zupełnie innym świecie. Stanwell jest jedną z moich ulubionych fajek, jeśli tylko jest taka możliwość palę w niej swój ulubiony BBF, a od kilku lat nawet nie frezowałem w niej nagaru, a o żadnych metodach nie myślałem bo i nie ma takiej potrzeby.
    Dziś zdarza mi się praktykować palenie w fajkach latakiowych wirginii i bardzo lubię efekt zanikania, latakiowych niuansów podczas kolejnych paleń.

    Oczywiście ja nie mam zbyt wyczulonego smaku, nie zbyt dobry ze mnie kiper itp.

    • yopas
      10 lutego 2011 at 09:32

      Ja również mam pewne ale… ładowanie aromatów do fajki po latakii, jest IMO ciekawym eksperymentem, pod warunkiem, że się te latakiowe smaki lubi.

      A aktualnie fajkę po duńskim aromacie (wali nim aż (nie)miło) zamierzam częstować latakią. Najpierw delikatną Chocolate Flake GH, a potem przejdę sobie z tym prawdopodobnie do Old Dublina, czy czegoś w podobie…

      Natomiast oczywistym jest, że warto mieć kilka fajek, że warto zaczynać palić we wszystkich od czystych virginii, choćby po to, żeby móc znaleźć tę właściwą parę. Bo w przypadku blendów virginiowych jakość fajki ma niepośledni wpływ na smak.

      I tak jak pisze Janek nie ma się co bać eksperymentów. Choć z drugiej strony trzeba zawsze mieć świadomość miejsca w jakim się znajdujemy i w jakim znajdować byśmy się chcieli.

      • KrzysT
        KrzysT
        10 lutego 2011 at 10:18

        Amen.
        Ja bym jeszcze dodał, że z tym zaczynaniem w każdej kolejnej fajce od virginii nie przesadzać jednak, bo może się okazać, że obrzydzimy sobie virginie :P
        A serio, to mam na myśli oczywiście to, że Va też bywają intensywne i pozostawiają po sobie posmaki, jak chociażby wspomniany przez Emila Irish Flake. No i gdzie w takim łańcuszku zmieścić różne scented wynalazki? Zapach po tym zostaje, ewidentnie słabszy niż po typowym aromacie, ale jednak mniej neutralny niż po czystej, delikatnej Va.

        Wypada tu również przytoczyć APF

        Należy dla porządku dodać, że przedstawiony tam punkt widzenia nie jest jedynym i można spotkać się z wieloma podejściami do tematu – są tacy, którzy mają „fajki do latakii” i pchają w nią latakie wszelakie. Są tacy, którzy eksperymentują z daną fajką do momentu, aż znajdzie ona „swój” tytoń z którym dobrze współpracuje, są tacy, którzy się nie przejmują i palą w jednej fajce wszystko jak leci, twierdząc, że po kuilkunastu/kilkudziesięciu paleniach i tak nie będzie śladu po poprzednim tytoniu (tak, jak opisał to Janek) oraz ortodoksi, którzy stosują zasadę 1 tytoń-1 fajka.

      • TomaszG
        10 lutego 2011 at 11:01

        100/100 Pawle i Krzysztofie!
        Paląc już czas jakiś w latach liczony uchodziłem za ortodoksa – 1 tytoń 2 fajki (wrzosiec i grusza – ta z faktu, że dobre bo POLSKIE), zaprzestałem owego procederu bo:
        – smakując różnych tytoni bym się zawalił fajkami po niebo,
        – nie jest potrzebna mi masa fajek o jakiejś tam jakości.
        Z czasem fajki podzieliłem na te do latakii i te do Va. Aromaty (jeżeli już) popalam w tych drugich, choć i tu nie trzymam się zasady w 100%. Jeżeli mam ochotę to eksperymentuję.
        Kiedyś tego nie robiłem. Jednak fajkanet sprawił, że zacząłem poszukiwać, kombinować. Najważniejsze, że sprawia mi to radość i tak powinno być podczas palenia. Niekiedy potrafię taki eksperyment wywalić do popielnicy po kilku minutach – cóż, nie wszystko musi smakować w kombinacji.
        Pozdrawiam,
        TomaszG

        • KrzysT
          KrzysT
          10 lutego 2011 at 11:15

          A jeszcze żeby zamieszać w fajkowych wytycznych i mitologiach proponuję eksperyment pod nazwą: co ludzie polecają jako fajkę do palenia flake.
          Eksperyment wykonuje się następująco:
          1. Odpalamy alt.smokers.pipes
          2. Wpisujemy w wyszukiwarkę „flake pipe”
          3. Otrzymujemy listę wątków: https://groups.google.com/group/alt.smokers.pipes/search?hl=pl&group=alt.smokers.pipes&q=flake+pipe&qt_g=Przeszukuj+t%C4%99+grup%C4%99
          4. Czytamy kolejne wątki i wypowiedzi i chaos nam narasta.
          5. Wyciągamy brzytwę Ockhama i wyciągamy wniosek: Każden jeden flaki pali w czym mu wygodnie :)

          Oczywiście można się pokusić o zrobienie jakiejś statystyki, ale już sama rozbieżność pomiędzy podawanymi wielkościami kominów (tak na oko 60/40 duże/małe) powoduje, że dojdziemy do wniosku jak wyżej ;))
          I po tych wnioskach już uspokojeni ;) możemy podejść do zaleceń z odpowiednim dystansem i pomału eksperymentować sami.

