Irlandia, Peterson i garniec złota

7 października 2010
By

Będzie o Irlandii. Dlaczego? Ponieważ miałem przyjemność studiować przez ostatni rok w Cork (ustępuje wielkością jedynie Dublinowi) i chciałbym się z wami podzielić moimi wspomnieniami, jak i ogólnymi, tak i fajkowymi. A zapewniam, że jest się czym dzielić!

Guinness

Jeżeli zapyta się pierwszego napotkanego przechodnia o fajczarstwo, prawdopodobnie przyjdzie mu na myśl Wielka Brytania. Głównie z powodu Sherlocka Holmesa, czy też angielskich lordów ćmiących fajki, bądź nawet Szkotów za miedzą. To kraj, który ma pełne prawo do tego, by być kojarzony z fajczarstwem w ten właśnie sposób. Jednak my, fajczarze, wiemy dobrze, że mała wyspa obok – Irlandia, zwana zieloną – również ma swoje tradycje i korzenie.

W głównej mierze Irlandia kojarzy się dla fajkowego świata z firmą Peterson. Jak podaje pipedia, bracia Kapp otworzyli sklep na ulicy Grafton w 1865 roku, a nieco później dołączył do nich Charles Peterson. Zakładając, że sklep nie zmienił swojego adresu, mogę się pochwalić, iż osobiście w nim byłem.

Peterson

Peterson store

W drodze do sklepu Petersona mijałem mężczyzn z fajkami – czułem, że jestem blisko. Muszę przyznać, iż w Irlandii widziałem więcej osób z fajkami niż w Polsce (przed moją karierą fajczarską raz jedyny spotkałem się z fajką; było to zdjęcie w gazecie któregoś z naszych posłów. Mimo, iż populacja Polski jest prawie dziesięciokrotnie większa, próżno tu szukać tak wielu zakochanych w fajczarstwie. Zapewne mają na to wpływ tradycje fajczarskie, a raczej ich brak.

Do rzeczy! Gdy zobaczyłem wejście do sklepu Petersona, nie wszedłem od razu. Na dobre kilka minut przylepiłem się do witryn sklepowych. Dobrze pamiętam – ekspozycja z prawej strony składała się z latarek, scyzoryków i zapalniczek Zippo – ot takich „męskich” gadżetów. Znowuż lewa część była już typowo fajkowa. Kilka fajeczek nowych, parę starszych, podobnie z tytoniami – ogólnie miłe wrażenie. Dobra! Wchodzimy!

Wnętrze wyobrażałem sobie trochę inaczej, ale mimo wszystko ilość fajek na ścianach i w szufladach była przytłaczająca. Ba! Żeby to były zwykłe ściany. Można by rzec, że są to przesuwane szafy z dwiema ściankami. Wygląda to zaprawdę magicznie. Chciałem znaleźć zdjęcie z wnętrza sklepu, celem pokazania tego pięknego świata. Niestety brak takowych zdjęć w Internecie.

Dwa numery dalej, będąc ciągle na ulicy Grafton, znajdziemy sklep marki James Fox, który to jest producentem irlandzkich cygar oraz tytoni fajkowych. Tytoń jest sprzedawany dwojako; w puszkach i z dzbanów/słoi. Ta pierwsza forma jest raczej standardowa, natomiast druga wymaga dłuższego rozwinięcia. Tytoń sprzedawany z pojemników jest po prostu tytoniem na wagę, ale cały rytuał tej formy sprzedaży jest godny nakręcenia filmu. Wpierw ekspedientka pyta się, który słój ma podać. Po wybraniu otwiera wieko i pozwala nam zaciągnąć się aromatem. Gdy już wybierzemy blend nam odpowiadający, zostaniemy zapytani o interesującą nas wagę produktu. Następnie jest pakowanie, a później nie pozostaje nic innego jak tylko spróbowanie świeżo zakupionego tytoniu.

