Tuzin Zbigniewa Turka (20)

16 lutego 2012
By

Na fali tekstów o klubach fajkowych prezentujemy klubowe nowinki Zbigniewa Turka. Do tego kilka doniesień o zawodach fajczarskich oraz nieco ciekawostek.

Za zezwoleniem „Przekroju”, skany Marek Milczek.

Tags: , , ,

10 Responses to Tuzin Zbigniewa Turka (20)

  1. bogart
    17 lutego 2012 at 10:08

    RDH to Rich Dark Honeydew? Ale jesli tak, to dlaczego „holenderski” skoro Rich Dark Honeydew jest z UK?

    • KrzysT
      KrzysT
      17 lutego 2012 at 10:56

      Biorąc pod uwagę, że Peterson jest według tego artykułu z Finlandii, nie zwracałbym większej uwagi na kolejną pomyłkę. W świetle tego myślę, że firma STOEWE, USA to prawdopodobnie Loewe, GB ;)

  2. yopas
    17 lutego 2012 at 10:27

    A może to RDH jest od Royal Dutch HGW…

    • bogart
      17 lutego 2012 at 10:35

      A, byc moze :) Ale tego na pewno nie sprobuje

  3. largopelo
    17 lutego 2012 at 10:58

    Peterson Finlandia?

    • KrzysT
      KrzysT
      17 lutego 2012 at 11:19

      Też się nad tym zastanawiałem i doszedłem do wniosku, że pewnie było tak, że autor (albo ktoś z jego otoczenia) miał fajkę z zatartymi puncami. Zostało „Made In ..land” i wydedukował, że powinno być „FINland”.
      Pośrednio świadczy to oczywiście o tym, że autor miał – wbrew tzw. pozorom – dość słabe rozeznanie w zakresie marek fajek, bo przecież Peterson jest firmą dość starą. Podobnych kwiatków w jego twórczości jest sporo, więc ten mnie jakoś szczególnie nie dziwi. Inne czasy i taka sobie znajomość języków.

      • largopelo
        17 lutego 2012 at 11:33

        Tak jak mówisz, ale z tym STOWE to bym nie odszyfrował :) Pierwsze co mi przyszło na myśl to niemieckie zegarki :D

        • KrzysT
          KrzysT
          17 lutego 2012 at 11:53

          E, to jest tylko domniemanie. W końcu tych fajkowych firm, o których nie wiemy trochę było. Zwróć uwagę, że on to podkreśla, żeby zwrócić uwagę, że ludzie palili w zagranicznych (w domyśle: dobrych) fajkach. Równie dobrze mogła to być zagraniczna firma krzak. Albo basket pipe. A i tak był szpan.
          Czasem na Allegro pojawiają się takie kolekcje „po dziadku” i widać, w czym ludzie palili. Z dzisiejszego punktu widzenia nic interesującego najczęściej (poza wartością sentymentalną), ale wtedy fajka za kilkanaście $ to było coś. I z tej perspektywy trzeba patrzeć na te wpisy dotyczące tytoni i fajek dostępnych w PRL.

          • largopelo
            17 lutego 2012 at 11:56

            To E wszystko objaśniło – reszty nie czytałem ;)

  4. Jacek A. Rochacki
    19 lutego 2012 at 18:29

    Czytając z radością refleksje na temat tekstów p. Turka i „jego” czasów niech mi będzie wolno dodać coś od siebie, jako że w „tamtych czasach” – dokładniej od początku lat ’60 już fajkę paliłem i się sprawami fajkowymi bardzo interesowałem, a wcześniej, bo od lat ’50 pilnie chłonąłem wiedzę na temat fajek i tytoni, przysłuchując się starszym ode mnie Przyjaciołom Rodziny.

    Chyba zawsze było tak, iż istniały obok siebie: jakby „popkultura” – taka spektakularna, nagłośniona – i równocześnie nie szukająca rozgłosu kultura nie_pop. I tak postrzeganie i opisywanie świata fajkowego w Polsce w latach ’50, ’60, ’70 przez pryzmat i tekstów p. Turka, i fajek”po dziadku” spotykanych czasem na Allegro, i ówczesnych klubów przypomina mi próbę opisania ówczesnej rzeczywistości przez pryzmat na przykład pism popularnych, mimo istnienia cały czas tworów czy bytów na bardzo wysokim poziomie.

