Moje realne spojrzenie na klub fajkowy: JSG

2 marca 2012
By

Klub palacza. Spróbujmy stworzyć przepis na klub palacza – z uwzględnieniem aktualnych przepisów i zwróceniem uwagi na to, czego brakuje w klubach czy pubach, w których palić wolno, palaczom fajkowym.

Zaczniemy od poszukiwań miejsca na taką działalność – to pierwszy podstawowy problem. Przeglądamy oferty Zarządów Gospodarowania Nieruchomościami. Na pierwszy ogień idą „lokale użytkowe do wynajęcia poza procedurą konkursową” – po przejrzeniu kilku setek opisów zagrzybionych piwnic i suteren dochodzimy do wniosku, że nie tędy droga. Zaczynamy przeglądać lokale do wzięcia w przetargach – wybór słaby, ceny niby atrakcyjne, jednak po kontakcie z urzędnikiem już wiemy, że albo lokalizacja żadna, albo konkurencja do najmu nie do przeskoczenia z naszym skromnym budżetem. Zaczynamy więc rozglądanie się po ogłoszeniach komercyjnych. Jeździmy po mieście, kiedy coś niezagospodarowanego i atrakcyjnego wpada nam w oko. Zaczynamy szukać kontaktu z administratorem – od sąsiada do sąsiada, przez dozorcę, spółdzielnię, czasem się udaje trafić wreszcie na kogoś, kto może powiedzieć nam np. że lokal jest nie do wyhaczenia, bo trwa proces spadkowy. W większości przypadków jest jeszcze problem sąsiadów „z wyłączeniem działalności uciążliwej dla mieszkańców”.

Załóżmy jednak, że udaje nam się znaleźć lokal – pojawia się pierwsza pozycja w naszym budżecie. Znajdujemy lokal w biurowcu, dawnej fabryki – fajne miejsce, możemy trochę pohałasować jak nam przyjdzie ochota zorganizować koncert. Tylko cena – zamiast 8 złoty w ZGN zapłacimy 25 za metr. A metrów potrzebujemy sporo – ustawa ogranicza nasze pole manewru. Palimy w lokalach powyżej 100m, w specjalnie wydzielonej części. Do tego zaplecze: wybaczcie, ale kuchni nie będzie – koszt za duży, szansa na zwrot niewielka. Zatem część dla palących 100m, salka dla niepalących 35m, zaplecze, toalety, magazyn, biuro 65m, może uda się nam wygospodarować kilkadziesiąt metrów na pracownie? – mamy ~300m. 7500 złotych netto miesięcznie przy bardzo dużym szczęściu.

Do tego potrzebujemy jeszcze kilkadziesiąt tysięcy na remont. Pierwsza myśl: dofinansowanie do nowo powstającej działalności. W Warszawie? Pieniądze pojawiają się mniej wiecej w połowie marca, do końca marca nie ma nawet złotówki. Zapominamy. Kredyt? Nie będzie prosto, ale przyjmijmy, że udaje nam się dostać.

Co musimy załatwić w międzyczasie lub pamiętać w trakcie prac:

Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna:

Konieczne będzie uzyskanie zgody Inspektora Sanitarnego (Sanepidu) na prowadzenie w wybranym lokalu tego typu działalności. Pozwolenie Sanepidu potrzebne jest, gdy wcześniej nie było wydane lub przy jakiejkolwiek zmianie wewnątrz lokalu. Do Sanepidu należy zwrócić się z prośbą o dokonanie odbioru sanitarnego po urządzeniu lokalu – minimum dwa tygodnie przed przewidzianym terminem rozpoczęcia działalności.

Przepisy przeciwpożarowe:

Wymogi bezpieczeństwa pożarowego określa rozporządzenie ministra infrastruktury z dnia 12 kwietnia 2002 r. w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie (Dz. U. Nr 75, poz. 690). Rozporządzenia określa wymogi bezpieczeństwa, zasady dotyczące dróg ewakuacyjnych, wymagania przeciwpożarowe dla elementów wykończenia wnętrz i wyposażenia stałego.