W Dublinie czułem się raczej jako turysta. Wszelkie wyprawy zaczynały się w mojej bazie wypadowej, o której mogliście słyszeć, ponieważ w listopadzie zeszłego roku centrum miasta było zalane z faktu spiętrzenia się wód w rzece Lee przepływającej przez środek miasta. Mowa tu o Cork, bądź z irlandzka – Corcaigh.

fot. własna: powódź w Cork

Irlandczycy to bardzo miły naród. Poznałem się na tym gdy zaczepiłem mojego bibliotekarza, który co przerwa raczył się tytoniem z fajeczki. Palił: Clan Aromatic:

Słabiutki tytoń, o bardzo delikatnym aromacie, taki polski Poniatowski – wiem, ponieważ po zagadnięciu i wymianie zdań na temat fajczarstwa, obdarował mnie próbką. Dodam tylko, że tytoń ów jest dostępny w Irlandii w sklepach typu Lidl czy Aldi. W ramach podzięki zrekompensowałem się kilkoma listkami University Flake Petersona. Dzięki tej wymianie staliśmy się swego rodzaju kolegami, wymieniliśmy się nawet mailami. A trzeba zaznaczyć, iż mój bibliotekarz wiekowo był w okolicach sześćdziesiątki. Takie pogodne usposobienie posiadają jedynie starsi Irlandczycy, z młodymi jest trochę ciężej nawiązać kontakt.

Jeżeli chodzi o prawdziwy salon tytoniowy to nie mogło go zabraknąć i w Cork. M.&P. O’Sullivan jest dość dobrze zaopatrzonym salonem tytoniowym.

Właśnie tutaj dokonałem mojego pierwszego w życiu zakupu „tytoniu ze słoja”. Nie wiem czy mogę uogólniać, ale myślę, że każdy salon tytoniowy w Irlandii oferuje właśnie takie enigmatyczne mieszanki słoikowe. Jeśli ktoś ma żyłkę odkrywcy, niechybnie powinien się tam wybrać!

Tags: , , , , , ,

31 Responses to Irlandia, Peterson i garniec złota

  1. Rheged
    7 października 2010 at 03:53

    A masz zdjęcia wnętrza sklepu? Myślę, że każdego by to zaciekawiło :)

  2. Jurek
    Jurek
    7 października 2010 at 03:54

    no właśnie nie, a szkoda. Wiesz, jak byłem w środku to nie myślałem o robieniu zdjęć :).

    • Rheged
      7 października 2010 at 03:55

      Rozumiem to doskonale. Ja potrafię się zatrzymać w trafice, gdzie mam trzy fajki na krzyż, a tam to Mekka. Pielgrzymować do niej powinienem ;)

      • johnny
        30 listopada 2010 at 20:44

        Mekka troche sie ceni. 50. gramowe puszki tytoniu Petersona chodza po €17.50. Pomyslalby czlowiek, ze u zrodla najtaniej, a tu taki psiku(ta)s. Za duzo rodzajow tytoniu tam nie ma. Zdaje sie, ze mniej niz 10. Chyba, ze cos pod lada zabunkrowali (co jest calkiem mozliwe). Tytoniow innych firm niz Peterson nie uswiadczysz. Dwa kroki obok (119 Grafton St) tytoni jest troche wiecej, ale tez w wiekszosci albo Peterson, albo blendy ze sloikow. Nie pytalem co tam maja, bo sie nie znam. Zreszta nie spodziewalbym sie wartosciowej odpowiedzi od pani z lamanym angielskim. Natomiast fajek w sklepie Peterson of Dublin jest od groma. Tak jak Jurek pisal, cala sciana z przesuwnymi tablicami. Mnostwo tego. Ceny zaczynaja sie od €45.

        Co do tytoniu „spod lady”. W normalnych sklepach tytoniu nei zobaczysz. Wszystko pochowane zgodnie z wytycznymi irlandzkiwgo ministerstwa zdrowia. Jesli czlowiek chce zaczac przygode z fajka, to dostep do tytoniu w przystepnej cenie jest cokolwiek ograniczony. Polska to jest jednak piekny kraj.

