SG Perfection

16 marca 2010
By

W życiu każdego fajczarza prędzej czy później nadchodzi moment, w którym chciałby bliżej zapoznać się z Latakią – moim zdaniem nie na wyrost nazywaną Królową Tytoni. Jest to odmiana tytoniu na tyle specyficzna, że nie da rady traktować jej obojętnie. Kochaj, albo rzuć.

Dlatego (szczególnie dla neofitów) dość ważne jest, aby pierwsze spotkanie z Jej Wysokością nie skończyło się egzekucją fajczarza. Opisywany poniżej tytoń ze stajni Samuela Gawitha o dumnej nazwie Perfection jest, moim zdaniem, najlepszym wyborem, coby wiadomo było „o co się rozchodzi”.

Sama nazwa blendu zakrawa niemal o narcyzm, co zresztą przykuwa uwagę palacza i ten zaczyna się zastanawiać, cóż to za wynalazek. A co on zawiera? Ano sporo jasnej i ciemnej Virginii, co nieco Tureckiego, no i oczywiście Latakię. Tej jednak nie nazbyt wiele (gdzieś czytałem o około 8%), ale wystarczająco dużo, aby fajczarz mógł jej posmakować. Całość przyozdobiono odrobinką wanilii, choć to dodatek co najwyżej symboliczny.

Lżejsi o pewną sumkę, ale pełni dociekliwości, otwieramy puchę. W środku wita nas mocno sprasowany tytoń. Tak mocno, że nawet papier okrywający jest w niego wbity. Ale to nic! Zapach! Toż to poezja! Górski, prastary, zamglony, zroszony las o poranku. Tajemniczy. O tak, tajemniczy to dobre słowo. Tak powinien pachnieć tytoń palony przez mnichów z „wiszących klasztorów” w greckich Meteorach. Gdyby tylko mogli palić…

Perfection przygotowany jest w formie miksturki. Wilgotność optymalna, choć pięciominutowe podsuszenie nie zaszkodzi. A suszy się bardzo szybko. Nabijanie również nie sprawia problemów – tytoń niemal samodzielnie układa się spiralnie.

No to odpalamy. Już przy pierwszych pyknięciach czuć wyraźną słodycz Virginii i Orientali. I Latakię! Przepyszny smaczek – charakterny, wyrazisty, wędzony. Niektórzy fajczarze przypisywali tej mieszance obecność Perique, a to za sprawą lekkiego, acz przyjemnego drapania w gardełko. Ale potwierdzenia tej tezy nigdzie nie znaleziono, a w trakcie palenia efekt stopniowo zanika, by pod koniec znowu o sobie przypomnieć.

Pali się powoooooli. Powoli i chłooooodno. No i z tym właśnie może być problem – dym jest tak chłodny, że fajczarz co chwilę bierze zapałki w rękę, bo myśli, że zgasło. Ale nie. Dym jest leciuteńki, mozolnie unosi się srebrzysto – błękitnym kolorem z komina fajki. Nic nie gaśnie. A i kondensatu niewiele. Naprawdę ciężko wybić ten tytoń z toru. Ale zresztą – po co? Wrażeń dostarcza nam naprawdę sporo. Choćby wspomniana szczypta wanilii – chwilka koncentracji, trochę cichego mlaskania i można wyczuć lekko mydlane smaczki, czasem nieco kwaskowate. A to wszystko w towarzystwie słodkich Orientali i przepysznej, chłodzącej Latakii.

Perfection pali się do samego końca. Nie ma mowy o żadnym wydłubywaniu „korka” z dna komina. Sam popiół. A i majstrować podczas palenia nie trzeba. Tytoń jest wręcz bezobsługowy.

Room note jest zadowalający. Jak wszyscy wiemy, Latakia nie jest zbyt tolerowanym przez otoczenie tytoniem. Myślę jednak, że Perfection może być wyjątkiem od reguły. Jest nienachalny, tworzy bardzo przyjemną aurę, niemal mistyczną. Jakby zapalić go w barze, raczej nikt by nie pogonił (chyba, że niepalący). To kolejny dobry argument przemawiający za tym, że ta mieszanka jest dobra na początek – wraz z fajczarzem, z Latakią oswaja się również otoczenie.

