Chylę w pocie czoła

30 maja 2020
By

Pomimo, iż jest kształtem klasycznym, nie ma w sobie lekkości canadiana, geometrycznego poukładania bulldoga czy dostojności Oom Paula. Jest, zasadniczo, pospolity jak garnek, od którego wziął nazwę. Pot, bo to o nim mowa, będzie bohaterem tej opowieści.

Historia
Poty robili najwięksi. Fenomenalne poty robił Comoy – jego shape 126 to esencja potowatości w każdym calu. Świetne i w wielu wariacjach poty robiło GBD. Loewe miało w ofercie modele Tubby, Banbury i Coombe. Sasieni – Moorgate, Lombard i Smallgate, wszystkie dostępne zarówno z ustnikami tapered, jak i saddle stem. BBB miało klasyczny shape 522. Bardzo fajnego, niewielkiego pota miał w swojej ofercie Dunhill. Orlik, Parker, Astley, Barling… wszyscy robili poty. Obecnie kształt ten jest trochę na wymarciu, zapomniany. A niesłusznie – i zaraz opowiem, dlaczego.


Technikalia, czyli co definiuje pota

Pot jest zazwyczaj prosty. Owszem, zdarzają się poty delikatnie gięte, raczej 1/16 czy 1/8, ale to raczej wyjątki niż reguła (przykładami są np. Savinelli 121 czy Castello 55). 1/2 pot to już – zasadniczo – billiard, choć niektórzy producenci (choćby wspomniany Savinelli) zaliczają je jednak do potów, chyba głównie ze względu na proporcje komina.
Szyjka – zasadniczo okrągła, choć zdarzają się owalne, w stylu canadiana (rozwiązanie to zdają się lubić zwłaszcza współcześni pipemakerzy, wcześniej nie było często spotykane) czasem „geometryczne” – romboidalne czasem nawet heksagonalne.
Zdarzają się i kwadratowe (np. GBD 9488), na szczęście rzadko, bo to estetyczny koszmar (choć wszyscy wymienieni wyżej producenci jeden taki w swojej ofercie mieli – widać taka była moda). Klasyczny pot ma jednak zwykle szyjkę okrągłą w przekroju i średniej długości. Średniej – czyli, powiedzmy, billiardową. Niekiedy bywa ona przedłużana (vide GBD 9493 – swoją drogą genialny shape!); rzadko skracana. Ustnik – zwykle tapperd, ale bywa i saddle, army też się zdarzają (znowu Comoy, 102).
To, co faktycznie wyróżnia pota, to proporcje. Główki, ale – przede wszystkim! – komina. Pot jest fajką stosunkowo płytką (głębokość komina nie przekraczająca 35, no 38mm) i szeroką (od 20mm do nawet 24mm, a czasem i więcej).
Gwoli uczciwości, należy dodać, że nie jest to reguła ścisła i niektórzy producenci mianem pota określają fajkę o kominie proporcjonalnie billiardowym (czyli mającym poniżej 20mm średnicy), którego główka jest stosunkowo niska, ale szeroka. Zazwyczaj są to wówczas fajki krótsze, o grubszych ściankach, mające „dużo drewna”; takie proporcje ma prezentowany na zdjęciu poniżej reverse calabash od Seawolf (który ma 18mm komina, czyli ciasno nawet w kategoriach billiardowych).
Niekiedy poty są również sitterami, czyli mają płaskie dno pozwalające odstawić fajkę bezpiecznie na stół.
Reasumując: mamy płytką, szeroką, zwykle niezbyt długą fajkę. W efekcie wizualnie pot sprawia wrażenie pewnej stateczności; solidności, nawet toporności. Myślę, że wykonanie zgrabnego, lekko wyglądającego pota to na tyle duże wyzwanie, że rzadko komu chce się z nim mierzyć. To chyba powoduje, że nie jest aż tak popularny jako kształt, a szkoda. Pot ma bowiem szereg zalet.


Przede wszystkim i najważniejszym: pot jest to maszyna do palenia. Nie ma, podkreślam NIE MA fajki łatwiejszej w paleniu niż pot. Odpalanie łatwe, utrzymywanie żaru łatwe, operowanie kołeczkiem łatwe. Dlaczego?
Ponieważ mamy stosunkowo duże pole, mówiąc językiem chirurgicznym, operacyjne. Jest miejsce na kombinacje, jest miejsce na żar, nawet, jeśli boimy się zbliżyć go do ścianek fajki. Dzieje się tak, ponieważ mamy sporą, wyeksponowaną na dostęp tlenu powierzchnię, co skutkuje tym, że tytoń z jednej strony łatwo się rozpala, z drugiej – łatwo nie gaśnie.
Przy sensownej technice skutkuje to smacznym, chłodnym paleniem. Z tego powodu pot powinien być ulubioną fajką początkujących, jednak tak nie jest. Czemu? Moje główne podejrzenie jest takie, że odstrasza ich (zresztą nie tylko ich, doświadczonych fajczarzy też!) mało atrakcyjny wygląd. Drugim powodem jest pojemność komina. Pot jest zazwyczaj dość pojemną fajką, co – w połączeniu z tym, że taki kształt pretenduje go do grubiej ciętych tytoni – powoduje, że nie jest to fajka na szybkiego dymka. Prędzej na dedykowane dłuższe posiedzenie, które i tak może zakończyć się niedopaleniem komina do końca z przyczyn wykończenia się zawodnika albo czasu przeznaczonego na fajkę.