Koncesja na alkohol:

Aby móc sprzedawać alkohol trzeba uzyskać specjalne zezwolenia. Szczegółowe wymagania kto i kiedy może sprzedawać alkohol precyzuje ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi (Dz. U. Nr 70, poz. 473). Sprzedaż napojów alkoholowych może być prowadzona wyłącznie na podstawie zezwolenia wydanego przez wójta, burmistrza lub prezydenta miasta. Zezwolenie wydawane jest w gminie, w której przedsiębiorca starający się o nie prowadzi swoją działalność (ma lokal, w którym sprzedaż ma się odbywać).

Opłaty za publiczne odtwarzanie muzyki:

Każdy przedsiębiorca publicznie odtwarzający utwory muzyczne musi podpisać umowy licencyjne z organizacjami zbiorowego zarządzania prawami autorskimi i pokrewnymi. Ustawa o prawie autorskim przewiduje, że za publiczne odtwarzanie muzyki z kaset, płyt i innych nośników należy płacić odpowiedniej organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi. Podobnie wygląda sytuacja przy odtwarzaniu muzyki z radia czy telewizji, jeżeli znajdują się one w miejscu ogólnodostępnym. Opłaty te związane są z ochroną praw autorskich twórców.

W Polsce jest kilka organizacji zajmujących się zbiorowym zarządzaniem prawami autorskimi i pokrewnymi. Najbardziej znaną jest ZAIKS, który reprezentuje twórców. Inne reprezentują wykonawców. Dlatego czasem trzeba podpisać nie jedną, ale nawet kilka umów (np. jeśli planowane jest odtwarzanie filmów). Oprócz Stowarzyszenia Autorów – ZAIKS, działa w Polsce Związek Producentów Audio Video (ZPAV) oraz Związek Artystów Wykonawców (Stoart).

Mamy więc kasę. Pozwolenia. Mamy administratora, któremu wszystko zwisa, projekt wnętrza ogarniemy sami, przy pomocy znajomych, którzy mają już knajpę. Architekta z doświadczeniem w knajpach znajdziemy wśród byłych „żon”, nie jest źle. Montujemy ekipę remontową – jeden znajomy to dobry stolarz, inny jest murarzem, brat kładł tynki w UK, wujek złota rączka – każdy zarobi, a my oszczędzimy trochę na ekipie, ale też będziemy mieli większą kontrolę nad jakością wykonania. Przeciągnie się cała akcja w czasie, ale może to i dobrze, jeszcze przemyślimy wszystko.

Wtedy możemy pomyśleć o klimacie – pytanie, czy nam się nie odechce.

Zaczynamy szukać mebli – głównie po śmietnikach, targach staroci, komisach, wiejskich targach, gdzie przywożą wystawki niemieckie i holenderskie. Koszt niższy niż obstalunek czy gotowe rozwiązania, a łatwiej uzyskać klimat.

Pożyczamy auto z hakiem i z przyczepą, kilka tygodni tłuczemy się po Polsce zwożąc strucle, nad których naprawą spędzimy kolejne kilka miesięcy.
W międzyczasie trwa remont, buduje się kominek, bar, z naszego szafowego złomu udaje nam się zrobić ciekawe okładziny na ściany, na podłogę znaleźliśmy po taniości jakieś poprzemysłowe dechy. Pomińmy szczegóły techniczne, jak na razie wywaliliśmy kilkadziesiąt tysięcy i nie widać końca prac. Każdy kto coś budował albo remontował pewnie wie, jak to wygląda – ciągłe obsuwy, ciągłe braki materiałów…

Przyjechała firma, założyła wentylacje zgodną z najnowszymi przepisami (nie wiadomo, czy do otwarcia lokalu się nie zmienią). Kolega z uprawnieniami podbił nam elektrykę, jego kumpel podbił wentylacje. Strażak, znany skądinąd, odebrał nasz kominek, drogi ewakuacyjne. Gdyby nie znajomi, dawno już byśmy zwątpili. Aktualna żona i teściowa skończyły lepić pierwszą partię „garnków”. Lampy z odpadów po naprawach witraży z XIX wieku? Czemu nie.

