Tania fajeczka

1 listopada 2014
By

Co jakiś czas pojawia się na forum pytanie od „chcącego zacząć” lub „początkującego” dotyczące tzw. „pierwszej fajki”. I padają odpowiedzi szczere, podawane są linki do konkretnych modeli, sypią się rady i porady (z reguły wszystkie przydatne). W jakim sklepie, gdzie i za ile, jaką markę, wrzosiec czy inne tworzywo…

Więc i ja postanowiłem rady udzielić. Nie będzie ona jakoś szczególnie odkrywcza, boć na tym portalu chyba wszystko już zostało napisane i udostępnione (nooo…prawie wszystko!). Jak mieć tanią fajeczkę?

Moja rada jest prosta: polować!  Nie bać się i polować na aukcjach! Przeczesywać, szukać i nie ustawać! Mieć pod ręką w szufladzie parę prostych przyrządów, parę arkuszy „ścierniwa”. Przeczytać  podstawowe artykuły na temat renowacji używanej fajki i nie bać się!

Sam co jakiś czas odczuwam doskwierającą potrzebę wzbogacenia stojaczka o nową fajkę. A że finanse mam raczej skromne, dawno wyrzuciłem z głowy myśli o fajkach z tzw. „wysokich półek”. I uwierzcie mi, że za bardzo niewielkie pieniądze można sprawić sobie dużo frajdy upolowawszy produkt z „niskich” lub „średnich” rejestrów!

Przykład? Proszę bardzo! Oto ostatnio nabyta fajeczka (zdjęcia już po renowacji takiej, jaką umiem przeprowadzić czyli podstawowej)

GARDESANA B 306 zakupiona za zawrotną kwotę: 28 zł!

 

gardesana1 gardesana2

Da się? Da się! Podkreślam – 28 polskich złotych (plus koszt papierów ściernych).

I twierdzić śmiem, iż taka fajeczka na początek przygody z fajczeniem wystarcza w zupełności. A zaoszczędzone pieniążki lepiej wydać na dobry tytoń u Piotra! Best Brown nr.2…mmmmm…pycha w tej fajce!

pozdrawiam serdecznie i „DarzBór”!

Tags: ,

35 Responses to Tania fajeczka

  1. Mikael Candlekeep
    Mikael Candlekeep
    1 listopada 2014 at 19:23

    Generalnie zgadzam się z Szanownymi Przedmówcami. To, co tu napisano, zasadniczo to święta prawda. Jednakowoż zakup niedrogiej używanej fajki niemal zawsze wiążę się z koniecznością uzdatnienia tejże. A to już dla początkującego fajczarza może stać się wyzwaniem.
    Zgoda – na naszym portalu jest cała masa porad, jak o fajkę zadbać, jak uzdatnić, jak przywrócić do życia. Jednak zapominamy, że patrzymy na te porady przez pryzmat swoich – uboższych lub bogatszych – ale jednak jakichś doświadczeń. Innymi słowy – wiemy już, co i jak: jak fajka powinna wyglądać, jak smakować, jak się „zachowywać”, a mówiąc wprost: wiemy, JAK te porady zastosować i KIEDY zastosować, bo mamy już pojęcie na temat oczekiwań przed fajką stawianych.
    Początkujący fajczarz – i mówię to z własnego doświadczenia – jednak tego nie wie. On dopiero z czasem nauczy się, że tytoń wcale nie musi pozostawiać w ustach papierosianego kapcia, a skoro takowy zostaje – to być może winna jest właśnie fajka (i to, co w nią „wsiąkło” przez lata). I że trzeba „wyremontować ją” jeszcze gruntowniej. Żyje więc sobie ten początkujący fajczarz w przeświadczeniu, że „tak to już musi być”, i dopiero gdy kupi fajkę nową, choćby tanią, to nagle oczy się otwierają, bo tytoń, który dotychczas był kwaśny i piekł w język, nagle nabiera wyrazu i zaczyna inaczej smakować.
    Dlatego w mojej skromnej opinii polowanie na tanie, używane i dobre fajki – jak najbardziej tak, ale wtedy, gdy choć trochę wiemy, jak o fajkę zadbać, jak nad nią popracować, jak wyciągnąć z niej smród kondensatu i zaniedbania. Ewentualnie – gdy mamy w pobliżu kogoś, kto choć trochę pomoże, jakby co. Jeśli jednak nie – sugerowałbym kupić fajkę nową, z wrzośca, z niższej półki cenowej. Koszt wyjdzie wyższy, niż 15 czy 28 zł, ale nie zawsze dużo wyższy. A myślę, że nawet nie pierwszej jakości nieużywana wrzoścówka da debiutantowi więcej frajdy i pojęcia o odkrywanym właśnie świecie fajki, niż niewprawnie uzdatniona fajka z drugiej ręki, choćby nad wyraz markowa.

