Fajczarz Earl Grey

23 września 2010
By

Ona jest małą australijską dziewczynką ze znamieniem w kolorze „kupy” na czole. Uwielbia oglądać „Noblety” i zajada się słodzonym, zagęszczonym mlekiem. Ma dużo kompleksów i ani jednego przyjaciela. Wie jednak, że dzieci biorą się z dna kufla piwa i aż pali się do tego, żeby z kimś podzielić się tą informacją. On za to jest zamkniętym w sobie obżartuchem z czterdziestoma kreskami na karku i jak każdy prawdziwy Amerykanin korzysta z usług psychologa. Łatwo ulega strachowi oraz panice. Jest też Żydem-ateistą, choć lubi jarmułkę. Nie potrafi zrozumieć świata, ale ten także nie stara się pojąć jego. Ta dwójka zostanie serdecznymi przyjaciółmi mimo, iż na pierwszy rzut oka łączyć ich będą tylko kreskówka, a także czekolada. I listy, oczywiście.

Oto jak pokrótce można scharakteryzować główne postacie animowanego filmu Adama Elliota Mary i Max. To jednak nie wszystko – Mary jest dzieckiem alkoholiczki i nikotynistki oraz wiecznie nieobecnego mężczyzny, którego całe życie polega na przyszywaniu nitek do torebek herbaty. Matka kompulsywnie kradnie towary ze wszystkich sklepów i lokali, w jakich się znajdzie, a ojciec w wolnych chwilach woli wypychać martwe ptaki, które znajduje koło domu, niż zajmować się rodziną. Mary sama robi sobie figurki „Nobletów” – bohaterów swojej ukochanej kreskówki – a najbliżej niej znajduje się kogut imieniem Ethel. Max za to posiada w życiu trzy cele, z czego jednym jest zapewnienie sobie zapasu czekolady do końca życia, zaś drugim zgromadzenie pełnej kolekcji owych „Nobletów”, których ogląda na dwóch telewizorach – jednym bez wizji, drugim bez fonii. Od lat gra w gry losowe, za każdym razem skreślając te same liczby. Ma głuchą, ślepą, ale pomocną sąsiadkę, a także zacięcie kulinarne – w sobotnie noce sam wymyśla oraz przyrządza własne potrawy.

Los łączy tych dwoje pozwalając im zaprzyjaźnić się dzięki listom. Mary jest niepewną siebie, ale ciekawą świata opuszczoną dziewczynką, Max cierpi na syndrom Aspergera. Jego deficyt jest jednak niewielki i gdyby nazwać go chorym, mógłby się śmiertelnie obrazić (śmiertelnie na kogoś i śmiertelnie dla niego).

Mary i Max to historia niezwykle zażyłych kontaktów dwóch osób, które nigdy w życiu się nie spotkały twarzą w twarz. Znają się tylko z listów, a jednak zostają najbliższymi przyjaciółmi i czyny jednego odbijają się na drugim oraz odwrotnie. Na dodatek jedno z nich jest upośledzone psychicznie. Paradoksalnie to jednak właśnie Max, dotknięty syndromem Aspergera, jest znakomitym nauczycielem życia dla Mary, która nie posiada żadnego deficytu. Znowuż dziewczynka staje się jedynym łącznikiem Maxa ze światem zewnętrznym, którego ten nie pojmuje, choć bardzo się stara. Oboje prawie wpędzą siebie nawzajem do grobu, bo taka przyjaźń jest trudna, a także bolesna. Jednak znakomicie do siebie pasują i wiedzą, że to najlepsze, co może ich spotkać. Mają te same pragnienia – aby ktoś ich pokochał.

Jeśli ktokolwiek dotarł do tego punktu, zapewne zadaje sobie pytanie – dlaczego ten tekst znajduje się na naszej stronie? Zapewniam, że nie jest on bezcelowy i nie na temat, bowiem w filmie pojawia się fajka.

