Captain Black Regular – recenzja @zrg

2 września 2013
By

captain black regular

Tytoń dotarł do mnie w… no właśnie. Nie dotarł. Został brutalnie wydarty z przepastnej paszczy Wielkiej Pocztowej Wszetecznicy. Po tygodniu oczekiwań, podczas akcji ratunkowej, okazało się, że tzw. Urząd Pocztowy nie zaniósł listu ni awiza, bo nie miał wolnych zasobów ludzkich w postaci listonosza z pierdopędem. Po co o tym piszę? Ano po to, że nieco mi się próbka przewietrzyła na pocztowej półce. Z doświadczenie wiem, że przechowywanie aromatu w torebeczce strunowej może go nieco „odaromatyzować”, ale coś tam zostało. A więc do dzieła:

Wygląd:
Otrzymana próbka wygląda wypisz-wymaluj zupełnie jak 95% aromatów o podobnym składzie z jakimi miałem styczność. Wydaje się, że siły Światła (Va+Bu) stanowią mniej więcej połowę składu nie ustępując pola przed siłami Ciemności (BlCav). Nie widać żadnych orientali (chyba, że scavendishowane, ale nie sądzę) ani innych dodatków w postaci płatków, kwiatków, suszonych śliwek i małych kamyków. Virginie ładnie pocięte na wstążki, Burleye podobnie, Cavendish czasem w postaci niezidentyfikowanych „tworów” ale do fajki upakować się da. Całość dość wilgotna, dziarsko podlana kleistym syropkiem, ale nie aż tak jak Siedmiomorze (Va i Bu nadal wyglądają jak ususzony liść, a nie natłuszczony papier). Niemniej, próba zrolowania w palcach powoduje utoczenie „turlaka”. Na szczęście rozłożenie na talerzyku na 20-30 minut pozwala całkiem ładnie go podsuszyć.

Zapach:
Pachnie… No i znowu: podobnie do innych aromatów z linii „Cukierki, czekoladki, ciasteczka”. Dla swego prywatnego użytku sklasyfikowałem ten typ aromatyzacji jako Aromat dla Amerykanów. Czyli batonik/pralinka. Trochę miodu, trochę wanilii, trochę nugatu, troszkę kakao, jak się bardziej wwąchać, to kątem nosa da się złapać jakiś suszony owoc. Znowu nasuwa się analogia do 7 Seas Regular (choć tamten ma więcej czekolady w puszkowoni). Pachnie dość przyjemnie i nie za mocno, bez wyraźnie wybijającego się zapachowego przywódcy (może to być kwestia próbki).

Właściwości palne:
Pali się nie najgorzej. Po podsuszeniu można go spopielić w całości, nie korkuje fajki, z kondensatem nie ma jakichś większych problemów. Da się go spalić dość sucho nawet w gruszce. Potrafi się znienacka mocno rozbuchać, ale po odłożeniu na chwilę fajki wszystko wraca do normy. Co ciekawe, przegrzanie nie kończy frajdy z palenia, bo skubaniec po ostudzeniu wraca do formy i nie gorzknieje za bardzo. Potrafi nieco przykwasić, a przeciągnięty potrafi dać po pysku, ale na tle konkurencji wypada i tak całkiem nieźle. Dobrze się spisuje w większej, filtrowej fajce. W chwili szaleństwa zapaliłem go krótko po skończonej sesji z Dunhill LM w malutkiej, bezfiltrowej antraktówce i nie było to niestety przeżycie, które chciałbym kiedykolwiek powtórzyć. Choć nie przepadam za paleniem z filtrem, to, moim subiektywnym zdaniem, petersonowski „tłumik” dobrze mu zrobił niwelując to co złe. Końcówka bywa nieco drapiąca.

