Tanio a pomysłowo

11 stycznia 2011
By

Zwykle tanie fajki mają w sobie urok z filmów klasy B albo nawet i C. Nie mogą się równać z klasą wyższą, a jednak czasu z nimi spędzonego nie należy pojmować jako stratę. Potrafią cieszyć oko oraz duszę. No i z braku laku, dobry kit…

Mam jedenaście fajek. Czterech z nich w ogóle nie używam – są to egzemplarze zdobyte na początku mojej fajczarskiej drogi. Dwie z nich to gruszę, jedna to lipa (i bynajmniej nie chodzi o drewno…) z Hong Kongu, a ostatnia to albanka na której ćwiczyłem „odnawianie”. Dzisiaj stoją na półce i przypominają mi o poparzeniach języka i podniebienia, o eksperymentach z Tillburym, Poniatowskim, Borkum Riff, czy Alsbo oraz wszystkich tych wpadkach nowicjusza, jakie udało mi się zrobić.

Reszta za to jest w ciągłym użyciu. Siedem fajek na siedem dni tygodnia. Można byłoby się spodziewać, że po doświadczeniach zdobytych na czterech tanich i najniższej jakości fajkach zmądrzałem i zacząłem inwestować w produkty droższe, uznanych firm, czy znacznie odbiegających normą od tych pierwszych fajek. Tymczasem najlepszą z pozostałych siedmiu egzemplarzy jest… Worobiec 84, który jest perfekcyjnie wykonany, jest zrobiony z wrzośca zacnej jakości, ale przecież nie można go zaliczyć do wyższej półki niż dobrych (to umiarkowana, uogólniająca opinia, moja osobista jest nieco odmienna, bardziej optymistyczna – zaliczyłbym tego Worobca do fajek bardzo dobrych) użytkowo, z kategorii codziennych. Żaden to Barling pre-transition, ani nic podobnego.

Worobiec jest najdroższą z moich pozostałych siedmiu fajek. Po zsumowaniu pieniędzy, jakie wydałem na resztę (sześć fajek), wyszłoby, że cena Worobca przekracza je wszystkie razem wzięte. Łatwo się doliczyć, że łącznie wydałem na całość około dwustu złotych.

Lubię mówić o sobie, że jestem bezkonkurencyjny, gdy nie ma konkurencji. Przygarniam zwykle te fajki, których nikt inny nie chce przygarnąć. Na dodatek nie mam żadnego planu na kolekcję, a wręcz staram się go nie posiadać (co samo w sobie jest już planem na kolekcję – ot, piękny paradoks). Kupuję więc to, co mi się podoba, co jest warte tyle, co kot napłakał i na co większość fajczarzy patrzy z politowaniem.

Nie chcę tu gloryfikować własnego podejścia. Sam uważam, że jest raczej naiwne, a także z pewnością nie zasługuje na jakiekolwiek lansowanie. To po prostu sposób na zdobycie optymalnej ilości fajek codziennych, w jak najlepszej jakości za jak najtańszą cenę. Argument ceny jest tu najistotniejszy, bo powyżej pewnej kwoty po prostu przestaję się interesować zakupem.

Owszem, przyglądam się cudeńkom, wycieram ślinę w chusteczkę, ale staram się powstrzymać od wydawania. Raz uległem. Ów zakup został sprezentowany dobrze znanej i zasłużonej w moim mniemaniu osobie. Z ulgą pozbyłem się nietrafionego egzemplarza, a dodatkowy z tego plus, że sprawiłem komuś radość.

Mam fajki tanie, wręcz bardzo tanie, ale to nie znaczy, że złej jakości. Owszem – prawie wszystkie mają jakiś feler. Jedna ma kitu prawie tyle, co drewna, druga ma zbyt niskie dno, trzecia miała obrzydliwą zęzę (operację jej usunięcia zrzuciłem na jednego z naszych kolegów, obecnych tu na portalu), czwartą chyba trzykrotnie próbowano zakleić na dnie pipe mudem (bezskutecznie), piąta ma zbyt wąski komin. Tylko do szóstej z nich – Bruyere Szabo – nie mam żadnych pretensji. No i do Worobca.

Pomimo jednak tych wszystkich wad konstrukcyjnych, nie żałuję zakupu ani jednej. Pali się w nich doskonale, na dodatek trzy mają sporo lat, a to znaczy, że są w jakimś stopniu wysezonowane. Po zabiegach higienizacji okazało się, że mogą służyć jeszcze przez bardzo długi czas, oddając pełnię smaku palonego w nich tytoniu.

