Dedukcja, drogi Watsonie, dedukcja

6 czerwca 2010
By

Można rzec, iż duch Sherlocka Holmesa nawiedza to miejsce. Gęba najsłynniejszego detektywa świata pojawia się nader często w naszych artykułach, kilkakrotnie w komentarzach. Nie dziwi to, gdyż wszak on z nas – fajczarzy. Wielbimy go, przywołujemy, wspominamy. Większość z nas czytała w dzieciństwie książki o jego przygodach, część z pewnością oglądała na srebrnym ekranie telewizora. Widzimy go ubranego w szaro-brązowy płaszcz, ze szkiełkiem przy oku i charakterystyczną czapką na głowie. A przede wszystkim patrzymy na niego przez pryzmat palaczy fajki – chełpimy się tym, iż on także palił. Nadszedł więc chyba czas, aby solidnie przedstawić postać Sherlocka bliżej, celem przypomnienia niektórym, iż dobra literatura (Holmes jest bowiem postacią literacką) zalicza się do grona najlepszych przyjaciół fajczarza.

Arthur Conan Doyle – tak brzmi nazwisko ojca najsłynniejszego detektywa świata – w 1887 roku publikuje książkę Studium w szkarłacie. Jest to powieść, w której po raz pierwszy spotykamy Sherlocka Holmesa oraz jego wiernego przyjaciela doktora Johna Hamisha Watsona. Od tamtej pory prace Doyle’a w większości były poświęcone owemu słynnemu duetowi rozwiązującemu nawet najbardziej skomplikowane zagadki kryminalne. Towarzyszyli oni pisarzowi przez blisko czterdzieści lat, zaś ten odwdzięczał się im pisząc kolejne teksty, jak chociażby słynne Pies Baskerville’ów, Znak czterech, czy Przygody Sherlocka Holmesa. Powstało łącznie cztery powieści oraz pięć zbiorów opowiadań – sama klasyka kryminału, niesamowite opowieści oddające ducha Anglii (czy też Szkocji, bowiem autor Wspomnień Sherlocka Holmesa był Szkotem z urodzenia) na przełomie wieków, a także wykazujące fascynację pisarza sprawami nie tylko detektywistycznymi, ale również spirytualistycznymi (Doyle był w swoim czasie przyjacielem Harry’ego Houdiniego). Dla pisania tekstów kryminalnych, prozaik porzucił karierę lekarską. Można powiedzieć, że uwiodło go opisywanie losów detektywa.

Od tamtej pory Sherlock stał się ikoną popkultury. Utwory o nim były chętnie tłumaczone na języki obce, a kino kilkukrotnie je zekranizowało. Powstał także serial o jego przygodach, oparty na tekstach zawartych w zbiorach opowiadań. Istnieje tysiące opracowań o postaciach wykreowanych przez Arthura Conan Doyle’a, tematyka zawędrowała do komiksów oraz gier komputerowych. Sam Sherlock mógłby dziś powiedzieć, że jest sławniejszy od Beatlesów (wiadomo zaś, od kogo sławniejsi byli Beatlesi) i nie byłoby w tym przesady.

Opisywać cechy osobowościowe oraz charakter Sherlocka jest rzeczą wręcz nieprawdopodobną, choć ciekawą. Był bowiem Holmes ówczesnym superbohaterem, herosem na miarę urbanizującej się Wielkiej Brytanii. Zamiast supermocy nastałych po nim facetów w rajtuzach (jak choćby Supermana), posiadał niezwykły talent dedukcyjny, pozwalający mu łączyć z pozoru tylko nieistotne szczegóły w całość. Szło to w parze z niezwykłym talentem detektywa do różnego rodzaju nauk – od psychologii i balistyki, do geologii. Niezwykły umysł pozwalał mu także na opanowanie technik bokserskich, czy umiejętności gry na skrzypcach (którą wykorzystywał raczej w innych celach niż muzyczne). Dla kontrastu jednak Conan Doyle postanowił nadać mu także inne cechy, stanowiące raczej rysę, skazę na charakterze, niż wyostrzające jego domniemaną wielkość. Dobrze się stało, bo dzięki temu Sherlock jest ciekawszą postacią, bardziej ludzką, uwikłaną w wiele słabości. Po pierwsze – detektyw jest samotnikiem i raczej trudnym partnerem dla otoczenia, choć niewątpliwie wie, czym jest bycie gentelmanem. Pokazują to jego relacje z doktorem Watsonem, z którym przyjaźni się i traktuje jak brata, ale wyjątkowo szorstkie, męskie to uczucie. Kobiety zaś traktuje z atencją, jednak w istocie – nie zwraca na nie wielkiej uwagi. Drugim ważnym aspektem są uzależnienia Holmesa. Otóż był to opiumista, kokainista oraz nikotynista. Fajkę palił, gdy chciał pomyśleć, zebrać porozrzucane fakty w jedną całość, zaś narkotyków używał, by zabić nudę. Często też potrzebował pieniędzy, co może świadczyć, iż wydawał więcej, niż zarabiał. Smaczku dodaje fakt, iż Watson był hazardzistą oraz to, że przez długi czas mieszkali ze sobą.

