Westmorland Mixture

22 kwietnia 2010
By

Takie trochę brakujące ogniwo… Tytoń pomiędzy mieszanką angielską a lekkim aromatem. Coś dla tych, którzy chcieliby spróbować czegoś innego od wonnych duńczyków, ale pełnej latakii się wciąż obawiają.


Skład – jak na S. Gawitha – eksperymentalny, wręcz szalony modern. Cavendish, Black Cavendish, Virginia, Latakia… Brązowy Cavendish, to zapewne – jak zawsze u tego wytwórcy – drugi raz sfermentowana virginia znakomitej jakości. Wydaje się, że niespecjalnie docukrzana. Czarny – jak podpowiadają znawcy smaku, a ja się z nimi zgadzam – to zapewne „amerykański orient”, czyli dobry burley z Kentucky z jakimś delikatnym syropem i przefermentowany pod prasą aż do pełnego zaczernienia.

Bardzo dobra, jasna virginia oraz – jak zapewniają cumbryjczycy – cypryjska latakia. Tej ostatniej niewiele, dla nadania akcentu. Tak aby nie przestraszyć ani miłośnika aromatów, ani otoczenia. Zaskakuje jednak także gdzieś daleko w tle wyrazisty smak orientalny, wyraźnie nie latakiowy – ale nie ma go w składzie, stąd to podejrzenie o obecność tytoniu Kentucky, który przez wielu nazywany jest „amerykańskim tureckim”.

Generalnie – mieszanka angielska dla tych, którzy lubią amerykański styl blendowania… Albo „amerykaniec” dla miłośnków „angoli”.

Tytoń cięty na piękne, długie wstążki. Wygląda pięknie – virginiowe ciemne żółcienie, jasne brązy cavendisha, po niemal czarne akcenty drugiej fermentacji. Zapach z puszki urzekający – ale szalenie naturalny. Jak podsychająca w upale bujna łąka. Skojarzyło mi się bardzo wędkarsko – takie łąki spotyka się na Mazurach, na wzniesieniach nad jeziorami. Nostrzyk, kozieradka, arcydzięgiel… Pachnie jak najznakomitsze mieszanki zanętowe do połowu białej ryby… Jak stóg siana z przebogatych biebrzańskich łąk.

Przy pierwszych otwarciach bardzo wilgotny, wymaga zdecydowanego podsuszenia

W ciągu ostatnich dni spaliłem niemal cała puszkę, w dość niesprzyjających warunkach. Po toaletach, piwnicach i strychach. Miewałem jednak czas, by się weń smakować.

Jeśli chodzi o moc – dość łagodny średniak. Tzw. obudowy raczej się nie wyczuwa, w każdym razie nie ma mowy – moim zdaniem – o wychwytywaniu odrębnych smaków. Żadnych sztucznych aromatów. Daleki, bardzo delikatny smaczek latakii. Wspomniana wyżej, trudna do określenia, umiarkowana słodycz orientu. I słodycze znakomitej virginii z charakterystycznymi „kwaskami”. Nie gryzie w język, czyli nie trzeba go palić z wytężoną uwagą i powagą.

Po zachwycie zapachem z puszki, smak palonej mieszanki nieco rozczarowuje. Smak jest dobrze zbalansowany, rzetelny, ale niespecjalnie wyrazisty. Taki pośredni, ani nie aromatyczny, ani nie latakiowy, ani nawet nie angielski. Z pewnością wart spróbowania.

Na pewno też daje się palić w niezbyt sprzyjających warunkach. Kawendiszowanie pozbawia tytoń znacznej ilości „ostrych” substancji wgryzających się w śluzówkę podczas zbyt szybkiego palenia. Tytoń jest więc „bezpieczniejszy” dla tych, który palą mniej ostrożnie. I podczas pracy, na spacerach, na balkonie, na towarzyskiej imprezie.

Odbierany jest obojętnie przez otoczenie, a z aplauzem przez domowników prześladowanych „pełnymi” latakiami. Brakujące ogniwo – udało mi się to określenie.