Mary, jak każda dziewczynka, marzy o swojej przyszłości. Chce zostać żoną Earl Greya – mężczyzny z wąsami i fajką – oraz pić z nim herbatę earl grey w wielkim zamku w Szkocji. Pech zechce, że za kilkanaście lat Mary zakocha się w swoim sąsiedzie – Damienie Papadopoulosie – i marzenia o wąsiastym fajczarzu odpłyną w siną dal. Czy może raczej – w siny dym…

Tak, to prawda – to trochę mało, żeby pisać o fajce. Wystarczy jednak, żeby wspomnieć o filmie. Tak naprawdę to fajka jest tu tylko pretekstem, aby pisać właśnie o filmie. Dzięki niej tekst jest uzasadniony, usprawiedliwiony, a dobry mem zasiany. Nie mam bowiem żadnych wątpliwości, że każdy z czytelników powinien się dowiedzieć o tym dziele. I cieszę się, że znalazłem pretekst, by o nim opowiedzieć.

Mary i Max zaczyna się jak wiele animowanych filmów dla dzieci, ale z pewnością nie należy do tej kategorii. Animacja jest tutaj raczej sposobem na pokazanie innej rzeczywistości, niż tą, którą każdy z nas ogląda za oknem – chodzi o pokazanie świata chorych na Aspergera, ich obaw i lęków, a także o unaocznienie, że można im pomóc. Animacja ma nas zabrać w podróż po wrażliwości upośledzonych oraz tych, którzy mają odwagę wyciągać do nich dłoń. Animacja pokazuje zniekształcenia tych światów, ich niezamierzony komizm, a także smutek. Bo właśnie smutek to uczucie, które ujawnia się najczęściej podczas oglądania filmu. Nawet pomimo (a może właśnie – na przekór?) licznych wstawek komediowych. Śmiejemy się przez łzy. Humor jest tu wyższą formą powagi.

To bardzo ponury film, który z każdą minutą traci baśniowy, dziecięcy klimat, a staje się autentycznym dramatem obyczajowym. To powieść epistolarna przeniesiona na język kina – bohaterowie w ogóle mało mówią, jakby ich słowa nie były ważne dla świata, w którym żyją. Posługują się raczej listami, rozmawiają w myślach, przelewając szczerość na papier. Wreszcie film zmierza ku tragedii, ale paradoksalnie to potrzebna tragedia. Nie wybrzemiewa z niej bezsilność, nie wygląda na bezsensowną. Jest jedyną opcją. Jest szczęśliwym nieszczęściem. Taka musiała być. I jest słodka pomimo gorzkich łez, które jej towarzyszą.

To, że ten film nie był nawet nominowany do Oscara (w 2009 roku w kategorii pełnometrażowych filmów animowanych wygrał błachy w porównaniu do tego dzieła Odlot) jest wielką pomyłką i ogromną porażką Akademii z Hollywood. Mary i Max nie tylko przebija prawie wszystkie kiedykolwiek nagrodzone Oscarem pełnometrażowe filmy animowane (jedynie genialne Spirited Away: W krainie bogów Hiyao Miyazakiego stawiam wyżej), ale także większość nagrodzonych w 2009 roku filmów, które nie są animacjami (lepszy niż Bękarty Wojny Tarantino, niż Avatar Camerona). Sądzę także, że mógłby śmiało ścigać się z innymi arcydziełami kina. Mary i Max jest kinem najwyższych lotów.

Co ciekawe – poprzedni film reżysera Adama Elliota, traktujący o innym bohaterze, cierpiącym na zespół Tourrete’a (inny, bardziej złożony i dotkliwszy deficyt psychiczny), Harvie’m Krumpecie, zdobył Oscara w kategorii krótkometrażowy film animowany. Chociażby dlatego Harvie Krumpet – bo taki ma tytuł – również warto obejrzeć. Co prawda nie ma fajczarza Earla Greya, ale są inne, nam bliskie akcenty.