W dodatku jest w nich coś urokliwego. Tak jak właśnie w filmach niższych klas. Obcowanie z nimi daje dużo przyjemności. Posiadanie ich uważam za swoje osobiste zwycięstwo. Dla człowieka, który z jakichś powodów nie chce, bądź nie może sobie pozwolić na wydatek nawet umiarkowanej sumy na którąkolwiek wymarzoną fajkę, to opcja korzystna. Choć nie ukrywajmy tego – jeśli można, warto dołożyć trochę na wyższej marki użytki. Z kolei nie jest to w ogóle żadna opcja dla początkujących. Nowicjusz raczej nie będzie w stanie kupić dobrej jakości fajki w tej cenie. Do tego potrzebna jest wiedza i jakkolwiek wyższe niż przeciętne obycie w fajczarstwie. Inaczej – będzie to tylko strata pieniędzy.

Tak czy siak – jeśli znudziło ci się kolekcjonowanie Baldich, Eltangów albo choćby i takich Vauenów, czemu nie miałbyś pobawić się w najniższą cenową niszę. Zapewniam – ze swoją wiedzą oraz intuicją, możesz trafić na bardzo ciekawe fajki.

Tags: , ,

21 Responses to Tanio a pomysłowo

  1. Jacek A. Rochacki
    11 stycznia 2011 at 23:44

    Jeśli dobrze rozumiem, to kryterium doboru jest jakość użytkowa danej fajki. I takie podejście jest mi bardzo bliskie, ba, więcej, stosuję je samemu w odniesieniu do swego zestawu fajek. Cena zwłaszcza w przypadku niektórych produktów nie jest prostym wykładnikiem jakości użytkowej, a jakże często wynikiem zabiegów marketingowych, PR, i tych wszystkich wystrojów reklamowych. Wartość/smak fajki wynika z jakości i sposobu przygotowania materiału oraz z „inżynierii” naszego palidełka. Marka – i – co ważne: ustalenie daty wykonania danego egzemplarza zwiększa szansę na „trafienie” dobrej użytkowo rzecz biorąc fajki, ale nie stanowi gwarancji że to będzie „super fajka”. Wracając do cen: jeśli weźmiemy pod uwagę fajki używane, to za kwoty do 100 złotych na EBay np w Wlk Brytanii bywają prawdziwe „cuda” – ot, ostatnio kilka nie najmłodszych Hardacstle’s czy mało może znana ROSS ARUNDEL – jak widzę, poszła za AŻ pięć i pół funta brytyjskiego…a proszę mi wierzyć, to nie są „filmy klasy B” :) Miałem w rękach bardzo wiele takich fajek, mam do dziś i używam czasem czterodolarowego Pimpernela, i nie pamiętam, aby w którejkolwiek występował problem np. nie takiego jak trzeba nawiertu.

    Może inaczej: to są fajki z nie najwyższej półki ale z czasów, kiedy poprzeczka byla posadowiona bardzo wysoko; daj nam dziś, Boże, taką klasę B…kolejna marka: Colonel Henry Frazer Lovat…przemykają po EBay i często nikt ich po 5$ nie chce…disce, puer, latinae…

    Fajki p. Worobca są dziś porównywane z wszystkim bardziej znanymi markami z topu tzw. średniej półki; zresztą jest pytanie: gdzie się w dzisiejszych czasach kończy półka średnia, a zaczyna wysoka ? na pewno wolałbym fajke p. Worobca niż bejcowane w kotle Petersony czy lakierowane fajki marek o przepięknych tradycjach historycznych, albo późne fajki kochanych przeze mnie starych angielskich marek, które to marki „przewędrowały” np. z Wysp do Danii (Ben Wade). I taką „litanię” można by ciągnąć w nieskończoność. Tak więc: jeśli chcemy fajkę nową – to takie fajki jak np. fajki p. Worobca są godne poważnego wzięcia pod uwagę. Jeśli jednak nie mamy nic przeciw fajkom „estate” i to takich co najmniej półwiecznym, to znów nudnie powtórzę: wiedza decyduje o wszystkim. Wiedza, nie liczba $$$.