    Chcemy czy nie, wiedza fajkowa publikowana była (i w wielkiej mierze jest nadal), zapisana i podawana w języku angielskim. Faktem jest, iż do tzw. Odwilży Październikowej 1956/57 znajomość języka angielskiego mogła być powodem kłopotów, ale później już nie aż tak bardzo. Starsi warszawiacy pamiętają niesłychaną popularność kursów U Metodystów i podręczniki Eckersley’a. Działał w Warszawie od 1938 roku, po wojnie od bodaj 1946 roku The British Council – biblioteka na pewno od 1946 – i kursy przy Ambasadzie USA. Tak więc podstawy angielszczyzny były dostępne, a co się z tym zrobiło, zależało już od indywidualnej motywacji danego człowieka. Do tego: od 1956/57 wyjazdy na tzw. Zachód były możliwe, i jak to wspominałem już na gościnnych łamach tego portalu, w przeciwieństwie do sytuacji w NRD czy Czechosłowacji wcale pokaźna liczba Polaków miała sobie za punkt honoru coroczny wyjazd na tzw Zachód.

    Przypominam powyższe, gdyż dochodzę do wniosku iż wyróżnikiem tamtych czasów fajkowych w kraju był…specyficzny jak dla mnie stosunek do wiedzy, aczkolwiek trzeba przyznać, iż dostęp do wiedzy nie był tak łatwy jak ostatnimi laty.

    Myślę też, iż warto tzw. chłodnym okiem spojrzeć na rynek fajek, na ich dostępność. Faktem jest iż zdanie się na ofertę typowych sklepów oferujących fajki skutkowało NRD owskimi Howalami, jakimiś fajkami z Albanii, czechosłowackimi bodaj quasi „falconami” o plastikowej łyżce, czy innymi fajkami z tzw. „Demoludów”, włącznie z naszymi rodzimymi produktami. Ba, były oferowane twory „cepeliowskie”, np. bardziej czy mnie udane imitacje fajek…góralskich. Wspomniane tu fajki wbrew pozorom nie zawsze należały do najtańszych. Natomiast Pewex miał w swej ofercie fajki z jak bym to dziś powiedział, topu średniej półki. Sam miałem znakomitego Liverpoole’a Hardcastle w edycji DRAWEL który był po prostu klonem Dunhilla model 38. Mówię o Hardcastle, bo je akurat pamiętam, na pewno „trzymały” one poziom Stanwelli i im podobnych wrzośców. Cena – około $ 7, czyli o $ 3 mniej niż para dżinsów Levi’s 501. A autentyczne „Lewisy” były od końca czy nawet połowy lat ’60 już popularne…wracając do fajek: tańsze, o ile pamiętam, były bardzo dobre fajki Dr MAX. Tyle, że nie mając wiedzy na temat wrzośca, jego przysposobienia do wykonania zeń fajki, pójściem po mniejszej linii oporu było odwiedzenie np. warszawskiego sklepu „Fajka” niż odłożenie pieniędzy na owe ok. $ 7, nabycie bonów i dokonanie zakupu dobrej fajki w Pewex ie.

    Z tytoniami sytuacja była trudniejsza. Co prawda w ofercie Pewex u były między innymi:
    – Dunhill (jeszcze Murray’a) Standard Mixture i Medium Mixture w puszkach po 4 uncje za chyba nieco ponad $ 4 za taką puszkę, za ok. 80 centów 50 gramowa puszeczka Erinmore Flake, za nieco więcej – bodaj $ 1.10 Capstan w obu edycjach, no i nie pamiętam po ile znakomita delikatna Va Legation Willis’a, ale o ile na dobrą fajkę jakoś miesiącami zbierało się środki, o tyle podane ceny były dla wielu – zwłaszcza takich palących więcej – odstręczające. Amphora – tak, była, ale cieszyła się ona zainteresowaniem raczej amatorów lektur felietonów z „Przekroju”. I tak nadal cichutko kwitły procedury domowego curingu liści rodzimej Virginii, wówczas wyższej jakości niż liście rodzime z których obecnie przeprowadzałem domową fermentację słoikową… jak to jar :)

Skomentuj Jacek A. Rochacki Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*