Przewodnik po prohibicjach *3

24 lipca 2010
By

I kolejna część Przewodnika. Jako że Yeti nie nadesłał jeszcze obiecanej porcji tłumaczenia, publikujemy redakcyjny efekt zmagań z globalną krucjatą antytytoniową. Jesteśmy zwalczani na całym świecie… Od bieguna do bieguna.

Krycjata

Malta – zakaz palenia w zamkniętych pomieszczeniach publicznych, w tym transporcie publicznym, aczkolwiek dozwolone jest wyznaczenie przez właściciela baru bądź restauracji miejsca do palenia.

Malezja – diabelskie zakazy – nie można palić właściwie nigdzie. Ani w szpitalach, w windach, toaletach, klimatyzowanych restauracjach, transporcie publicznych, budynkach rządowych, szkołach, na stacjach paliw, kawejkach internetowych, centrach handlowych, ale też nie można w prywatnych, klimatyzowanych biurach. Za to ostatnie od niedawna można dostać karę około 3300 dolarów lub dwóch lat więzienia (sic!). Co prawda wielbiciele dymka walczą o swoje prawa i lubią naginać zakazy, to jednak upiorni biurokraci walczą z tym jak mogą.

Meksyk – od piętnastu lat nikt sobie nie zapali na lotniskach, ani w szpitalach. Jedynie na lotnisku w Cancun są wyznaczone rejony. W stolicy natomiast zamknięto palaczy w odseparowanych budach, żeby dymki się nie wydostawały na zewnątrz. W restauracjach i barach musi być natomiast przynajmniej 30% przestrzeni wolnych od dymu (zakazują chuchać w tamtą stronę, czy jak?). W 2007 roku odbyła się wielka debata na temat uwolnienia stolicy od palaczy – chciano zakazać całkowicie palenia w lokalach gastronomicznych, szkołach, taksówkach, autobusach. Na szczęście nie udało się wprowadzić tej restrykcji. Za to rok później stołeczne przepisy rozciągnięto na cały kraj. Reklamować produktów tytoniowych w radio i telewizji nie można.

Monako – mądre księstwo. Od października 2008 roku nie można tam palić w miejscach publicznych, ale nie dotyczy to barów, restauracji i nocnych klubów. Popieramy!

Czarnogóra – w miejscach publicznych palić nie wolno. Nie można także reklamować czegokolwiek związanego z paleniem, ani też pokazywać palaczy w telewizji (jakbyśmy się tam pchali…).

Holandia
– zakaz palenia w budynkach publicznych (jakie to – nie określono jednoznacznie) oraz w transporcie publicznym. W 2004 weszła przedziwna ustawa o prawach pracownika do pracy w środowisku wolnym od dymu. Ustawa antynikotynowa nakazuje pracodawcom zabezpieczyć pracowników przed zagrożeniom wynikającym z wdychaniu dymu (co z firmami składającymi się z samych palaczy – niech cierpią!). Amsterdamskie lotnisko Schiphol było pierwszym europejskim portem lotniczym, w którym zakazano całkowicie palenia, ale szybko się z tego wycofano i wyznaczono specjalnie odseparowane palarnie. W 2008 roku zakazano palenia w hotelach, restauracjach, barach i kafeteriach. W szpitalach natomiast palić wolno pod warunkiem, że w palarni nie serwuje się jedzenia (mój ulubiony przepis). Prohibicja na reklamowanie i sponsorowanie wszelkich form nikotynowych. W słynnych coffee-shopach można palić cannabis pod warunkiem, że nie będzie zmieszana z tytoniem…

Nowa Zelandia – cuda na kiju! Już w 1876 roku zakazano palenia w specjalnym budynku rządowym w Wellington (obawiano się ognia, jako że jest to drugi co do wielkości w całości zbudowany z drewna budynek na świecie). Potem nie było lepiej, bo restrykcje dosięgnęły nawet kampusów studenckich (jako, iż jestem związany ze środowiskiem akademickim w Olsztynie, szczerze ubolewam nad losem studentów oraz pracowników naukowych w Nowej Zelandii…), boisk szkolnych, ogrodów szpitalnych, stadionów, a także wszystkich zamkniętych zakładów pracy oraz szpitalnych sal z pubami, barami, restauracjami i kasynami (kasyno w szpitalu – tylko w Nowej Zelandii!). Nie wolno sprzedawać tytoniu osobom poniżej 18. roku życia.

W niektórych dystryktach (jak na przykład Południowe Taranaki) nie wolno palić na placach zabaw, w parkach, na basenach, a na dodatek urządza się happeningi na rzecz wstrzemięźliwości nikotynowej. Rząd chciał zakazać palenia w samochodach, ale ostatecznie ograniczył się do radiowego nawoływania o zgaszeniu papierosa podczas jazdy.

Informacja najważniejsza: od 2017 roku nie kupi się w Nowej Zelandii tytoniu. Dziękujemy – więcej dla nas!

Norwegia – palenie wzbronione w budynkach administracji publicznej, miejscach pracy oraz w transporcie publicznym od 1988 roku. Od sześciu lat dymek zakazany także w lokalach gastronomicznych oraz barach.

