„Przyjemnie się siedzi na tarasie” – spotkania plenerowego podsumowanie

11 czerwca 2013
By

IMG_0056

Przyjemnie się siedzi na tarasie. To mogłaby być myśl przewodnia wyjazdu. Bo jak już goście zasiedli na przygotowanych uprzednio wygodnych fotelach, przy sporych rozmiarów okrągłym stole, pod daszkiem to już ruszyć się nie chcieli. Mogli, ale nie chcieli. Nie była potrzebna muzyka. Nie był potrzebny Internet. Wystarczył śpiew ptaków i rechot żab. Sielanka…

Na początek chcę wrócić parę miesięcy wstecz. Do momentu kiedy na gadaczce rzuciłem pomysł „Ja mogę zorganizować spotkanie !”. Później maile do Krzysia z prośbą o pomoc, wskazówki. Ze mnie organizator marny, zawsze się denerwuję, czy wszystko jest ok, czy goście będą zadowoleni, czy ktoś przyjedzie? Po zamieszczeniu ogłoszenia o spotkaniu nastąpił tak wspaniały okres wyczekiwania. Choć to może niezbyt dobre porównanie, ale zawsze lubiłem epizod z „Małego Księcia” opisujący przyjaźń bohatera z lisem. Lis mawiał do Księcia, aby zawsze przychodził do niego zapowiedziany. Aby nie zabierał mu przyjemności jaka wiąże się z oczekiwaniem na przyjaciela. I ja właśnie tak się czułem. Oczekiwałem tego weekendu długo, pełen nadziei. To było coś co mnie nakręcało. Niecierpliwie czekałem, jednocześnie denerwując się czy wszystko uda się zorganizować.

Do Kramarzówki przyjechaliśmy z kolegą @Mańkutem (Michałem) już w piątek. Warto w tym miejscu napisać, że jak wyjeżdżaliśmy z Rzeszowa około godziny 15 to nad miastem zaczynała szaleć potężna burza z piorunami. Jednak w miarę przemieszczania się na południowy wschód, deszczu było coraz mniej. Po drodze były zakupy świeżych (jeszcze ciepłych) kiełbas i kiszek oraz zamówionego tydzień wcześniej smalcu. Po przyjeździe na miejsce deszcz całkowicie przestał padać i zza chmur nieśmiało zaczęło wychodzić słońce. Zamiast przygotowywać domek najpierw zasiedliśmy na tarasie z zimnym piwem i oddaliśmy się przyjemności palenia. Nareszcie spokój. Później było sprzątanie, przygotowanie łóżek i… remis z Mołdawią.

Następnego dnia pobudka o 8 rano i napięcie zaczęło wzrastać. Oczekiwanie na gości wzmagało się z minuty na minutę. Wkradły się nerwy. Jak to będzie? Czy się dogadamy? Czy się uda? Czy wszystkiego wystarczy? Czy się spodoba? Ech, nie lubię być organizatorem.

Jako pierwszy przyjechał @RobertZ swoim Pajero, zasiadł na fotelu na tarasie i od razu przeszedł do rozmowy z nami tak jakbyśmy się znali parę dobrych lat (a przecież widzieliśmy się po raz pierwszy). Żadnej bariery poznawczej. Wyciągnął swojego Petersona z serii Sherlock Holmes i wraz z @Mańkutem rozpoczęli tańce latakiowe. Robert odwiedzając swoich rodziców w Strzyżowie przywiózł ze sobą pięć litrów (!) ogórków kiszonych, tym samy wzbogacając imprezę o kolejne rarytasy. Robertowi buzia się nie zamykała, a fajka nie gasła. Latakia, latakia, latakia i rozmowy o fajce, subiektywnie.

Rozmowa trwała i trwała aż zadzwonił telefon.

– „Cześć tu Krzysiek, gdzie mam skręcić w prawo czy w lewo ?”

– „A gdzie jesteś ?”