Opowiadanie Ostatnia zagadka (oryginalnie umieszczone w tomie The Memoirs of Sherlock Holmes) miało stać się ostatnim tekstem, w którym czytelnicy spotykają postać Sherlocka. Holmes zostaje w nim bowiem uśmiercony. Los jednak chciał inaczej – za namową miłośników prozy Conan Doyle’a (i prawdopodobnie wydawców, którzy wyczuli zarobek nosem), detektyw powrócił w kolejnych książkach. Pisarz jednak oprócz utworów o śledczym tajemnic zajął się także cyklem o profesorze Challengerze, by uniknąć rutyny. Sherlock po raz ostatni ukazuje się w Kronikach Sherlocka Holmesa, na trzy lata przed śmiercią swojego literackiego ojca.

Motywów fajczarskich w prozie Conan Doyle’a jest mnóstwo, najbardziej jednak uderzające są fragmenty zawiązania akcji w opowiadaniu Żółta twarz. W angielskim wydaniu tekst ten umieszczony został w tomie Wspomnienia Sherlocka Holmesa, w Polsce jednak przyjęło się mieszać utwory o detektywie w pojedynczych zbiorkach o jego przygodach. I tak mamy słynne wydanie Przygód Sherlocka Holmesa wydawnictwa Iskry z roku 1955, w którym znajdziemy zarówno wspomnianą Żółtą twarz, jak i Pięć pestek pomarańczy z tomu Przygody Sherlocka Holmesa, a także Umierającego detektywa w wydaniu angielskim umieszczonego w Jego ostatnim ukłonie, czy też Samotną cyklistkę z Powrotu Sherlocka Holmesa.

We wspomnianej Żółtej twarzy mamy bodaj najbardziej oczywiste fragmenty o fajczarstwie. „To nie twoja fajka leży na stole – czytamy w opowiadaniu. – (…) Dobre drewno z korzenia starego wrzośca, z długim ustnikiem wykonanym z bursztynu. (…) Domyślam się, że kosztowała go siedem szylingów i sześć pensów. Jak widzisz, była dwukrotnie naprawiana: raz zreperowano drewnianą część cybucha, a drugi raz bursztynowy ustnik. W obu przypadkach, jak pewnie zauważyłeś, użyto srebrnych opasek, które kosztowały pewnie więcej niż sama fajka. Ten człowiek musi ją bardzo lubić, skoro wolał ją reperować, niż kupić nową za te same pieniądze”. I dalej: „Fajki bywają czasami wyjątkowo interesujące (…). Żaden inny przedmiot nie gromadzi w sobie tylu indywidualnych cech właściciela (…). Właściciel tej fajki to najwyraźniej dobrze zbudowany człowiek; jest leworęczny, posiada wspaniałe uzębienie, jest dość niedbały i nie musi zbytnio oszczędzać (…). – To mieszanka Grovsenor, po osiem pensów za uncję – odparł Holmes wytrząsając na dłoń odrobinę tytoniu. – (…) Ma nawyk odpalania fajki od lamp i palników gazowych. Jak pewnie zauważyłeś, główka z jednej strony jest dość silnie zwęglona. Przecież zapałka tak by jej nie zniszczyła. Po co człowiek miałby przystawiać płonącą zapałkę do cybucha swojej fajki? Nie mógłby jednak odpalić jej od lampy tak, żeby nie opaliła się przy tym główka. A opalona jest tylko z prawej strony. Z tego właśnie wnioskuję, że jest leworęczny”.

Jak nietrudno zauważyć, jest to fachowa wiedza użytkownika fajki, który na dodatek ma praktykę w renowacji. Zna się również na tytoniowych mieszankach. Ów Grosvenor to dzisiejszy Grousemoor, dostępny w naszych polskich trafikach. Cytowany fragment również wiele mówi o tym, jak traktowano niegdyś fajki. Nietrudno przychylić się także do opinii Holmesa, iż jaka fajka, taki właściciel.

Pisarz, przemawiający głosem Sherlocka, wiedział o czym mówi, gdyż sam był fajczarzem. Stąd niewątpliwa fachowość, a także dokładność w opisie.

Postać fajczarza-detektywa jest chyba najbliższa nam – palącym. Z pewnością wymagała zatem solidniejszego opracowania. Szkoda tylko, że niżej podpisany pomyślał o tym tak późno. Niemniej jednak – co ma wisieć, nie utonie, mówiąc kryminalnym żargonem.

Arthur Conan Doyle, Przygody Sherlocka Holmesa, przeł. Doleżal-Nowicka Irena, Evert Tadeusz, Meysztowicz Jan, wyd. Iskry, 1955 r.

