Davidoff Blue Mix – niech żyje marketing

29 września 2014
By

Ludzie! Uwaga! Dziadostwo!

Pięknie zapakowany i kosztujący jedyne 56PLN Davidoff Blue Mixture reklamuje się zachęcającym opisem: „Davidoff Blue (Cool) Mixture to tytoń złożony ze starannie przefermentowanego Black Cavendisha, jasnej Virgnii i Burleya aromatyzowany wanilią oraz scentami owocowymi. Spala się wzorowo, wytwarzając smaczny, bardzo chłodny i niegryzący dym oraz przyjemny room-note. Rekomendowany przede wszystkim wielbicielom aromatów oraz adeptom fajki.”  Nie wierzcie w to!

Mieszanka wygląda i pachnie jak 179 podobnych mieszanek z cyklu: „tytoń fajkowy o aromacie tytoniu fajkowego”. Sporo czarnego, trochę jasnych i brązowych wstążek. BlCav jest tak starannie przefermentowany, że wygląda jak granulat dla chomików albo innych futerkowców. Cała masa małych i większych zbitych grudek. Całość nie jest jakoś za bardzo wilgotna. Aromat, jak wspomniano, nie do odróżnienia na pierwszy niuch od wszystkich aromatów w białych i czerwonych kopertach. Trochę kakao, trochę wanilii, trochę miodu, jakiś alkohol, jakiś owoc. Full Aroma pełną gębą. Wyjąłem na stół to, Cpt Blacka white, 7 seas regular, Savinelli MrG, Holger Danske Black – różnica jest w niuansach. Podejrzewam, że ślepa próba by nie rozwiązała problemu co jest czym.

Spala się poniżej przeciętnej aromatowej. Czy lekko czy ciaśniej nabita kitwasi się w tym kominie niemiłosiernie, popiół jest żółtawy, ciężko go spalić do szarego, sporo czarnych, ale już niepalnych grudek – słabo. Gryzie w paszcze jak Aalsbo. Smak płaski, aromat nie przeniesiony, podły burleyowaty kopciuch. Moc jakaś tam jest ale słabiutka.

No i dochodzimy do finału, czyli to po co palimy aromaty: zapach. Davidoff śmierdzi. Śmierdzi w fajce (i fajka po nim). Śmierdzi w pokoju po paleniu. Śmierdzi peerelowskim biurem. Zastarzałym petem, kawą, papierem, molami i tweedowymi marynarami z szaf napchanych naftaliną. Żeby oddać trochę sprawiedliwości podczas palenia pojawiają się czasem interesujące zapachy owocowe. Ale po 15 minutach po skończonej sesji nie jest już różowo. No i śmierdzi w paszczy. Na drugi dzień można sadzić rzepę na języku.

Klasa tego wyrobu stoi dla mnie na poziomie 25PLN. Podobne (o ile nie lepsze) wrażenia dostarczają 7 seas, o Cpt Blacku nie wspominając, bo to jest aromatyczny mercedes S przy trabancie. Gdybym, w jakimś ataku pomroczności, zakupił puszkę davidoffa chodziłbym zły przez minimum tydzień mając w świadomości, że mogłem kupić za to np puchę GH. Kilka dni temu spaliłem kilka fajek niezbyt dobrze notowanego Savinellego Mr G. Uważam, że Mr. G stoi ze 2 poziomy wyżej. Omijajcie z daleka.

Tags: , , ,

16 Responses to Davidoff Blue Mix – niech żyje marketing

  1. Grimar
    Grimar
    29 września 2014 at 13:47

    Dobrze, że na portalu pojawiają się też recenzje krytyczne. Szkoda tylko, że doświadczenie – dzięki któremu takie pamflety powstają – do dobrych już nie należy. Mi osobiście sam marketingowy opis tytoniu przyprawia o womit, więc szansa, że pieniądze bym w to niechcący wtopił, była zbieżna do zera.

  2. Obzon
    Obzon
    29 września 2014 at 14:29

    Recenzja idealna – Ci co nie mieli zamiaru kupowac napewno nie kupia, a Ci co sie wahali kupia po to zeby sprawdzic czy az tak zle z tym tytoniem :)

  3. KrzysT
    KrzysT
    29 września 2014 at 15:01

    „Śmierdzi peerelowskim biurem. Zastarzałym petem, kawą, papierem, molami i tweedowymi marynarami z szaf napchanych naftaliną.”