Na początek inne alkohole niż dogadane piwo kupimy w jakiejś hurtowni lub supermarkecie cash&carry. Ciekawostek poszukamy później.

Zaraz, mieliśmy chyba pomyśleć czego brak fajczarzom w istniejących lokalach? Ale pytanie czy nie jesteśmy zbyt zmęczeni na to, by się nad tym zastanawiać. Olejemy sprawę – będą fajkowe popielniczki, będą stojaczki jakieś… starczy. Jak się stworzy grupa stałych bywalców to coś wymyślimy (choć pewnie nie wymyślimy, bo już i tak mamy dość tej imprezy).

W międzyczasie musimy pomyśleć o tym, żeby o naszym lokalu zaczęto mówić. Facebook, strona internetowa, ulotki, głównie w trafikach.

Po pół roku wygląda na to, że możemy wejść do naszego lokalu – mamy tu kominek, bar, sporo zakamarków, w których można się schować, małą scenę (tyle że bez sprzętu, ale na to przyjdzie czas). Wyszedł nam nieco mroczny klimat, coś jak połączenie bardzo zapuszczonego angielskiego klub dla dżentelmenów z mrocznym pubem irlandzkim na wschodnim wybrzeżu Ameryki. Chyba tak miało być, a może nie – kto by to pamiętał.

Czas przybić nad barem dawno temu ukradzioną emaliowaną tablicę „Tu wolno palić” i zaprosić ludzi. Robimy więc huczne otwarcie, bawimy się do rana…

A za tydzień przyjdzie taki JSG i powie, że to o kant… końskiego zadu potłuc.

 

Tekst to fikcja literacka, wielu rzeczy nie sprawdziłem, proszę traktować go z przymrużeniem oka.

Tags: , , , ,

39 Responses to Moje realne spojrzenie na klub fajkowy: JSG

  1. 3promile
    3 marca 2012 at 00:25

    Przez pięć lat pracowałem w gastronomii, głównie nocnej, więc pozwolę sobie dorzucić kilka kamyczków. Pierwszy kamyczek to pomysł – na samych fajczarzach nie zarobimy. Pomysł może mieć np. charakter muzyczny, może mieć również charakter ‚nacjonalistyczny’ – w przypadku fajki narzuca się od razu anglofilski. Można porozmawiać z którąś z byłych żon, a nuż któraś zna kogoś w British Council, więc znajdzie się mecenat na wieczorki anglojęzyczne, Newcastle Brown Ale z kija, projekcje filmów Reisza, Andersona, Schlesingera, Richardsona, ale co tam, może być również Bond i przyrodnicze serie Attenborougha. Mogą być również zajęcia terenowe studentów anglistyki i baza wypadowa dla miejscowych native speakers. Co do kasiory – wejście w umowy wyłącznościowe z browarem, grupą dystrybucyjną twardych alkoholi, producentem napojów i dystrybutorem papierosów to jest co najmniej sto tysięcy – niekoniecznie w gotówce, może być w sprzęcie nagłośnieniowym czy wyposażeniem technicznym.

    Niemniej jednak to jest bardzo ciężki kawałek chleba, więc serdecznie odradzam ;)

    • JSG
      JSG
      3 marca 2012 at 13:15

      Wydaje mi się że pisałem o kontrakcie z browarem- stąd zdanie „Na początek inne alkohole niż dogadane piwo kupimy w jakiejś hurtowni lub supermarkecie cash&carry. Ciekawostek poszukamy później.” ale chyba wyleciało to w trakcie którejś kolejnej edycji…

  2. 3 marca 2012 at 02:29

    Janek,
    Ta ustawa o budynkach od 2009 roku jest nieaktualna. Jest nowa. to tak na szybko, bo z komórki się źle pisze.

    Nie zrozumiałem tylko przesłania tekstu.
    Krzyś zaraz coś mi dołoży, ze ja zwykle nie rozumiem… Ale nie zrozumiałem.