        • yopas
          yopas
          30 listopada 2010 at 22:04

          „Mekka troche sie ceni. 50. gramowe puszki tytoniu Petersona chodza po €17.50. Pomyslalby czlowiek, ze u zrodla najtaniej, a tu taki”

          Jakie źródło, takie ceny. Za transport z Niemiec przecież ktoś musi zapłacić.
          Na wyspach lepiej kupować tytonie wyspiarskie…

          • johnny
            30 listopada 2010 at 22:43

            ja w swojej ignorancji przekonany bylem, ze to miejscowy wyrob :)

            • johnny
              30 listopada 2010 at 23:09

              Wyspiarskosc owych, sugerowalyby takie nazwy jak:
              – Sweet Killarney,
              – Old Dublin,
              – Irish Flake,
              – Irish Oak,
              – Irish Whiskey.
              Az wierzyc sie nei chce, ze to wszystko z reichu targaja.
              Poza tym, to co maja w tych wielkich slojach jest dokladnie w takiej samej cenie.

              • jalens
                30 listopada 2010 at 23:20

                Nie wykluczam, że na nalepkach na słoikach trafikarze napisali: True Old Dublin, True Irish Flake :) I tak dobrze, że nie sprzedają tego drożej od puszkaczy.

              • johnny
                30 listopada 2010 at 23:26

                Jalens, ja to caly czas o puszkach Petersona pisze. Moja krotkowzrocznosc (rozumiana doslownie) nie pozwalala mi odszyfrowanie nazw sloikowych :)

              • jalens
                30 listopada 2010 at 23:34

                Hihi, ja przecież też nie miałem pojęcia, że Petersona już kupiły dzieci Merkelowej. Odpuściłem sobie zmiany własnościowe, więc mam sporą inercję.

                Ale mamy swojego przedstawiciela od tych spraw – jakaś ludzka firma jeszcze nie zacznie negocjacji, a Yopas już wie, czyja ona będzie. Tak, że skoro mówi, że to robią Szkopy, to to jest już szkopski tytoń :)

                A napisy na słoikach, ot, taki tam polish joke.

              • johnny
                1 grudnia 2010 at 08:46

                Cholera, kto by pomyslal, ze tu takie zawirowania w branzy tytoniowej. Konia z rzedem temu, kto to wszystko ogarnie.

              • yopas
                yopas
                1 grudnia 2010 at 09:08

                Nazwa jest nazwa i jako część licencji pewnie nie może być zmieniona – podobnie, jak skład. Więc teoretycznie to takie same tytonie, jak przedtem. A praktycznie – estyma, jaką darzy się słowa „Murray and Sons” wydaje się zaprzeczać teorii, że to jednak to samo. Old Dublin polubiłem w wersji współczesnej (chciałbym kiedyś zafajczyć ten stary), choć np. Krzyś twierdził, że orlikowe dunhille biorą go w cuglach o pięć długości (świadome użycie hiperboli!).

                Czasem, jak kupuję w internetowej trafice z UK, to tam wyraźnie widać co, gdzie się produkuje. Petersony są droższe, Orliki tańsze, a najtańsze GH – bo bez puszek ;+)

              • johnny
                1 grudnia 2010 at 09:26

                Ot i zagwozdka rozwiklana! Nie omieszkam dac Staremu Dublinowi „Petersona” szansy, ale wszystko w swoim czasie. Podziekowal Yopas.

              • jalens
                1 grudnia 2010 at 11:15

                Yopas napisał:
                Nazwa jest nazwa i jako część licencji pewnie nie może być zmieniona – podobnie, jak skład.
                Najprostszy sposób – w składzie Old Dublina jest tzw. Black Cavendish. A jeden kawendisz od drugiego kawendisza może być odległy jak Pease od Apitza (blenderów dwóch). Old Taste od New Taste :)

              • yopas
                yopas
                1 grudnia 2010 at 11:36

                Widzisz Jacek, sam mi podsuwasz powody, dla których nie lubię tego „lorda”. To oszust jest!