    Tweedowymi, też coś. Widać, że się kolega na peerelowskie biuro nie załapał. One były z poliestru :>

    (a sam tekst fajny)

  4. Mikael Candlekeep
    Mikael Candlekeep
    29 września 2014 at 15:26

    Zyrgu, wielkie dzięki za to ostrzeżenie. Postała mi swego czasu w głowie myśl, czy by nie skusić się na tę miksturę (np. ta recenzja była całkiem zachęcająca: http://www.fajka.net.pl/rec_tytoniu/davidoff-blue-mixture-2/ ).
    Pomogłeś mi myśl tę odegnać.
    A nawiązanie do PRL-owskiego biura – przecudne :-)

  5. JerzyW
    29 września 2014 at 20:53

    Ja chyba kiedys na pogadaczce napisalem, ze green mixture jest jedynym tytoniem w zyciu jaki wysypalem do smietnika po zapaleniu mize 3-4 fajek. Nawet Aalsbo Silver jakos zmeczylem, ale zielonego Daffidova nie. Widac ze i niebieski jest podobnej „jakosci”

  6. Kamerling
    30 września 2014 at 00:42

    Czytając tekst z pewnym niepokojem spojrzałem na moją od pół roku wciąż nierozpieczętowaną puszkę Davidoffa Royalty…

  7. JerzyW
    30 września 2014 at 06:37

    O Royalty bym sie nie martwil zupelnie. O ile lubisz mieszanki z Latakia. Zdaje sie, ze Davidoff to taka tytoniowa skrajnosc. Obok wpadek ewidentnych sa tez produkty bardzo udane. Wg. mnie Royalty jest swietny.

  8. yopas
    30 września 2014 at 10:28

    Bo Państwo sobie nawkładali do łba, że jak coś ma święconą nalepkę ze znaną nazwą oraz cenę taką, że na samą myśl klapki spadają, to to musi się od razu wiązać z ułapieniem Pana B. w okolicy łydek.
    Muszę Państwa zmartwić: te czasy niestety minęły – dawno (w ubiegłym wieku). A mutujący od lat specjaliści w dziedzinach mieszania ludziom wody w głowie opanowali już takie technologie, że proszę wstać i spokojnie mogą sprzedawać w charakterze czekoladek każdą kupę, każdemu i w każdej cenie.
    Nie jestem z wykształcenia ani marketingowcem, ani ekonomistą, ale doprawdy dziwi mnie Państwa zdziwienie w powyższej materii (oczywiście jeśli jest między nami jakiś fachowiec, to niechże mnie sprostuje w momentach wypowiadania bredni (nie)skończonej). Czemu? Tak w uproszczeniu:
    Otóż jest sobie marka – Davidoff – symbol ostatecznego luksusu, którą oznaczane są rozmaite wyroby o charakterze luksusowym. W tym tytonie fajkowe. Jako symbol ostatecznego luksusu tytonie oznaczone tą marką dedykowane są do osób o pewnej, ustalonej pozycji społecznej (dla tych, którzy lubią maksymalnie wprost: srających kasą), którzy nie muszą liczyć się z wydatkami i dla których istotne są symbole odróżniające ich od pozostałej części społeczeństwa (maksymalnie wprost: pieprzony snob). I to się nazywa target danej marki, czyli komu chcemy naszą kupę sprzedać. Wśród tych luksusowych klientów są tacy, co jednak cośtam o tytoniu wiedzą, oraz tacy, którzy wiedzą nichuchu, ale chcą fajkę palić, bo jakże to urocze oraz roztaczające wonie, którym większość jurnych samic oprzeć się nie zdoła (maksymalnie wprost: nie dość, że snob, to jeszcze jebaka). I to się, zdaje się, nazywa segmentacją klientów. Dla obu tych grup firma zapewniła stosowną ofertę. Ci, którzy coś wiedzą (uwaga: przypominam, że cały czas mamy do czynienia z permanentną pieniężną diarrhoeą i to nie w bilonie) kupią np. Flake Medallions, czy Royalty, które gdyby ktoś się przyjrzał okazałyby się kopiami /generykami innych znanych tytoni, znanych marek (choć, jak wnioskuję po cenie, nie aż tak luksusowymi), a pozostali wybiorą pozostałe (uwaga, tu chciałbym przeprosić zwolenników aromatyzacji w typie budyniowym, nie przedstawiam w tym rozumowaniu własnego poglądu tylko staram się przedstawić logikę strategii sprzedaży pewnej marki). Oczywistym jest, że świat jest dużo bardziej złożony niż proste przybliżenie strategii marketingowo-sprzedażowej. Po tytonie danej marki mogą przecież sięgać również klienci spoza targetu, ale to jest oczywiście wliczone w koszta i przychody. Bo przyjdzie taki zyrgu, kupi i nawrzuca, a yopas – jednorazowy konsument Royalty – będzie chwalił, choć wie, że są tytonie tańsze choć w podobnym charakterze. Ale ani yopas, ani (przepraszam Piotrek, jeśli błądzę) zyrg w strategii ujęci nie są. Więc ich opinie można mieć w wielkim poważaniu.
    I na koniec kilka rachunków. Różnica między Flake Medallions a Blue Mix to około 32%, a jeśli weźmiemy GH Curly Cut i powiedzmy Aalsbo Black wyjdzie nam… 35%. Zakładając oczywiście, że Curly Cut to odpowiednik Flake Medallions, Aalsbo Black to odpowiednik Blue Mix, to relacja wydaje się być bardzo dobrze zachowana. To śmieszne, tym bardziej, że różnica pomiędzy Flake Medallions, a Curly Cut wynosi ok. 35%, a pomiędzy Blue Mix i Aalsbo Black ok. 38% (różnica oczywiście nie w sensie wyniku odejmowania). Co oznacza, że znaczek Davidoff to jakieś 35% ceny tytoniu. A czy warto? Biorąc po uwagę ten, nie ukrywam, że tendencyjny wpis, śmiało odpowiem, cytując Rotma, że w przypadku niektórych tytoni, ich palenie „to jak seks z blondynką : raz spróbować warto, najwyżej nigdy więcej…” Choć w mojej opinii akurat omówiony w artykule Blue Mix do nich nie należy.
    PozdrY,
    Ps. Marketing żyje i cały czas dybie na nasze (nie)winne duszyczki.

