Fajka w samochodzie

12 lipca 2010
By

Trzylitrowe V8, 220 kucyków wyrywające się spod zardzewiałej nieco maski, fatamorgana unosząca się nad rozżarzonym asfaltem. Wakacje, puste miasto, jeździ się aż miło, a jeździ się niemało. Fajka w gębę, radio głośno, bo tłumik rzęzi przeokropnie, kłęby dymu uciekające przez szyber…

Jeżdżenie i palenie jednak ma kilka wad i nastręcza kilka problemów. W sumie nie ma w tym wielkiej filozofii. Nabijasz, przypalasz, ubijasz, znów przypalasz i na godzinę lub dwie spokój, pali się. Jak jednak nabijać? Jak przypalać, jak ubijać… Zasadniczy problem jest jeden, wszystko to, jedną ręką… jak trzeba użyć drugiej to albo na światłach, albo trzeba kierownicę przytrzymać nogami (nigdy przy prędkości większej niż 30km/h i tylko na pustej drodze)…

Nabijanie. Najlepsze są saszetki. Saszetkę taką bierzemy do ręki, którą jednocześnie trzymamy kierownicę. Do prędkości 50-70km/h nie jest to wielki problem, a po mieście przecież szybciej nie jeździmy. Faktem jest, że jeśli mamy tytoń wymagający podsuszania, lepiej go przygotować wcześniej na zapas. Ja, zaprzyjaźniony już czas jakiś z Virginia No 1 od Mac Barena, palę prosto z paczki. Nabijamy jak co dzień, warstwowo, kulkami, czy czym tam sobie chcemy.

Jeśli zajdzie podczas palenia potrzeba użycia wyciora, to zasada trzymania kierownicy będzie taka sama.

Przypalanie – z przyczyn technicznych nie pokazuję tego w samochodzie. Najlepsza jest fajkowa zapalniczka benzynowa. Przede wszystkim jej użycie nie wymaga zamykania wszystkich okien, wyłączania klimy lub nawiewu. Sztuka polega na tym, aby trzymać fajkę zębami i opierać o dłoń, jednocześnie przykładając ogień tak, by nie przypalać rimu. Największą sztuką jest wykonanie tej operacji jednocześnie patrząc na drogę i nie przypaliwszy sobie wąsów, dlatego do prowadzenia auta lepiej wybierać fajki nieco dłuższe, lub benty.

Użycie kołeczka jest analogiczne do używania zapalniczki, ale zdecydowanie bezpieczniejsze.

Sprawa może wydać się kontrowersyjna, ale wygląda tak tylko w opisie. W gruncie rzeczy opisane operacje trwają krótko, zawsze poprzedzone są wnikliwą obserwacją sytuacji na drodze, nierzadko podczas postoju na czerwonym świetle. Nie wiem po co to opisuję. Wiem, że są różne zdania na temat palenia fajki w samochodzie – spotkałem się ze zdaniem, że jest to niewykonalne i nawet w korku sprawia trudności… może dlatego próbuję udowodnić, że to jednak jest możliwe? Nie namawiam nikogo, jedynie pokazuje swoje sposoby, ciekaw czy koledzy mają podobne doświadczenia. Nie biorę za nikogo odpowiedzialności.

Tags: , ,

39 Responses to Fajka w samochodzie

  1. miszapopiel
    12 lipca 2010 at 12:59

    Fajka jest chyba bardziej „przyjazna” niż papieroch lub co tam innego w bibułce. Przy niewielkiej nawet prędkości przy uchylonym oknie popiół jest zazwyczaj wszędzie, a jak kto nie korzysta z popielniczki tylko (tak jak ja) woli strzepywać za okno to musi się liczyć z możliwością szukania zgubionego żaru. Jeśli znajdzie się osoba, która kiepa rzuca za okno to musi mieć na uwadze to czy aby na pewno kiep wylądował za oknem, a nie na tylnym siedzeniu oraz musi pamiętać o otwarciu okien.