– „Jakaś droga i się rozgałęzia”

– „Nie mam pojęcia gdzie jesteś. Jedź po prostu główną drogą”

– „Ok. Wypatrujcie motoru na drodze. Do zobaczenia”

Jak się okazało @KrzyśT pokierowany przez miłą dziewczynkę w odległości około 6 km od punktu docelowego pojechał na skróty. Był to jednak skrót raczej dla miejscowych niż „zwykłych” kierowców chcących dojechać do celu. Tym samym Krzyś (o ile się nie mylę) pierwszy raz w swojej karierze motocyklowej leżał. I to w dodatku w błotnej kałuży. Taki też do nas przyjechał, cały w błocie. Po przywitaniu, zapoznaniu i przebraniu w luźniejsze ciuchy Krzyś zasiadł, a właściwie zaległ na kanapie na tarasie i… został tam na parę dobrych godzin (właściwie to na całą imprezę podnosząc się może ze trzy razy). Na stół wyciągnął wyjątkowe smakołyki. Ooo to było to. Amerykańskie mieszanki Va+Pq+Kentucky. Mniam, ale dobre. JackKnife GLP., Rolando’s Own Heart and Home, mocarz nad mocarze St Bruno i jeszcze jeden, którego nazwy nie pamiętam. l żeby nie było, Krzyś pamiętał także o latakiowcach, ale z racji tego, że La nie palę to nie pamiętam nazw (kto palił napisze w komentarzu, mam nadzieję). Wiem, że był Balkan Sasieni i Ten to Midnight Heart and Home. Co ciekawe RoberZ nabił fajkę wyjątkowo virginią. Siedzi, pali, pięć minut minęło i mówi do Krzysia:

– Przepraszam Krzyś. Tego się nie da palić. Muszę sobie dorzucić do komina trochę Latakii. I po chwili: O tak. Teraz to można palić.

Słońce pięknie świeciło, cisza i spokój, sąsiedztwa brak. Nabili wszyscy fajki i przy zimnym piwie rozmawialiśmy i paliliśmy nadal. Rozmawialiśmy wszyscy jak starzy znajomi. Jakbyśmy się znali od wieków i spotykali regularnie.

Około godziny 13 dotarł kolejny z organizatorów. Marcin, czyli @bak_zlosnik jako jedyny korzystał z komunikacji publicznej (przypomniały się czasy studenckie kiedy właśnie tak tutaj docieraliśmy). Jak rozsiadł się w fotelu i zobaczył nowe, wcześniej nie próbowane Latakię to na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. I on także nabił swoją fajeczkę i zaczął smrodzić „wędzonką”.

Czas mijał, kłęby dymu się unosiły, a my zaczęliśmy się niecierpliwić, gdzie jest Piotr @Piotr M. Głęboki oraz Zbyszek @Wiatrak99. Niby już byli blisko, ale wciąż nie było ich widać. No i wreszcie przyjechali. I ponowne zapoznanie i przywitanie. I kolejny raz czułem się tak jakbym witał dobrych znajomych. I oni zasiedli do stołu, na którym było coraz mniej miejsca. I wyciągnęli następne tytonie. @Wiatrak99 jako fan La położył na stół następne „śmierdziele”, a także jako deser Hobbits Weed. Piotr natomiast pochwalił się swoim nowym, fajkowym nabytkiem od Savinelli, oraz wyjął mnóstwo aromatów.

Rozmowy nadal trwałą w najlepsze. Wymienialiśmy się poglądami, obowiązkowo „oglądaliśmy sobie nawzajem fajki”, śmialiśmy się, plotkowali. Czas mijał niesamowicie przyjemnie. Przy pięknej pogodzie, wspaniałym towarzystwie, chciałoby się zatrzymać te chwile na jak najdłużej. Co warte odnotowania KrzyśT otworzył puszkę przywiezionego specjalnie na spotkanie tytoniu (wielkie dzięki). Cornell & Diehl Opening Night pokazał mi, że czerwona Va to całkiem smaczna odmiana.