Paragwaj
– nie zapalisz sobie we wszystkich zamkniętych pomieszczeniach w budynkach, wliczając w to bary oraz restauracje.

Peru
– cudowny przykład marnowania pieniędzy podatników  – zakaz palenia w zamkniętych pomieszczeniach w budynkach (jakichkolwiek). Nie egzekwowany.

Portugalia – kraj paradoksów. Zakaz palenia we wszystkich publicznych miejscach, chyba, że w specjalnie wentylowanych (czy parki są odpowiednio wentylowane?). Kary za złamanie tego prawa są wysokie – dla zwykłego palacza 1000 euro. Dla palacza, który na dodatek jest urzędnikiem (zło wcielone!) odpowiednio więcej – 2500 euro. Można kupić tytoń osiągając wiek 18 lat.

Łosiowe zakazy:

– Tom Cruise zakazał swojej żonie – Katie Holmes – palenia. Kara za złamanie wyznaczona będzie według reguł scjentologicznych.

– Prezydent Barack Obama sam siebie zbanował – nie rzucił jeszcze palenia, ale zarządził kategoryczny zakaz palenia w całym Białym Domu. Jeszcze ściany przecież zczernieją…

– W Toronto w Kanadzie wyznaczono granicę 9. metrów wolną od palenia przy dziecięcych placach zabaw. Dlaczego nie 7 metrów i 77 centymetrów? Niewiadomo.

– W Ugandzie wściekły tłum zlinczował palacza za złamanie zakazu palenia w barze (wrzesień 2008).

Tags: , , ,

4 Responses to Przewodnik po prohibicjach *3

  1. sat666sat
    sat666sat
    25 lipca 2010 at 18:11

    Monako – jadę tam. Nowa Zelandia – prze*****e mają tam palacze. Co będzie z tymi co jednak palą?
    Przecież wszyscy nie rzucą prawda?

    • Rheged
      25 lipca 2010 at 22:34

      To jest typowa taktyka straszenia. W 2017 odwołają ustawę albo przeniosą ją na kilka lat później. I tak w kółko. Nowa Zelandia wbrew pozorom nie jest aż tak restrykcyjna. Za duży tygiel kulturowy, żeby to kontrolować w taki sposób.

      A w Monako taka ustawa jest jedynym wyjściem. To w końcu kraj, który zarabia przede wszystkim na turystyce. Zakazać palenia w barach – zarobić wyraźnie mniej. Księstewku się ewidentnie nie opłaca.

      • sat666sat
        sat666sat
        25 lipca 2010 at 22:39

        Nowa Zelandia troszkę daleko i drogo, w dodatku ponoć trudno ,,wbić” się do nich. Monako jakoś po drodze…

  2. yopas
    26 lipca 2010 at 21:16

    A ja sobie do wieczornej fajeczki (GH Scotch Flake + Capitello) poczytałem u pana Turka, co następuje:

    Z satysfakcją, acz z przymrużeniem oka, cytują dziś angielscy fajczarze Henry Buttesa, który w swojej kuriozalnej książeczce „Dyets Dry Dinner” (1599) wymienia rozliczne przymioty kulinarne tytoniu, a rzecz kończy taką oto wyliczanką: „… Leczy smutek, żal, boleść obstrukcję oraz przeziębienia wszelakie, zwłaszcza piersi i głowy. Dym tytoniowy jest dobry na żołądek, katar i chrypkę, usuwa bóle głowy, płuc i brzucha, zaspokaja głód i pragnienie, umila odpoczynek”.

    Zachowała się osobliwa receptura z tamtych czasów, przepisywana astmatykom oraz osobom (drżyjcie prątki Kocha!) ze skłonnościami do schorzeń płucnych. Spójrzmy na tę receptę:

    Foliorum sana sancta Indorum – liści zdrowych, świętych indyjskich
    Styracis – żywicy styrakowca lekarskiego
    Sandarachae – żywicy sandaraku
    Terebenthiae – terpentyny
    Mastichis – żywicy pistacji kleistej, czyli mastyksu.

    Dalej pada rozbrajające w swej retoryce pytanie: „Czyż jest lek szlachetniejszy i poręczniejszy w użyciu niż tytoń?”
    Receptę zapisał Anno Domini 1610, za panowania Jakuba I niejaki Edmund Gardiner, autor dziełka: „Trial of Tobacco” (Próba tytoniu).

    Gdy kilkadziesiąt lat później nawiedzi Anglię Great Plague – wielka zaraza, chłopcy z Eton College będą poddawani karze chłosty za to, że nie wypalili fajki przed śniadaniem.

    W Londynie zalecano palenie tytoniu jako najskuteczniejszy środek przeciwko dżumie. Stosowali go bez umiaru lekarze opiekujący się chorymi, a wozacy zwłok nie wypuszczali z ust dymiących fajek.

    Dopiero w 1828 Posselt i Reiman odkryli, że zawiera groźny alkaloid – nikotynę. Kiedy stwierdzono, że 0,05 grama tej substancji może zabić człowieka, wyrzucono Nicotianę z aptek i wymazano w spisie leków na zawsze.

    (źródło: Zbigniew Turek, „Fajka mniej szkodzi” s. 166-167)

    UkłonY,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*