  2. JSG
    JSG
    12 lipca 2010 at 13:04

    Skręcałem skręty podczas jazdy, ale nie w mieście- jak mieszkalem na wsi na przełomie 08/09 i była posucha tytoniowa… maszynką to nawet idzie zrobić ;)
    Co do kiepowania, warto oprócz swoich okien sprawdzić co jedzie za nami, skuter, motocykl, kabriolet… może to być dla nich nieco nie przyjemne doświadczenie.

    • heretico
      heretico
      12 lipca 2010 at 13:11

      w ogóle wyrzucanie czegokolwiek za okno jest chyba nie za bardzo …

      • JSG
        JSG
        12 lipca 2010 at 13:19

        a no mandat minimum 100 chyba, paragraf zaśmiecanie okolicy jezdni, a jak policjant miły to jeszcze stwarzanie zagrożenia pożarowego dołoży.

        • heretico
          heretico
          12 lipca 2010 at 13:31

          w pierwszej kolejności miałem na myśli przyzwoitość.
          potem dopiero restrykcje i paragrafy.

  3. Alan
    Alan
    12 lipca 2010 at 13:08

    Bardzo fajny artykuł, zawsze mnie ciekawiło jak fajczyć w samochodzie.
    A skręty w samochodzie to mój szwagier potrafi. Niesamowita wprawa – jedną ręką skręca i to jeszcze z filtrem.

  4. Rheged
    12 lipca 2010 at 14:17

    Ja tym razem bez żadnych pretensji, bowiem mi się tekst podoba. Szczególnie wstęp – gratulacje Janek, tak trzymać!

  5. 12 lipca 2010 at 16:46

    Janku, czy ta 3-litrowa V8 bestia odziana jest w czerwoną karoserię?

    • JSG
      JSG
      12 lipca 2010 at 16:48

      Kiedyś jeździłem bordową. Teraz jeżdżę fioletową (wstyd się przyznać ale jeden błotnik i szyberdach są bordowe- oczywiście tymczasowo) dłuższa to historia z tymi samochodami…

      • sat666sat
        sat666sat
        12 lipca 2010 at 19:10

        Historia była opowiedziana po części w zdjęciach na Facebook. Dobrze pamiętam JSG?

        • JSG
          JSG
          12 lipca 2010 at 19:14

          Ano tak było…

  6. tomasz_z
    12 lipca 2010 at 20:40

    No tak trochę na wyrost ten tekst. Wybaczcie może mocne słowo.
    Wiem – sam nie piszę – to i krytykować łatwo… Napisać obiecałem – słowa dotrzymac nie mogę dotychczas – ale nie o tym…

    Jeżdzenie „dużo” rzecz względna – ja tam robię 66 tys rocznie i to na odcinkach po kilkaset km a nie po kilka czy kilkanascie w jednym podejsciu – i palę w trakcie. Zupełnie inaczej. Ani to prawda, że trzeba jedną ręką, ani to prawda ze maks 30 km/h ani to prawda ze trzeba miec benzynowa ani dluga.

    Ot, obalam kazdy z wyzej wymienionych mitow. Kij w mrowisko? Moze, a co mi tam… kazdemu z ww. akapitow na zyczenie moge zadac „klam”.

    :)

    Ale komkludujac – palic da sie. Nie jest to ani relaks, ani smakowanie = nie wazne co i w czym, to pozostaje tylko palenie. Moze i w super fajce, moze i tyton „przedni” ale … to pykanie, bo zaleznie od jazdy, skupiac sie trzeba, tyle ze nie na fajce.

    Sam jezdze… napisac nie moge, ale kazdeego niemal dnia 2+.. i pale, ale uwaga nie na fajce skupiona. Ba! Wrecz palenia przy takich predkosciach przeczy wszelkim „zasadom” palenia… a jednak pale…

    ot – macie – do klawiszy – palacze samochodowi … ;)))

    • jazz59
      12 lipca 2010 at 21:18

      Też palę w samochodzie…i Tomek ma rację.Przynajmniej ja też skupiam się na jeździe , a pykanie jest trochę poza kontrolą.
      A kołeczkiem na światłach…Ładowanie i przypalanie fajki – zawsze na postoju.Przecież to parę chwil…
      To ma być przyjemność , a nie walka z odruchami ,kierownicą , kodeksem i Bóg wie czym…