    • Rheged
      12 stycznia 2011 at 00:12

      Starałem się napomknąć o tej wiedzy i w swoim artykule, bo i ja uważam, że to najlepsza pomoc w wyborze fajki, gdy ma się bardzo ograniczone fundusze. Moje fajki to typowe groszówki, jedną kupiłem za złotówkę na allegro i nie jest ona właściwie żadnej firmy (sygnatura London Style, zresztą, fajka jest widoczna na zdjęciu), natomiast była to najmądrzej wydana złotówka w moim życiu. Pan, Panie Jacku, mówi o fajkach, które w przeliczeniu na polskie marne złote kosztowałyby więcej, ale dalej byłyby dostępne dla kieszeni przeciętnego zjadacza chleba, którym i ja jestem. Nie udało mi się jak na razie takowych ustrzelić, choć w domu czeka na mnie wylicytowana Virgin Matt (która to też nie jest przecież pierwsza liga z pewnością), ale sądzę, że mam szansę.

    • KrzysT
      KrzysT
      12 stycznia 2011 at 11:38

      Panie Jacku, ośmielę się zauważyć, że ze wspomnianej przez Pana kolekcji fajek z lat trzydziestych tylko rzeczony Ross Arudel (oraz jakiś bliżej nieokreślony „Reject” saddle stem billiard) „poszedł” za 5 funtów. Większość z nich rynek wycenił na nieco jednak więcej – może nie znacząco więcej, ale większość sprzedała się jednak za te kilkanaście – dwadzieścia kilka. Nie zmienia to faktu, że większość z tego, co wystawiał (i wystawia nadal) sprzedający jest interesujące.

      • Jacek A. Rochacki
        12 stycznia 2011 at 12:04

        Zatem przepraszam za złą redakcję swej wypowiedzi, podałem kwotę ca 5 Funtów tylko w odniesieniu do Ross Arundel’a. Pozostałe z tych które obserwowałem poszły po kilkanaście funtów. A swoją drogą ciekawe na jakiej podstawie Sprzedający zadatował np Hardcastle na lata ’30…jeśli są z lat ’60 to i tak mają szanse być znakomitymi fajkami użytkowymi, miło wspominam swego Hardcastle’s DRAWEL z początku lat ’60. Natmiast jest bardzo możliwe, iż datowanie jest wiarygodne gdyż niektórzy sprzedający, zwłaszcza tacy prowadzący małe „handelki” antykwarskie na Wyspach a i nie tylko tam, znają historie niktórych oferowanych przez siebie obiektów.

        • KrzysT
          KrzysT
          12 stycznia 2011 at 13:11

          Sądzę, że mamy do czynienia z tą ostatnią opcją, ponieważ – na moje niewyrobione oko – fajki pochodziły z jednego zbioru.

          • Jacek A. Rochacki
            12 stycznia 2011 at 17:33

            Panie Krzysztofie: na pewno tak to wygląda, i najpewniej jest tak, jak Pan najpewniej słusznie domniemuje. Ale przy tej okazji zaledwie sygnalizuję temat/etap do którego kiedyś może dojdziemy, a mianowicie „tajemnice mafii antykwarskiej”, czyli najróżniejsze sposoby – niekiedy napreawdę subtelne – nadawania dobrego wrażenia oferowanym obiektom . Otóż na pewno wiemy, iż wszyskie fajki z tej grupy/zestawu są oferowane przez tego samego sprzedającego, i wszystkie opisy są zrobione przez tą samą osobę. Najpewniej te fajki pochodzą z tego samego zbiorku/od tego samego fajczarza, ale aby to wiedzieć na pewno, należało by dokladniej dopytać się sprzedającego w trybie specjalnej korespondencji na ten temat.

  2. Cyntel
    Cyntel
    12 stycznia 2011 at 00:22

    Właśnie zauważyłem, że mam podobnie jak Ty. Kupuję fajki, które mi się podobają i nie wydałem na nie więcej niż 200 zł z tym, ze ja mam 4 fajeczki:

    nr.1 Gruszkowy churchwarden od bróga
    nr.2 Capitol kupiony za połowę obecnej ceny na fajkowie
    nr.3 Kaywoodie, która jest chyba 2 razy starsza ode mnie zakupiona na allegro bodajże za 30zł
    nr.4 Denicotea z allegro, również uzywana za 20 zł

    Tej ostatniej jeszcze nie miałem okazji przetestować, ale mam nadzieję że niebawem to nastąpi. Nie szukam jakiegos kiedunku w kolekcji. Kupuję takie, jakie mi siępodobają i jakie uda mi się wylicytować.

