Grousemoor

6 września 2017
By

Jest to moja pierwsza recenzja i określiłbym ją jako tekst początkującego dla początkujących. Ale najpierw kilka słów o mojej lokalizacji, co pośrednio ma związek z warunkami testowymi. Otóż mieszkam w Krainie Wygasłych Wulkanów – jednym z najbardziej uroczych i zróżnicowanych przyrodniczo rejonów naszego kraju. Jestem bardzo aktywny i namiętnie korzystam z uroków tego miejsca – rower, wędrówki piesze, wszystko nieśpiesznie i zazwyczaj z lornetką. Nieobce są mi więc wszelkie aromaty i zapachy wielu środowisk przyrodniczych o każdej porze roku.

Nie było więc dla mnie zaskoczeniem, że czytając wiele recenzji tytoniu w pierwszej kolejności zwróciłem uwagę na Grousemoora. Chociażby na stronie Samuela Gawitha przeczytałem: „Bright Virginias with flavours reminiscent of Springtime on the moors” – to dla mnie bomba! – pomyślałem!

Po otrzymaniu przesyłki i otworzywszy kopertę, doznałem szoku – wynikał on z dwóch powodów. Po pierwsze zapach z saszetki był ewidentnie sztuczny. Doprecyzuję, że nie kwestionuję składu mikstury, z pewnością jest naturalna – chodzi o to, że zapach nie przypomina niczego co występuje w naturze a jak wynika ze wstępu coś na ten temat mogę powiedzieć. Dodam, że nie wiem zbyt dokładnie, jak pachną wrzosowiska na wyspach, jednakże obstawiam, że nie jest to zapach tego tytoniu. Po drugie zapach wydał mi się do tego stopnia zniewalający, że stwierdziłem, że będzie to jeden z moich ulubionych tytoni. Kolejną miłą dla mnie niespodzianką był fakt, iż tytoń ten – co nie często się zdarza – paląc się pachnie tak samo jak z puchy.

Mając świadomość, iż jestem w temacie fajki początkującym, z uporem starałem się doszukać w tym tytoniu tego, co deklarowali wcześniejsi jego recenzenci. Niestety, nie doszukałem się ani geranium, ani, tym bardziej, aromatu letnich łąk. Na trop naprowadziło mnie natomiast częste porównywanie zapachu tego tytoniu do perfum lub wody kolońskiej. Stwierdziłem wówczas „eureka”!!! I przynajmniej, jak dla mnie, chyba rozpoznałem naturę tego tytoniu – otóż jest on właśnie swego rodzaju wodą kolońską. Ale może posłużę się przykładem: moją ulubioną wodą jest Fahrenheit. Według fachowo – branżowych opisów panów mających nosy tak wyrobione, że po kilkutygodniowym treningu mogliby szukać narkotyków w bagażach na lotnisku, woda ta ma trzy nuty. W nucie głowy jest jakieś kapryfolium, coś w nucie serca i cedr w bazie – ale co mnie to obchodzi!? Dla mnie Fahfrenheit pachnie samym sobą i tyle. Podobnie jest moim zdaniem z Grousemoorem, pewnie też ma jakieś nuty, ale końcowy efekt jest unikalnym zapachem samym w sobie, nieporównywalnym z niczym innym. To odważne zagranie ze strony tej firmy, gdyż większość tytoni ma zapach dający się zidentyfikować z czymś co występuje w naturze. Aby upewnić się co do tej teorii, przeprowadziłem nawet eksperyment z wieloma znajomymi, w większości przypadków dość szybko udzielali identycznych odpowiedzi co do zapachu tytoniu. Ultimum = czereśnia ew. wiśnia, Sherlock Holmes = suszona śliwka ew. róża itp. Nie potrafili jednoznacznie określić zapachu dwóch tytoni: Grousemoora którego określali właśnie jako coś perfumowanego – i Latakii o której mówili „syf”. Oczywiście ilość posiadanych przeze mnie tytoni jest ograniczona – ale to zawsze coś.