Podsumowując: marka zobowiązuje, a nazwa tym bardziej. I Perfection świetnie się wywiązał z tego wszystkiego. Dlaczego jest perfekcyjny? Bo jest stabilny (nie wymaga ciągłej uwagi palacza), darzy otoczenie pięknym zapachem, no i nie pozostawia złudzeń co do Latakii. Co więcej – nigdy się nie nudzi. Obojętnie, czy pali się go na okrągło, czy tylko co jakiś czas. Zawsze sięga się po niego z takim samym entuzjazmem, nawet jeśli jakaś inna mieszanka posmakuje nam bardziej. Mi osobiście towarzyszy od pierwszego palenia (a był to mój pierwszy kontakt z La czyniący ze mnie wręcz wyznawcę Królowej) i nie zamierza się znudzić. A wypaliłem go łącznie niemal ćwierć kilo.

Polecam go do churchwardenów – smak rozkłada się niemal na czynniki pierwsze i łatwiej wychwycić niuanse. I ten lodowaty dym…

Tags: , , , , ,

18 Responses to SG Perfection

  1. 16 marca 2010 at 22:12

    Patrz, a ja go jeszcze nie próbowałem. Trzeba będzie, choć, jak mi się zdaje, wybrałem już „swoje latakie”.

    • Alan
      Alan
      16 marca 2010 at 22:14

      Masz rację – tylko Ci się zdaje ;)

  2. yopas
    17 marca 2010 at 08:35

    A mnie odstręcza ten waniliowy topping. Może gdybym spróbował, powiedziałbym nie taki diabeł straszny… a tak, przesuwam sobie o kolejną pozycję na liście do spróbowania… czekam na to Synjeco w Polsce, czekam na GLP.

    • 17 marca 2010 at 08:58

      No tak, już wiem, co mnie odstraszyło podczas układania listy mustryjowej… Ta wanilia. Niestety, od 30 lat mam psychiatryczne uczulenie na wanilię. To były czasy wielkiej biedy rynkowej – czy uwierzycie, że były okresy, kiedy nie było tradycyjnych win studenckich, czyli mamrotek? Zamiast tego ludowa ojczyzna dawała nam „kordiały” – waniliowy i rumowy, czyli 12 proc. roztwór alkoholu etylowego z olejkiem do ciast w rzeczonych smakach. W bliskości UW był tylko napój waniliowy, który spożywali na trawniku za Pałacem Kazimierzowskim przyszli prawnicy, pedagodzy oraz poloniści. Ale od tamtych czasów termin wanilia wyparty został poza nawias mojej świadomości. Tytoń z zawartością tego smaku odrzucany jest przeze mnie podświadomie.

      Moim zdaniem, NZS na Uniwersytecie Warszawskim powstał przez Kordiał Waniliowy. Cała ta polityka, wolnościowe marzenia, piosenki Kaczmarskiego i Kleifa, miały drugorzędne znaczenie.

  3. Rheged
    17 marca 2010 at 11:08

    Tej wanilii nie czuć ani trochę. To raczej typowa pierdoła reklamowa. Orientali też nie wyczuwam, ani w postaci kwasków, ani słodkości. To dla mnie dość ordynarna latakia, na pewno nie zasługuje na nazwę Perfection.

    Jest płaska w smaku, niezbyt sycąca. Najlepsza z tego tytoniu jest virginia, dlatego, żeby cokolwiek mi smakował ten tytoń, odpalałem i pozwalałem zgasnąć, by potem odpalić znowu. Wtedy słodycz virginii była bardziej oczywista. Inaczej nie warto byłoby tego w ogóle palić.

    Najgorsza latakia jaką paliłem.

