Black Mallory

9 kwietnia 2010
By

Jeśli ktoś szuka chłodnego, powolnego palenia bogatego w niezwykle frapujące niuanse smakowe, to Rattray’s Black Mallory jest tytoniem dla niego. To mieszanka dość zaskakująca, bo z jednej strony tradycyjna, wyważona, skomponowana z uwagą i dbałością o proporcje, co jest wyczuwalne, ale z drugiej bardzo szalona i zmienna.

Jest w niej wszystko, czego można oczekiwać po mariażu virginii z latakią, ale także jest coś więcej. Palenie Black Mallory jest jak któraś z kolei wyprawa w kosmos – niby rutynowa, aczkolwiek mimo to emocjonująca i dziewicza.

Równie dobrze mógłbym porównać przygodę z Black Mallory do eksplorowania afrykańskiej dżungli. Byłoby to nawet bardziej na miejscu, gdyż plakietka wręcz sugeruje takie skojarzenia – znajdziemy na niej Murzyna popalającego fajkę, obok dzban z zielonym motywem, a pomiędzy tym porośnięty żółtymi liśćmi pnący się w górę pień, który przywodzi na myśl dorodne drzewo.

Producent daje tym do myślenia – czeka nas dobrze już znane nieznane, jakkolwiek by to brzmiało, gdyż nasza stopa stanęła na czarnym lądzie, widzieliśmy wszelkie jego niesamowitości, ale i tak nie wiemy tak naprawdę nic o sekretach tam umiejscowionych. Będziemy mogli więc poczuć się swojsko, ale powinniśmy bacznie spoglądać wokoło oraz oczekiwać czegoś, co do tej pory pozostawało ukryte dla naszych oczu.

Ten tytoń sprzyja marzeniom i interpretacjom, gdyż nie jest nużący. To doskonały towarzysz codzienny, a także znakomity odświętny kompan. Można go palić co wieczór i stale pozostawać pod zachwytem, a można również uraczyć się nim podczas prywatnych ceremonii, uroczystych chwil i podniosłych momentów. Wtedy też smakuje. I to niebywale.

W składzie przypomina aktualnie niedostępny w pierwszym obiegu na polskim rynku Red Rapparee ze stajni Charlesa Rattray’sa – to głównie mieszanka dobrych gatunkowo virginii doprawiona znacząco orientalnymi tytoniami. Black Mallory jednak różni się od poprzednika tym, iż solidnie dosypano wyśmienitej, aksamitnej latakii.

Kto wie, czy nie ma tam jakiegoś mało słodkiego Cavendisha, jednak z pewnością nie gra on pierwszych skrzypiec, ani też nie jest wyczuwalnym dodatkiem. Może szczypta tam jest? A może nie? Wszystko suszone powietrzem i cięte w formę ribbon. W puszce nieco zbyt mokre, ale suszenie przebiega nadzwyczaj szybko.

Od pierwszego dymka jest w nim coś znajomego – to nasza dobra przyjaciółka, wykwintna latakia, która smakuje tak jak powinna. Nie ma w niej nic ponad miarę, jest doskonale zbalansowana, starannie dobrana i wędzona. Jest puszysta i pozostawia ten swój znakomicie rozpoznawalny posmak na podniebieniu.

Jednocześnie od razu odkrywa się coś, czego nie odczuwa się nigdzie indziej – to posmak orientalnych tytoni, które doskonale współgrają ze stanowiącą bazę Black Mallory virginią. Dzięki temu daje się odczuć niezwykła słodkość, która nie jest ani nachalna, ani też sztuczna. Poza tym momentami ujawnia się minimalna kwaskowatość – przysłowiowy języczek u wagi. Na początku jest to szokujące, ale dość szybko fajczarz będzie oczekiwał tej chwili, gdy kwaskowaty posmak wysunie się na pierwszy plan.

Black Mallory bywa zmienny i kapryśny. Musi taki być, gdyż ma wiele twarzy wychylających się znienacka. Nie ma w tym jednak żadnego dyskomfortu, gdyż są to oblicza przyjazne i zawsze niosą za sobą przyjemne zdziwienie. Można wypalić prawie całą puszkę, a ostatnia porcja nagle nabierze innej barwy.