Nie zgodzę się również z twierdzeniem, że nie jest to tytoń dla każdego czy wręcz przedstawiciel gatunku „kochaj albo rzuć”. Faktem jest, że ma bardzo przytłaczający aromat i co bardziej wrażliwi mogą się poczuć nim właśnie przytłoczeni. Niemniej jednak, jest on wyjątkowy i moim zdaniem każdy powinien go co najmniej spróbować, a najlepiej trzymać puszkę gdzieś zbunkrowaną, aby co jakiś czas sprawdzać, jak się z czasem człowiekowi zmienia smak.

Tags: ,

10 Responses to Grousemoor

  1. Aleksander
    Aleksander
    6 września 2017 at 09:59

    Fajna recenzja, lubię jak ktoś pisze szczerze o własnych doświadczeniach, cieszą też ślady metody naukowej ;)
    GM uwielbiam. Co więcej, to jeden z tych tytoniów, na które najmniej narzeka moja żona. Jedno, co mimo tego uwielbienia trzeba zaznaczyć, to że ten intensywny aromat „wchodzi” w fajkę – wystarczy raz go zapalić, by potem co najmniej przez kilka paleń innych tytonii w tej samej fajce czuć jego nuty (no chyba że mówimy o latakii) – w efekcie mając fajek na ten moment pięć, dedykowałem sobie do GM jakieś pomniejsze palidełko, i ruch ten serdecznie polecam.

  2. golf czarny
    6 września 2017 at 10:19

    Pierwsze, co zrobiłem zgooglałem „kraina wygasłych wulkanów” ponieważ nie wiedziałem! Oczywisty wstyd, hańba i kompromitacja (na miarę MSZ;)) Ale gratuluję promocji regionu bo ja chcę tam pojechać.
    Po wtóre pomyślałem Świeżak + Grousemoor= guz. A tu nic takiego. Osobiste, szczere spojrzenie na sprawy. Przy przechodzeniu w stan upadłości właśnie ów tytoń mi towarzyszył w wersji plug. I jak dla mnie stanowi mieszaninę aromatów ale naturalnych. Woda kolońska? Taka jaka jest w Kolonii. Niezbyt. Męskie zapachy ze starych angielskich perfumerii (np: na Covent Garden). Też nie.Być może jakieś zapachy moderne „wód toaletowych”. Nie wiem, ale przypuszczam, że to możliwe skoro od 50 lat szuka się w zapachach naturalnych. Inna rzecz,że czytamy (ba chłoniemy spragnieni odrobiny elegancji) wszelkie marketingowe bzdury, które zresztą nie są adresowane do innych nacji jak brytyjska. I to jest bardzo dobra postawa aby mieć własne wrażenia i w ten sposób zweryfikować copywriterską ekwilibrystkę a tytoń uczynić swoim czyli go „oswoić”. Jesli dla kogos jest zbyt wiele aromatu proponuję dosypać virginii BBF lub GG wproporcji naet 50/50.

    • Aleksander
      Aleksander
      6 września 2017 at 14:14

      >>> Jesli dla kogos jest zbyt wiele aromatu proponuję dosypać virginii BBF lub GG wproporcji naet 50/50.

      Czemu ja na to nie wpadłem o.O Genialne, dzięki!

  3. cortezza
    cortezza
    6 września 2017 at 10:52

    Ja tam czuję szarlotkę z cynamonem i żubrówkę.

  4. Traskias
    6 września 2017 at 20:16

    Dzięki za pokrzepiające słowa :) Doprecyzuję przy okazji, że porównując GM do wody toaletowej nie miałem na myśli żadnej konkretnej – zresztą podobnego zapachu dotąd w życiu (raczej długim) nie spotkałem ani w naturze ani w jakimkolwiek kosmetyku. Przypuszczam, że gdybym spotkał jakąś wodę czy perfumę o zapachu GM kupiłbym ją bez zastanowienia.