Predestynowane paliwo
No właśnie. Co warto palić w pocie? Teoretycznie… wszystko. W praktyce, jak zwykle, nie do końca.
To, co wypada w takim kominie absolutnie fenomenalnie, to Wirginie. Czysta Va, czy VaPer zwłaszcza w płatkach to coś, co w pocie będzie ujawniało wszystko, co najlepsze i zyskiwało nowe wymiary. Dodatkowy zysk jest taki, że – z uwagi na wspomnianą łatwość palenia – w pocie da się smacznie spalić również te mieszanki, które nastręczają kłopotów technicznych w węższych fajkach. Te, które masz już opanowane da się spalić chłodniej i wolniej, czyli jeszcze smaczniej. True story. Krótko mówiąc – jeśli jesteś zdeklarowanym wirginiowcem musisz mieć w swojej kolekcji co najmniej jednego pota.
Latakie i mieszanki z orientami – można! Zwłaszcza te słodsze, bardziej orientalne. Choć one zwykle nie wymagają wiele i dają się smacznie spalić w dowolnej wielkości kominie.
Scentedy – jak wyżej. Choć te intensywne wolę w bardziej klasycznych, billiardowych proporcjach, albo wręcz w małych fajkach.
Aromaty – przepraszam, nie palę z zasady. Może w komentarzach zabierze głos ktoś, kto pali. Zachęcam.
To, co się w pocie nie sprawdza, to bardzo drobno, shagowato cięte tytonie. Nie wiem, czemu, próbowałem – no nie idzie, przynajmniej mnie. Może Wam się uda. Najdrobniej ciętym tytoniem, jaki udaje mi się satysfakcjonująco palić w (absurdalnej zresztą wielkości kominie 24.5mm) to Gold Block, który jest po prostu bardzo delikatny, żeby nie rzec – sianowaty. Próba palenia np. Germain’s Plumcake była dość traumatyczna.
No i tytonie z zasady intensywne i zasobne w nikotynę. Takie na przykład Escudo, choć w paleniu jest przepyszne po prostu przy trzeciej godzinie palenia potrafi człowiekowi podciąć nogi w kolanach. O pomyśle palenia rzeczy typu skrętki w kominie mającym pojemność małego wiaderka wolę nawet nie myśleć.

Wady (bo przecież każdy shape je ma)
Z uwagi na tę wspomnianą dużą, wyeksponowaną powierzchnię tytoniu, pot jest wrażliwy na wiatr, jeśli palimy na zewnątrz. Nie jest to również fajka nadająca się do ekwilibrystyki, jeśli ubijemy tytoń luźno, bo może po prostu… wylecieć. Oczywiście obie te kwestie są dość ekstremalne (przynajmniej taką mam nadzieję). Realnym zagrożeniem w wypadku pota jest natomiast to, że przy paleniu końcówki w czasie wyciorowania wyciągniemy sobie z komina popiół lub zaciągniemy go do paszczy. Jak chwilę o tym pomyślicie, to dojdziecie, czemu jest o to łatwiej, niż w wypadku innego kształtu.

Przekonałem, że warto? Mam nadzieję.

Zdjęcia – archiwum własne; skan katalogu Sasieni pochodzi ze strony Chrisa Keena (strony już nie ma, ale skany na szczęście jeszcze leżą).
Tytuł wymyślił niezawodny yopas, za co składam mu w tym miejscu serdeczne podziękowania.

12 Responses to Chylę w pocie czoła

  1. Grimar
    Grimar
    30 maja 2020 at 20:57

    A ja – jak zawsze – chylę czoła przed ogromem wiedzy. Świetnie się czytało. Chyba nie posiadam rasowego pota w kolekcji, ale mam kilka fajek o głębokości nie przekraczającej 35 mm i o szerokości ponad 22-23 mm. W takich pali mi się super.