Na stół zaczęły wjeżdżać także zagryzki pod postacią wędlin, tradycyjnego wiejskiego chleba, smalcu z cebulką, sera, a także wspominanych już ogórków kiszonych. Rozpaliliśmy także grilla, na którym przygotowaliśmy pyszną kiełbasę i kiszkę. Stół ledwo to przyjął, a to jeszcze nie byli wszyscy goście. Po zmroku dotarli do nas ostatni. Grający w tym dniu koncert na „Dniach Głogowa Małopolskiego”, @Tomek (kolejny fan La) oraz Piotrek @pan pringle (masz się zarejestrować pod takim nickiem!). Tym samym byliśmy w komplecie.

Ze spożywanych trunków było głównie piwo, ale także Tullamore Dew (przywiezione przez Piotra M Głębokiego) oraz Tequilla Olmeca z limonkami, o którą zadbał @Wiatrak99. Impreza trwała nadal. Kolejne fajki były nabijane. Jak w jakimś amoku, nikt nie mógł się powstrzymać przed następnym nabiciem i rozpaleniem. Nikt nas nie gonił, nie kazał wstawać, a jedynym wrogiem był (przynajmniej w moim przypadku) coraz bardziej piekący język.

Pierwszy poszedł spać KrzyśT, ponieważ rano o 5 musiał wracać do domu. Było pewnie około 22.30. Zanim jednak to zrobił wszyscy podpisali się na plakacie pamiątkowym, który zawisł następnego dnia na ścianie przy kominku. Pozostali nadal siedzieli na swoim miejscach i oddawali się tym samym przyjemnościom co wcześniej. Tequlia i Whiskey powoli ubywały. Tytoni za to nadal było niesamowicie dużo. Kolejni spać poszli Piotr i Robert (gdzieś około północy).

Około 3 w nocy @Tomek z @panem pringlem wybrali się na krótki spacer, podczas którego, nad znajdującym się w lesie grobie nieznanego żołnierza, Tomek odegrał pieśń na swojej trąbce. Brzmiało to niesamowicie jak gdzieś z mroku wydobyła się melodia grana na żywo.

I tak trwaliśmy nadal na posterunku paląc, rozmawiając, opowiadając kawały. Aż zaczęło się robić jasno. Posprzątaliśmy ze stołu, pochowaliśmy tytonie i fajki do środka i poszliśmy spać.

Niestety nie obudziłem się jak Krzyś wstawał o 5 i nie pożegnałem się osobiście. Obudziłem się za to o 7:30. A właściwie obudziły mnie odgłosy odkręcanych słoików, z których @RoberZ wyławiał co smaczniejszą La. Jak wstałem ponownie około 9 to Robert zaczynał już 3 fajkę wypełnioną La. Zresztą nie tylko ona palił. @Bak_zlosnik, @mańkut, @Piotr M Głęboki także palili. Mój język przypominał bardziej wysuszoną na wiór kłodę drewna. Jedna iskra i mógłby spłonąć całkowicie. Do palenia absolutnie się nie nadawał.

Po zjedzonym śniadaniu i kolejnej fajeczce, RobertZ wraz z Wiatrakiem99 spakowali się i odjechali w kierunku Warszawy. Chwilę później to samo zrobił Piotr (z tym że w kierunku Łodzi) i w domku został jedynie „element” rzeszowski. Smutno było się żegnać, ale wiadomo, że nic co dobre nie trwa wiecznie.

Pogoda nadal dopisywała. Sprzątania dużo nie było i około godziny 16 gospodarze również wsiedli w samochód i pojechali do domów.

Tak mniej więcej przebiegał wyjazd (jeśli coś pominąłem proszę dopisać w komentarzach). Ze swojej strony chcę bardzo podziękować szanownym gościom. Przede wszystkim za obecność (że się chciało Wam przyjechać), ale także za rzadko spotykaną otwartość i sympatię. Czułem się jakbyśmy się znali jak łyse konie. Opowiedzianych historii było mnóstwo. Tematy poruszane wszelakie. No i było to spotkanie na wysokim poziomie. Pełna kultura. Dziękuję także, że każdego z Was mogłem podpatrywać podczas przygotowania tytoniu, paleni , nabijania etc. co było dla mnie bardzo cenne.