    • Alan
      Alan
      17 marca 2010 at 12:38

      Ordynarna latakia? To by do commonwealtha pasowało ;) Tyle że w pozytywnym znaczeniu.
      Co do wanilii – to nie jest ona nawet na ostatnim planie. Co najwyżej pod sceną, gdzie można zajrzeć. Ona zdaje się nadaje nieco mydełkowaty charakter mieszance. No ale gusta… ;)

  4. yopas
    17 marca 2010 at 14:00

    Ano, ano, szczególnie, że za dużo jest czynników wpływających na smak dnia, by od razu cokolwiek przekreślać… choć tak swoją drogą (ona musi za krótka jest i dlatego) pierwszy raz zamówiłem sobie po raz drugi ten sam tytoń…

  5. TomaszG
    12 sierpnia 2010 at 21:20

    Skończyłem…. no może zmęczyłem połowę puszki, reszty nie dam rady. Próbowałem tak, siak i owak. W nowej fajce, w gruszy,starej fajeczce do latakii i … i nic. Za mdłe to to, nijakie, z kawą, bez kawy, z drinkiem i bez, z piwem jasnym i ciemnym… Niestety drugiej puszki nie zakupię. Dopiero teraz przeczytałem co napisał Keilwerth – mydlany aromat – to oddaje moje odczucia z prób delektowania się dymem przez nozdrza. Brakuje mi tu wyraźnego kopa w kubki smakowe jak w S.G. 1792.

    • Alan
      Alan
      12 sierpnia 2010 at 21:23

      Owszem, jest to nieco mydlana mieszanka – to pewnie przez tę wanilię. A jak chcesz kopa w kubki smakowe, chwytaj się Commonwealtha – niedługo i jego zrecenzuję.

      • TomaszG
        12 sierpnia 2010 at 21:36

        Nie omieszkam. Puszka leży, fajka na dniach ma do niej dojechać.

  6. Krzysztof
    Krzysztof
    8 lipca 2013 at 13:54

    Tytoń pachnie pięknie, wilgoć idealna więc nabijamy. Naczytałem się o tej vanilii oczywiście z niepokojem, no ale jeżeli ona tam jest to chyba w ilościach homeopatycznych i cały pic polega na tym że się komponuje idealnie. Jest tam wiele smaków, w odczuciu podczas palenia rozpiętość smakowa olbrzymia, to prawdziwy przyjaciel który nigdy nie zawiedzie. Postanowiłem zbadać wszystkie SG zostały mi tylko 8 czy 9 .

  7. Pastor
    Pastor
    4 października 2013 at 15:35

    Ja nie wiem, co za jakaś mania. Już któryś raz trafiam na opinię, że jest to idealny tytoń na „pierwszy raz” z latakią. No, kompletnie nie! Od razu przypomina mi się mój pierwszy tytoń – Tilbury Full Aroma. Z reguły te „pierwsze razy”, to jakieś kompletne niewypały. A Perfection, to jest tytoń dla rozeznanych w latakii, nie chcę pisać „dla smakoszy”, bo to przesada… Ja zaczynałem od Squadron Leadera i już nie puścił :) I to jest dobry wybór na pierwszą LA.

    • KrzysT
      KrzysT
      4 października 2013 at 15:54

      Pastor, ale „nie”, ponieważ? Za dużo latakii, za mało, nie tak podana? Bo przyznam, że nie zrozumiałem twojego komentarza.

    • miro
      4 października 2013 at 16:28

      Możliwe, że chodzi o aromatyzację i względną łagodność latakiową. Pokutują tu dwa mity: po pierwsze, że waniliowa, karmelowa lub owocowa aromatyzacja jest dobra dla beginnerów (Perfection ma wanilię chyba), a po drugie, że Latakia jest niedobra na początek – więc mieszanki mające jej niewiele będą w porządku (ta konkretna ma ponoć „touch of La”).
      Nie wiem, czy Perfection jest dla obeznanych. Palił mi się kiedyś łatwo, smakował waniliowo – więc poszedł do kogoś, bo ja wanilii nie lubię.

    • Obzon
      Obzon
      6 października 2013 at 23:17

      Dla mnie Squadron i Perfection to są podobne tytonie. Tej wanilli prawie nie czuć. Porównanie z Tilbury raczej bardzo subiektywne :).