          • JSG
            JSG
            10 lutego 2011 at 11:25

            Ale w tej akurat materii, są znaczne rozbieżności i na fajkanecie. Bardzo specyficzny temat wybrałeś, do porównywania opinii.

            • KrzysT
              KrzysT
              10 lutego 2011 at 11:51

              A mnie się właśnie wydaje, że niezły. Spróbuj znaleźć taki, gdzie wszyscy są zgodni ;)

              • Rheged
                10 lutego 2011 at 12:19

                Ja znowuż ulegam coraz większej specyfikacji. Już wyrobiłem w sobie nawyk ładowania do jednej konkretnej fajki (na razie tylko jednej) jednego konkretnego tytoniu. Efekt jest niesamowity. Smak znacznie pełniejszy, wyrazistszy. Nie lubię posmaków wcześniejszych tytoni. Lubię wiedzieć, co palę. Oczywiście jestem sknera więc w większości preferuję specyfikację gatunkowo-rodzajową, ale ten pomysł 1 fajka-1 tytoń, jest mi bliski.

                Ale też dlatego wspomniałem w artykule, że nie ma uniwersalnej porady. Wolna amerykanka. I dobrze.

              • JSG
                JSG
                10 lutego 2011 at 12:28

                Piszesz, jak by te smakowe „barwniki” zostawały w fajce na zawsze i po wsze czasy, a one stosunkowo szybko znikają, co to jest kilka tygodni…

              • Rheged
                10 lutego 2011 at 12:35

                Zapomniałeś, że nie wszyscy palą z taką częstotliwością, jak Ty. Ja palę jakieś kilka razy mniej, to mi dłużej zostają.

              • KrzysT
                KrzysT
                10 lutego 2011 at 13:35

                A ja nie jestem Janku taki przekonany, czy one tak szybko uciekają. Piłeś kiedyś kawę z tygielka? Taki używany (i myty wodą bez litra detergentu ;)) smakuje (tj. kawa w nim robiona ofc) inaczej, niż nówka sztuka. Żeliwna patelnia takoż.
                W końcu jedną z cech wrzośca jest wzmocnienie smaku tytoniu, a nie całkowita neutralność i „nieprzeszkadzanie”.
                Emil, ja stosuję zasadę 1 tytoń – 1 fajka ;) Dlaczego? Bo tak! :)

              • JSG
                JSG
                10 lutego 2011 at 13:51

                Ja nie muszę być przekonany bo doświadczyłem tego w praktyce.
                Ja nie mam takich problemów bo palę zasadniczo jeden rodzaj tytoniu. Nie lubię eksperymentów, nawet jeśli przypadkiem sięgam po inny rodzaj tytoniu, jest to na ogół coś niedaleko jabłoni leżące. Dlatego rozumiem takie podejście doskonale, znam jego zalety i przewagę, jednak wiem że postawienie kategorycznego wniosku „nie da się” jest moim zdaniem nie uprawnione, a straszenie ludzi że to takie złe, nikomu nie służy, bo nie jest złe w żadnym wymiarze.
                Oczywiście o profilach fajek sam pisałem niejednokrotnie, kawy nie pijam, patelni żeliwnej nie miałem, choć garnki się zdarzały, ale za to paliłem we względnie dużej ilości fajek raz się przejmując raz nie i wniosek jest taki że obie drogi są tak samo dobre.

              • yopas
                10 lutego 2011 at 14:00

                Emil, ja też wolę drogę w jednej fajce jeden tytoń. Ten przykład z góry jest wyłącznie fanaberią, a wiąże się z tym, że są też takie fajki, w których nic nie smakuje ;+)))
                (Tutaj)

              • Rheged
                10 lutego 2011 at 14:09

                Janku – czy doczekam się kiedyś jakiejś odpowiedniej do tego co napisałem dyskusji z Twojej strony? Piszesz straszenie. Kiedy ja nie straszę, a ledwie ostrzegam.

                Piszesz kilka tygodni – w moim przypadku kilka miesięcy niekiedy. Ile Ty palisz, ile ja palę? Ilu jest, jak sądzisz, takich, którzy palą tyle, co Ty?

                I wreszcie – czy Ty komuś cokolwiek radzisz, czy forsujesz swój sposób na palenie?