    • KrzysT
      KrzysT
      3 marca 2012 at 13:28

      Ja odbieram przesłanie jako szczyptę realizmu w stosunku do fantastyki. Oraz jako szkic do know-how ;)
      I szczerze mówiąc mnie się ten tekst – właśnie za to – podoba.
      Swoją drogą – czy istnieje w ogóle taka możliwość, żeby lokal serwujący alkohol mógł funkcjonować bez gastronomii? Tzn. bez zaplecza do przygotowywania/serowania posiłków,ewentualnie przekąsek? Bo wtedy tych przepisów to się chyba robi jakby nieco więcej ;)
      Co do targetu natomiast, to myślę, że realnie najlepsze, na co można liczyć, to lokal z palarnią, który jest przyjazny fajczarzom. Tak po prostu. Na samych fajczarzach faktycznie raczej nie zrobi się interesu. Ewentualnie można rozpatrywać opcję – palacze cygar plus fajczarze.

      • JSG
        JSG
        3 marca 2012 at 13:46

        Z tego co pamiętam, tak z zasłyszanych informacji, jest kilka kategorii dotyczących gastronomi- na pewno jest kategoria lokali w których serwuje się przekąski, ciasta itp, ale nie ma zezwolenia na przygotowywanie posiłków. Kilka lat temu w GW czytałem o tym, że np sieciówka Sphinx miała spore problemy, bo nie mieli właśnie zezwolenia na przygotowywanie, a jedynie na podawanie posiłków- na zasadzie fast-food.

        Z również zasłyszanych informacji, kuchnia w lokalu, to koszt kilkudziesięciu tysięcy. Pamiętam np problemy pewnej, małej szkoły na Warmii, kiedy okazało się zaraz po remoncie, kuchni i wydaniu dziesiątek tysięcy na sprzęt okazało się że nie spełnia ona stosownych norm- takich jak wielkość i ilość umywalek i zmywaków i innych absurdów. Oczywiście wszystko jest dla ludzi, ale mówimy o pubie/ klubie nie restauracji.

        Ukierunkowanie lokalu na palaczy fajki i cygar to jednak chyba za wąska kategoria, trzeba chyba spojrzeć szerzej i promować ogólnie idę klubu/palarni.

        • KrzysT
          KrzysT
          3 marca 2012 at 13:56

          Niby tak, ale wymagania odnośnie przygotowania posiłków są dość surowe. Np. oddzielne pomieszczenie do mycia (tak: mycia) jajek. I bynajmniej nie chodzi o genitalia kelnerów :>

          • JSG
            JSG
            3 marca 2012 at 14:08

            No właśnie, dla tego rezygnujemy z kuchni jako takiej, możemy podawać domowe ciasta- są stosowne prawne patenty żeby takie wprowadzić do oferty i słone paluszki.
            Dodatkowo można podobnie jak przepisy dot. odtwarzania muzyki, obejść zlecając taką usługę firmie zewnętrznej- np w przypadku organizowania imprez zamkniętych.

      • 3 marca 2012 at 19:02

        A czy ja powiedziałem że mi się nie podoba? Fajny; taki nieco z pogranicza realizmu i abstrakcji; Nie złapałem przekazu – ot co.

    • JSG
      JSG
      3 marca 2012 at 14:14

      Nie potrzebnie na wstępie napisałem „z uwzględnieniem aktualnych przepisów”. Mój wielbłąd.
      W zasadzie takie było założenie pierwotne, ale w końcu sobie darowałem, na sieci jest spory bajzel w informacjach na ten temat, trzeba by się przez dzienniki ustaw przekopywać, a jak wspomniałem na końcu, ten tekst nie ma na celu wyjaśniać jak otworzyć knajpę.

  3. JSG
    JSG
    3 marca 2012 at 09:33

    Na konkurs powstało kilka tekstów opisujących fantastyczne lokale, z klimatem, wymyślnymi rozwiązaniami itp- a te ma za zadanie, pokazać- może trochę w krzywym zwierciadle, że za każdym lokalem, stoi człowiek, który już dawno nie ma zapału do robienia wspaniałości, ledwo wiąże koniec z końcem i ostatnią rzeczą jakiej potrzebuje to „świetne pomysły” skierowane do wąskiej grupy odbiorców.