  7. Franz
    Franz
    12 lipca 2010 at 22:01

    Witam, próbowałem, nie wyszło. Teraz wolę zjechać, niech gurgla, niech parzy, narajarałem się i jadę dalej :-) tak chyba lepiej dla mnie i dla innych

  8. JSG
    JSG
    12 lipca 2010 at 22:08

    Tomku nie napisałem że musi być. Napisałem że najlepiej się sprawdza. Ja jeżdżę po mieście, krótkie trasy, więcej stania w miejscu, ot takie fotoreportera pieskie życie. 30 jest od czapy, ale instruktorem nie jestem, nie chce żeby mi ktoś napisał że wpadł w dziurę i nie zdążył złapać kierownicy.

    Ja jestem palaczem-niechlujem, dla mnie palenie w aucie, przy pracy czy nawet na rowerze przyjemność sprawia taką jakiej oczekuję.

    • 17 czerwca 2015 at 22:04

      mam podobnie. nawet na rowerze.pieskie życie fotoreportera gania po wsiach i wioskach ,czasem godzinami trzeba gdzieś siedzieć aż lokalny kacyk raczy mieć czas.dzięki temu można się spokojnie nauczyć kontrolowanego palenia również w czasie jazdy.żeby nie bawić się w niechlujne nabijanie najczęściej przed wyjazdem nabijam dwie fajki.gdy jedna odpoczywa ,druga dymi. z zasady w samochodzie używam fajek z gruszy (prędzej niż później siadam na nich, gubię je…

  9. 12 lipca 2010 at 22:16

    Ok, zrozumiałem to jako poradnik palenia w aucie – bo ja używam kolan do trzymania kierownicy, bo jeżdżę dużo za szybko, itd.

    Lubię palić w aucie – ale jednak ma się to nijak do przyjemności jaką czerpię przy paleniu w samotności w barze z książką w ręku lub w towarzystwie kolegów fajczarzy.

    Jest smak, jest dym, ale relaksu nie znajduję ;) i nie chodzi o czas palenia bez odpalania – bo dziś Ultimum Gawitha Hoggartha ponad 2 godz się palił – a czasem odpalam co kilkadziesiąt sekund…

    ogólnie – paląc w aucie – innym nie polecam ;)

    • JSG
      JSG
      12 lipca 2010 at 22:43

      na końcu zadałem pytanie o to jak kolegi to widzą- oczekując responsu. Moje zdanie- jak w innym miejscu ustalono gówno warte- wyrażone, otwarte na krytykę, polemiką, również tą nie konstruktywną…
      A co do trzymania kierownicy- wiele zależy od samochodu- pierwsze zdjęcie jest z frontiery, tam nie potrzymasz kieronicy kolanem, w osobówkach co innego.

      • jazz59
        13 lipca 2010 at 11:55

        Faję palę lat kilka , ale samochodu używam coś ze trzydzieści…
        Z całym szacunkiem , do trzymania kierownicy służą chwytne dłonie , kolanami ,to se można koleżankę trącać…
        Tacy właśnie „artyści” od czasu do czasu zajeżdżają mi drogę , by w ostatnim momencie wrócić na swój pas.
        To głupie i nieodpowiedzialne…fajkę możesz kurzyć w samotności – na jezdni rzadko bywasz sam…
        Podoba mi się Ferrari , ale ten model jakoś niezbyt….
        Tak kolegi to widzą – przynajmniej ja – zgred…
        Pozdrawiam
        Krzysztof

        • Palmrad
          Palmrad
          25 stycznia 2011 at 17:53

          Witam wszystkich,

          Artykuł ma już prawie pół roku ale chciałbym podzielić się jednym mitem który zasłyszałem dawno temu dlaczego w samochodzie jeśli już palić fajkę, to typu „bent” a nie „straigt”, pomijając oczywiście fakt, że „bent” łatwiej się trzyma w zębach. Mit jest bardzo krótki i nie wiem czy prawdziwy. Mówi o kierowcy który palił fajkę typu „straigt” i miał czołowe zderzenie, podobno ustnik przebił mu szyję z tyłu.

