Fajka po staropolsku

14 listopada 2016
By

Kiedy u nas w Polsce zaczęto używać tytuniu i tabaki nie jest rzeczą wiadomą.
Tak pisał Tadeusz Czacki, historyk, jeden z twórców Konstytucji 3 maja. Zresztą słusznie. Pierwszą datą związaną z tytoniem na ziemiach polskich miał być według tego samego autora 1590 rok, kiedy to starosta drohobycki Paweł Uchański przesłał królowej Annie Jagiellonce nasiona interesującej nas rośliny. Od XVII wieku tytoń zdobywał coraz liczniejszych amatorów, a wśród nich nie brakowało też palących fajkę.

tytun

(Rycina z książki Jerzego Szlichtynga: Nauka, jako o dobrym także o złym używaniu Proszku Tabakowego: przytym Żart piękny o Tabace dymney, 1650)

Zwyczaj palenia tytoniu przywędrował do nas z dwóch kierunków. Po pierwsze z Holandii, drogą morską przez Gdańsk, a z drugiej strony z sąsiednich krajów niemieckich. Rozpropagowany przez marynarzy, wojskowych i rzemieślników tytoń nie spotkał się początkowo z dobrym przyjęciem wśród warstw wyższych. „Smrodliwe ziele” jak pisał o tej roślinie choćby poeta Jan Andrzej Morsztyn, służyło czasami biedocie po prostu jako środek zastępujący lichy posiłek.

Podróżujący po Polsce w latach 1670—1672 Ulryk Werdum twierdził, że jeszcze wówczas zwyczaj palenia tytoniu w fajce nie był zbyt powszechny i dotyczył tylko wojska. Opinia chyba ta była jednak przesadzona. Zdaniem innego cudzoziemca Bernarda O’Connora, szlachta tytoń paliła i to w formie fajki wodnej. Nie dziwi to, jak tłumaczy badacz zagadnienia Andrzej Dziubiński, gdy przypomnimy sobie o orientalizacji gustów sarmackich w XVII wieku.

W XVII wieku nie tylko Rzeczpospolita toczy wojny z Turcją, ale i czerpie z jej kultury. Do połowy tegoż stulecia piszący o tytoniu autorzy znają tylko słowo „tabaka”. Później do słownika miłośników fajki wchodzi słowo „tytuń” w wersji spolszczonej, pochodzące od tureckiego tütün. Z języka tureckiego wówczas pojawiają się zapożyczone słowa, dobrze znane fajczarzom: kapciuch, cybuch i lulka (lüle). Importowano z Turcji nie tylko słowa, ale i sam „tytuń”, który od połowy XVII stulecia stał się konkurencją dla tytoniu sprowadzanego z Zachodu.

Im bliżej XVIII wieku, tym fajka torowała sobie drogę ku wyższym warstwom społeczeństwa. Najbardziej znanym wielbicielem fajki był król Jan III Sobieski, który lulkę kurzył zawsze po obiedzie, czego nie omieszkał uczynić w Wiedniu po zwycięstwie nad Turkami. Wiedeńska fajka Sobieskiego przeszła zresztą do historii. Opowiadano, że kiedy Lew Lechistanu bawił na przyjęciu u hr. Starhemberga, został odciągnięty od palenia rytualnej fajki przez fałszywą, jak się później okazało, pogłoskę jakoby Turcy ponownie atakowali Wiedeń. Gdy wrócił by wypalić ową fajkę, podającemu ją Starhembergowi rzekł:

Zdobyłem w obozie Kara Mustafy fajkę dużą, a ponieważ Turcy nie przychodzą jej odbierać, więc zechciej pan przyjąć moją na pamiątkę tej gościnności, z jaką mię podejmowałeś.

Fajka ta z rąk jednego „wielkiego człowieka” trafiła do innego. W 1809 roku podczas wojny francusko-austriackiej generał Nicholas Charles Oudinot otrzymał od Wiedeńczyków m.in. dawną fajkę Sobieskiego. Epilog tej historii stanowiła ekspozycja w oddziale „Exposition militaire retrospective” podczas powszechnej wystawy światowej 1900 roku w Paryżu. Pośród takich przedmiotów jak kapelusz Napoleona I, znalazło się miejsce i dla pamiątek polskich: szabli Tadeusza Kościuszki i fajki Sobieskiego-Oudinota.
giovanni_iii_sobieski
W XVIII wieku fajka jeszcze zyskała na popularności. Jeden z badaczy obyczajów pisał:
Zaczynają się więc długie posiedzenia z fajką przy kominku, wpatrywanie się w ulotny dym tytoniu, w przelotne wspomnienia czy projekty. Fajka staje się czemś bliskiem, przyjacielskiem (…).