    • MM
      MM
      1 listopada 2014 at 20:42

      Choć nie zgadzam się z tym co napisałeś to rozumiem, że w materii będącej przedmiotem dyskusji, każdy ma prawo mięć własne poglądy i kropka. Jednak napisałeś, że „…gdy choć trochę wiemy, jak o fajkę zadbać, jak nad nią popracować, jak wyciągnąć z niej smród kondensatu i zaniedbania” – niestety nie dowiemy się tego bez praktyki.

      Zdaję sobie sprawę, że są różne początki fajki: jednych stać by od razu kupić kilka bardzo dobrych fajek, innym wystarczy jedna, są tacy, którzy rzuciwszy papierosy od razu fajczyć chcą po kilka fajek dziennie.

      Wszystko zależy też od tego, czy uzdatnianie ma być jedynie środkiem prowadzącym do fajkowego celu czy też może być i tak, że samo w sobie daje radość i przyjemność (jak piszącemu te słowa). Stąd, by polemicznie zakończyć: niewprawnie WŁASNORĘCZNIE uzdatniona fajka MOŻE dać debiutantowi więcej frajdy niż nie pierwszej jakości fajka nieużywana…

  2. Dr Ketis
    Dr Ketis
    1 listopada 2014 at 21:00

    „Nie święci garnki lepią…” A porzekadła tego jestem, jako beztalencie w zakresie prac manualnych, najlepszą egzemplifikacją. Zaczynałem od fajek nowych, z wrzośca, dość przyzwoitych marek zresztą, nie wyobrażając sobie nawet, że potrafiłbym coś więcej niż czyszczenie z nimi robić. Większości z nich, głównie Petersonów nadal używam. Ale „flagowcami” mojego stale powiększającego się zbiorku stały się używane, pochodzące z rynku wtórnego angliki. Śladem określenia stosowanego wobec niektórych tytoni rad byłbym nazwać niektóre z nich fajkami bezobsługowymi. Tego co robię z nimi nigdy nie nazwałbym renowacją, ot, dobrym słowem jest w tym miejscu używana przez JAR-a „humanizacja”. Chociaż w moim przypadku być może i to słowo jest nieco na wyrost. Pamiętając słowa guru (z udzielonego przezeń w 2010 r. wywiadu) o różnych błędach domorosłych renowatorów ograniczam się głównie do prac niezbędnych, nie pociągających za sobą ryzyka naruszenia oryginalnej materii palidełka. Zastanów się 10 razy, a najlepiej, jeśli nie musisz nie rób niczego co może pociągnąć za sobą skutki nieodwracalne to reguła nr 1 w mojej filozofii „humanizacji”. Kiedyś, w miarę postępu własnych umiejętności, być może do ich drobnych mankamentów powrócę – na razie mi to nie przeszkadza o ile fajka smaczna, dodam też, że pamiętam słowa innego z kolegów, że „łatwiej coś pocienić niż potem pogrubić”. Staram się też zachować dozę pokory – to fajkarz, konstruktor i wykonawca fajki jest jej autorem, nie ja… Zasób wiedzy na tematy humanizacyjne, jeśli nieco poszukać, olbrzymi. Fakt, że niekiedy mamy do czynienia z wiedza wzajemnie sprzeczną, odrobina sceptycyzmu przyda się w takich razach. Sądzę, że praca z fajką i praca nad fajką jest procesem do którego każdy kto wytrwa niezrażony pierwszymi próbami i wprawkami fajczarskimi – dojrzeje. Tak jak i do manii zbieractwa vel kolekcjonerstwa.

  3. Mikael Candlekeep
    Mikael Candlekeep
    1 listopada 2014 at 22:06

    Tyle, że do renowacji fajki się – jak tu już Dr Ketis powiedział – dojrzewa. Z czasem coraz bardziej świadomie dokonujemy posunięć, które naszą używaną fajkę przywracają do świata żywych.
    Tym niemniej mówimy tutaj o samym początku fajczarskiej drogi. A na samym początku jesteśmy zieloni, niczym groszek. I w takim stanie zwyczajnie nie wiemy, jakie zabiegi zastosować (i jak intensywne), żeby wyciągnąć z fajki wszystko, co złe. I wtedy zapach i smak tytoniu (nawet tytoniu wysokiej klasy, choć przeważnie Ci niedoświadczeni zaczynają od raczej słabszych) – może być zły. Bardzo zły.
    I dlatego ja sugerowałbym wysupłać początkowo o jakieś 30 zł więcej na nową wrzoścówkę (cóż to jest 30 zł? Cena bardzo przeciętnej koperty tytoniu) żeby posmakować tytoniu nieskażonego niczym niepożądanym. A to wszak absolutnie nie zamyka drogi, żeby polować na okazje, potem czytać, czytać, czytać, i samemu „humanizować” :-)