  3. Jacek A. Rochacki
    12 stycznia 2011 at 00:31

    Panie Emilu, ta fajka na zdjęciu sprawia jak najlepsze wrażenie i chciałem o niej wspomnieć, ale się zacukałem, gdyż nie chciałem się za bardzo rozgadywać nie na temat. Przeglądam angielski EBay codziennie i jeśli to nie będzie spamowanie Pańskiej skrzynki, to będę podrzucał linki do fajek które na mego „nosa” sprawiają dobre wrażenie. Naprawdę, lepszy jest Real Briar ponad półwieczny niż CIVIC czy Loewe albo inny Barling po „przemieleniu” przez tryby „machiny biznesowej”. Oczywiście zdarzają się wyjątki, które moim zdaniem potwierdzają regułę. A tak wogóle to pamiętam z FMS czyjąś idee stworzenia i opracowania zbioru Real Briar’ów; to moim zdaniem bardzo dobry pomysł. Tu traktuję określenie Real Briar i dosłownie i jako swego rodzaju metaforę na określenie wysokiej klasy użytkowej a nie prestiżowych palidełek.

    Gdyby nie mała długość (poniżej 12 cm.), to zainteresowałbym się tym np. lovatem CLIFTON
    http://cgi.ebay.co.uk/CLIFTON-PREMIER-LOVAT_W0QQitemZ220722123818QQcategoryZ596QQcmdZViewItemQQ_trksidZp3911.m7QQ_trkparmsZalgo%3DLVI%26itu%3DUCI%26otn%3D1%26po%3DLVI%26ps%3D63%26clkid%3D6302309250917080196#ht_590wt_924

    ryzykując za fajke tak do 9 – 11 Funtów maksimum (jeszcze koszta przesyłki)
    Niestety to jest tylko moja intuicja i stąd niełatwo mi takie porady pisać, bo jeśli fajka okaże się niesmaczna, czy wogóle „nie taka jak trzeba”, to będę temu winien.

    • Rheged
      12 stycznia 2011 at 15:10

      Ta fajka zdecydowanie nie sprawiała najlepszego wrażenia, gdy ją dostałem. Ustnik jest prawdopodobnie nieoryginalny, ale przyznać trzeba, że perfekcyjnie spasowany. Na dnie była naprawdę tragiczna zęza, może wkleję któregoś razu zdjęcie. Ogólnie po pierwszych oględzinach widać było, że fajka była warta dokładnie tyle, ile za nią dałem – czyli złotówkę. Natomiast po wykonaniu szeregu operacji okazało się, że nie tylko jest zdatna, ale jest wręcz najsmaczniejsza ze wszystkich moich fajek.

      Opisałem fajki praktycznie bez żadnej marki, bez szans na dokładne zadatowanie (choć wierzę, że akurat Pan, Panie Jacku, by sobie z tym poradził) i z tego powodu omijane przez wszystkich. A ja patrzę na tego typu egzemplarze z dużą uwagą, bo lubię być bezkonkurencyjny, gdy nie ma konkurencji. Na żadnym z groszowych zakupów się nie zawiodłem. Może dlatego, że kupuję po długim zastanowieniu i bardzo mocno przebieram (a to rynek największy – zdecydowanie jest w czym przebierać). Nie sądzę, abym którąkolwiek z tych fajek kiedykolwiek odłożył.

      Co do Pańskiej propozycji – Paweł już podłapał temat, więc ja nie będę dublował. Serdecznie dziękuję za tę propozycję :)

      Na dodatek wydaje mi się, że ten artykuł prezentuje kolekcję fajek przeciętnego zjadacza chleba, do której to grupy, powtórzę, ja także się zaliczam. Nie mam ambicji jeździć porsche, bo nie liczy się samochód, ale to jak się go prowadzi.

      Aczkolwiek jak kiedyś będę miał porschę, to się będę cieszył jak głupi do sera ;)

      • Jacek A. Rochacki
        12 stycznia 2011 at 16:12

        – tak. Pan Paweł już otrzymał pierwszą porcję materiałów, kolejna w przygotowaniu. Będę wszystkich nas upraszał o stałe podkreślanie, iż w żadnej mierze podawane typy nie dają gwarancji iż na pewno będą znakomitymi fajkami, to są gdybania i domniemania tyle że oparte na pewnej wiedzy i doświadczeniu, które siłą rzeczy jest ograniczone; nikt nie jest nieomylnym omnibusem, no i to ma być też swoista zachęta do zainteresowania historią marek, fajek, spraw okołofajkowych, podawania sprostowań, wskazywania ewentualnych błędów, etc.