Spaliłem rekordowe dziewięć fajek. Dziś wtorek, a mój język nadal nie doszedł do siebie.

Ze swojej strony, indywidualnie dziękuję (według kolejności przyjazdu):

– Michale, za pomoc w zakupach, przygotowaniu domku oraz sprzątaniu, przywiezieniu mnie na miejsce, ciekawe rozmowy, jajecznicę na śniadanie.

– Robercie, za wesołe historię i pokazanie, że fajkę pod każdym względem powinno się odbierać subiektywnie. No i za wymianę!!!

– KrzyśT, za tytonie, uśmiech na twarzy, pomoc na etapie organizacji wyjazdu, obecność (pomimo innych zobowiązań), przekazaną wiedzę no i podzielenie się plotkami ;)

– Bąku_Złośniku, za pomoc w całej organizacji (od momentu samego pomysłu), przygotowaniu i porządkach, wsparcie duchowe, pozytywną energię i za wykonanie plakatu pamiątkowego.

– Piotrze M. Głęboki, za pogodę ducha, „światowe historie” i możliwość oglądania Twoich niesamowicie zadbanych fajek, przy których moje wyglądały jak znalezione na strychu. Jak się chce to można.

– Wiatraku99, za niesamowite opowieść (gra w kości przez całą noc na statku w stoczni :)), dobre kawały, Tequile :), ogromną ilość tytoniu, no i za to, że jako jedyny wziąłeś aparat.

– Tomku, za to, że przyjechałeś jak zawsze z uśmiechem na twarzy, no i za to, że pozwoliłeś pograć nam na trąbce.

– panie pringlu, cieszę się, że byłeś (rezygnując z innych rzeczy w tym czasie) i oby był to dla Ciebie kolejny krok w stronę fajczenia.

Mam nadzieję, że szanowni goście będą mile wspominać te wspólnie spędzone chwile. Być może jak zdrowie dopisze i okoliczności będą sprzyjające uda się zorganizować taki plener jeszcze raz?

Najbardziej na tym spotkaniu skorzystał chyba jednak ten, który nie palił wcale. Mianowicie mój pies Dudek (zwany także Borysem, Głupkiem, Ser Sadełkiem, Lordem Varysem, czy po prostu „chodź tu”), który tak zaczarował Piotra swoimi oczami, że ten bez opamiętania dawał mu mięsa ze stołu, aż psina najadł się za wszystkie czasy (a i tak było mu ciągle mało).

I na koniec kilka zdjęć. Niestety nie jest ich zbyt dużo i nie są najlepszej jakości. Na szczęście są, bo o istnieniu aparatu i możliwości dokumentacji fotograficznej przypomnieliśmy sobie około 22. Niestety na zdjęciach nie ma ich autora czyli Zbyszka (Wiatraka99).

IMG_0072

Michał – @Mańkut – oglądający instrument dęty @Tomka.

SAMSUNG CSC

Piotr M Głęboki właśnie podpisał się na plakacie. Po prawej Michał

SAMSUNG CSC

@Tomek podpisuj się pókim dobry (powiedział stojący pigpen). W czapeczce @pan pringle

SAMSUNG CSC

@KrzyśT zasypia na stojąco (wszak to już była 22 !!!)

SAMSUNG CSC

Żarłok

SAMSUNG CSC

Nabijanie 6 fajki (z lewej pan pringle, z prawej bak_zlosnik)

SAMSUNG CSC

I palenie 6 fajki

SAMSUNG CSC

Nareszcie Nightcap (i Tomek odpłynął)

SAMSUNG CSC

Okazało się, że byliśmy pod stałą obserwacją miejscowych zakapiorów

SAMSUNG CSC

Pokój zwierzeń :)

SAMSUNG CSC

@RobertZ i 3 niedzielna Latakia

SAMSUNG CSC

„Głębokie” zaciągnięcie Piotra

IMG_0061

Organizatorzy (od lewej): Marcin (bak_zlosnik), Michał (Mańkut), Janek (pigpen)