To z pewnością nie jest mocny tytoń, choć do słabych nie należy. Smak ma pełny, niczym nie tłumiony, nie zakłócany. Bez problemu rozpozna się go po jednym dymku. Zapach za to jest nieco ciekawszy niż innych mieszanek z latakią, głównie dzięki obecności orientali. Co interesujące – dym nie jest zawiesisty, nie zapląta się pomiędzy firanką, a zasłonką, nie schowa za szafą.

Podobno to mieszanka angielska. Produkowana jest jednak w Niemczech. Dla niektórych będzie to wadą, ale mogę zapewnić, że akurat tutaj niemiecki ordnung nie zmienia wyspiarskiej flegmy. Tylko, że jeśli Black Mallory to flegma prawdziwa, to jak bardzo musi być szalony angielski blend owej osławionej flegmy pozbawiony?

Pozostawmy to pytanie retorycznym.

Tags: , , , , ,

35 Responses to Black Mallory

  1. 9 kwietnia 2010 at 04:09

    Musiał Ci się spodobać, bo chwalisz go nadzwyczaj, choć kiedy piszesz o angielskiej flegmie, to mi się zbyt dosłownie, niedobrze robi. Solidna mieszanka angielska, ale żeby zaraz kosmos? Znam o wiele lepsze.

    Zachwycający jest stosunek jakości do ceny.

    A Niemcy teraz wykupują wszystkie mniejsze firemki ze Szkocji i Irlandii. Na razie trzymają się receptur.

  2. lgatto
    lgatto
    9 kwietnia 2010 at 09:15

    Chodzi za mną ten tytoń od jakiegoś czasu, ale jakoś nigdy nie mogę go kupić zawsze coś innego się trafia. We wszystkich opisach jakie widziałem było wyszczególnione, że zawiera BlCav i to do mnie przemawiało. Skoro nie czuć go, to opada na sam dół w mojej kolejce zakupowej.

    • 9 kwietnia 2010 at 09:57

      A jak, Twoim zdaniem, smakuje Black Cavendish?

      • lgatto
        lgatto
        9 kwietnia 2010 at 10:57

        Każdy smakuje inaczej ;) ale nie o to mi chodziło…
        Rhaged napisał, że jeśli dodano to: „Kto wie, czy nie ma tam jakiegoś mało słodkiego Cavendisha, jednak z pewnością nie gra on pierwszych skrzypiec…”
        A poszukuję słodkiego tytoniu, o bazie Cavendishowej z dodatkiem LA, która nie zabije słodyczy innych tytoni.
        Na wypłatę czeka na mnie Dunhill Nightcap i EMP więc sobie odpuszczam następną mieszankę o wyrazistej LA, a szukam jedynie delikatnego jej posmaczku (żeby nie załatwić się jak w tym miesiącu, gdy kupiłem same aromaty). Rattrays BM spadł w kolejce zakupowej a jego miejsce zajął Presbyterian Mixture i tyle.

        • yopas
          9 kwietnia 2010 at 11:40

          Cyt. „Rattrays BM spadł w kolejce zakupowej a jego miejsce zajął Presbyterian Mixture i tyle”

          Uuuu, a toś Waść wymyślił alternatywę… w tej konwencji jednak sugerowałbym, żeby wrócić do poprzedniego porządku. Planta zdecydowanie gorzej w rankingu niż Rattraye (Niemcy też bywają różni… hiehie). A bazy Cavendiszowe i LA to takie amerykandżańskie są bardziej (zresztą Jacek tam napisał kilka ważnych zdań pod moim komentarzem).

          (D)EMP fajny. Choć przyznam, że mnie czasem przykręca (jakąś mocną puszkę mam ;+)). Najfajniej mnie się ostatnio na rybach ćmił. Może dlatego, że zwracałem baczniejszą uwagę na spływ spławia.

          • lgatto
            lgatto
            9 kwietnia 2010 at 16:00

            Nie zrozumieliśmy się ;)
            Mam ściśle określoną ilość pieniędzy które co miesiąc przeznaczam na tytoń i w ramach tego eksperymentuję i kupuję coraz to nowe tytonie.
            W tym miesiącu mam już odłożone dwa z dosyć dużą ilością latakii i nie chcę trzeciego takiego kupować (zwłaszcza że łącznie będzie tego spora ilość), przydałby się jakiś słodszy lub smakowy. Black na pewno kiedyś spróbuję, ale nie kupię go w najbliższym czasie i wolę spróbować Presbyterian Mixture albo SG Chocolate Flake. Spotkałem się bowiem z ciekawymi ich opisami i mam ochotę ich spróbować.