    Tomku i 3P- zaznaczyłem że to „bujda na resorach” i że nie jest to instrukcja obsługi dziennika ustaw. Ot krótka bajka na dobranoc.

  4. Krzywy
    3 marca 2012 at 10:05

    dla mnie bardzo interesujący tekst(choć nie powinienem chwalić konkurencji) – wystarczy poszukać sensu między wierszami:)

    • largopelo
      3 marca 2012 at 11:35

      Powiem więcej. Bardzo fajnie napisane, ale zrzęda z Ciebie JSG :)

  5. pilnik
    3 marca 2012 at 13:01

    Popierać. Najbardziej podoba mi się magiczne zestawienie słów „mała scena”. Akustyczne granie! Jakby było blisko, to dostarczyłbym nawet trochę rekwizytów dodających klimatu.

    • JSG
      JSG
      3 marca 2012 at 13:10

      i koncertował za darmo do końca swoich dni, w ramach wdzięczności za pozbawienie brzemienia posiadania rozklekotanego pianina i starego magla :D

      • Alan
        3 marca 2012 at 13:12

        Ja mógłbym powrócić do czasów sprzed kilku lat i grać za piwo i tytoń ;)

  6. tower
    6 marca 2012 at 13:03

    Janku, skupiłeś się nie tyle na klubie fajkowym, ile na pubie/barze/klubie(w sensie miejsca) wygodnego dla osób palących fajkę. Moim zdaniem o klubie fajkowym nie decyduje miejsce, tylko ludzie, których łączy wspólna pasja, a czy się spotykają w piwnicy u Zdzicha, w modnej kawiarni, czy też mają własne cztery ściany z pracownią, złotymi tronami i beczką tytoniu jest sprawą dalszego rzędu.

    Tytuł „Realne spojrzenie…” sugerowałby rzetelne studium przypadku, nie zaś luźnymi przemyśleniami na podstawie wyssanych z palca założeń i oszacowań (czego sam nie kryłeś) nad tym dlaczego Ci się nie chce takiej knajpy prowadzić. Jest wiele knajp przyjaznych palaczom, także fajczarzom a ich właściciele nie są zblazowanymi desperatami, którzy dawno już stracili serce do przedsięwzięcia. To samo dotyczy wielu innych knajp tematycznych (muzycznych, motoryzacyjnych, a nawet cygarowych), które istnieją i się dobrze mają, a własciciele są otwarci na rozmowę i ulepszanie lokalu dla potrzeb swoich gości.

    We wszystkich tekstach zauważyłem, że klub fajkowy to miejsce, knajpa, etc. Wiem Janku, że jesteś indywidualistą, ale zwróć uwagę, że w klubie fajkowym chodzi przede wszystkim o jakąś wspólnotę, wymianę spostrzeżeń wynikających z różnego postrzegania wspólnej pasji. Część fajczarzy chce palić turniejowo, odwiedzać wielkie imprezy, brać udział w mistrzostwach, inni wolą delektować się wonnym dymem w domowym zaciszu. Jedni i drudzy mimo różnego podejścia chcą się od siebie uczyć, wymieniać tytoniami, pokazywać najnowsze fajki w kolekcji, może razem wyjechac na ryby (z fajką w zębach i piwem w dłoni).

    Przepraszam za tą chochlę dziegciu, ale już się zasłodziłem…

    • JSG
      JSG
      6 marca 2012 at 13:33

      Czy tytuł „morderstwo w orient ekspresie” sugeruje, że książka opisze realne wydarzenia?
      Tytuł również jest fikcją, jak i całe opowiadanie.
      Znam ludzi zadowolonych z prowadzenia lokali, choć rzadko który zaczynał prowadzić ten biznes niedawno- Ci którzy zaczynali od zera, niedawno, zwykle mają jednak dość całej imprezy- rzecz jasna nie zauważysz tego na stopie upierdliwy klient- właściciel, raczej przy grilu w twoim lub jego ogródku.

      Klub jest dla mnie przede wszystkim miejscem- pewnie wynika to z mojego charakteru- chyba mam prawo do skorzystania z tej definicji tego słowa- regulamin tego nie zabrania a fakt, że teksty w tym konkursie opisują miejsca nie ludzi jako organizacji, dla mnie może mieć ukryte znaczenie, choć nie musi…

      Druga rzecz- z tego co wiem, termin został przedłużony do 1maja, więc absolutnie nic nie leży na przeszkodzie, abyś napisał swój tekst.

