Amphora Full Aroma- recenzja Zyrga

30 marca 2014
By

AR14Ze względu na zawirowania losowe, zmuszony byłem do stworzenia chyba jednej z najbardziej błyskawicznych recenzji, jakie napisałem. Dlatego przepraszam, za brak popisów literackich, rozbudowanych metafor, suchych żartów itp. Próbka, którą otrzymałem zaległa na dwa tygodnie w słoiku i nieco się „wygazowała”, dlatego  podejrzewam, że część wrażeń aromatycznych mogło ulecieć z otwarciem słoiczka.

Mieszanka na oko baaardzo przypomina mixturę MacBarena – sporo jasnobrązowych rozdrobnionych flaków, na oko Bu z dodatkiem Va, trochę jaśniejszych virginiowych wstążek, trochę wstążek z „tłustego”, utopioniego w syropku Burleya, niewielka ilość czarnego Cavendisha. Całość niezbyt wilgotna, nie klejąca się, ot taka prawie w sam raz. Wygląda całkiem przyzwoicie, smacznie i zachęcająco. Zapach wykazuje definitywną aromatyzację. Nie jest to zwalająca z nóg (przynajmniej moja próbka – patrz wyżej) woń ulepów, ale jest pachnąco. Dominuje miód, nieco wanilii i… no właśnie – ta myśl nie dawała mi spokoju. Przez moment przestraszyłem się, że jakimś cudem krążący po kraju zombie Stokkebye Cherry powrócił. Ta sama nutka kisielkowo-pudrowej wisienki, albo innego „owoca”, jednak jakbym musiał wybierać, to strzelałbym właśnie w wiśnię… zatem niechaj płonie.

Delikatnie podsuszam przez kilka minut i nabijam podobnie do metody Franka, tylko troszke luźniej. Odpala się bezproblemowo, pali też nie najgorzej. Jak się człowiek skupi to nawet nie gaśnie… Z kondensatem, też nie ma zbyt dużych problemów, raz w połowie palenia coś zabulgotało i wyciorek poszedł w ruch, ale nic się nie topiło, nie korkowało, nie dawało „mokrą ścierą”. Spaliłem 2 fajki na szary popiół, nie musiałem czyścić fajki chemią, wystarczyło przewyciorowanie, nie było smoły, nie było kondensatu. Bardzo przyzwoicie.

Moc raczej po niskiej stronie skali. Nie jest to „gorące powietrze”, ale zdecydowanie jest to tytoń w moim odczuciu lekki w nikotynę. Pora niestety na słabe strony. Smakuje jak przeciętna mieszanka oparta na mieszaninie Bu + Va. Zgrzeszyłbym, gdybym pominął strzały aromatu, które pojawiają się co i rusz podczas palenia i są całkiem wyraźnie. Raz pojawia się słodycz, innym razem wspomniana „wiśnia”, jeszcze innym wanilio-pralinka. Niestety są to przebłyski w zalewie dość przeciętnego, wysuszającego paszczę kopcia. Smak pierwszej fajki po przekroczeniu połowy stracił plusy, które dziarsko zastąpiły minusy w postaci cierpkiego posmaku i ogólnego znużenia sesją. Za drugim razem było nieco lepiej. Nieco. W dodatku, pomimo tego, że nie udało mi się nawet zagrzać fajek mocniej, po paleniu okazało się, że mój język nie jest w najlepszej kondycji i z ulgą udałem się do lodówki po plaster salami…

Room note dość przyjemny, wietrzejący, ale nie ma w nim pierwiastka rozmiękczającego mury twierdz, w których ukrywają sie zacne białogłowy. Poprawny. Reasumując – dla mnie przeciętniak. Jakbym miał celować w półkę cenową to raczej mieści się w 30 PLN. Minus za nieładne traktowanie otworu gębowego, i brak zdecydowania czym chce być. Jeśli jest to rzeczywiście wspomniany przedział cenowy to jedyny plus wędruje do niego za znośną kulturę spalania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*