Taka refleksja mnie naszła…

7 listopada 2013
By

users

Ostatnio czasu wolnego mam pod dostatkiem („słomiane wdowieństwo”) więc buszuję sobie w zasobach naszego portalu i łykam artykuły wszelakie. Nadrabiam tym samym niedostatki wiedzy fajczarskiej, powstałe już to w wyniku braku źródeł w czasach kiedym zaczynał „fajczenie w drewnie”, już to z wrodzonego lenistwa i niemożności dopchania się do Netu (synowie twierdzili zgodnie: ” Tato, daj spokój, to już nie dla Ciebie…a poza tym my teraz się uczymy!” (czytaj: łupiemy w Warcrafta czy innego Heroes of Might & Magic).

Tak więc (w buszowania tego trakcie) zapoznaję się z różnymi (mniej lub bardziej) mądrymi i naukowo uzasadnionymi aspektami naszej pasji do fajczarstwa. Nauczony życiowym doświadczeniem uważnie i starannie studiuję wpisy i artykuły Autorytetów tego portalu (nie wymienię z nicków, aby kogoś nie pominąć) i coraz bogatszy się czuję w wiedzę fachową o odnawianiu, przechowywaniu, czyszczeniu, polerowaniu, nawilżaniu, suszeniu, mieszaniu, spalaniu, pocieraniu, przetykaniu…uffff! I podziwiam należycie…i wdrożyć się staram jak najwięcej…i fajczenie moje bogatszym się staje! I dobrze mi z tym, nie ukrywam.

Ale…taka oto  mnie refleksja niedawno naszła… Czy istnieje graniczna linia, po przekroczeniu której zaczyna się popadać w coś w rodzaju „zespołu anankastycznego” w łagodnej (bo fajczarskiej) formie? Przynajmniej w tym fragmencie definicji, który mówi o „zaburzeniu osobowości, w którym występuje wzorzec zachowań zdominowany dbałością o porządek, perfekcjonizmem,obsesyjnym dbaniem o warunki wyjściowe.”

Ten moment, kiedy „albanka” po Dziadku  (w której Mac Baren Scottish Mixture smakował jak kromka chleba posmarowanego miodem o poranku) przestanie nam się podobać… bo to „tylko albanka”? Kiedy lekko obity rim zacznie nas fizycznie boleć i spowoduje, że przed zasnięciem będziemy bić się z myślą: „Zeszlifować? Czy jakoś inaczej zadziałać? Zostawić tak nie można wszak!” Kiedy nie ustajemy w wysiłku, aby błysk ustnika dorównał/przewyższył poziomem elementy odblaskowe teleskopu Hubble`a? Kiedy ze zgrozą zauważamy, że w godzinach porannych/popołudniowych Słońce oświetla nasz stojaczek z fajkami i być może szkodzi im to? Bledną ustniki? Zasłony trzeba zasunąć, bo fajki (MOJE) nie mogą być naświetlane w tak niekontrolowany sposób? I tak dalej, i tak dalej…

Mój Przyjaciel (już nieżyjący niestety), który wprowadził mnie przed laty w ten magiczny obłok dymu z Amphory, zaraził fajczarstwem i podarował pierwszą fajkę (Mistrza Kulpińskiego, mam ją do dziś dnia, a był to AD 1978) powiedział coś, co utkwiło mi w pamięci i jest jakby odzwierciedleniem mojej dzisiejszej refleksji: „Jeśli spędzasz na czyszczeniu i pielęgnacji fajki więcej czasu niż na jej paleniu – to zacznij hamować!”

I patrzę sobie na mój stojaczek z fajkami. I widzę, jakie są różnorodne. I widzę ich wady, kitowania, nierówności słojów, defekty rimów. Jedna ma niezbyt dokładnie spasowany ustnik, tamta ma już ślad po zębach (pamiętam, używałem jej podczas rąbania drewna na zimę).  Oto pracowicie i chyba niezbyt umiejętnie odnowiony Radford – taki byłem dumny, to była pierwsza osobiście kupiona na bazarze fajka z napisem innym niż „Real Briar”! Obok Hilson Solent A302, jedyna fajka do której wkładam tylko Dunhilla NightCap – idealnie leży w ręce, ale ma obicie rimu i leciutko zaoblony ustnik. I ta pianka nieznanego pochodzenia, którą wziąłem do ręki na targowisku w (nomen omen) Nowym Targu i spytałem właściciela straganu: „Z czego jest ta fajeczka, taka żółta?” a on (23-letni młodzieniec w ortalionowej kurteczce i dżinsach) odpowiedział znudzonym głosem: „A ch*j ją tam wie, panie! Za piwo se ją weźcie!” I wziąłem. Jest koszmarna, krzywa, porysowana…i smaczna jak diabli!