  4. Wlodek
    Wlodek
    2 listopada 2014 at 00:16

    Moja opinia może wydawać się arogancka albo dziwna, ale jeżeli ktoś przekalkuluje ceny palenia papierosów np jak np. ja – R1 – 14,80 zł paczka x 7 dni = 103,60 zł tygodniowo x 4 tygodnie = 414,40 zł miesięcznie !!!
    Ja stawiam pytanie – czy zakup fajki a szczególnie jej cena ma jakiekolwiek znaczenie w przypadku zmiany papierosów na fajkę ? a już czy ta fajka ma kosztować 20 zł czy 400 zł ? skoro może nam służyć 20-30 lat ?
    Uważam, że jeżeli ktoś nie pali tytoniu to nigdy nie powinien zaczynać w żadnej postaci – wiem z własnego doświadczenia, że uzależnienie od nikotyny jet tak ogromne, że nawet jedna fajeczka tygodniowo doprowadzi prędzej niż później – do minimum jednej paczki papierosów codziennie !
    Z drugiej strony, jeżeli już palimy fajkę i jesteśmy uzależnieni od tej nikotyny a zamierzamy mieć nową fajkę to raczej proponuję odłożyć odpowiednie środki i zakupić markowy produkt,który odpowiada nam pod względem formy, surowca /wrzosiec/pianka/ i co w końcu jest marginalne -czyli CENY !
    Jeżeli bowiem przyjmiemy że będziemy palić fajkę normalnie – czyli codziennie to według średnio restrykcyjnych zasad powinniśmy mieć ok 14 fajek – załóżmy że każda kosztuje 400 zł – czyli jest dość dobrej jakości – wartość naszych fajek z perspektywy czasu to 14 x 400 = 5600 zł / 10 lat – czyli 120 miesięcy = 46,66 zł miesięcznie.
    Oczywiście, nasze fajki będziemy kupować systematycznie w miarę naszych możliwości finansowych – każda będzie nowym doświadczeniem stymulującym do dalszych poszukiwań.
    Uważam że próby renowacji fajek prowadzone przez niedoświadczone osoby będą bardzo „opłakane” ponieważ nawet doświadczeni, wieloletni palacze fajki nie są w stanie wykonać tej pracy prawidłowo.

    • Dr Ketis
      Dr Ketis
      2 listopada 2014 at 08:27

      Z jednym zgadzam się w 100% – że najzdrowiej {czytaj: najlepiej} jest nie palić tytoniu w ogóle. Z mitem, że palenie tytoniu w fajce jest tańsze, rozprawiono się już nawet na tym portalu kilka razy. Jest to samoułuda, być może dobra jako argument dla trzymającej budżet domowy małżonki. Nie uwzględnia manii zbieractwa/kolekcjonerstwa. Większość z nas posiadając 14 fajek nie przejdzie mimo podobającej mu się 15… 50….100 etc. Nasze zbiory rosną, a my nadal rozpoczynamy dni od przeglądania aukcji fajkowych. Fajka w naszym życiu staje się czymś więcej niż prostym przedmiotem służącym zaspokojeniu głodu nikotynowego. A dobre i stare fajki są dobre bo wykonali je mistrzowie, z dobrego, w sposób dziś nie stosowany, spreparowanego materiału. Dla mnie są dobre bo smaczne i niemal bezobsługowe. Jeżeli miałem z nimi jakiś problem to jedynie natury higieniczno – estetycznej. Mam to już za sobą. Spirytus czyni cuda.

    • golf czarny
      2 listopada 2014 at 12:03

      Włodku ja Ciebie w pełni rozumiem ale stosujesz podejście matematyczne , które nijak się ma do psychologii kupowania.
      Papierosy to zakup impulsowy poparty silną fizjologiczną potrzebą (imo równie dobrze z podobną szkodliwością społeczną można by wprowadzić do handlu torebki z kokainą). Bardziej zatem widzę wydatki zaoszczędzone na papierosy jako wydatki na tytoń np. fajkowy. załóżmy, że głęboki nałogowiec wypala 8 fajek dziennie co daje średnio 20 g tytoniu dziennie . Miesięcznie wypala 600 g tytoniu fajkowego co przy średniej cenie 40 zł wynosi 480 zł miesięcznie.

      Wydatki na zakup fajki należy zatem rozpatrywać jako wydatek ponad budżet tytoniowy. I tu „zaczynają się schody”. Bo zgadzam się z Tobą ,że „dość dobra” fajka pewnie będzie kosztowała ok. 100 euro. No to trzeba mieć po pierwsze wolną kwotę ok. 1/5 średniej krajowej netto a potem próbować kupić. Ale zróbmy założenie tzw. idealne ,że kupujemy fajki jednego producenta , jednego typu w jednej cenie dajmy na to 400 zł. No trzeba dając fajce tygodniowy oddech mieć 56 fajek co daje kwotę 22 400 zł. Za same fajki można kupić używany ale całkiem rześki samochód i mieć na rok na paliwo.