SG WM w Fajkowie…

Tags: , , , , , , , ,

15 Responses to Westmorland Mixture

  1. heretico
    heretico
    23 kwietnia 2010 at 09:07

    po przeczytaniu powyższej recenzji zdecydowałem się na zakup w Fajkowie. zapewne w poniedziałek ten tytoń do mnie dotrze.
    jeśli mi nie podpasuje, to będzie Twoja wina, Kolego Jalens ;)

    a na poważnie – jakby Koledzy, doświadczeni z oboma markami, porównali SG WM ze Sweet Killarney ?

  2. 23 kwietnia 2010 at 09:34

    Nie do porównania. Ale spróbuję.
    SK to, w mojej opinii, niezdecydowany aromat z gorszych gatunkowo składników. Różnica klasy. Efektem jest bardzo wyczuwalna „obudowa” – także nie najwyższych lotów. Mydłkowaty. Osobiście nie kupię już kolejnej puszki. Znam o wiele smaczniejsze aromaty, nawet wśród teutońskich duńczyków.
    WM jest też niezdecydowany – ale wolę niezdecydowaną mieszankę paraangielską z odrobinką latakii i „kentuckiem” podrabiającym orienty… Nie da się również ukryć, że blenderzy od Gawitha sięgają po „wyższe” gatunki tytoniu.
    Smaki? Westmorland – w miarę naturalny, nieprzesadnie słodki, z drobiną „dzikawości”. Killarney – sztuczny, dosładzany, kremowy jak beza, czyli piana z białek plus cukier.
    Co do mojej winy – napisz, jakie masz oczekiwania, decydując się ma WM… Jeśli w swoich poszukiwaniach prosisz o porównanie mieszanek nieporównywalnych, to możesz być rozczarowany obiema.

    • heretico
      heretico
      23 kwietnia 2010 at 09:51

      posiadam SK w swoim arsenale. palę go dosyć często i to właśnie w momentach kiedy czuję ochotę na taki krem. nie czuję słodkości aż tak bardzo, natomiast preludium do np. SG BF – muskanie smakiem.

      SG WM przez Ciebie opisany wpisuje się w to, na co teraz mam ochotę, a posiadam raptem jedną puszkę liścia o takich właściwościach – taki trochę MacBaren Vintage Syrian właśnie – ładnie się pali, popiecze, nawet poczuje się w głowie. jestem zwolennikiem średnich mocą tytoni, więc mocniejszych tytonie nie znajduję. nie neguję, bynajmniej, ale w trakcie swej lekko ponad półrocznej przygody z fajką staram się stawiać kroki stopniowo, przynajmniej jeśli chodzi o moc.

      owszem, popełniam błędy (Borkum Riff np.), ale na tych się ma człowiek uczyć. zaczynałem od lekkich sztucznawych aromatów, przez średniego MacBarena czy SG ChF. czas na „zabójców” nadejdzie.

      kończąc – SK jest dla mnie w sam raz gdy potrzebuję popalić bez doznań zaburzających błędnik. przynajmniej mój. SG WM ma być kolejnym etapem ku mocniejszym tytoniom. na razie żaden produkt SG mnie nie zawiódł – czy to tytoń fajkowy, czy tabaka.

      wdzięczny Ci jestem bardzo za tak plastyczne recenzje. jeszcze trochę i może sam się szarpnę za jakieś piśmiennictwo.

  3. admin
    23 kwietnia 2010 at 10:33

    Powiem Ci, jak o. Sergiusz Bulhakov pytany o istotę prawosławia: „przyjdź do cerkwi i popatrz”.
    WM nie jest mocny.
    jalens

    • heretico
      heretico
      23 kwietnia 2010 at 10:46

      tym lepiej ;) częściej będzie palony :)
      nie omieszkam przy tym zapytać – a co jest mocne ? co tak klepie w mazak, że człowiek ma dość po jednym dymku ?