              • jalens
                1 grudnia 2010 at 11:47

                Hehehe, jednocześnie pozwolił na produkcję True Old Dublin :) Lord Kawendisz ma dwa kije, ale jednym tylko bije… :D

              • Jurek
                Jurek
                1 grudnia 2010 at 13:49

                a tak dopytam… znaczy się, że Niemcy kupili Petersona – rozumiem że tytonie i produkcję fajek? Ale jak dobrze wiem fajki Petersona są nadal produkowane w Irlandii… wiecie coś na temat fajek Petersona i ich właściciela :)?

              • yopas
                yopas
                1 grudnia 2010 at 15:04

                Fajki są produkowane w Irlandii, tytoń jest produkowany w Niemczech. Niemcy z tego, co wiem nie są właścicielami Petersona.

              • Robal
                10 czerwca 2011 at 10:13

                Właściciele Petersona są Irlandczykami. Szefem głównym jest niejaki Tom Palmer…a co do tytoniu jest on produkowany przez firmę Kapp (faktycznie Niemcy chyba, ale nie mam pewności bo przychodzi z dwóch źródeł i część jest z Niemiec a część z Danii

  3. Jurek
    Jurek
    7 października 2010 at 04:05

    Nie wiem, który administrator dodawał mój artykuł, ale trochę się pośpieszył (coś jeszcze chciałem zmienić) i zmienił mi układ (Cork, Dublin, Cork).

    dziwne trochę bo artykuł aktualizowałem publikując go prywatnie… jak już bym skończył publikował bym go publicznie.

    • Rheged
      7 października 2010 at 11:15

      To jakaś reguła, że autorzy będą się PUBLICZNIE żalić, że ktoś im tekst zredagował? Chciałbym wszystkim powiedzieć, że w dobrym tonie jest odezwanie się na priva, nie na ogóle. W końcu nie redaguje się ze wszystkimi, tylko z jedną osobą.

      Chyba w ogóle dam sobie spokój z poprawianiem tekstów. Zobaczycie wtedy, moi mili, ile się na fajkanecie zmieni.

      Wybacz Jurku, że się w ogóle wtrącałem.

      Aha – nie doczytałeś manuala. Swój tekst należy zapisywać jako szkic, a nie prywatny. Publikując tutaj także godzisz się, że Twój tekst zostanie sprawdzony pod kątem stylistycznym, gramatycznym oraz merytorycznym. Jakiś poziom musi być, prawda? No, ale już nie przeze mnie. Niewdzięczna to robota, eliminować błędy w artykułach.

      • heretico
        7 października 2010 at 13:03

        drogi Emilu, nie ma się co, za przeproszeniem, fochać. rzecz w tym, że każdy autor musi sobie uświadomić, iż słaby tekst pod kątem stylistycznym/ortograficznym ma być poprawiony, z jednego prostego powodu – nie publikuje się na Fajkanecie pod swoim szyldem, a pod szyldem tegoż portalu.
        a Fajka.net.pl ma być jakościowo brylantem – stąd ingerencja. nie zmieniamy wszakże sensu i tekstu, korygujemy go.
        jeśli komuś nie pasuje – nikt nikogo pod pistoletem tu nie trzyma.
        rozumiem egocentryczną miłość do własnego tekstu, ale przy okazji ten tekst ma mieć poziom. jeśli nie ma – pojawiają się „krwinki” (takie jak w „Było sobie życie”) i momentalnie naprawiają sytuację.

        • Rheged
          7 października 2010 at 13:19

          To trochę inaczej, Jarku, choć w ogólności masz rację. Po prostu dziwi i przeraża mnie praktyka wykłócania się o tekst publicznie. Każdy autor ma prawo polemizować z redaktorem, ba! Może nawet się kłócić. Ale po cichu, w cieniu, na stronie. Inaczej – pokazuje własne błędy całemu światu, zamiast tej jednej osobie, która jest po jego stronie i nazywa się redaktorem.

          Redaktor jest jak nadgorliwa babcia klozetowa – wpuści do przybytku, pogada o pogodzie, poda narzędzie do czyszczenia, a później i tak posprząta po kliencie. Nie oczekuje przy tym poklasku, wystarczy, aby ktoś nie nabrudził, bo mu się czyszczenie nie podoba.