        Niestety nie znam się już dobrze na dzisiejszych autach, i stąd rozumiejąc porównanie z Porsche trudno mi coś poważniej na ten temat powiedzieć. W czasach kiedy auta i to takie nietypowe były mi bliskie, Porsche było wyznacznikiem raczej szpanu; istniało nawet pogardliwe określenie wlaścicieli Porsche: „Mistrz prostej”; wiem na pewno iż odpowiednio przygotowany ….Trabant II Grupy (ówczesna klasyfikacja raidowa) „objeżdżał” pewne Porsche na odcinkach specjalnych z wielka liczbą trudnych zakrętów, włącznie z tzw. patelniami. Oczywiście na prostej ten Trabant nie miał szans, ale niech no się tylko rozpoczynały zakręty…

        Jeśli były na to środki, to do „roboty serio” w moich czasach sposobniejsza była np. Lancia Stratos….gdybym dziś MUSIAŁ znów pojechać serio, to po badaniach lekarskich i x godzinach treningu, odnowienia „pamięci mięśniowej” najpewniej wybrałym Subaru Imprezę czy coś podobnego…zresztą nie jestem na bieżąco. I tu zajawia się dla mnie pytanie: Porsche – Porschem ale jaki by był fajkowy ekwiwalent użytkowy takiego Subaru Imprezy (czy co tam jest dziś w autach lepszego użytkowo). I może się okazać, że nie potrzeba wydawać wielkiej ilości $$$. Już nie wspominam o niesłychanych możliwościach wybranych modeli tanich, seryjnych aut po ich odpowiednim „mądrym” przysposobieniu. I tu jest miejsce na nasze typowanie fajek po przysłowiowe 100 PLN lub – daj Boże – jeszcze mniej.

        • Rheged
          12 stycznia 2011 at 19:13

          Nie zapominajmy jeszcze o tym, pozostając w temacie samochodów, że można tak stuningować malucha, że niejedne porsche się schowa. A ile z tego przyjemności!

          • Jacek A. Rochacki
            12 stycznia 2011 at 19:28

            – może nie Porsche, ale sam bylem zaangażowany w podobne działania; jeden z moich PF 126p miał lepsze przyspieszenie niż ówczesne Mecedesy diesel…dużo by mówić…znałem silniki składane na korbowodach od Ferrari Dino, proste urządzenie działające podobnie do turbodoładowania, oczywiście przebudowane zawieszenie, fotel kubłowy, pasy 6 punktowe, etc., itd…takie super wysilone Fiaciki startowały na wyścigach bodaj w Kielcach, ale istnialy i wersje tzw. GT które nadawały się do eksploatacji w warunkach „normalnych”; pamietam trasę z Antwerpii do Warszawy -ca. 1600 km – przebytą takim GT jednym ciągiem, to zajęło niecałe 24 godziny, w tym przekraczanie granic – a byliśmy za „żelazną kurtyną”.

  4. yopas
    12 stycznia 2011 at 09:19

    Idź i nie grzesz więcej ;)
    —————————————-
    A merytorycznie, to Pan Jacek wszystko już wyklarował. Pozostaje być bezczelnym i się podpisać.
    —————————————-
    A jako inicjator pewnego przedsięwzięcia chciałbym tylko przypomnieć, że jest na fajkanecie taki dział, nazywa się Sokole Oko i można tam publikować swoje typy. Póki co, aktywność jest właśnie taka, a i typy, jakie Yopas krzywym okiem wyłowi (Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu).
    —————————————–
    Szanowny Panie Jacku,
    jeśli nie sprawi to Panu dużego kłopotu i zgadza się Pan na taką formę współpracy, ja chętnie przyjmę Pańskie typowania aukcyjne i będę je w tym dzialiku publikować.
    Swoją drogą inicjując ten dział miałem (płonne?) nadzieje, że będzie to właśnie taka furtka, dla ludzi pokroju tego artykułu i do inicjatywy dołączą się Ci, którzy (w przeciwieństwie do inicjatora) mają rzetelną wiedzę na temat fajek.