Tags: , , , ,

16 Responses to „Przyjemnie się siedzi na tarasie” – spotkania plenerowego podsumowanie

  1. MM
    bak_zlosnik
    11 czerwca 2013 at 12:18

    przyłączając się do podziękowań:
    Organizatorowi – siłą rzeczy za wszystko
    KrzysT i Wiatrak99 – za możliwość spróbowania świetnych tytoni,
    i wszystkim (łącznie z w/w) za atmosferę. Każdy wniósł coś ciekawego (a historie usłyszane od Piotra, RobertaZ, Wiatraka i Krzysia będę długo pamiętam). Dźwięk trąbki unoszący się ponad pagórkami nad ranem – bezcenne.
    Było super!

  2. Zero
    Zero
    11 czerwca 2013 at 14:24

    Pigpen nosil poncho? W sam raz do Tequili :D

  3. KrzysT
    KrzysT
    11 czerwca 2013 at 14:55

    Co tu dużo pisać. Tak było!
    Wypocząłem, pomimo wstawania o chorych porach ;) i ukręcenia 700+ km w dwa dni.

    Utrzymujemy jak sądzę niezły standard tych spotkań – to uwaga dla tych, którzy jeszcze nie byli, bo się wstydają ;) I – jak widać z relacji – żadnych barier nie ma, gada każdy z każdym i przez każdego i wcale niekoniecznie zawsze na fajkowe tematy – choć tych było dużo.
    Nie mogę nie napisać o tym, że miejsce, czyli posiadłość Jankowych rodziców w Kramarzówce jest po prostu prześliczne i stworzone na takie spotkania – pięknie położone, w otoczonej lasem dolince, łączka, strumyk środkiem, fajny dom z przestronnym, wymarzonym do przesiadywania nań tarasem (głównie tam toczyło się spotkanie) – no po prostu bomba. Miejsca do spania też dużo, łazienka – czyli pełen luksus. Podziękowania dla rodziców, że udostępnili nam takie fajne miejsce.
    Muszę również napisać… o jedzeniu. Wspomniane przez Gospodarza wędliny były ósmym cudem świata. I były w ilości „nie do przeżarcia”.
    Pyszne, wiejskie, świeżutkie, doprawione z równie pysznym wiejskim chlebem. Poezja.

    Dodajmy jeszcze, że obudziwszy się rano zastałem obok moich ciuchów… paczkę z suchym prowiantem. Piszę o tym, żeby pokazać troskę, jaką Janek wykazuje o gości. Naprawdę, byłem wzruszony.

    A, jeszcze gwoli uzupełnienia – tą zapomnianą przez Janka Va była Luxury Twist Flake od Stokkebaya (całkiem fajna zresztą). Niestety szczupłość miejsca załadunkowego nie pozwoliła mi za bardzo na zabranie większych ilości tytoniu – Piotr wyciągnął z samochodu skrzynkę ;)

    Reasumując: super spotkanie. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy przybyli, za możliwość zapoznania, ponownego spotkania i spędzenia fantastycznie czasu. Jankowi dodatkowo za organizację (perfekcyjną! jeśli chcesz to wpisać do CV dam ci referencje ;))
    Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze w Kramarzówce!

  4. pigpen
    pigpen
    11 czerwca 2013 at 15:43

    I jeszcze jedno. Trochę wstyd o tym pisać, żeby ktoś nie pomyślał, że ja taki pazerny, ale od momentu przyjazdu Krzysia nie zapaliłem ani jednej fajki nabitej swoim tytoniem (a miałem GH 3 rodzaje). Amerykańskie mieszkanki były wyśmienite. Jeszcze raz dziękuję za możliwość smakowania takich wspaniałych nowości.

  5. Wiatrak
    Wiatrak99
    11 czerwca 2013 at 16:45

    Dla mnie prócz niewątpliwych walorów wypoczynkowych to spotkanie miało jeszcze inny aspekt. Mianowicie edukacyjny. W ciągu jednej doby dowiedziałem się więcej o paleniu fajki niż gdybym kopał w internecie przez 5 lat.
    Doświadczenie oraz wiedza kolegów i chęć jej przekazywania obok zawartych znajomości okazała się bodaj najcenniejszym nabytkiem tego wyjazdu.