      Oczywiście , można się nie zgodzić z moim wyliczeniem tytoniowym -przecież można palić tańszy tytoń (ale czy wtedy warto mieć fajki po 400 zł?) Można palić mniej albo mocniejszy i z mniejszą częstotliwością ( zgoda ale dobre, mocniejsze tytonie są z reguły droższe). No w końcu jakie jest wyjście? Jedno albo drugie albo trzecie. 1) Nie palić 2) pozostać przy papierosach, 3) palić fajkę i improwizować , kombinować i dać sobie spokój z wysokim „C” jeśli kogoś zwyczajnie nie stać (albo woli mieć samochód ;) )
      Osobiście palę w fajkach używanych (a jestem manualnym beztalenciem , co głupiego misia Yogi ze swastycznymi nóżkami schrzanił) ze świadomością ,że lepiej nimi nie epatować. Wielkich krzywd jednakże nie wyrządziłem a i z upływem tych moich zabiegów wyrobiłem sobie myślenie ostrożnościowe w samych czynnościach jak i zakupach. Prawda jest też taka ,że bardzo trudno jest kupić używaną, niedrogą i smaczną fajkę.
      Ale się da.

      • Dr Ketis
        Dr Ketis
        2 listopada 2014 at 12:36

        Kontynuując wątek: nawet w tak prostej sprawie jak zwykłe wyliczenie ceny/kosztów spalanego tytoniu nie da się zastosować li tylko matematyki. No bo przecież… wiadomo – leżakowany, sezonowany tytoń lepiej smakuje. Kupujemy go więc w zamyśle więcej – na dziś i na za rok, dwa… Warto byłoby czegoś nowego spróbować – kupujemy, niekoniecznie smakuje? zatem do słoja. Spiżarnia rośnie, zapas na rok z góry? Kupujemy dalej z myślą by było co palić za dwa lata itd. itd. To są też koszta dodane połknięcia bakcyla fajczarskiego. Nie łudźmy się i nie szukajmy ekonomicznego uzasadnienia dla przejścia z papierosa na fajkę.

      • Wlodek
        Wlodek
        4 listopada 2014 at 21:25

        Ja w pełni zgadzam się z Twoim punktem widzenia – palenie czegokolwiek nie ma żadnego sensu – rujnuje zdrowie i portfel ale człowiek – jako gatunek – popełnia wiele błędów i to nie tylko nieświadomie :)
        W przypadku fajki jest podobnie jak w wielu innych „przyjemnościach” – nie ma co dalej drążyć tematu bo jest tu zbyt wiele rozbieżnych wątków.
        Mój pogląd dotyczy raczej używania nowoczesnych technologii, jak i nowoczesnego design w nowych fajkach oferowanych przez przez współczesnych producentów. To może się podobać lub nie ale jeżeli zastanowimy się głębiej, to bez nich bylibyśmy skazani na palenie jedynie starych fajek – oczywiście po renowacji :) – tym samym wchodzimy w strefę paranoi,ponieważ przyszłe pokolenia nie miałyby „starych” – patrz współczesnych Mistrzów. A tym samym zaprzeczalibyśmy sami sobie:)

    • Grimar
      Grimar
      2 listopada 2014 at 13:34

      Co do tych matematycznych wyliczeń przypomniał mi się wielce pouczający dowcip:

      Rozmawia dwóch kolegów, jeden niepalący, a drugi palący. Ten pierwszy mówi:
      – Palisz od dwudziestu lat, wypalasz średnio po paczce papierosów dziennie, a więc przez ten czas wydałeś tyle pieniędzy, że odkładając je miałbyś dzisiaj nowiutkie BMW.
      – No faktycznie – odpowiada tamten – masz rację. A powiedz mi, ty palisz?
      – Nie
      – To gdzie to twoje BMW?

      • golf czarny
        2 listopada 2014 at 14:08

        Nawiązując do innego dowcipu :

        Gdzie są pieniądze ?

        W worach.

        To gdzie, do cholery, te worki ?!

        Po oczami . ;)

        • MM
          MM
          2 listopada 2014 at 17:39

          Tuwim: Znam 94-letniego starca, który całe życie pił, dziś jeszcze pije i jest zdrów jak ryba. Brat jego natomiast nie brał nigdy kropli do ust i umarł, mając dwa lata

  5. Obzon
    Obzon
    2 listopada 2014 at 09:17

    Z renowacją starych fajek nie jest wcale tak trudno. Można trafić za nieduże pieniądze fajkę przy której nie ma dużo do roboty. Pamiętam swoją pierwszą używkę Dr Plumb za 28 zł i mimo, że już miałem wcześniej nową wrzoścówke, z tej używanej miałem większą frajdę właśnie dlatego, że za grosze kupiłem przyzwoite palidełko.

  6. Wlodek
    Wlodek
    2 listopada 2014 at 21:56

    Wiedziałem, wiedziałem, że taka moja opinia – Was Szanowni koledzy – poruszy :)ja również znakomicie wiem, że pasja nie przelicza się na pieniądze – jak ktoś ma przyjemność w robieniu czegoś, to nic nie odwiedzie go od tego – i bardzo dobrze.
    Każdy z nas jest faraonem swojej fajki :).
    Pewnie wszyscy z Was znają opinię Mistrza Jacka Rochackiego na temat renowacji – ja z racji mojego zawodu – powinienem popierać takie działania :) ale również znam ograniczenia , które jasno mówią że , obiekt po „autorskiej” renowacji – choćby był lepszy niż oryginał – oryginałem być nie może – ale przyjemność palenia wielką może dać :).