          Można się dogadać z redaktorem, trzeba tylko chcieć. Tutaj każdy może opublikować cokolwiek, ale na litość – to nie forum! To ma nieco inną formę, o którą trzeba dbać. Nikomu to nie szkodzi, nikomu nie ujmuje.

          Jeśli ktoś nie wie, kto się zajmował jego tekstem, niech wejdzie w kokpit, we wpisy, znajdzie swój tekst i na dole edycji, po zrollowaniu strony na dół, jest nick redaktora. Wystarczy się skontaktować, zapytać, czemu tak, a nie inaczej oraz czy nie można by po mojemu tu i tu. A tak trzeba czyszcić po kliencie, gdy wszyscy patrzą. Jak ma się czuć taka babcia klozetowa?

      • Jurek
        Jurek
        7 października 2010 at 19:30

        mea culpa za nie przeczytanie manuala – myślałem, że publikując go prywatnie da mi to możliwość zmian (nie sądziłem, że o 4 w nocy ktoś tu będzie :)). W moim komentarzu nie chciałem nikogo urazić – zauważ, że nie jestem pewien, który administrator dodał go, a Twoją PM przeczytałem już jak komentarz był.

        Publicznie obsmarowałem, to i publicznie powiem: przepraszam!

        PS: Twoja edycja moich zdań bardzo mi się podoba!

        • Rheged
          7 października 2010 at 19:41

          Jurku, nie wiem, czy prywatne wiadomości działają. Jakiś błąd mi wyskakuje.

          Przepraszam za uniesienie się. Oczywiście, że autor zawsze ma wgląd do własnego tekstu. Można poprawiać nawet, jeśli jest już opublikowany. Trzeba tylko zaznaczyć w komentarzu, że była edycja, o ile była istotna (literówek nie trzeba zgłaszać, można od razu poprawić).

          Także rąsia na zgodę. Shake it and smoke the pipe.

          • Alan
            Alan
            7 października 2010 at 19:44

            PM działają, tylko nie należy klikac „odpisz” jeno „Nowa PM” i wybrać adresata z listy. Czyli w sumie działa, ale nie do końca tak jak powinno.

  4. yopas
    yopas
    7 października 2010 at 09:00

    Mam nadzieję, że Irlandia straciła mniej reputacji niż Peterson w ostatnich trzydziestu latach ;+)

    Choć Irlandczyk ćmiący współczesny Clan jest… znakiem czasów? przykładem przyzwyczajenia?

    • Jurek
      Jurek
      7 października 2010 at 09:17

      Biorąc pod uwagę kryzys ekonomiczny i sposób w jaki z niego wychodzi Irlandia – to trzeba przyznać, że daje radę… no ale z drugiej strony jest głośna afera pedofilii w Kościele Katolickim. Uogólniając reputacja Irlandii oscyluje na poziomie średniawki :).

    • Jurek
      Jurek
      7 października 2010 at 09:24

      a jeżeli chodzi o Clan – aspekt ekonomiczny. Clan jest jednym z najtańszych tytoni w Irlandii. Trzeba przyznać, kiedy kryzys rozszalał się na dobre w Irlandii co poniektórzy Irlandczycy faktycznie zacisnęli pasa. Moja znajoma zauważyła, że coraz to lepsze samochody parkują przed Lidl’em (przed kryzysem mały procent ludzi kupował w Lidl’u – reszta uważała to za wstydliwe i były to sklepy dla ludzi biednych i dla imigrantów), coraz więcej Irlandczyków przekonuje się, że nie ma co zadzierać nosa.

  5. sat666sat
    sat666sat
    7 października 2010 at 13:21

    Irlandzkie piwko Guinness jest z tego co wiem ulubionym piwkiem Kirka Hammetta z Metalliki. Clan tytex całkiem milutki, a Petersony – bez komentarza))))))))

  6. ola
    26 lutego 2013 at 19:13

    Fajnie że kogoś to interesuje :-)

Skomentuj heretico Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*