Palili rywalizujący ze sobą o tron August III i Stanisław Leszczyński. Trzeba powiedzieć, że namiętność do palenia nie stworzyła jednak wybitnych polityków, a szkoda bo jak opowiadano o Wettynie: tytuń palił mocno i wzorem Sobieskiego szczególnie po obiedzie. Leszczyński z kolei był podobno w stanie wypalić na jednym posiedzeniu 30 fajek. Fajka zresztą wpędziła go do grobu. 5 lutego 1766 roku kiedy podpalał fajkę, iskra z kominka, przy którym odpoczywał, wpadła na jego szlafrok i chociaż Leszczyński się nie spalił, zmarł nieco ponad dwa tygodnie później z powodu ciężkich poparzeń. Krążyły opowieści, że z fajką w ustach. Jakie palili fajki królowie nie wiemy, ale można się domyślać opierając się na badaniach Jana Stanisława Bystronia, iż w obyczaju palenia tkwiła pewna dwoistość:

Z jednej strony ludność biedniejsza paliła fajki zrobione z tańszych materiałów o krótszych cybuchach (co przetrwało na wsi chyba jeszcze do początków XX wieku), o tyle szlachta i magnateria gustowały w cybuchach długich, zdaje się takich, co do których czerpano wzory z Turcji. Długie cybuchy wymagały pomocy specjalnie do tego rodzaju przeznaczonych służących i oczywiście szczegółu równie istotnego: czasu. W sytuacjach kiedy tego ostatniego brakowało, na przełomie XVIII i XIX wieku taki słynny palacz jak ks. Józef Poniatowski używał krótkiej fajki dającej łatwo się obsługiwać na polu bitwy. Miał przecież z taką „fajeczką” prowadzić polskie wojska do zwycięstwa pod Raszynem w 1809 roku.

III rozbiór Polski zakończył byt naszej państwowości, szczęśliwie nie wpłynął jednak na fajczarskie zamiłowania mieszkańców ziem polskich. W XIX wieku palił zarówno lud (m.in. Kurpie i Górale), jak i elity. Wśród tych ostatnich był m.in. Adam Mickiewicz, o którym jeden z pamiętnikarzy wspominał, że w chwilach smutku oddawał się grze w szachy, kiedy to grał paląc fajkę na wielkim cybuchu, do której trzeba mu było ciągle ognia dostarczać, bo w zamyśleniu ciągle go wielkim palcem zadławiał i dziwił się, że ogień zgasł.
Ale to już inna historia.

W ciągu XVII i XVIII wieku obyczaj palenia fajki zdobywał kolejnych zwolenników. Nikt może lepiej niż Leopold Lafontaine, lekarz ostatniego króla Polski Stanisława Augusta Poniatowskiego, nie ujął tego czym dla człowieka przełomu XVIII i XIX wieku była fajka:
Lulka toż samo jest dla mężczyzn, co wachlarz dla dam.

Na pytanie co dziś rzadsze: wachlarze czy lulki, autor powyższego tekstu nie odważy się udzielić odpowiedzi…

Tags: , , , ,

6 Responses to Fajka po staropolsku

  1. Janusz J.
    Janusz J.
    15 listopada 2016 at 01:11

    Dziękuję za przyjemną lekturę.

  2. DziadekMroz
    15 listopada 2016 at 10:02

    To co pod poprzednim artykułem czekam na więcej.

  3. szydlo
    15 listopada 2016 at 15:14

    Bardzo przyjemny tekst. Tez czekam na więcej. Dzięki

  4. jony
    17 listopada 2016 at 07:50

    Moim skromnym zdaniem nie bez znaczenia dla wzrostu popularności palenia fajki w Polsce, były też kontakty nie tylko przyjacielskie z kozakami, którzy to nagminnie popalali fajki. Prof. Serczyk bardzo dokładnie opisał to w swojej książce „Na dalekiej Ukrainie – dzieje kozaczyzny do 1648 roku”

  5. Marek Mr❂
    Marek Mr❂
    26 listopada 2016 at 08:05

    Świetny artykuł.

  6. Tumek6600
    11 grudnia 2016 at 15:00

    Ja chciałem się podzielić moim przepisem na wspomnianą przez autora artykułu tabakę. Niestety większość gotowych tabak dostępnych w Polsce jest beznadziejna, zawierają skoncentrowaną miętę, syntetyczne olejki zapachowe i smakowe oraz inne świństwa, od których po zażyciu aż boli mózg, tak gryzie w nosie, zatokach i gardle, że aż człowiek zalewa się łzami w reakcji obronnej organizmu. Takie reakcje nigdy nie powinny mieć miejsca przy zażywaniu tabaki, więc od dawna robię ją samemu. Tabakę robię z cygar, najczęściej z tanich kubańskich sprzedawanych po trzy albo pięć sztuk w opakowaniu:

    http://www.skleptytoniowy.pl/cygara-i-cygaretki/cygaro-guantanamera-decimos-5.html

    Są bardzo dobre i relatywnie tanie. Najpierw kruszę cygara w palcach, po czym mielę w młynku do kawy na proszek i gotowe. Tabaka smakuje wyśmienicie i nie zawiera żadnych chemikaliów podrażniających śluzówkę dróg oddechowych. Rarytas!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*