    Piotrze i Robercie, dziękuję nie tyle za umożliwienie dojazdu i powrotu do i z tego „Jaśkowego zakątka” ile za czas spędzony razem w tej pięknej podróży.

    Znaleźć się w obcym miejscu i wśród obcych ludzi, a po kwadransie odszukać się wśród przyjaciół – nieocenione uczucie.

    Chleb z kminkiem – tego w „stolycy” nie znajdziecie.
    Serdeczność autochtonów i przyjeżdzających – poza skalą.

    Co jeszcze było i co jeszcze się działo, czasu nie stanie by wszystko wymienić.
    Wszystko zostanie w pamięci.
    Wielkie DZIĘKUJĘ Wam wszystkim.

    PS
    Zdjęcia są, jakie są. Robione nocą i chwiejną dłonią. Ale lepszych nie ma.
    Pigpen – podziękowania dla rodziców za udostępnienie tego skrawka raju, i oczywiście dla Ciebie że Ci się chciało, że było właśnie tak jak było, że…

    … że o gołej babie nie wspomnę. :)

    • pigpen
      pigpen
      11 czerwca 2013 at 16:51

      ciii ta goła baba to tajemnica ;)

  6. RobertZ
    RobertZ
    11 czerwca 2013 at 20:41

    R.E.W.E.L.A.C.J.N.E
    spotkanie plenerowe. Czas wolno płynął, nikt się nigdzie nie spieszył. Wolno pykana fajka za fajką wyznaczała kolejne godziny wspólnego spotkania. Ciągle nowe i ciekawe tematy sprawiły że nikt nie chciał pstryknąć nawet odbiornika RTV. Warunki na ranczo jak w dobrym hotelu, teren to lasy bieszczadzkie więc lepiej o wszystkim mówił śpiew ptaków niż moje marne słowa ograniczone 24 literami alfabetu. Pigpen i Ekipa organizacyjna spisali się na medal. Jeszcze raz SZACUN dla organizatorów.

  7. Obzon
    Obzon
    11 czerwca 2013 at 21:20

    Pytanie do organizatorów. Produkty mięsne skąd braliście? Pytam bo znam wyroby z Góry Ropczyckiej pod Rzeszowem. Jeżeli na spotkaniu było mięso z tego źródła to mam kolejny powód, żeby żałować, że nie byłem.
    Gratuluje inicjatywy, mam nadzieję, że nie ostatniej.
    Pozdrawiam serdecznie

    • pigpen
      pigpen
      11 czerwca 2013 at 23:20

      Obzon, mięso było z innego źródła, a mianowicie z regionalnej masarni (nomen omen) Józef Bawół w Markowej. Nie żebym robił reklamę, ale jeśli ktoś miałby okazję spróbować to polecam.
      I tak przy okazji. Myślę, że można powiedzieć, iż w pewnym sensie byłeś z nami na spotkani, bo jeśli dobrze pamiętam przywieziona przez Krzysia próbka St Bruno była z wymiany z Tobą ? mam rację ?
      Pozdrawiam.

      • KrzysT
        KrzysT
        12 czerwca 2013 at 08:45

        Nie ;) Z wymiany było Stokkebaye. Brunona Krzyś ma z Całkiem Innego Źródła ;)
        BTW – Brunona (ale Ready Rubbed) wraz z Condorem miał ostatnio na Allegro pan Grzegorz. Condora ma chyba nadal, w dobrej cenie.

  8. Piotr M. Głęboki
    Piotr M. Głęboki
    11 czerwca 2013 at 22:30

    Pierwsze spotkanie plenerowe się odbyło, choć wielu z Was nie przybyło (i żałujcie).

