Gawith, Hoggarth & Co. – Brown Irish X

7 grudnia 2017
By

 

Jakieś dziewięć lat temu nie byłem miłośnikiem słodyczy. Kawę piłem samą, co najwyżej zapalałem do niej papierosa. Dopiero kiedy poznałem moją Panią nauczyłem się, co to znaczy Pyszność. Od tamtego momentu nie wyobrażamy sobie niedzielnej kawy bez Pyszności. Powiem więcej. Nauczyłem się rozpoznawać te naprawdę dobre słodycze i nie zadowalać się byle czym. Jak to się ma do tytoniu, który zamierzam Wam krótko opisać? Cóż. Nie uważam się za konesera w sprawach tytoniowych, gdyż mam w tych kwestiach za krótki staż, ale z pełną świadomością mogę powiedzieć, które tytonie fajkowe są dla mnie Pysznością. Taką, którą raczę się tylko w towarzystwie książki. I dobrej kawy. Jedną z takich Pyszności stał się Brown Irish X.

Niecały rok temu miałem okazję zdobyć ten tytoń. Zapytałem nawet na Fajkanecie o to i owo w jego sprawie, ale chodziło raczej o aspekty techniczne i nie rozwodziłem się zbytnio nad walorami BIX. Po wypaleniu jednej puszki i porządnym napoczęciu drugiej, chciałbym przybliżyć Wam nieco ten tytoń. Tym bardziej, że jest on już raczej u nas niedostępny, a na Fajkanecie opisywany dokładniej jeszcze nie był.

Zacznę od formy. BIX opakowany był w zieloną puchę GH, w środku dwa kawałki grubej liny mieściły się w papierowym owinięciu. BIX nie był ciasno zwarty. Rozłożyste kawałki liścia zdawały się odchodzić od mocniej skręconej części. Zapach był dla mnie bardzo intensywny, lekko oleisty. Używam w stosunku do niego subiektywnego określenia  – „mocno roślinny”. Oczywista sprawa. Tytoń to roślina. Jednak w przypadku BIXa odczuwam to jakby mocniej. Uwielbiam zapach rąk, który pozostawia po czynnościach związanych z przygotowaniem do palenia.

Początkowo tytoń wydawał mi się mocno wilgotny, jednakże z czasem, szczególnie po przygotowaniu porcji, zrozumiałem, że jest on w zasadzie dosyć suchy i nie wymaga przesadnie długiego podsuszania.

BIXa paliłem początkowo w luźnej formie. Za pomocą scyzoryka niespecjalnie wygodnie odcinało mi się równe monetki, więc powstałe skrawki starałem się drobno rozetrzeć i zapalać. W takiej formie tytoń spalał się dość szybko, a jego walory były mało wyraźne i ulotne. Być może dlatego, że wówczas bardziej go przesuszałem.

Dopiero w momencie, gdy mój brat miał krótki epizod z cygarami, wpadła mi w ręce obcinarka do cygar, której z powodzeniem zacząłem używać do wycinania przyzwoitych krążków z BIXa. Dopiero w tej formie tytoń nabiera pełni.

Przed paleniem, ze skrętki wycinam, za pomocą obcinarki, kilka krążków. Im cieńsze, tym lepsze. Z racji tego, że komin jedynej fajki, w której go palę, nie jest zbyt szeroki, staram się wydzielić trzy, góra cztery monetki do nabicia, dwie do rozdrobnienia. Rozdrobniony tytoń w niewielkiej ilości idzie na dno komina, gdzie tworzy stosowny ruszt. Później umieszczam na nim parę równych krążków tak, aby nie przylegały za mocno do ścianek fajki. Na koniec sypię trochę drobnicy, aby ułatwić zapalenie.

BIX zajmuje się łatwo, nie sprawiając problemów przy równomiernym rozłożeniu żaru na całej powierzchni tytoniu. Palenie, którego z racji nieznanej przedtem formy tytoniu początkowo się obawiałem, nie przysparza mi żadnych trudności. Żar prowadzi się łatwo, tytoń nie wydziela dramatycznych ilości kondensatu, pali się chłodno, wolno. Czasem wymaga ponownego odpalenia, ale to raczej z mojej winy, ponieważ często odkładam fajkę na dłuższą chwilę, kiedy zbyt mocno się zaczytam, albo zajmę jakąś pierdółką w telefonie. Ponownie odpalony BIX smakuje dobrze w dalszym ciągu.

Smaki tego tytoniu nie są jakoś diabelnie skomplikowane, jednak osobiście mogę wyróżnić trzy fazy palenia. W pierwszej, w której wypala się „górka” utworzona z rozdrobnionego tytoniu, wyczuwam swoistą trawiastość, przeplataną tylko nieśmiało wkradającą się słodyczą.