Smak:
Smakuje… (nie będę oryginalny :) ) podobnie do innych aromatów z linii „Cukierki, czekoladki, ciatseczka”. Podobnie nie znaczy źle. Jest kremowo, słodko (czasem potrafi wręcz „strzelić” skondensowaną słodyczą), raczej niezbyt tytoniowo. Nieco inaczej niż z torebki – bardziej czekoladowo-nugatowo. Nie jest to wyrafinowana gorzka czekolada, raczej batonik z nugatem i karmelem, z delikatnym akcentem orzecha laskowego, gdzieś tam kołacze się wanilia. Palony bez filtra potrafi być po cavendishowemu nieco kwaskowy, ale na pewno nie są to kwaski owocowe. Generalnie spełnia swoja funkcję w segmencie aromatów typowo deserowych bardzo przyzwoicie (nie oszukujmy się, nikt tu nie szuka tytoniowych cudów). Fajnie smakuje z caffè latte.

Zapach:
Chciałoby się sparafrazować najlepszy opis najgorszego tytoniu aromatyzowanego (Biały Dom Irish Coffe) jaki znalazłem w sieci: „aromat tego tytoniu fajkowego sprawi, że osoba paląca ten tytoń poczuje unikalny aromat” :). Zatem, room note jest bardzo przyjemny. Dominuje mleczna czekolada, a duszącego powiewu papierocha raczej nie wyczujemy. Nie jest to aromat, który trzeba wietrzyć przez tydzień z domu, ale podczas palenia jest dość mocno wyczuwalny. Nie wiem czy czepia się firan (bo nie mam), ale na wąsach zostaje do następnego dnia. Żonie się podobał.

Moc:
Jaka moc?

Podsumowanie:
Gdyby mi podstawić pod nos i oczy kilka podobnych, dostępnych na rynku mieszanek (7 Seas Regular, Colts American itd. itp.) prawdopodobnie nie byłbym w stanie ich rozpoznać i powiedzieć, która jest która. Na tle Siedmiomorza wypada zdecydowanie lepiej. Cukierki/ciasteczka nie są moim ulubionym typem aromatyzacji (wolę owocowe), ale wypaliłem próbkę z nieskrywaną przyjemnością do kawy i podczas pracy. Może przez to, że jednak nadal pozostaje początkującym i niepoprawnym, okazjonalnym „aromatołem” (ale się leczę) muszę niestety przyznać, że dostarczyło mi to większej frajdy niż poprzedni testowany aromat – GH Red. Nie polecę od razu do trafiki kupić, ale z przyjemnością bym jeszcze kiedyś zapalił podczas bezmyślnego popołudnia. Jeśli jest to mieszanka z półki „30” to uważam, że jest warta swej ceny. Jeśli z półki „50+” to spokojnie można sobie ją darować i poszukać czegoś na półce niższej.

Zgadywanki:
Spróbuję zgadnąć :)
Jeśli to półka „30” to strzelam w Captain Black Regular (i to jest mój typ)
Jeśli to półka „50+” to strzelam w GH American Deligh (i to jest wtedy moje rozczarowanie stosunkiem jakość/cena)

Tags: , , , ,

7 Responses to Captain Black Regular – recenzja @zrg

  1. St.Ptr
    3 września 2013 at 09:39

    Jestem pod wrażeniem.
    Gratuluję rozpoznania próbki i podziwiam.

  2. miro
    3 września 2013 at 10:05

    Przyłączam się. Tym bardziej godne to uznania, że to nie pierwszy już raz :-) Jak Krzyś pisał: trzeba będzie Kuledze wyszperać jakieś zmioty, potrzemać w worku po TNN i wtedy dać do degustacji :-)