Mary i Max (Mary and Max)
USA-Australia 2009, reż. Adam Elliot, scen. Adam Elliot

Zdjęcia ze strony:
http://www.smh.com.au/news/entertainment/arts/aussie-film-earns-prime-slot/2008/11/20/1226770643735.html

Tags: , , , , ,

2 Responses to Fajczarz Earl Grey

  1. Wojtek
    Wojtek
    23 września 2010 at 09:52

    no to mnie zaciekawiłeś ;) trzeba będzie obejrzeć jak nadarzy się okazja

  2. JSG
    JSG
    12 października 2010 at 21:44

    Z „kreskówek” poruszających ciekawe tematy, a z jakimś tam akcencikiem fajkowym (kiedy już go wyłapiecie możecie być lekko zaskoczeni):
    Persepolis – francuski pełnometrażowy film animowany z 2007 r. wyreżyserowany przez Vincent’a Paronnaud’a i Marjane Satrapi na podstawie autobiograficznej powieści graficznej o tym samym tytule (Persepolis), której autorką jest Satrapi.
    Marjane Satrapi i Vincent Paronnaud wspólnie napisali scenariusz i wyreżyserowali film, wyprodukowany przez Marc-Antoine Roberta i Xaviera Rigault z 2.4.7. Films. Film powstawał przez trzy lata, prace rozpoczęły się w październiku 2005, ukończono je w kwietniu 2007. Światowa premiera odbyła się na festiwalu w Cannes w 2007 roku.
    Autorka zaznaczała, że zależy jej na tym, aby czytelnicy i widzowie zrozumieli, że społeczeństwo irańskie nie składa się z samych zagorzałych islamistów i terrorystów. To tylko cząstka prawdziwego życia i prawdziwego oblicza społeczeństwa. Pomimo tych deklaracji władze irańskie oprotestowały pokaz filmu w Cannes, nazywając go „aktem politycznym i antykulturalnym”. Mehdi Hallor, doradca rządu irańskiego ds. kinematografii oskarżył film o popularyzowanie islamofobii w zachodnim świecie i pokazywanie nieprawdziwego oblicza dokonań Rewolucji Irańskiej. Islamofobia w zachodnim kinie rozpoczęła się we Francji, a wyprodukowanie i nagrodzenie antyirańskiego filmu w Cannes potwierdza ten stan rzeczy. W konsekwencji dystrybucja filmu duetu Satrapi i Paronnaud została zakazana w Iranie.
    Satrapi, zarówno w komiksie, jak i w w filmie, wyraża się sugestywnie, dzięki skoncentrowaniu się w przeważającej części „Persepolis” na czarno-białej przeszłości. Oczami dziewczynki obserwujemy wyraziste obrazy, dokumentujące dwoistość egzystencji w Iranie (oficjalnej, stojącej w kontrze do prywatnej) i niezłomność Persów w osiągnięciu wolności. Jej przeżycia, emocje, strach i bunt z Teheranu kontrastują z dekadencko-zblazowanym towarzystwem podczas nauki w wiedeńskim gimnazjum. Moment dojrzewania zbiega się u Marjane ze specyficznym kontestowaniem zakazów i nakazów. Również pierwsze miłości, jak i wstyd z powodu irańskiego pochodzenia są elementami zachowań dziewczyny ze Środkowego Wschodu. Jednocześnie Satrapi udowadnia, że bycie mieszkańcem Iranu to wcale nie zbrodnia, a ludzie, mówiący językiem farsi nie są terrorystami.

    Osobiście, polecam, choć osobiście film mnie rozczarował. Po wyśmienitej pierwszej połowie, druga część jest jakby o niczym.

    W innym filmie poruszającym bardzo ciężką tematykę „Walc z Bashirem” fajkowych klimatów się nie doszukałem, ale ten film mogę polecić, szczególnie że mimo że opowiada konkretną historię jest on niezwykle uniwersalny. Problem który porusza jest problemem nie tylko bohaterów, ale w zasadzie każdego pokolenia wojennego od zarania dziejów.

Skomentuj JSG Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*