I dbam o nie zgodnie z zaleceniami Autorytetów tego portalu, ale nieprzesadnie chyba, bo wiekszość ich wad jest już nie do poprawienia. Zresztą, po co. Są jakie są i takie pozostaną. Bo je lubię. Bo każda ma swoją historyjkę. Bo dla mnie ten ich herb „Real Briar” lub „Bruere Garantie” nie jest gorszy od „Hilson” czy „Vauen”. I wiem, że żadne pucowanie do siódmych potów nie przykryje ich często „plebejskiego” pochodzenia. Byleby dalej się do mnie usmiechały i były tak posłuszne, jak do tej pory.

Czego im i sobie życzę…

18 Responses to Taka refleksja mnie naszła…

  1. KrzysT
    KrzysT
    8 listopada 2013 at 07:57

    Kuszniku,

    Świetny tekst. I potrzebny. Myślę, że ta obsesja ;) w tekstach na punkcie czyszczenia i wyglądu fajek była/jest słuszna o tyle, o ile pełni (lub pełniła!) funkcję edukacyjną. Cały czas bowiem łatwiej zobaczyć fajkę nigdy nie czyszczoną, niż obsesyjnie ;) zadbane, jak nie przymierzając u kolegi Piotra z miasta Łodzi (Piotrze, kiedyś wyduszę od Ciebie tajemnicę, jak utrzymujesz te nienagannie czyste załamania zgryzów…).
    Natomiast jeśli chodzi o obicia, to przypomniało mi się, jak niejaki Baca z Pekinu z niedowierzaniem i zgrozą ;) patrzył na zaoblony rim na jednej z moich bardziej lubianych odnowionych używek i dopytywał z piętnaście minut, czy mi to aby nie przeszkadza. Pomny, że górale lubią wszystko ładne i błyszczące :> a spierać się z nimi nie należy, bo rękę mają ciężką, a i wyjść z ciupaską w plecach można (Baca co prawda przyszedł na spotkanie prosto z samolotu, ale kto go tam wie, co miał w walizce…) powiedziałem zgodnie z prawdą, że taka była, widziały gały co brały, zatem zmieniać jej nie będę.
    A pójście w kierunku obsesji następuje IMHO zawsze. I dlatego ważne, żeby wiedzieć, kiedy wyhamować, wyresetować swoje oczekiwania. Raz na jakiś czas moim zdaniem trzeba. Po sobie wiem, że często następuje to, jak się człowiek za często nie spotyka z innym fajczarzami. Wtedy można wpaść w obsesję ;) Kontakt z innymi pomaga, serio. Widzimy, jakie różne jest podejście do naszego wspólnego hobby. Jak również zobaczyć ukochane fajki innych – i często się okazuje, że są jeszcze bardziej obite od tych naszych, które wstydziliśmy się zabrać na spotkanie…

    (czy dostatecznie zachęciłem szanownego Autora do uczestnictwa w kolejnym? ;))

    • Piotr M. Głęboki
      Piotr M. Głęboki
      10 listopada 2013 at 20:36

      Miłe słowa, dziękuję. Przy najbliższym piwnym spotkaniu zdradzę Ci ten wielki sekret. Ja stawiam w podzięce za Bundespost. Piotr

      • Piotr M. Głęboki
        Piotr M. Głęboki
        10 listopada 2013 at 20:38

        PS: Ostatnie kompleksowe badania (w tym również psychiatryczne) nie wykryły żadnej obsesji. I teraz mam zagwozdkę: to dobrze czy źle ?!

        • yopas
          10 listopada 2013 at 20:41

          Piotrze, pewnie jesteś tym wyjątkiem, który tylko potwierdza regułę ;)

          • Piotr M. Głęboki
            Piotr M. Głęboki
            10 listopada 2013 at 21:06

            Też tak myślę. Pozdrawiam Pawle.
            PS: Czy brak obsesji sam w sobie nie jest obsesją ?

            • yopas
              14 listopada 2013 at 12:02

              Z logicznego punktu widzenia – powinien być ;)

              • Piotr M. Głęboki
                Piotr M. Głęboki
                16 listopada 2013 at 16:33

                Sądzę tak samo

  2. R.Woźniak
    8 listopada 2013 at 08:25

    Cieszy mnie niezmiernie ta refleksja. Cieszy ponieważ uświadamia mi (i pewnie innym fajczarzom), że nie są sami ze swoimi nałogami i uzależnieniami dotyczącymi dbania o fajki i ich posiadania. Oczywiście różnica między Real Briarami a Vauenami może być dla niektórych taka sama jak między Vauenem a Sasieni. Tu rzeczywiście decyduje smak, smak jest najważniejszy i właśnie przez niego pozbyłem się jednej z moich pierwszych fajek, bardzo ładnego bulldoga od Petersona. Niestety, nie smakował mi. To samo chyba zrobię z moim jedynym Bewlayem, który mi nie podchodzi. I mimo, ze nie mam nic przeciwko poobijanym i niewypolerowanym fajkom to mnie osobiście razi widok człowieka palącego niesamowicie brudną i niezadbaną fajkę bez ustnika(sic!).