Dopiero później, kiedy żar zaczyna obejmować monetki, BIX staje się tym, za co najbardziej go lubię. Pysznością. Na pierwszym planie pojawia się pełna, okrągła słodycz. Aksamitna, a mimo tego na tyle wyraźna, że nawet mało wprawny fajczarz (czyt. ja), może się nią w pełni nacieszyć. Słodycz ta, mimo swojej wyrazistości, w żadnym wypadku nie wydaje mi się nachalna. Nie czuję znudzenia, szczypania, czy przesłodzenia. Jest w sam raz. Myślę, że to zasługa odpowiednio zbalansowanych składników tytoniu. Różnie się o nim pisze. Że to Virginia z Burleyem, Virginia z Kentucky, albo nawet sama Virginia. Moim zdaniem Virginia tu dominuje, jednak stosowna dawka Kentucky spełnia tu rolę wygładzającą.

Końcowa faza palenia zdaje mi się nieco ostrzejsza, czuję lekką pikantność, której nie umiem do końca opisać. Mimo wszystko przy dnie kominka tytoń nie jest już tak słodki, jak w drugiej fazie. Moim zdaniem jest to plus.

Czyszczenie komina fajki po wypaleniu porcji BIXa jest przyjemnością. W popielniczce szary popiół, kominek wystarczy przejechać zrolowanym papierem, wilgoci mało co.

W pomieszczeniu BIX pozostawia zapach bardzo intensywny, jednak dla mnie, jako palacza nikotynisty, jest on naprawdę przyjemny. Może trochę cygarowy? Trudno powiedzieć, ale na pewno nie przywodzi na myśl papierosów.

Nie sposób nie wspomnieć tu o mocy tego tytoniu. Jest faktycznie duża, porównywalna do mocy GH DBE, czy Peterson Irish Flake. Mimo tego nie jest ona przytłaczająca. Staje się jakby podkreśleniem całej tej słodyczy, która obecna jest w trakcie palenia. Wolne palenie po obfitym posiłku składającym się z ziemniaków w dowolnej formie i sporego kawałka mięsa, pozwoli traktować moc BIXa jako przyjemny dodatek do całej reszty jego walorów.

Jeśli miałbym go przyrównać do innego tytoniu, który miałem okazję palić, to jest pod paroma względami podobny do GH Dark Birds Eye, jednak wydaje się bardziej złożony i intensywniejszy. Dodam tylko, że DBE po długim pobycie w szczelnie zakręconym słoiku zdawał się trochę szlachetnieć. BIX jest jednakowy od momentu wyjęcia z puszki i wydaje mi się, że pobyt w słoju nie daje mu za wiele.

Tytoń ma moim zdaniem dwie wady. Pierwszą jest jego aktualna dostępność w naszym kraju, a raczej jej brak. Podobnie jak mój ukochany Dark Birds Eye nie pojawił się od dawna w żadnym znanym mi sklepie. Dlatego palę go stosunkowo rzadko. Druga wada polega na tym, że BIX mocno wbija się w fajkę. Aktualnie żaden inny tytoń zapalony w Stanwellu ze zdjęcia nie daje się dobrze wysmakować. BIX jest zbyt intensywny. Jeśli po wypaleniu tej porcji nie uda mi się go nigdy więcej dorwać, to zrobię po prostu profesora i fajka będzie gościć Broken Scotch Cakea.

Na zakończenie powiem, że Brown Irish X to tytoń intensywny, mocny, sycący i paradoksalnie dziwnie aksamitny. Spróbowałem go w momencie, w którym w tytoniu liczyła się dla mnie głównie jego moc, teraz natomiast palę go jako tytoniową Pyszność, moc natomiast staje się tylko miłym dodatkiem. Polecam nie tylko miłośnikom mocnych mieszanek.

3 Responses to Gawith, Hoggarth & Co. – Brown Irish X

  1. szydlo
    7 grudnia 2017 at 12:56

    Bardzo fajna recenzja, zwłaszcza cenię sobie aspekty techniczne przygotowania tytoniu. Czy powstałe w ten sposób krążki kładziesz na płask, czy wciskasz pionowo do komina?

    • Radek_Z
      Radek_Z
      7 grudnia 2017 at 14:28

      Cześć. Krążki układam na wcześniej przygotowanym ruszcie płasko. Trochę ciężko mi to idzie, bo paluchy grube, a kominek wąski, ale wystarczy trochę potrząchać i jakoś się układa.

  2. 1 lutego 2018 at 15:35

    Fajkę palę od kilku lat i muszę powiedzieć, że nie mogę się bez niej obejść. Palę rano, w obiad i wieczorem. Poranna prasa i fajka są nieodłączne, co niestety niezbyt pasuje mojej ukochanej. Nie mam ulubionego tytoniu, choć są takie, które palę częściej. To internetowe sklepy sa moim zródłem nowych tytoni. Smakuję i wciąż czekam na ten mój ulubiony.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*