  8. Wuja
    6 października 2013 at 22:44

    Przypomnijmy sobie film Matrix. Scenę w której Morfeusz staje przed Neo i mówi, że otaczający świat to ułuda. W jednej ręce trzyma Alsbo, w drugiej SG Perfection. I to jest to – jakościowa różnica. Inicjacja, po której nic nie jest już takie samo…

    Witam wszystkich Fajkonetowców! Nazywam się Maciej, zbyt wiele nie potrafię, ale mam dobre chęci. Wrzucę zatem kilka słów o rzeczonym tytoniu, nie tylko dla tych, którzy funkcjonują w tym środowisku od dawna, ale również dla takich jak ja – początkujących, z gruszą na ramieniu, bez wrzośca, wiedzy i obycia.

    Perfection kupiłem zanim przeczytałem niniejszą recenzję. Chciałem spróbować czegoś więcej niż duński dym. Chciałem się przekonać czym jest boska La, o której tak wiele dobrego słyszałem. Otworzyłem puszkę i pomyślałem sobie – „to rzeczywiście pachnie jak stajnia”… Chwilę później poparzyłem sobie język. W dodatku cholerstwo ciągle gasło.

    Od tego czasu minęło dwa miesiące. Język już nie boli, bo nauczyłem się delikatnie (!) zażywać tego tytoniu. Natomiast problemy z utrzymaniem żaru pozostały. Pomijam w tym miejscu fakt ograniczonych umiejętności, choć Peterson Old Dublin pali się nieporównywalnie łatwiej.

    Trudno mi zdefiniować smak, ale jestem skłonny powiedzieć, że to jest on dymno-korzenny, z akcentem położonym na dym. Zresztą osoby postronne często mówią, że zapach Perfection kojarzy im się z kadzidłem. Mydło? Być może. Słodko? Ja tej słodyczy nie odczuwam, przynajmniej nie w takim stopniu jak w Alsbo. Jest to rzecz nie tyle słodka, co „niegorzka”. I jest to rzecz bardzo wyrazista. Posmak tytoniu czuć nawet kilka godzin po zakończeniu palenia. Jeśli miałbym przyrównywać Perfection do znanych mi win, to widziałbym podobieństwo do niedźwiedziej lub byczej krwi.

    Kolega Alan stwierdził, że jest to świetny tytoń na zapoznanie się z La. Moim zdaniem miał rację. I mówię to jako osoba, do której był adresowany jego tekst. Mówię to jako początkujący. Może za kilka tygodni, miesięcy, lat będę miał inny ogląd, ale na dzień dzisiejszy poleciłbym ten tytoń nowicjuszom. W szczególności tym lubiącym mocne smaki. Jak zwykle się rozgadałem.

  9. Mikael Candlekeep
    Mikael Candlekeep
    28 marca 2015 at 14:00

    Przed niedługą chwilą zawarłem znajomość z Perfection. I co? Hmmm…
    Jak dla mnie lekkie rozczarowanie. Od razu podkreślę – to nie jest zły tytoń. Jest dobry. Ale taka nazwa do czegoś jednak zobowiązuje. Tymczasem po wypaleniu fajki trudno mi się w jakiś szczególny sposób o Perfection wypowiedzieć. Ani w jedną, ani w drugą stronę. Dla mnie chyba troszkę za mało wyrazisty. Czuć latakię, a jakże, ale jednocześnie za mało tu jest tej gęstości, swoistej kremowości dymu. Cały czas czułem, że czegoś mi brakuje.
    W moim odczuciu jest też trochę za bardzo papierosowy. Wanilia? Jaka wanilia? Może wytrawni, doświadczeni fajczarze są w stanie wychwycić tę nutkę. Ja – nie bardzo. Dla mnie jest raczej ziemisto.
    Czy jest to dobry tytoń na pierwszy kontakt z latakią? Nie wiem. Chyba nie. Bo owszem, jest tu wyczuwalna, ale jednocześnie nie jest aż tak zachęcająca, żeby tęskniło się za kolejną sesją. A latakia przecież potrafi kusić i wołać o jeszcze. Oj, potrafi!

    • Zyrg
      Zyrg
      28 marca 2015 at 15:59

      Ja wanilii też tam nie wyniuchałem. Taki średniak.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*