    Było super!!!, Pigpen podjął nas chlebem – prawdziwym polskim, solą i limonką (Tequila była „palona”), oraz innymi fajnymi tytoniami (patrz:trunkami) – np. Tulamore Dew – nowa tytoniowa marka, bardzo smaczna) o dużej zawartości% i oczywiście aromatycznej Lataki (ta królowała wszechobecnie). Pigpen przecież takie powitanie obiecał i słowa dotrzymał; stół uginał się od wszelakiego dobra, do picia, jedzenia i palenia – „czestny” gość; słowo ukraińskie, całkowicie zasadne – do granicy Z Ukrainą był płaski rzut beretem. Kto nie był, niech żałuje i się oblizuje, a język niech mu lata (…Kaja). Żebyście nie myśleli że tylko paliwa płynne były w użytkowaniu, wyliczyłem średnią spalenia fajek – coś koło 6-7 na jeden wieczór/ na głowę uczestnika – jak rany koguta nigdy tyle nie wypaliłem podczas jednego spotkania, ale w takim gronie i tych okolicznościach – trzeba było, co ja piszę, co ja piszę – Warto było !!!. Żałujcie wszyscy nieobecni, dziękuję tym z którymi miałem przyjemność spędzić fantastyczny, serdeczny wieczór i kawał nocy. Dziękuję, Piotr.

    PS: Pigpen, za podziękowanie niech posłużą następujące słowa: czyń Pan Panie Janie, następne spotkanie.
    Wspólna podróż ze Zbyszkiem minęła jak z bata strzelił; przegadaliśmy całą drogę, choć to 375 km, dziękuję Zbyszku – @Wiatrak99.
    Poranne pogaduszki z Robertem – @Robert_Z w niedzielę długo będę pamiętał – dzięki Robert.
    Krzyś ulotnił się rankiem o 5.00 (obowiązki rodzinne – dał słowo a słowo to nie dym), jak duch Sherlocka Holmesa, cichutko, nikogo nie budząc, a może cała brać miała „mocny” sen ?!. Jakiekolwiek insynuacje i domysły są nie na miejscu, a Krzysiowi za tytonie które przywiózł wielkie dzięki!!!.
    Uff, ale się rozpisałem. Już wystarczy. Piotr

  9. Boro
    Boro
    12 czerwca 2013 at 10:07

    Ja chciałbym tylko skromnie spytać Organizatorów – czy jest możliwość powtórzenie spotkania w czasie wakacji? Aż ślinka cieknie jak się patrzy na takie plenerowe spotkanie… :)

    • KrzysT
      KrzysT
      12 czerwca 2013 at 11:12

      Teraz to każdy chce Janka napadać. A na spotkanie to jakoś tłumy się nie pchały.
      Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli :> No.

      • Julian
        12 czerwca 2013 at 15:46

        Jeśli moje szczęście wyskoczy gdzieś na parę dni, zrobię quasi-plenerowe spotkanie w moim ogródku pod Warszawą.

    • pigpen
      pigpen
      12 czerwca 2013 at 11:25

      Boro, przede wszystkim myślę, że warto wspomnieć, że łączyłeś się z nami w czasie spotkania drogą telefoniczną. Także podobnie jak w przypadku Obzona, Twój duch w pewien sposób był z nami ;)
      A tak na poważnie to organizacja spotkania w okresie wakacyjnym jest mało realna z kilku powodów. Nie będę pisał o wszystkich, ale jednym z najważniejszych jest mój prawie pewny wyjazd na saksy, no i na wakacjach posiadłość jest non stop zajmowana przez właścicieli (czyt. wspaniałych rodziców :) ) ale jak napisałem w tekście:
      „(…) Być może jak zdrowie dopisze i okoliczności będą sprzyjające uda się zorganizować taki plener jeszcze raz ? (…)”
      pozdrawiam

  10. Boro
    Boro
    12 czerwca 2013 at 15:28

    No niestety – proszę wstawić w tym miejscu ulubiony, najbardziej obelżywy z nieestetycznych przymiotników – sesja skutecznie powstrzymała mnie przed przyjazdem, a strasznie żałowałem. Mój telefon głównie sprawił, że żałowałem tylko bardziej. :)

    Liczę w takim razie na jakieś wieści o kolejnym gdy tylko będzie sposobna ku temu okazja!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*