            • Rheged
              9 kwietnia 2010 at 17:02

              To znaczy, choroba, że mój opis nie był aż tak ciekawy ;)

              • Alan
                Alan
                9 kwietnia 2010 at 17:52

                Opis ciekawy, ale że wśród szerokiej gamy pozdrowień od ministra zdrowia Ty wybrałeś akurat to… ;)

              • Rheged
                9 kwietnia 2010 at 18:03

                Niech się boją ci, co się bać powinni, ja tam nie mam z tym pozdrowieniem problemu :P

            • Julian
              Julian
              13 grudnia 2010 at 00:02

              Presbyterian to tytoń o silnym orientalno-latakiowym smaku. Znajomy pali go jako taki z musu ekwiwalent Balkan Sobranie. Tak więc lepiej przemyśleć zakup.

              • KrzysT
                KrzysT
                13 grudnia 2010 at 08:38

                Orienty – 100% racji, ale latakii to akurat w PM są śladowe ilości. Do tego stopnia ciężki do namierzenia, że na sieci (czy to na TR czy na DAFT) prowadzono epickie dyskusje na temat obecności La w Prezbiteriańskiej Miksturze w ogóle. Dopóki producent się nie zdeklarował jednoznacznie, że dodaje. Co nie zmienia faktu, że to jest dobra rzecz i chyba trochę u nas niedoceniona, częściowo paradoksalnie z racji atrakcyjnej ceny (bo podświadomie zakładamy, że dobry tytoń powinien kosztować więcej) a częściowo z racji niemieckiego producenta. A w kategorii delikatnych orientali jest to naprawdę fajny tytoń, nie tak mocno narzucający się jak np. Skiff.

              • Julian
                Julian
                13 grudnia 2010 at 09:49

                Miałem na myśli, że kolega poszukiwał czegoś słodkawego/aromatyzowanego, a Presbyterian nie mieści mi się w tej kategorii. W tej chwili z całkowicie niearomatyzowanych mam w piwniczce Balkan Supreme, Balkan Sasieni, Early Morning Pipe i Wingfield od Roberta Lewisa (ostatni to mocno fermentowana Wirginia, reszta to oriental/latakia). Z czterech wymienionych najmniej owadobójcze są Wingfield oraz Early Morning (tutaj podejrzewam nawet obecność dodanego aromatu). Natomiast co do Presbyterian to pamięć podpowiada mi raczej tzw. „ulubiony przez Anglików aromat stajni”. I jeśli mogę się mylić co do jego stężenia, bo z czasem język mi sie wygarbował, to jednak na pewno jest to tzw. classic, a więc coś nie dla zwolenników słodkich aromatów.

              • KrzysT
                KrzysT
                13 grudnia 2010 at 11:38

                A to pociągnę Cię za język, jak masz porównanie: jak się ma Balkan Supreme w stosunku do wymienionych? Jest to niestety tytoń, który jak sierota przepuściłem na Allegro – był na długiej liście zakupowej, ale UC dorwało sprzedającego…
                Co do reszty wypowiedzi – zgoda, choć wolę DEMP od PM, ale raz, że to osobista preferencja, dwa, że może jest to kwestia fajki, bo PM palę w fajce dość dla siebie nietypowej (wieelki Dublin, Kriswill Bernardotte no 49), a DEMP w bardzo klasycznym GBD (średni billiard). Balkan Sasieni jest dla mnie takim typowym „raz na jakiś czas” z uwagi na ten ekscentryczny, goździkowy (fajny!) posmaczek.

              • Julian
                Julian
                13 grudnia 2010 at 12:22

                Ja też wole Early Morning. Co do Balkan Supreme, to tak na razie (jestem po jakichś 10 fajkach, ale potem miałem ze dwa tygodnei przerwy) oceniam go jako klasyczny, lekko suchawy ribbon Va-La-Orient, taki akuratny, w sam raz dla fanów tego rodzaju tytoni. Nieco ciemniejszy od Sasieni (zapewne wiecej Latakii). Mówię tu oczywiście o Balkan Supreme od Stokkebye (sprowadzony ze Stanów jako bulk). W sumie na dziś preferuję go ponad Sasieni, chociaż brak mi trochę ładnej puszki :-) Jednak w pracy palę Wingfield od Roberta Lewisa, moje odkrycie tego roku. Jako bazlatakiowy nie budzi wśród kolegów skojarzeń z pożarem buszu. Wytrawny gatunkowo, słodkawy smakowo, mocno fermentowany shag-ribbon Va, zaskakująco chłodny i łagodny. Polecam wypróbować. Daje pozory zawartości orientu, ale to chyba tylko taki styl dojrzewania Virginii.