  2. roblobo
    roblobo
    25 lutego 2011 at 13:43

    Dyskusja ostra jak widzę rozgorzała. Więc i ja pozwolicie drodzy koledzy napiszę tu co nieco. A dokładniej to się Was zapytam , ale to na koniec. Czytając opinie jakie tu są wygłaszane , poczułem się kompletnym ignorantem i laikiem fajczarskim. No cóż , może i taki jestem. Ćmię tytoń już trzydzieści lat i nie wypuszczam fajki z zębów , choć nie zawsze była to fajka. Papieroski stanowiły spory procent tego czasu. Może to powoduje , że nie mam tak wysublimowanego smaku. Ale wracając do fajki. Pierwszą fajkę jaką zapaliłem i paliłem kilka lat , była marki Whitehall , zakupiona około roku 1970 w pobliskiej Cepelii przez mojego Ojca. Ojciec w ogóle nie palił , lecz kupił ją komuś na prezent , którego w końcu nie dał i tym sposobem ostała się mi. Prosta fajka ze skraplaczem i wkręcanym na gwint ustnikiem. Kapitalnie mi się w niej paliło , zresztą do niedawna jeszcze. Pierwsze palenie tej fajki wykonałem około 1980 roku mając lat dwadzieścia , bo dziś mam pięćdziesiąt – to tak na marginesie. Między czasie paliło się papieroski bo praca nie zawsze pozwalała na fajeczkę. W wojsku też , albo czyszczenie butów albo papieros , więc był papieros. Jak widzicie zmieniałem upodobania palacza. Z czasem dokupiłem kolejną fajkę i tak używałem ich na zmianę w zależności od sytuacji a nie od tytoni. Dawniej królowały tylko „Kapitany” , „Bosmany” i Amfory” . Amfory czerwone , żółte , brązowe i jeśli dobrze pamiętam niebieskie lub zielone. Dziś jest wybór przeogromny , lecz ja mam tylko kilka swoich ulubionych tytoni. Fajek mam sześć co prawda i na dobre każda mogła by mieś swój tytoń , lecz ja palę fajkę tą która w danym momencie mi odpowiada bo na nią mam akurat ochotę. Tytonie palę rozmaite , Aromaty , czystą Wirginię i Latakię też , jeśli mi się jej akurat zechce. W jednej fajce palę różne tytonie i owszem , zauważam różnicę , a właściwie pozostałości poprzedniego tytoniu , lecz nie wiele mi to przeszkadza a czasami nawet sprawia przyjemność. Co prawda większość moich fajek posiada wkładkę sepolitową i być może przez to nie zostaje w niej tyle aromatów. Jak wspomniałem wcześniej , fajki nie wypuszczam z zębów , no chyba że śpię. Spalam mniej więcej 50 gram tytoniu w góra trzy dni. Nie wiem czy to dużo czy mało ale tyle palę bo jestem nałogowym palaczem – fajczarzem. Dla porównania papierosów paliłem 40 sztuk dziennie , kilka lat temu , gdy ze względów nie zależnych odemnie nie miałem czasu na fajkę , a palić się chciało. Do tej pory czasem zaciągnę się fajką i powiem , że sprawia mi to ogromną przyjemność. Ale nałogowiec tak już ma. Fajka mi rzadko gaśnie , ładuję ją palcem „byle jak” i nie przywiązuję szczególnej wagi do tych czynności bo wychodzę z założenia że po prostu chce mi się palić i ma się palić. Nie przegrzewam również fajki , ale to przyszło z czasem. I jak Panowie się do tego co napisałem ustosunkujecie ? Czy jestem profanem , czy też normalnym fajczarzem ? A może jeszcze jakimś innym rodzajem palacza ? Bo fajkę traktuję głównie jako narzędzie do palenia , choć lubię popatrzeć na ciekawe egzemplarze fajek tak jak się patrzy na ładne samochody , czy ładne kobiety. Choć nie na każdy „egzemplarz” człowieka stać.
    Pozdrawiam wszystkich i ciekaw jestem Waszych opinii.

    • Alan
      Alan
      25 lutego 2011 at 13:49

      Ja wychodzę z założenia, że jeśli odpowiada Ci takie podejście, jakie masz – to nie widzę żadnego problemu :)

    • 25 lutego 2011 at 13:54

      Twoje podejście do palenia nie jest podejściem niespotykanym. Faktem jest że większość z nas tu na tym portalu jednak traktuje fajkę trochę inaczej, stąd te wszystkie wariacje, patenty na nabijanie, „zasady” itp…
      Sam paląc co prawda zdecydowanie krócej niż ty, przeszedłem przez kilka różnych faz mniej lub bardziej onanistycznych, dziś jak Ty, ładuję tytoń, zapalam, fajkę w ciągu dnia wyjmuję z gęby rzadko, czasem się zaciągam i wcale nie jest mi z tym źle. Może trochę więcej uwagi przywiązuję do wyboru tytoniu, ale to już zupełnie inna inszość o której przyjęto nie dyskutować.
      Ponad to „Wolnoć Tomku w swoim domku”.

    • jalens
      25 lutego 2011 at 14:16

      Jak zawsze pisuje jar – fajka ma sprawiać radość. Jeśli cieszy Cię taka formuła zaspokajania nałogu, to jest to równie dobre, jak skrajna celebra, czy nawet, jak ja to nazywam, traktowanie fajki jak buddyzmu zen :)

      • roblobo
        roblobo
        25 lutego 2011 at 14:24

        Ufff. Ulzyło mi , bo już normalnie dostawałem „doła” – żartuję oczywiście.
        Pozdrawiam wszystkich.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*