Zdjęcia pochodzą ze stron: http://magicseaweed.com/community/viewtopic.php?f=4&t=21881
http://pl.wikipedia.org/wiki/Sherlock_Holmes
http://delegation.ukycc.org/2009/12/10/sherlock-holmes-and-the-copenhagen-conundrum/

Tags: , ,

10 Responses to Dedukcja, drogi Watsonie, dedukcja

  1. tomasz_z
    6 czerwca 2010 at 20:30

    Bardzo fajny tekst. Wlasnie teraz bedac na urlopie na Wegrzech czytam wydanie z 2010 roky – przedostatnie opowiadanie – dolina strachu. Smieje sie sam z sytuacji, bo do teraz nie dane mi bylo czytac zadnej z przygod Sherlocka.

    A dla porzadku, chyba w przytaczanym nazwisku autora powinien znalezc sie jego tytul czyli „sir”. Taki czepialski jestem %)

    • Rheged
      7 czerwca 2010 at 16:37

      Koniecznie zdaj relację z lektury, jak wrócisz ;)

      Faktycznie, Arthur Conan Doyle został mianowany serem ;). Ciekawy, czy wpłynęło to na smak jego fajek? :D

  2. koriat
    6 czerwca 2010 at 21:19

    Może warto przytoczyć jeszcze jeden popkulturowy przykład na to, jak mocno fajka łączy się z Sherlockiem – w skądinąd interesującym, crossoverowym opowiadaniu Neila Gaimana „Studium w Szmaragdzie”, łączącym motywy z twórczości Conan Doyla i Lovecrafta, Sherlock rozpracowuje i „wykiwuje” narratora (Moriatego???) właśnie za pomocą fajki :)

    • Rheged
      7 czerwca 2010 at 16:39

      Dla mnie najciekawszym przykładem wykorzystania postaci Sherlocka jest komiks o Holmesie i Watsonie jako nieumarłych Zombie. Zresztą, wspominani Beatlesi też doczekali się podobnej przypadłości na łamach komiksu. Za Gaimanem akurat nie przepadam, ale czytałem, inspirację Sherlockiem widać już w tytule.

  3. ben
    ben
    6 czerwca 2010 at 21:26

    Tak dla porządku można śmiało dodać morfinistę, o ile pamięć mnie nie myli – a że czytałem swój zbiorek niespełna kilka tygodni temu, jestem gotów jej zawierzyć. :)

    Sherlock napisał także całą monografię na temat analizy popiołu znalezionego na miejscu przestępstwa – od określenia gatunku tytoniu po wyznaczenie czasu, w jakim został on wypalony.

    PS: Od kogo właśnie sławniejsi byli Beatlesi?

    • koriat
      6 czerwca 2010 at 21:42

      No od Jezusa przecież ;)

  4. JSG
    7 czerwca 2010 at 22:59

    wilma scooby doo- w tym serialu często motyw SH się pojawia, ale fajka jest pomijana, na pierwszy plan wysówa się charakterystyczne nakrycie głowy, peleryna i lupa.
    M.D. House też fajki nie pali, choć jest łudząco podobny do Holmesa. Za stroną fanow House:
    Powiązania z Sherlockiem Holmesem

    – House mieszka w domu pod numerem 221B, Holmes 221B Baker Street,
    – Przyjaciel House’a to dr James Wilson, Holmes’a dr. John Watson.
    – House jest synonimem słowa “Home”, które jest homonimem słowa „Holmes”.
    – Obaj mają problemy z narkotykami – House z Vicodinem, a Holmes z kokainą, morfiną i tytoniem.
    – House mówi na swoich współpracowników używając nazwisk, podobnie jak Holmes mówi do swojego przyjaciela Watsona.
    – Potrafi wiele wywnioskować i postawić diagnozę z popatrzenia na osobę, podobnie jak Holmes mógł dużo wywnioskować, gdy zobaczył osobę.
    – Zamiłowanie do muzyki i talent muzyczny – House gra na pianinie i gitarze, Holmes na skrzypcach.


    A w gruncie rzeczy wystarczy włączyć sobie dwa seriale, skojarzenie przychodzi samo.

    Na odrębną dyskusję zasługuje najnowsza ekranizacja przygód Sherlocka Holmesa. Obejrzałem to już chyba trzy razy i nadal nie mam zdania…

  5. lgatto
    lgatto
    16 czerwca 2010 at 08:39

    Dodam jeszcze od siebie, że w jednym z opowiadań wyraźnie jest napisane że Sherlock nie palił „wrzoścówki”, lecz glinkę. Dziwiłem się podczas słuchania (moim źródłem był audiobook), że słynny detektyw „opróżnił swą fajkę i zaraz nabił ją na nowo odpalając…”. Przeszukam i podam które to było opowiadanie.
    Inną plotką czy na wpół potwierdzoną informacją było to, że sir Artur nie lubił swego głównego bohatera. Po ukończeniu opowiadania o słynnym pojedynku z prof. Moriartym miał ponoć powiedzieć „Cieszę się, że go zabiłem”. Do wskrzeszenia detektywa miały ponoć skłonić autora… problemy finansowe. Prawda to czy nie, ale czytając opowiadania widać że autor wyraźnie oddziela „gentlemana Watsona”, od „szalonego Holmesa”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*