  3. yopas
    9 kwietnia 2010 at 10:05

    Nie paliłem ani Black Mallory, ani Red Rapparee. Choć, jak popatrzę na strony producenta, to wychodzą mi trochę inne konkluzje niż Autorowi. Choć nie wykluczam, że Autor wie lepiej.

    Natomiast zdecydowanie radziłbym nie przesadzać z klasycznością tych blendów. Bo w tym sensie, to one są jak najbardziej „modern”. Czarny kawendisz jest? Jest!

    A ponieważ ten kawendisz tam jest, to podobnie (o drwino!), jak @lgatto jeszcze sobie poczekam z jego zakupem. Tyle dobrych Schurchów w świecie, tyle Peasów, Gawithów, Balkan Sasieni, Davidoff Royality, Germain z Synami…

    UkłonY,

    Ps. Broń mnie Panie, żeby ktoś zrozumiał, że próbuję cokolwiek wieszać na tym tytuniu. Ja go nie znam. I żadna pochlebna recenzja nie jest wstanie zachwiać moim systemem wartościowania. Ten tytoń jest zaszufladkowany – do spróbowania, kiedyś.

    • 9 kwietnia 2010 at 10:44

      Jak sądzę, Piotrek i Ty odpuszczacie sobie ten tytoń z zupełnie, a może nawet diametralnie różnych przyczyn. Obecny w tej mieszance BlCav nie wpija się w człowieka „modernowato”, sprawia wrażenie bardzo mało słodkiego i niedosmaczanego. Jakby tylko „wzmacniał” naturalne orientalne aromaty. Albo był podwójnie fermentowanym burleyem z Kentucky, czyli czymś, co miało być w zamyśle amerykańską podróbką tureckich. A może to podwójnie fermentowana słodko-kwaśna virginia nienajprzedniejszej jakości, kto to wie. Jak już się dostała w teutońskie łapy, to na pewno nie będzie ani drożej, ani bardziej naturalnie.

      Sporo, moim zdaniem, latakii. Tak do 1/5 zawartości. Cóż, blendowali mieszankę Szkoci – i oprócz całkiem zgrabnych smaków, starali się to robić oszczędnie. Ratray’sy korzystali swobodnie z amerykańskiej „myśli” tytoniowej, ale byli po szkocku cwani – wychodziły im blendy english-american (nie american-english). Zawsze taniej, no nie?

      Ciebie, Pawle, serdecznie namawiam do opisania w odrębnym i, jak sądzę, długim artykule Twojego systemu wartościowania tytoniu. Załatw sprawę raz a dobrze, zamiast wpisywać się pod recenzjami wszystkiego, co nie jest z rodziny Schurchów, Peasów, Gawithów, Balkan Sasieni, Davidoff Royality i Germain z Synami…

      • Rheged
        9 kwietnia 2010 at 10:57

        Moje wątpliwości dotyczące Cavendisha, który rzekomo jest zawarty w owej mieszance nie są nieuzasadnione. Otóż w ogóle go nie czuć. Dlatego zastanawiam się, czy to nie jest najzwyklejsza podpucha producenta, żeby emeryci z Niemiec kupili? Dla mnie, podobnie jak dla yopasa, Cavendish w składzie nie jest gwarantem jakości, a wręcz przeciwnie. Natomiast tutaj na mój gust go po prostu nie ma. Chociaż kłócić się nie będę. Nie wyczuwam i tyle.

        Czy mieszanka jest modern, czy classic – nie mnie oceniać i kategoryzować. Wyraziłem się w tekście niejasno, gdyż dla mnie dosyć solidnie imituje klasyczną. Nie wiem, czy jestem w stanie napisać to inaczej, prościej albo wytłumaczyć w pełni. Proszę rozumieć to intuicyjnie.

        Jeśli, yopasie, nie spróbowałeś Black Mallory, to sporo straciłeś :). Myślę, że warto nadrobić. Tak po ludzku, jak fajczarz fajczarzowi radzę. Jak się zawiedziesz, to walniesz mnie swoją puszką, gdy będę kiedyś gdzieś w pobliżu.