  7. Dexter
    22 grudnia 2014 at 08:05

    Ceny, jakość, oczekiwania i tak dalej. No dobra, ale skoro zaczynam palenie fajki od renowacji używanej nie mając porównania z może i nie najwyższych lotów ale fajką NOWĄ- skąd mam wiedzieć jak głęboko drzeć wrzosiec? Jak wyłapać resztki (albo i wcale nie takie resztki) wszelkiej masci smrodków? Skąd być pewnym, że to co czuję to smak tytoniu a nie wrzącej smoły w porach drewna?

    Nie, nie wydaje mi się, żeby dla początkującego, na pierwszą fajkę, dobrym pomysłem było palidełko używane, do renowacji. Argumenty finansowo-cenowe to ja pomijam bo po prostu fajczenie będzie droższe od papierosów i tyle. Kolega kilka pięter wyżej wylicza ceny fajek- ja się pytam- gdzie u licha ceny TYTONIU? Wyciorki też są darmowe? Filterki (jeśli ktoś lubi)?

    • golf czarny
      22 grudnia 2014 at 10:13

      Ceny tytoniu wyłapał Kolega Włodek ja tylko dołozyłem wyliczenie „parku maszynowego”. Cenę wyciorów uznałem za pomijalną . Przyznaję niesłusznie.

      Moje doświadczenia z konfrontacji pojęć ogólnych „fajka nowa” vs „fajka stara” sprowadzają się do konstatacji że każdy wariant ma wady a z fajki starej nie zrobi sie nowej więc nie ma co czynić wysiłków choćby poznawczych aby jakis standard sobie wyrabiać. Fajka nowa smakuje jednak dosyć dziwnie. Osobiście mi ten smak nie pasuje. Dobrze jest natomiast zastanowić się czy dana stara fajka jest dobrze odnowiona. Do tego między innymi służy powonienie. Śmierdzi nam fajeczka to do skutku stosujemy procedury ( wyciorowania szyjki , profesory , wygrzewania, nawet gotowania) i to jest oprócz czyszczenia ustnika absolutna podstawa zabiegów , które z biegem czasu będzie sie wykonywać na fajce nowej , która będzie się godniej starzała przy okresowym czyszczeniu i profesorowaniu( gotować ofc nie trzeba – gotowanie to raczej extremum) . Osobiście ( i nie odkrywam chyba Ameryki) skłaniam się do wniosku ,że bardzo sympatycznym rozwiązaniem jest zakup fajki małopalonej oczywiście jak najlepszej jakości.

      • JerzyW
        22 grudnia 2014 at 10:58

        Golf a co masz na mysli piszac „Fajka nowa smakuje jednak dosyć dziwnie” ?

        • golf czarny
          22 grudnia 2014 at 12:48

          mniej więcej to, że nie lubię palić /opalać nowej fajki. Nie odpowiada mi ten smak tytoniu na surowym wrzoścu.

      • KrzysT
        KrzysT
        22 grudnia 2014 at 12:53

        Kuba, jeśli nowa fajka smakuje dziwnie, to znaczy, że jest z nią coś nie tak. Czasem jest to kwestia kilku paleń, a czasem – niestety – oznacza to, że fajka jest po prostu taka sobie.
        Tym niemniej fajka może być smaczna od pierwszego palenia.
        Zresztą z używkami jest ten sam problem, niektóre trzeba popalić, żeby zasmakowały, a inne są od razu ok. Nie układałbym tu opozycji stara-nowa.
        Natomiast popieram zdanie Dextera, że dokładanie początkującemu problemów na dzień dobry jest bez sensu. Niech kupi najlepszą na jaką go stać nową fajkę. Na używki przyjdzie czas (albo i nie). Moda na używane fajki wynika głównie z przyczyn ekonomicznych (dorabianą ideologię pomijam, bo do wszystkiego dorabia się ideologię).

        • JerzyW
          22 grudnia 2014 at 13:06

          Zgadza sie. Przynajmniej czesciowo. Dobre fajki pala mi sie smacznie od pierwszego zapalenia. W przypadku opalania fajki obserwuje tylko nieco cieplejsze palenie sie tytoniu niz w przypadku fajek juz opalonych. Zawsze opalam fajki czysta Va ( BBF lub DF). Co do za albo przeciw fajkom uzywanym, to mysle ze warto zdac sobie sprawe czemu kupujemy fajke „estate” i czy w przypadku konkretnej fajki kupno uzywki ma racjonalne podstawy. W przypadku takich producentow jak np. GBD, Peterson czy Sasieni zdecydowanie lepiej kupic fajke stara. Ale juz nowe np. Ashton czy Astley’s nie powinny odbiegac in minus od fajek starszych, przynajmniej w teorii. Bo zepsuc mozna nawet najlepsza fajke niewlasciwym uzywaniem.