    • golf czarny
      30 września 2014 at 13:17

      Pawle biorąc wprost i do serca powyższy przekaz podpisuję sie obiema rękami,sześcioma nogami , i aparatem ssąco -kłującym także. Ja się normalnie czuję jak jakiś Negr co dzieci z własnej wioski sprzedaję za świecidełka. Trzeba być odpornym,opornym a nawet opryskliwym ażeby tych umizgów kramarskich uniknąć i na marketing się nie dać łapać. No i celna , jakże celna analiza tzw”targetu” Jedno wiadomo ,że Davidoff czopków nie wpowadzi bo Loga dobrze widac nie będzie.;)

  9. ajt
    30 września 2014 at 16:44

    Bardzo zgrabnie i obrazowo to kolega Yopas wytłumaczył. A z recenzentem niebieskiej kupy zgadzam się całkowicie, nawiasem mówiąc, pozostałe aromaty Davidoffa, Red i Danish, w moim odczuciu, różnią się od omawianej powyżej pyszności jedynie kompozycją syropu którym zostały polane.

  10. JerzyW
    1 października 2014 at 19:13

    Yopas. A czego generykiem jest Royalty?
    Chetnie bym kupil tansza wersje tego tytoniu.

    • yopas
      1 października 2014 at 21:22

      EMP :)

      • JerzyW
        2 października 2014 at 06:45

        Sa bardzo podobne. To fakt, ale moim zdaniem to nie sa identyczne blendy w roznych puszkach.

        • yopas
          2 października 2014 at 08:17

          Aaaa… ale ja tego nie twierdzę.

  11. Antemos
    Antemos
    30 października 2014 at 13:49

    Błogosławieni ci, co nie widzieli, a uwierzyli. Czy jakoś tak. Miałem (wątpliwą) przyjemność zostać przez autora poczęstowanym tą samą, samiusieńką próbką. Nie dopaliłem do końca, mimo, że bardzo się starałem. Zgodnie z zaleceniem, trzecia część załadowanego komina poleciała do popielnicy. Nawet Alsbo zdał się mieć więcej smakowej głębi niż DBM. Przyjemność z palenia byłaby niewątpliwie wątpliwa, gdyby nie towarzystwo autora, dzielnie wspierającego mnie w zmaganiach. Dziękuję, Piotrze, że byłeś tam wtedy ze mną i kazałeś mi to wyrzucić :)

  12. Tig1
    9 lipca 2016 at 19:04

    Potwierdzam syf totalny.

Skomentuj Tig1 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*