        • yopas
          9 kwietnia 2010 at 11:45

          Sposób klasyfikacji jest prosty:
          kawendisz – modern english
          brak kawendisz – classic english
          nic więcej, nic mniej. jest wielce prawdopodobne to, o czym Jacek wyżej, że Szkoci z kosztów schodzili zamiast całego czarnego (LA) dawali czarne oszukane (BLe Cav).
          A czy straciłem? Generalnie pewnie tak, ale już biorąc sobie za układ odniesienia np. DEMP czy RatBM, albo SG BF albo GH Balkan Mix czy RatBM…
          ja raczej tak to rozpatruję… może faktycznie powinienem jakieś subiektywne wynurzenie napisać. Do dyskusji.

  4. Alan
    Alan
    9 kwietnia 2010 at 18:17

    Emil, a znasz to?

    – Poproszę paczkę papierosów
    Klient otrzymuje paczkę, a na niej napis „Palenie powoduje impotencję”. Po chwili namysłu mówi:
    – To ja poproszę te z rakiem

    Możesz kogoś przypadkiem zniechęcić ;)

    • Rheged
      9 kwietnia 2010 at 22:15

      Uważam, że ostatnią rzeczą, która zniechęca ludzi do palenia, jest notka z informacją ministerstwa na paczce/puszce/kopercie z tytoniem. W ogóle jesteś pierwszą osobą, jaką znam, która zwraca na nie uwagę. Powiem szczerze, że kompletnie nie dostrzegałem tamtej części obrazka, tak jak nie dostrzegam tych napisów na swoich puszkach. Neurofizjologia mogłaby oszaleć ze szczęścia, gdyby dorwał mnie jakiś jej przedstawiciel w swoje łapy. Tym bardziej, że mam agnozję barw, konkretnie odcieni.

      Impotencja, rak, choroby płucne, etc., etc. – pełen wybór, można być zadowolonym ;). „Moja” plakietka nie sugeruje, jakobym był jakimś szczególnym fanem owej przypadłości, ani iż jakoś specjalnie komuś bym życzył takowego losu. Ot, plakietka.

      Ale dowcip niezły :)

      • Alan
        Alan
        9 kwietnia 2010 at 22:35

        Zwracam uwagę na te plakietki, bo zasłaniają czasem bardzo ładne grafiki, a przynajmniej odwracają od nich uwagę. Treść mnie nie rusza ;)

  5. GP
    14 kwietnia 2010 at 11:44

    Chciałbym w tym miejscu serdecznie podziękować za próbkę, jaką dane mi było dostać i wypalić 2 tygodnie temu. Bardzo mi zasmakował, chociaż nie jest to coś podobnego do mojej ulubionej Toriny od Schurcha, której aktualnie nie mogę dostać. Tym nie mniej czeka na zakup.

    • Rheged
      14 kwietnia 2010 at 11:57

      Cała przyjemność po mojej stronie.
      ES

  6. Franz
    Franz
    6 czerwca 2010 at 22:24

    No, jestem po pierwszym paleniu w wydartym dremelem falconie, fajnie na razie, bo wędzonki jeszcze nie smakowałem, podzielę się opinią jak skończę puszkę
    pozdrawiam
    Franz

  7. Cyntel
    Cyntel
    25 listopada 2010 at 01:03

    Mi zostały jeszcze może 2 porcje tego tytoniu i jak mi sie skończy a bedę miał odpowiednią kwotę to na pewno go kupię, bo jak na razie jest to mój ulubiony tytoń (co prawda paliłem dopiero 4). Dzięki niemu zasmakowała mi latakia. Naprawdę jest w nim wyczuwalna słodycz i ta różnorodność smaków.
    Jak dla mnie to pozycja obowiązkowa na mojej półeczce obok Skiffa i FVF oraz niezastąpionego psiego stróza ;)

  8. Alan
    Alan
    28 listopada 2010 at 14:53

    Po naczytaniu się peanów na FMS, spodziewałem się po BM trochę większych fajerwerków. Choć i tak nie jest źle, a wręcz bardzo dobrze – za cenę 35 PLN otrzymujemy naprawdę solidną mieszankę angielską, która wprawdzie w moim prywatnym rankingu nie namieszała, to jednak w przypadku braku funduszy na coś od Gawitha, Black Mallory będzie dobrym substytutem. Ale wciąż tylko substytutem…

    • jalens
      28 listopada 2010 at 15:00

      Też go odstawiłem na ławkę daleko rezerwowych.