    Otwarty na propozycje pozdrawiam
    Paweł Jopkiewicz (yopas(małpa)wp(kropka)pl)

    • TomaszG
      12 stycznia 2011 at 14:40

      Gdyby to się Panom udało, byłoby ciekawie.
      Z góry bym już w tym miejscu dziękował!

      Pozdrawiam,
      TomaszG

  5. tatar.tatar
    12 stycznia 2011 at 11:28

    Hehe, no jakbym czytał o sobie :)
    Może nadejdzie kiedyś taki dzień, że kupię kilka fajek bez wzgledu na cenę. Na razie jednak to liczba złotówek kształtuje kształt mojego „zbiorku”.
    I dodam jeszcze, że wiele z najmilej wspominianych paleń miałem we wrzoścowym bencie bez żadnej sygnatury (nabytym za 1zł w takim stanie że …), a- smakuje poprostu wybornie.

  6. KrzysT
    KrzysT
    12 stycznia 2011 at 11:52

    I jeszcze mam taką refleksję, że gdybym na dzień dobry chciał niewielkim kosztem zdobyć sobie zestaw „palidełek”, to w ogóle nie zbierałbym fajek „po sztuce”, a rozejrzał się za sprzedawanymi regularnie na eBayu zestawami. O ile w takim secie nie ma jakiegoś interesującego klasyka, to często można kupić je w naprawdę atrakcyjnych cenach rzędu kilku-kilkunastu dolarów/euro i w tej cenie mamy kilka fajek (minusem może być nieco droższa przesyłka). Oczywiście wiedza cały czas procentuje, także i w tym przypadku. Dla początkującego, który nie boi się odświeżania i higienizacji i chce mieć od razu parę fajek w rotacji jest to chyba najtańsza opcja.
    Żeby daleko nie szukać – mówię np. o czymś takim: http://cgi.ebay.co.uk/Collection-4-smoker-pipes-/200563583100?pt=UK_Collectables_Tobacciana_Smoking_LE&hash=item2eb285687c

  7. 12 stycznia 2011 at 12:00

    W swoim krótkim fajczarskim życiu ~10 lat miałem sporo fajek kupowanych za grosze, na początku na targach staroci za przysłowiowe 5zł, potem na ebaj, kiedy kupowałem fajki ze względu na ich wygląd, kilka fajek podprowadziłem ojcu i znajomym. Na podstawie tych doświadczeń, muszę stwierdzić że w tym szaleństwie nie ma żadnej metody, jest co najwyżej mizerna szansa na łut szczęścia. Z tej grupy fajek a było ich najmniej około 30, palę dziś w dwóch, z czego jedna jest smaczna prawdopodobnie przez to jak zle była traktowana przez dwie dekady, druga pochodzi prawdopodobnie z USA końca lat 40 lub 50 co daje spore szanse, że po prostu była wykonana z dobrego materiału. Cała reszta złotówkowych fajek nie wywarła na mnie na tyle pozytywnego wrażenie bym je zatrzymał. Nie mówię tu o dobrze rozpoznanych fajkach kupionych za kilka złoty, bo to ewidentnie szczęśliwy traf.

    Kolejna kwestia, żeby znaleźć jaką metaforę- czy jeśli całe życie jeździsz maluchem, potem przesiadasz się i porsche (tak samo nie praktyczny pojazd) to czy kiedy wrócisz do malucha nadal będziesz czuł się komfortowo? Obawiam się że tak samo jest z fajkami- masz kilka fajek, ale żadnej przyzwoitej, myślę że gdybyś miał okazję używać fajek lepszych, szybko zrezygnował byś z tych które masz- może nie wszystkich- wiadomo, fajki byle jakie mogą być dobre, ma na to wpływ wiele czynników, przede wszystkim profil nadany przez kolejnych palaczy, ale myślę że z grupy 7 fajek ostała by się może jedna.

    Sprawa kolejna, w związku z powyższym tekst ten stawia pod znakiem zapytania wszystkie twoje tytoniowe opisy… ale to już zupełnie inna historia.

  8. Noone
    12 stycznia 2011 at 23:22

    Miesiąc temu trafiłem na Ebay-u to: http://cgi.ebay.co.uk/ws/eBayISAPI.dll?ViewItem&item=200547782408&ssPageName=ADME:B:EOIBSA:GB:1123 Jakoś nie było chętnych – może przez słaby opis. Doprowadzeniu do ładu i jestem bardzo zadowolony.

Skomentuj marek milczek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*