          Pozdrawiam,
          Palmrad

          • largopelo
            4 marca 2011 at 14:44

            Podobno inny kierowca, który palił benta, miał po wypadku lordozę ;)
            Kocham te „straszne opowieści”.

            • johnny
              4 marca 2011 at 19:57

              ot psotnik ;)

            • KrzysT
              KrzysT
              4 marca 2011 at 20:43

              Znaczy stał się normalny? Bo lordozę to ma każdy…

              • johnny
                4 marca 2011 at 21:11

                Po bencie to ani chybi patologiczna ;)

              • largopelo
                4 marca 2011 at 21:46

                Też mi coś tu nie grało. Pewnie to plotka tylko, pomówienia jakieś.

              • johnny
                4 marca 2011 at 22:04

                Nie ma to jak „urban legends” :) A swoja droga nigdy nie widzialem zadnych publikacji na temat spotkania oczu okularnika z wybuchajaca poduszka powietrzna.

              • KrzysT
                KrzysT
                4 marca 2011 at 22:23

                Johnny, mówisz i masz: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed?term=airbag%20eye
                Niestety oczy potrafią ucierpieć w wyniku działania poduszki.

          • Pendrive
            5 marca 2011 at 16:48

            Trzeba napisać do Pogromców Mitów!

            • johnny
              5 marca 2011 at 17:14

              Tudzież do Jackass, bądź innego Brudnego Sanchez’a ;)

              • Alan
                Alan
                5 marca 2011 at 21:09

                W Jackass 3 jest fajka, jednakże w satyrycznym kontekście ;)

              • johnny
                6 marca 2011 at 03:33

                Az sie boje pytac co z nia robili :)

            • Palmrad
              Palmrad
              10 marca 2011 at 16:51

              Ha,ha, to mogło by nawet ciekawie wyglądać ;)

  10. je2bnik
    4 marca 2011 at 22:47

    Ej… dobra śmiejcie się, ale jeden, jedyny kierowca w życiu, którego na własne oczy widziałem palącego fajkę w samochodzie ćmił Oom Paula :)

  11. Janusz
    Janusz
    6 marca 2011 at 12:35

    Czasami pykam w samochodzie , dużo nie jeżdżę ale wcześniej przed wyruszeniem nabijam , rozpalam , i potem już spokojnie pykam rozparty wygodnie nie denerwują mnie wtedy korki oraz wybryki pieszych czy ‘jezdnych’, ubijam na światłach a jak zgaśnie to odkładam do momentu gdy mogę spokojnie odpalić .

  12. Czubek
    4 grudnia 2011 at 02:57

    Witam!
    Pierwszy post na tej stronie, choć czytam od bardzo dawna, a artykuł starawy… No, może ktoś przeczyta i skłoni do pomyślunku.

    Młody jestem, choć jeżdżąc samochodem nienarwany. Jeżdżę otóż nie ferrarką, a starym polonezem caro w dieslu. Palę w samochodzie często – i w dłuższych trasach, i w mieście. Nabijam zawsze tylko i wyłącznie podczas postoju. Zapalić jeszcze raz na światłach w mieście (i nigdzie indziej, zbyt wiele się dzieje), w trasie także podczas jazdy.

    Zdecydowanie polecam benty. Z własnego doświadczenia – fajka prosta bywa zdradliwa… Przy przejeżdżaniu przez „leżącego policjanta” odrobinę pyłu podskoczyło z fajki – prosto w moje oczy. Poza tym, bent ma jeszcze jedną zaletę – jeśli jest odpowiednio dobrze wygięty w stosunku do naszego ciała, używając koleczka czy niezbędnika, nie trzeba wyjmować fajki z ust – można ją oprzeć o brodę lub klatkę piersiową. Wtedy, gdyby trzeba było chwycić nagle kierownicę – jest to wykonalne. Trzymając fajkę i kołeczek naraz niestety nie.
    Tutaj kolejny pomysł, nie wiem jak towarzystwo zapatruje się na takie modele fajek, ale kiedyś kupiłem fajkę z klapką metalową. Od tamtej pory jest na stałym wyposażeniu w schowku – nie ma niespodzianek z pyłem, a poza tym gdyby upadła, nie ma co bać się wysypującego się żaru.
    Zapałki – z wiadomych powodów odpadają. Benzynowa zapalniczka – jednak sama nie zgaśnie, jakby z rąk poleciała. Niestety w samochodzie używam gazowego badziewia, bo fajkowej zapalniczki jeszczem się nie dorobił.