          • golf czarny
            22 grudnia 2014 at 15:46

            No to ja jeszcze na dobrą (od pierwszego palenia) nową nie natrafiłem. Ale też niezbyt szukałem. Za to natrafiłem na parę używanych.Ale tylko parę. W sensie prawdopodobieństwa zatem gdybym kupował tyle nowych co używek może byłbym smakowo do przodu.
            Smakowo nowa fajka smakuje tytoniem fajkowym ale jednak też daje goryczą.

            • KrzysT
              KrzysT
              22 grudnia 2014 at 18:17

              Goryczą… IMHO nie miałeś szczęścia do tych nowych.

  8. Wolter
    22 grudnia 2014 at 19:46

    Temat w zasadzie nie nowy, ale i ja pozwolę sobie wtrącić swoje 3 (słownie: trzy) grosze. Bardzo często PP. Koledzy piszecie o zakupywaniu i uzdatnianiu/konserwowaniu/renowacji starej fajki. Również jako tzw. pierwszej fajki. Ale – przyznam się szczerze – nie do wszystkich, np. nie do mnie to przemawia. Fajka używana, nawet najładniejsza, najbardziej pasująca i najciekawsza itp. jest zawsze fajką używaną, fajką po kimś. Oczywiście wiele rzeczy kupujemy używanych, lecz – tak sądzę – akurat fajka jest czymś bardzo osobistym, wręcz intymnym. Trzymamy ją w końcu nie tylko w dłoni, lecz i w ustach. Dlatego nie podzielam podejścia wielu PP. Kolegów i nie wyobrażam sobie korzystania z używanej fajki, nawet po moczeniu w spirycie i innych staraniach. I innym też tego nie doradzam. Lepiej kupić nową, nawet gruszankę (wyrób krajowy), lecz nową i opalić ją (jeśli wrzosiec) lub przepalić i zniszczyć samemu. Albo i nie.
    Wiem, że dla wielu z PP. Kolegów to herezja. Wiem, że wielu z Was korzysta z upodobaniem z fajek używanych, które sami – ku wielkiej swojej satysfakcji – odnowili. Być może jestem tu jedynym, który sobie tego nie wyobraża i który nie może wytłumić w sobie niechęci do palenia fajki po kimś, niechęci graniczącej z – proszę wybaczcie – obrzydzeniem. Można podzielić się z kimś flaszką, autem, kobietą itp. W porządku. Ale fajką? Która pozostaje nawet gdy inne przyjemności znikają… Może jeszcze książka może pełnić podobne funkcje, tyle tylko, że książki często są pożyczane na wieczne nie oddanie.
    W każdym bądź razie zachęcam do kupowania zawsze nowych dla siebie fajek. Nie bądźmy bowiem jak dzieci, co to postępują w myśl zasady: co do rączki, to do buzi…

    • pz
      22 grudnia 2014 at 23:39

      Fajka nie kobieta, więc może być używana ;)

      • Wolter
        23 grudnia 2014 at 06:34

        Chyba jednak łatwiej o dziewiczą fajkę niż kobietę… No i można mieć harem dziewiczych faj, które potem się samemu rozprawicza…
        Kudłate myśli nocne. Niecne.

    • golf czarny
      22 grudnia 2014 at 23:52

      Sprawa jest jest dla mnie na tyle jasna, że nie wspominałem ale apeluję: jeżeli coś dla kogoś jest obrzydliwe niech tego nie robi (a nawet o tym nie myśli). Oczywiście , jak najbardziej , potrafię sobie wyobrazić ,że używanie fajki po kimś może się wydawać wstrętne. Niemniej jednak takie uczucia u jednych występują słabiej u drugich silniej u innych zaś wcale. Jak kraj długi i szeroki powstają np. secondhandy i to nie tylko jako tanie odzieżowe jatki ale rożne bardzo frymuśne galerie wintydź. Kupują w nich chodzone obuwie naprawdę wybredne panny. To dlaczego my równie stylowi fircykowie mamy stronić od używanych fajek,hę?

      • Wolter
        23 grudnia 2014 at 06:32

        Ależ nie strońcie… Mam jednak na myśli, że mimo wszystko jako tzw. pierwszą fajkę powinno się – tak sądzę – mieć fajkę nową. Jak kto woli: świeżą. A potem niech sobie już każden z nas decyduje, czy mu to przeszkadza czy nie. Po prostu akurat moim zdaniem jest w fajce coś wyjątkowo intymnego, zważywszy na otwór ciała, w którym ją umieszczamy.

  9. Janusz J.
    Janusz J.
    25 grudnia 2014 at 01:19

    Szanowny kolego Wolterze, nic w tym „otworze ciała” nie ma intymnego, przynajmniej dla mnie. Tak jak dla Ciebie nie ma możliwości wsadzenia do tegoż otworu fajki po kimś.
    Pozwolę tylko zrobić lekką retrospekcję przedmiotów, któreś wsadzał był do tego otworu gdyś miał kilka zaledwie roków? I to bez spirytusu czy innych…
    A na pierwszą fajkę, to nie ma znaczenia jaką się wybierze – nową czy starą. Wszystko to kwestia preferencji.