    • KrzysT
      KrzysT
      30 maja 2020 at 21:56

      Oczywiście komin w takich proporcjach jest spotykany nie tylko w potach – zbliżone proporcje potrafią mieć niektóre brandy, apple (choć zwykle są mniejsze/płytsze), niektóre rhodesiany (jw) i wiele innych.
      Na aspekt geometrii komina warto zwracać uwagę, bo to naprawdę ma znaczenie w kontekście komfortu palenia.
      W jakich fajkach masz taki komin? (filmiku z Twoją kolekcją chyba w końcu nie obejrzałem, trzeba będzie nadrobić).
      Za komplement, tyleż niezasłużony, co miły ;) dziękuję :)
      Sam artykuł mi się nie podoba, zwłaszcza stylistycznie, ale sam pomysł leżał we mnie od dobrych dwóch lat, jak nie lepiej – i w końcu musiałem mu dać ujście.
      Mam taki plan, że nienerwowo i bez większego spięcia będę tu jednak od czasu do czasu coś pisał na przyszłość. Bo prorokuję, że w ciągu najdalej pięciu lat nastąpi taki moment, kiedy grupy dla palaczy na platformach socjalmedialnych zostaną z nagła zaorane jako te promujące niezdrowy tryb życia, a odwołanie do megakorpa z opowiadaniem o wolności słowa będzie miało skuteczność przysłowiowego pisana na Berdyczów (BTW to powiedzenie nie ma nic wspólnego z jego pierwotnym znaczeniem, zalecam wyguglanie kontekstu, bo to ciekawa historia). I wtedy Fajkanet, mam nadzieję, będzie czekał ;)

      • Grimar
        Grimar
        30 maja 2020 at 22:11

        No może być tak jak piszesz z tymi portalami. Mój kanał na YT też pewnie zostanie zaorany, ale od początku się z tym liczę.
        Co do fajek, to z takich szerokich a niezbyt głębokich to mam starego bulldoga Vauena, nowszego vauena bent-apple oraz jakiś czas temu kupionego bulldoga-benta SMS Meerschaum. Gdzieś jeszcze poniewiera mi się albański ogryzek, w którym już nie palę.

  2. cortezza
    cortezza
    3 czerwca 2020 at 07:46

    Powoli schodzimy do katakumb. Coraz mniej lokali pozwala fajczyć, coraz mniej tytoni w oficjalnym handlu, coraz częściej jesteśmy skazani na prywatny import, graniczne mrówki lub szmugiel. Totalitaryzm nadciąga?
    Dzięki za fajny artykuł, chętnie poczytałbym też o innych typach fajek. Coś będzie?

    • KrzysT
      KrzysT
      3 czerwca 2020 at 16:15

      Napisz ;)

    • Vladi
      3 czerwca 2020 at 18:43

      A mnie to nie przeszkadza. Fajka to przecież atrybut gentlemana. Najlepiej smakuje w skórzanym fotelu, we własnej bibliotece. Jak ktoś woli płynąć z prądem powinien palić maryśke i dopalacze.

      • Zydel
        25 czerwca 2020 at 15:21

        Tylko co rzekomy gentlemen w komin wciśnie, kiedy wielka tytoniowa posucha nastanie? Zapasy trzeba robić ;)

  3. szydlo
    18 czerwca 2020 at 15:57

    Dzięki tym, którzy nie pozwalają umrzeć fajkanetowi. A artykuł ciekawy, więc podziękowania podwójne.

  4. zielony
    zielony
    21 sierpnia 2020 at 19:07

    Też też jestem pozytywnie zaskoczony, że fajknet żyje mimo wszelkich trudności, szacun Panowie : )

  5. Lugard
    21 sierpnia 2020 at 20:01

    A ja bym tego w tak czarnych barwach nie widział :) fakt, na mieście nie popalisz, ale to bardziej znak czasów, trochę szkoda ale bez przesady, co do wyboru tytoni…no u mnie w 3city mam trzy sklepy(jedna sieciowka) które są dobrze zaopatrzone i w których zawsze coś znajdę choć wiadomo koncertu życzeń nie ma. Asortyment fajek w necie – moim zdaniem jest naprawdę ok. Do tego Panowie z Przemyśla tez się rozwijają. Nie jest źle, a myślę, że będzie lepiej :).
    A co do portalu – kwestia trendu, jak by był to kanał na tiktoku to by był bardziej na fali ;) ….na szczęście nie jest.

    • KrzysT
      KrzysT
      22 sierpnia 2020 at 07:12

      Kolega czasów sprzed ustawy nie pamięta, jak rozumiem?

      • Lugard
        22 sierpnia 2020 at 09:34

        Zależy sprzed której, tej o zakazie palenia w miejscach publicznych nie pamiętam, wtedy paliłem szlugi w LO dopiero, tej o zakazie handlu tytoniami przez internet pamiętam, faktycznie było wygodniej. Pamiętam jeszcze czasy sprzed ustawy zakazującej nadawania tytoniom nazw kojarzących się z nazwami spożywczymi, cóż… według mnie to takie bardziej „ustawki” niż ustawy, fikcja aby lobbing antytytoniowy się odczepił, pozoranctwo etc. Pomine kwestie importu tytoniu z zagranicy, nie robiłem tego i się nie znam, ale rozumiem,że dla dla kogoś kto regularnie kupował dobre tytonie za granicą to ograniczanie tego jest mocno irytujące. Możliwe, że nie jestem świadom tego co nas czeka niedługo, komentuje stan obecny…z mojej perspektywy…może trochę naiwnej…

Skomentuj KrzysT Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*