        • Alan
          Alan
          23 kwietnia 2010 at 11:31

          To było chyba przy SG Black XX. Po tym „nowym punkcie w skali” koniecznie muszę go spróbować :D

        • yopas
          23 kwietnia 2010 at 13:19

          Nie paliłem Black Twista, ani żadnego innego twista, paliłem za to wspominany w podlinkowanej dyskusji Three Nuns, niestety we współczesnej wersji angolskiej, czyli ready rubbed. I powiem tak, że nie wydał mi się specjalnie mocny (słaby nie jest, to fakt!), ale również nie wydał mi się specjalnie smaczny. Wytrawny jakiś taki.

          • jalens
            23 kwietnia 2010 at 13:42

            Mam na stałe w piwniczce petersonowskie Irish Flake oraz 3p oraz od SG wspomniany Black XX oraz Brown No 4. Nie otworzyłem jeszcze SG 1792 Flake, ale po relacjach znajomych także spodziewam się kopniaka.

            Wszystkie tytonie palę w maleńkich gruszkach lub „domieszywam” do Va No 1.

            Można się „najarać”

  4. Smoker
    23 kwietnia 2010 at 12:54

    Zgadzam się w całej pełni z tym co napisał jalens. Jest to interesujący tytoń, zawierający jednak w sobie coś z tajemniczości i zmienności. Niczym kobieta – rzec by można. Ale ma swoje zalety m.in.: rzeczywiście moc umiarkowaną, ale pełną. Ja w miarę jego wielokrotnego palenia – bowiem lubię tę mieszankę – odczuwam przyjemność smaków i niekiedy nawet świeżość. Mozna go palić niemal w każdych warunkach, choć domowe zacisze sprzyja wydobyciu z owego SG WM pełni smaków.
    I tu zacytuję Tuwima, który przed wojną tak odpisał A.Słonimskiemu, który spodziewał się ostrej riposty:

    Próżnoś repliki się spodziewał
    Nie dam ci prztyczka ani klapsa.
    Nie powiem nawet pies cię jebał,
    bo to mezalians byłby dla psa.

    Tak ja właśnie traktuję ten tekst o SG WM. Dzięki za recenzję i BRAWO !

    Pozdrowienia :D

    • 23 kwietnia 2010 at 13:07

      Cóż, znam tę anegdotę. I wiem, że Słonimski nie czuł się specjalnie pochwalony i długo potem nie podawał ręki Tuwimowi w „Kameralnej”.

  5. Smoker
    23 kwietnia 2010 at 13:11

    Może kwestia mojej interpretacji nie jest zbyt wyraźna, ale ten tekst-fraszkę Tuwima dedykuje tym, którzy zechcą „potępić” ten tytoń. Broń Boże nie miałem zamiaru urazić Ciebie JALENSIE. Chylę czoło przed twoją wiedzą i ściskam przyjacielsko dłoń. :D

    • jalens
      23 kwietnia 2010 at 13:43

      Jak się wykuruję, zapraszam do „Kameralnej”. Choć to już nie to samo.

      • Smoker
        23 kwietnia 2010 at 13:52

        Dziękuję za zaproszenie, przy okazji pobytu w Krakowie dam znać. Chętnie wychylę z Tobą imienniku małe „co nieco” wraz z dymkiem SG WM. ŻYCZĘ ZDRÓWKA – bowiem tego nigdy za wiele. :D

  6. yopas
    26 lipca 2010 at 11:26

    Dzięki uprzejmości heretico spróbowałem i ja tego tytoniu. Podobało mi się. Niestety nie paliłem dla samego palenia – łowiłem w towarzystwie, stąd nie zamierzam jeszcze napisać recenzji w dziale jednopróbkowym. Wiem już natomiast, że nie jest to tytoń smakowo złozonościowy. Mnie urzekło w nim coś innego, dla mnie jest on niesłychanie fajnie, okrągło zestawiony. Czułem fajną słodką słodkość i latakię w głębokim tle. Dla mnie ten tytoń jest czymś co nazwałbym angielskim modernem scented. Kupię sobie puszkę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*