  9. yopas
    13 lutego 2011 at 17:32

    Dzisiaj i ja dostąpiłem zaszczytu popróbowania Black Mallory (a to za sprawą naszego Szanownego je2bnika, za co serdecznie dziękuję). Załadowałem więc swoją sztandarową latakiówkę WDCówkę i… no właśnie… gdybym miał go porównywać do dwóch ostatnich „anglików” jakie paliłem (jalensowy Merchant i odKrzyśkowy Dunhill 965) to… ziew, ziew… nuda panie, normalnie jak w polskim kinie. Nie powiem, żebym nie był zdziwiony tym brakiem charakteru – bo i laurkę Emil piękną napisał… no i to przecież fabryczny kolega niejakiego Old Dublina – którego szanuję za swoistą wytrawność i ten mrok (poczytajcie artykuł Jacka o samsunie).
    Black Mallory w porównaniu jest zupełnie Bright…

    Ale czy ja powiedziałem, że to zły tytoń jest? Otóż nie. On jest bardzo grzeczny i poprawny – zupełnie jak Hal’ o the Wynd. Co tam poprawny – on wydaje się być bardzo odporny na przeciąganie i dość delikatnie latakiowy.

    Subiektywnie podsumowując:
    1. Dobry kandydat na tytoń codzienny – nie dla mnie, bo ja nie palę codziennie ;+)
    2. Dobry kandydat na początek dla początkujących, których opinia o latakii nie przestrasza, bo się fajnie hajcuje i bez zgorzknienia.
    3. Niestety wieje nudą i być może klumpść tego specyfiku to za mało, by poznać pełne spektrum, niemniej, ta konkretna klumpść mnie nie zachęciła na kolejną tak jak Merchant, czy Dunhill 965, czy Old Dublin…

    UkłonY,

    • Alan
      Alan
      13 lutego 2011 at 23:17

      je2bnik, czy yopas palił próbkę z próbki? :)

  10. je2bnik
    13 lutego 2011 at 23:42

    Tak zgadza się, ale ta próbka, którą mi podesłałeś była dość potężna, dość powiedzieć, że wypaliłem dwie, poczęstowałem Pawła i jeszcze zostało na dwa (nooo… malutkie) nabicia :) Niniejszym robię „redirect” yopasowych podziękowań w Twoją stronę i dołączam swoje :)/dopiero co zjechałem do Radomia.

  11. macior1981
    21 sierpnia 2015 at 18:41

    A mnie to kompletnie nie podeszło. Z LA próbowałem i z przyjemnością wypaliłem NightCapa i MM965. Z puszki Black Mallory wypaliłem góra 5 fajeczek, resztę chętnie oddam, bo blokuje mi piękny słoiczek.

    • Zyrg
      Zyrg
      21 sierpnia 2015 at 20:24

      Eeee. Marory zacny! Taki „kumpel łata”. Dobry jak nie trzeba myśleć. Pokiś go trochę w słoiku. Lepszeje z czasem

    • Andrzej K.
      21 sierpnia 2015 at 22:34

      To ja chętnie przyjmę… i pomogę uwolnić piękny słoiczek od ciężkiego brzemienia ;)
      Ja ten tytoń lubię. Palę go bardzo rzadko – bo choć smaczny to jednak nie jest to tytoń jakiś wybitny… a palę na tyle nieczęsto – że jak już się zdarzy, to najczęściej własnie wybitnymi w mojej subiektywnej ocenie tytoniami fajkę zwykłem nabijać. Niemniej – świetnie się sprawdzał BM w roli tytoniu „zasiadkowego” na rybach, czy „wędrówkowego” na grzybach… Pali się ze smakiem i bezproblemowo. Bezrefleksyjnie – nie odwracając uwagi od czynności wykonywanych.
      Jak ktoś lubi nienachalną La, a do tego – potrzebuje czegoś co bez wodotrysków w paszczy, robi robotę dymiąc w fajce – to jest to tytoń świetny :)
      Chcesz się pozbyć? Daj dobrą cenę i się dogadamy :)
      Pozdrawiam, Andrzej

  12. Gwalbert
    1 listopada 2020 at 10:41

    Panowie, odgrzewam kotleta i mam pytanie jako do doświadczonych bardziej kolegów. Czy ów wspomniany tytoń warto mocno podsuszyć? Świeży z puszki dość mocno kondensuje, a z kolei podsuszony dość mocno bardzo się rozgrzewał.
    Jakaś praktyczna wskazówka??

    Pozdrawiam. :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*