  3. Alan
    8 listopada 2013 at 09:07

    Kuszniku – wpadnij na spotkanie, zobaczysz że czasem im dalej w nałóg, tym większy syf. Dosłownie i w przenośni ;)

    • Boro
      Boro
      8 listopada 2013 at 11:59

      Widział, potwierdza. :>

      • Alan
        8 listopada 2013 at 12:01

        I podążą :>

        • KrzysT
          KrzysT
          8 listopada 2013 at 12:43

          Te, małolaty, nie znęcać się. On tego Baldo specjalnie nie czyści przy kominie, bo wiecie – tego rimu jest za dużo… :>

          • Boro
            Boro
            8 listopada 2013 at 17:21

            To jest nas już trzech!

  4. golf czarny
    8 listopada 2013 at 09:41

    Twój wpis kuszniku jest jak refleksja faceta z „Kongresu Futurologicznego” świeżo po łyknięciu „ocykana” Nagłe wynurzenie z mgły oparu, z jakiegoś oczadzenia. Jest pobudką królestwa ze snu rzuconego przez złą czarownicę, egzorcyzmem w stanie opętania ;)
    Tak, Tak, Tak ( 3 razy „tak”) ;)
    Całe fajczenie to rodzaj obsesji. I nie ma w tym nic ( ale to nic) innego . Ona przybiera różne formy (od hobby przez pozę po nałóg), Ma różne postaci: digitalną i analogową , wirtualną i rzeczywistą, utajoną i z pełnymi objawami, połączoną ze zbieractwem , łowiectwem, zakupoholizmem etc.

    Ale sobie jakoś na tym Portalu pomagamy we własnym nieszczęściu :)

    A poza tym mam takie osobiste przykazanie:

    „Pielęgnuj obsesje swoje bo nie masz nic innego. Amen”

    P.S

    I co się dziwić żonom, nieżonom ,że ględzą . One mają ten trzeźwy ogląd (trzeżwy akurat w tym kierunku bo w innych już nie). Występuje zatem klasyczny konflikt obsesji.

  5. adam
    adam
    9 listopada 2013 at 22:03

    Fajczeniu mówię tak, obsesyjnemu wg. autora ( raczej nerwica z natręctwami) pucowaniu mówię nie. Fajki moje zaczęły mi smakować naprawdę dopiero w kontekście innych czynności: rozmyślania, planowania, malowania etc. Samo czyszczenie żeby było czyste już mnie nie rusza. Latami tak pucowałem samochód, interesowałem się motoryzacją i emocjonowałem się rajdami. I co? To wszystko jest tzw. clinging. Dziś mówię: Let it go! Luz. Im bardziej odrapana fajka tym bardziej jest „osobista”, bliższa. Tym więcej ze mną przeszła. Nie neguję kolekcjonerstwa jako takiego. Neguję współczesny kult przedmiotów ( nie tylko fajek), neguję uzależnienie ludzi od „posiadać więcej, lepiej, piękniej” za krótkotrwały i szkodliwy trend.

    • Obzon
      Obzon
      10 listopada 2013 at 22:44

      Zgadzam się w 100 procentach!

    • Piotr M. Głęboki
      Piotr M. Głęboki
      16 listopada 2013 at 16:36

      Słusznie prawisz Wojtku

      • Obzon
        Obzon
        16 listopada 2013 at 17:51

        Ja jeszcze dodam, że dla mnie fajka staję się bardziej osobista i bliższa nie dlatego że jej nie oszczędzamy i katujemy, ale dlatego, że palę w niej jakieś wybrane tytonie. Z czasem fajka nabiera smaku indywidualnego. Niekiedy „duchy” dawniej palonego w niej tytoniu dają o sobie znać podczas palenia innych. W fajce w której od nowości paliłem FVF, a potem przerzuciłem się na inny tytoń czasami do głosu dochodzą pozostałości smaku FVF. Poza tym to właśnie dbanie o fajki pozwala cieszyć się smacznym paleniem. Ale muszę koledze też przyznać rację bo fakt faktem, niektóre moje męczone fajki są bardzo smaczne. Natomiast nie wyobrażam sobie, żebym mógł zasmrodzić i obić jakiegoś handmade’a którego mam od nowości. To była by profanacja :)

Skomentuj Piotr M. Głęboki Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*