    • Mikael Candlekeep
      Mikael Candlekeep
      25 grudnia 2014 at 01:44

      Tylko gdzie u świeżego fajczarza szukać preferencji, skoro nawet nie wie, czego się spodziewać?
      Dlatego – jak pisałem na początku tej dyskusji – moim zdaniem jednak fajka nowa. Na renowacje przyjdzie jeszcze czas, wraz z doświadczeniem.

  10. frm
    25 grudnia 2014 at 11:35

    Czytałem wiele opisów renowacji , uzdatniania , higienizacji fajek i mnie również to nie przekonuje . Nie zdecydowałem się i raczej nie zdecyduje na używaną fajkę . Po pierwsze ustnik jest dla mnie jak szczoteczka do zębów . Osobisty . Po drugie preferuję ,,czyste ” tytonie . Kupując używke można trafić na fajkę w której były palone mocne aromaty . Mam spore wątpliwości czy można taką uzdatnić do palenia czystych virgini . Nawet jeśli ,to koszty będą duże , proces czaso i pracochłonny , a wynik nie do przewidzenia .
    Oczywiście pomijam wątek kolekcjonerski , to inna bajka .
    Do palenia , szczególnie dla początkującego moim zdaniem lepsza będzie nowa fajka . Jeśli ktoś nie chce wydać 150 – 300 zł ( bo od takich kwot moim zdaniem zaczynają się smaczne wrzoścowe fajki ) to można kupić kukurydziankę albo …. gruszkę .

  11. kusznik
    kusznik
    26 grudnia 2014 at 14:09

    Ale „się porobiło”! Taki niewinny w założeniu artykulik wywołał taką żywą dyskusję, no, no….
    Z CAŁYM SZACUNKIEM DLA WSZYSTKICH prezentowanych powyżej poglądów… Pozwolę sobie posiłkować się cytatami:
    „…niechęci do palenia fajki po kimś, niechęci graniczącej z – proszę wybaczcie – obrzydzeniem…”, „…używanie fajki po kimś może się wydawać wstrętne…”, „… zważywszy na otwór ciała, w którym ją umieszczamy…”.
    Mateczko Ty moja! Trudno się z tymi opiniami nie zgodzić w zasadzie. Tylko…mam nieodparte wrażenie, że ten tok rozumowania poparty odpowiednią dawką niezłomności może doprowadzić do konieczności oznaczenia (np. poprzez karbowanie) swoich sztućców w domowej zastawie. W zasadzie łyżka czy widelec niczym nie ustępuje fajce w kategorii „intymność otworu, w który wtykamy przedmiot”. Myśl, że jem łyżką, którą wczoraj posiłkował się Dziadek spożywając bigos…brrrr!!! Horrendum jakieś!!!
    A restauracje i inne zakłady zbiorowego żywienia? Doprawdy nie sądzę, aby stopień odkażenia sztućców w najlepszej zmywarce hotelu „Bristol” przewyższał jakoś znacząco higienizację ustnika fajki, którą uzdatniamy dla siebie.
    Może to kiepsko o mnie świadczy, ale nie mam jakoś odruchów wymiotnych wkładając do „intymnego otworu” uzdatnioną przez siebie fajkę.
    Czego i Wam życzę…