    • Aleksander
      Aleksander
      7 września 2017 at 09:46

      Jakieś pół roku temu byłem u znajomych i okazało się, że mieli aromatyzowaną herbatę, bodaj zieloną, o bukiecie bardzo przypominającym GM. Doznanie było niesamowite, a ponieważ miałem wtedy ostrą fazę na GM, to dzięki tej herbacie istotnie udawało mi się przetrwać jakoś od jednego palenia do drugiego (czego i tak nie zrobię częściej niż raz dziennie, bo pojedyncza dedykowana fajka). Niestety, był to zakup sprzed kilku lat, i nic sie już nie dało wyczytać z etykiety, ani nazwy mieszanki, ani nawet adresu sklepu, w którym dokonano zakupu. Parę razy zrobiłem eksperyment (i przy okazji z siebie idiotę) i chodziłem z wekiem z GM po warszawskich sklepach z herbatami, podtykając tytoń do wąchania ekspedientom i pytając, czy kojarzą coś o podobnym aromacie lub mają takie coś w ofercie, ale po kilku porcjach nerwowych uśmiechów i patrzenia spode łba odpuściłem sobie póki co :)

  5. Kamerling
    7 września 2017 at 09:51

    Grousemoor – zapach gruszkowego suszu wigilijnego.

  6. KrzysT
    KrzysT
    8 września 2017 at 16:05

    Fajna recenzja. Dobrze, że ktoś się jeszcze chce dzielić wrażeniami na portalu.
    Nie pierwsza to recenzja GM tutaj, ale to wcale nie przeszkadza :)
    Bo to fajny tytoń z historią.
    Dla tych, którzy nie próbowali – spróbować. Wypada tradycyjnie przestrzec, że włazi w fajkę jak mało co. Z technikaliów – dobrze wypada w większej fajce, co nie jest regułą w wypadku mydlanek.
    Dla tych, którzy spróbowali mikstury – zdobyć i spróbować pluga.
    Natomiast w jednym pozwolę sobie nie zgodzić się z Autorem – to jednak jak najbardziej jest tytoń typu „take it or leave it”, czy też „love/hate”. Jeśli nie wierzysz – poczytaj TR ;)
    Mało tego – on nawet w swojej kategorii jest wyjątkowy. Nawet na tym portalu pamiętam głosy, z cyklu „no ja tych scentów to nie palę, ale GM jest ok!”, spotkałem się też z przeciwnymi – czyli opinie fajczarzy, którzy trawili angielskie aromatyzacje w ogólności, a jednak GM był dla nich „zbyt”.
    I jeszcze note to self: zabrać GM na spacer. Chyba nigdy tego nie robiłem, a czuję, że warto. Zwłaszcza, że pasuje on do jesiennej aury jak mało co.

  7. kotylionsznur
    17 września 2017 at 10:57

    „Fajna recenzja. Dobrze, że ktoś się jeszcze chce dzielić wrażeniami na portalu.” 01. Dzięki za recenzję. 02. Dlaczego portal ma taką małą aktywność? Palących fajkę chyba jest coraz mniej. Pasjonacie powinni trzymać się razem. Wymieniać doświadczeniami. Jak pomagać początkującym? Portal to wspaniałe miejsce na zdobywanie podstaw i szukanie inspiracji.

  8. hombre40
    17 września 2017 at 11:37

    Dla mnie grousemoor to zdecydowanie number one, za którym długo, długo nie ma nic
    najlepiej smakuje mi zawsze na spacerze łąkami nad jeziorem ze strzelbą i psami.. także w taką pogodę jak dziś na mazurach – czyli gdy jest mgliście, pochmurno i bardzo wilgotno.
    Własnie wróciłem po 2 godzinach tam spędzonych do domu, kaczki się nie rwały nigdzie w zasięgu strzału, ale i tak wyjście było udane… Psy zajęły już swoje fotele i zasypiają zmęczone, a ja chyba jeszcze raz powtórzę …. fajkę grousemoora ze szklaneczką Black Grouse’a, po czy wezmę się za pichcenie obiadu. Tak mogłoby być codziennie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*