    Poza tym sądzę, ze palenie fajki w samochodzie nie jest jakoś bardziej rozpraszające niż łępienie się na GPSa lub dziewczęta na drodze, czy też gmeraniu w radiu.
    Co do trzymania kierownicy, raczej przemilczę, bo po wypadku ręki i rehabilitacji lewą zawsze trzymam na kierownicy – nie ma już precyzji palców, ale siłę i ścisk jak imadło. Z kolei długo musiałem radzić sobie tylko prawą, więc nabrała znacznej prezycji łączenia kilku czynności. Kolanami jeszcze nie zdarzyło mi się prowadzić i chyba nie zdarzy.

    Przyznaję, że dla mnie fajka w samochodzie ma jednak swoją magię i pewien rytuał. Odpręża, smakuje… Może dlatego, że uwielbiam jazdę moim „czołgiem”, zwłaszcza, że terkot starego diesla pięknie komponuje mi się z powolnym pykaniem fajki i odpowiednią muzyką sączącą się z głośników. Jedzie mi się przyjemniej, a co za tym idzie i… wolniej. Bo jak jazda miła, to noga z gazu, żeby dłużej się tym smakować. Z kolei w mieście naprawdę odpręża i ciśnienie nie skacze, jak się widzi niektóre kwiatki.
    No, i jeszcze jeden drobny plus palenia w samochodzie. Niemal każdy, kto wsiada do mojego samochodu stwierdza, że pięknie w środku pachnie. A ja dzięki temu czuję w swoim samochodzie azyl i przedłużenie własnego M3.

  13. Julian
    Julian
    4 grudnia 2011 at 21:26

    Jedno jest pewne: kupując samochód do fajki warto zadbać, żeby miał automatyczną przekładnię, to raz, i jakąś szeroką półkę, to dwa. U mnie oba te elementy występują niestety rozdzielnie: jeden wóz ma automat, a drugi ręczna skrzynię, ale za to mnóstwo miejsca na trzymanie fajek i puszek z tytoniem :-)

  14. cezare
    cezare
    25 lutego 2012 at 22:59

    Może ktoś mi podpowie jak z zapachem w samochodzie ? kiedyś „przepaliłem ” swoje byłe autko papierosami, wywietrzyć już się tego nawet nie dało i nie chcą tego powtarzać. Trasy kilkuset kilometrowe pokonuję z elektronicznym papierosem tylko dla tego, by nie złamać się i nie spaprać kolejnego auta. Nie ma nic gorszego chyba jak jesienny wieczó gdzie leje deszcz, chciałbyś się schować już w srodku bezpiecznego samochodu – otwierasz drzwi a ze środka fetor jak z popielniczki .. tej wilgotnej .. z Dawnych lat znowu znałem pewnego rzeźbiarza z krakowa w któego w starym poczciwym mercedesie 200D z pokrowcami z baranich skór … pięknie w srodku pachniało właśnie tytoniem fajkowym .. – sam nie wiem – nie mam doświadczenia… coś podpowiecie ?

  15. JSG
    JSG
    26 lutego 2012 at 10:19

    Palę w obecnym aucie od jesieni, palę smrodliwe wirginie i raczej nie śmierdzi.
    Kolega grawer, kupił kiedyś auto od pewnego galwanizera który palił fajkę, jakiś duńskie tytonie.
    Samochód był cały w takim brązowym osadzie, nad kierowcą była wielka plama z sadzy- ale samochód capił aromatem nie dymem.

    • cezare
      cezare
      26 lutego 2012 at 11:40

      dziękuję..to wlaśnie ta odpowiedź.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*