    • Tupador
      Tupador
      26 grudnia 2014 at 17:48

      Ten temat co jakiś czas odżywa, łagodniej lub gwałtowniej. Sądzę, że przeciwnicy fajek używanych mają przed oczami przede wszystkim widok fajek o szczególnie zaniedbanych ustnikach. Szczególnie obrzydliwie wygląda beżowaty nalot na ustniku, powstający od wkładania go w „intymny otwór” przez fajczarzy niedbających o fajkę. Sam kiedyś w ogóle nie brałem pod uwagę posługiwania się fajką po kimś. Ale nie miałem oporów żadnych, żeby palić w fajkach odziedziczonych po ojcu, a też w fajce, którą kiedyś podarowałem przyjacielowi, który po jakimś czasie stwierdził, że fajka to nie dla niego i sprezentował mi ją niejako „z powrotem”. A później (znacznie później) o higienizacji fajek poczytałem w internecie (także i tutaj), sięgnąłem również po książkę Macieja Maciejewskiego „Nowa-stara fajka. Odnawianie, higienizacja, naprawy”. Gdy przekonałem się, że zalecany przez tego autora „Ace” czyni cuda, wszelkie moje wątpliwości zniknęły wraz z wszelkimi brudami zalegającymi na zewnątrz i wewnątrz ustników używanych fajek. Jeśli zaś chodzi o główki i szyjki niekiedy zamęczonych przez poprzednich użytkowników fajek, to spirytus (a konkretnie rozpuszczalnik do szelaku, czyli spirytus etylowy skażony spirytusem isopropylowym) również potrafi zdziałać cuda. Tu jednak trzeba więcej cierpliwości a często jeszcze więcej niż więcej. Jedna z moich obecnie najsmaczniejszych fajek, Hilson Stone (średniej wielkości apple) wymagał kilku płukań/moczeń, zaś w finale jeszcze kąpieli na gorąco w tymże spirytusie. W sumie trwało to jakieś pół roku, z czego dwa miesiące pozwoliłem fajce odpoczywać na półce. Podkreślę, że w tej fajce pokłady smółek wszelakich były już na etapie przemiany w coś przypominającego torf…
      Myślę, że można się do fajek używanych wcześniej przez kogoś innego przekonać. Drogą do tego byłby zakup fajki higienizowanej i „wyzerowanej” (przez usunięcie nagaru do gołego wrzośca) przez którego z rzetelnych odnawiaczy fajek – paru takich jest aktywnych na fajka.necie. Nowe, nieużywane fajki w cenie do 150,- zł. są jakąś konkurencja dla używanych, ale z nielicznym wyjątkami tym starym fajkom raczej nie dorównają. Opalanie, a później już regularne palenie fajki ujawnia wady wrzośca, często ukryte przez naturę lub producenta. Jeśli nie są widoczne w starej fajce, to na jakieś 90 procent po prostu ich nie ma.
      Uff, znowu się rozpisałem… Kończąc: Drogi Kuszniku, podzielam Twoją argumentację „gastronomiczną”, lecz może nie powinno się nią straszyć… Jeszcze ktoś przestanie chodzić do stomatologa (niewiele tam narzędzi jednorazowych, więcej narzędzi umieszczanych, w dodatku agresywnie, w wielu „intymnych otworach”)… Przepraszam, jeśli zabrzmiało to złośliwie bądź ironicznie. Sam mam swoje strefy „brzydliwości” i za żadne skarby nie dałbym się na przykład namówić do chodzenia w używanych przez kogoś innego butach, wycierania się w cudzy ręcznik…

  12. Andrzej K.
    26 grudnia 2014 at 22:17

    A bo to taki temat, że ilu uczestników dyskusji, tyle będzie zdań i opinii…
    Jeśli Kogoś stać, jeśli ma obrzydzenie, zabraniają mu przekonania, wiara, ortodoksja w kwestii „moje jest mojsze” – to niech kupuje nowe. Finito.
    Dorabianie ideologii w kwestii braku punktów odniesienia do dobrego smaku fajki nowej, czy starej – jakoś do mnie nie trafia. Bo z jednej strony – ok, bierze Świeżak taką starą fajkę, odnawia według prawideł (choćby tu) podpatrzonych… i nie wie, czy smakuje dobrze, gorzej lepiej… niż co? Wszak i tak odniesienia nie ma ;)
    Tyle, że to samo z fajką nową – na ile referencyjny dla takiego świeżaka jest smak i jakość palenia w fajce nowej? Jakie jest prawdopodobieństwo, że ten smak będzie doskonały, wzorcowy? Bo fajka nowa? Nie… ;) To przecież nie takie proste :)
    Oczywiście, pewien pułap cenowy, zwiększa prawdopodobieństwo zakupu nowej i smacznej fajki. Jednak artykuł na łamach którego dyskusja się toczy, dotyczy opcji zakupu fajki niedrogiej, okazyjnej cenowo. Więc nie ma co nawet zaczynać… (a i ja się nie znam, na drogie fajki mnie nie stać). Subiektywizm doznań wyklucza dojście do jakiegokolwiek meritum tej dyskusji.
    Nie róbmy sobie jednak jaj. Fajka używana, to nie dom w którym straszy i trzeba wzywać egzorcystę. To nie samochód z komisu, z wadami ukrytymi ;) Są pewne punkty oceny, które mówią, czy fajka taka ma potencjał czy nie…
    – Jak nie ma węgla, jak nie ma pęknięć i przepaleń, jak nie ma pleśni czy innych ekstremalnych sytuacji – i jak inżynieria fajki jest poprawna, albo da się ją poprawić – to niemal każdą fajkę używaną da się wyprowadzić i uratować.
    A jakim kosztem? Zaręczam – najcenniejszy to jest tu CZAS jaki trzeba poświęcić. Bo faktycznie, niektóre fajki wymagają olbrzymiego nakładu pracy – to kwestia wyważenia czy się chce i opłaca. Jednak, nie ma takiego „złego ducha”, którego nie da się z fajki wygonić cierpliwością, odpowiednio dobranymi działaniami i środkami.
    Pozdrawiam, Andrzej

  13. yopas
    29 grudnia 2014 at 11:18

    Dyskusja pod tym artykułem przypomina mi trochę spór o wyższości świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia. A skłaniając się do jakiegoś podsumowania pragnę sparafrazować, bo nie pamiętam jak było w oryginale, wyłącznie jedno zdanie wprost z głowy Jacka Jóźwiaka (niech mu się łowią niebiańskie klenie i fajka nigdy nie gaśnie):

    Pierwszą fajkę i tak jeb***ł pies.

    Pozdrowienia
    y,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*