    • Zyrg
      zrg
      3 września 2013 at 10:46

      A TNN nie paliłem :) Jak macie coś do spuszczenia w kiblu to ja chętnie zrecenzuję :) Dzięki za słowa uznania i troszkę się czuję zawstydzony, bo popalam ledwie od roku i to tylko dzięki temu portalowi wróciłem do fajki po latach i smutnych doświadczeniach z Aalsbo, gruszkami itd itp. Moim zdaniem, im więcej będzie tu informacji o tym, co można kupić w każdym kiosku i małej trafice, tym lepiej dla początkujących, którzy tak jak ja, nie mają kogo spytać, uczą się sami (i z sieci), wtapiają masę kasy na produkty słabe bo mają ładniejsze opakowanie, a mogą w tej samej półce cenowej (i w tym samym sklepie) trafić na coś przyzwoitego. W Łodzi na przykład jest dość duży problem z zakupem niektórych rzeczy (np. całkowity brak SG). A kupowanie w necie tytoniu za 27 PLN i płacenie 10 za przesyłkę też nie każdego kręci, zwłaszcza jak się zaczyna, np. studiuje, nie ma za bardzo kasy itd itp. A da się kupić poprawny aromat za 30 zeta (por. Cpt Black Regular vs 7 Seas Regular – jedno dobre drugie mocno średnie). Także, przełamując wstręty, uważam, że warto zamieszczać tu recenzje kioskowców, bo ta strona ma chyba największy potencjał w kraju i co najważniejsze (w mojej opinii), nie tworzy hermetycznego stowarzyszenia zakutych łbów, którzy próbują tworzyć jakieś wyniesione pod niebiosa stowarzyszenie, klub, czy inną organizację, która nikomu nie pomoże, nowego nie dopuści, a odpowiedzi na pytania są udzielane w formie nagany za zakładanie kolejnego tematu na ten sam temat. Także (poniosło mnie z tym pisaniem), wypada tylko podziękować społeczności za to, że jestem aktualnie w stanie odróżnić Duńczyka od Anglika, La od Va i nie wkładam fajki ciepłym do buzi. Pozdrawiam!

  3. Kamorek
    Piotr
    3 września 2013 at 11:24

    Gratuluję trafności.
    Ponownie skusiłem się na zakup recenzowanego przez Ciebie tytoniu (poprzednio Holger Danske Mango-Vanilla). Aktualnie kończę palić GH Glengarry Flake, który zbytnio nie przypadł mi do serca.
    Może będzie to lepsza przesiadka.

  4. Alan
    3 września 2013 at 13:18

    No cóż, jak już ochłonąłem po sprawdzeniu powyższej recenzji, podjąłem decyzję – jak @zrg zgłosi się do następnej akcji recenzji, to dostanie miks PRZYNAJMNIEJ trzech tytoni rodzaju przewidzianego w danej odsłonie. Jak odgadnie WSZYSTKIE składowe, to funduję mu po pełnej puszce każdego tytoniu, jaki wziął udział w składzie.

    I wcale bym się nie zdziwił jakbym już musiał sięgać po portfel.

  5. Zyrg
    zrg
    3 września 2013 at 13:49

    Przeceniasz mocno moje zdolności :) Nie to, żebym nie podjął rzuconego wyzwania (A co! Nie spróbuję?! Ja?), ale w tych moich typowaniach oprócz szkiełka i oka (i nosa) decyduje także dedukcja, falsyfikacja hipotez itd itp. Zdradzę warsztat :) A co! Np. tutaj: miesiąc temu kupiłem 7 Seas Regular – to nie to (jeden odpadł), dopiero co był Colts American (2-gi odpada), GH to to jednak nie był ze względu na jakość (no i brakowało mi tej charakterystycznej nutki zapachowej). Nie posądzam Piotra o jakąś kupę (np Coltsa puścił „bokiem” do recenzji). CB jest nowością na naszym rynku i tytoniem „kultowym” za oceanem. Dodatkowo można jeszcze jakość topienia brać pod uwagę, która generalnie jest zbliżona dla danego producenta (np mi się wszystkie McB kleją, GH są suche i pachną GH, SG też są suche i pachną jak chcą, petersony pachną irlandzkim cheddarem :) Intuicja ;) ) Stąd, łącząc A z B i C z G, mój typ. Ale tak jak napisałem w recenzji: postaw mi trzy takie „batony” pod nos i w życiu nie zgadnę co jest co, bo to jest jedno z drugim tak podobne. No i, co pisałem Krzysiowi, nie wierzę, że aż tak sie pomyliłem i, że tam nie ma jakichś zmiotków virginiowych tylko sam burley jak podają. Chyba, że oni zrobili z tym burleyem coś, co nie śniło się nawet wizjonerom technologii żywności. Pozdrawiam!

  6. golf czarny
    3 września 2013 at 13:55

    Niestety, prawdopodobnie nie napiszę recenzji CB Reg z pryczyny takiej ,że byłaby plagiatem wrażeń Kolegi zrg. Czuję się szczęśliwie wyręczony. Dziękuję :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*