      • KrzysT
        KrzysT
        6 marca 2012 at 14:38

        „Druga rzecz- z tego co wiem, termin został przedłużony do 1 maja, więc absolutnie nic nie leży na przeszkodzie, abyś napisał swój tekst.”

        Amen!
        Zwłaszcza, że masz doświadczenie z tzw. pierwszej ręki – dla tych, którzy nie wiedzą, kolega tower jest nie byle szarym członkiem pipe clubu ale również, khem, działaczem.

        A teraz już na poważnie: zarzuty dotyczące Jankowego tekstu uważam za nietrafione.
        Napisałeś, że się zasłodziłeś. Czym? Zgrubnym wyciągiem z przepisów i przedstawieniem realiów otwarcia miejsca dla fajczarzy? Janek przedstawił to dość realnie, rzekłbym nawet, że optymistycznie. Ale żaden cukierkowy obrazek się z tego nie wyłania, raczej wprost przeciwnie.

        Natomiast jeśli chodzi o to, że opisujący ignorują kwestie pasji, a skupiają się na lokalu – cóż, to jest poniekąd naturalne. Zawsze można napisać, że obojętne gdzie, ważne z kim, ale założenie było takie, żeby opisać pewien ideał.
        I to, że póki co gros wypowiedzi koncentruje się na miejscu do palenia (z muzyką, fotelami, barem, itd.) świadczy tylko o tym, że to jest dla ludzi ważne i że tego im – jak widać – brakuje. Poza tym w opisie miejsca też można przemycić pewne sugestie odnośnie profilu „ludzkiego”, jaki byłby preferowany na spotkaniach.

        Ja otwarcie przyznaję, że sama idea tej akcji była taka, żeby zachęcić ludzi do dyskusji o tym, jak w ich rozumieniu powinny funkcjonować kluby fajkowe. Czy też jak funkcjonują, co jest w tym fajnego, a co nie i dlaczego warto do nich należeć (przekonajcie niedowiarka :>) Bo jak czytam coś takiego: http://www.apassionforpipes.com/neills-blog/2012/2/10/the-seattle-pipe-club-2012-dinner.html
        to chciałbym w czymś podobnym uczestniczyć.
        Ale to się jakoś rozmija z tym, co mamy szansę obserwować w naszych realiach, przynajmniej w zakresie lokalowo-organizacyjnym. Tu pasja, tam pasja. Ale oni ją jakoś umieją sprawniej realizować. I mam graniczące z pewnością wrażenie, że między innymi dlatego, że potrafią sobie zadać właściwe pytania i ukierunkować swój wysiłek.

        I powiem jeszcze, że liczyłem na trochę większą dyskusję. Bo z jej braku – czy to tu, czy na FMS, gdzie jest w zasadzie nieobserwowalna – wynika iż opcji jest kilka:
        1. Wszystko super pięknie i hiperprężnie działa i wszystkim się podoba (pardon, nie wierzę)
        2. Działa byle jak, ale wszyscy mają to centralnie gdzieś
        3. Działa czasem lepiej czasem gorzej, ale nie wypada zadawać pytań, kwestionować i dyskutować, bo się człowiek narazi i zostanie skazany na ostracyzm.
        4. Masaj.

        Na mój nos realnie sytuacja oscyluje między 2 a 3 ;)

        • JSG
          JSG
          6 marca 2012 at 15:12

          2-3 amen i alleluja…

          • tower
            6 marca 2012 at 17:28

            „khem, działaczem” – nie wiem czemu wyczuwam sarkazm… ale może się mylę. Odświeżyłem stronę i sprawiam, że coś się na niej dzieje, mam kilka ciekawych pomysłów i stymuluje ludzi aby dzielili się własnymi.

            Zasłodziłem się nieco komentarzami. Nie jestem humanistą i nie wszystkie środki stylistyczne do mnie trafiają, ale opowiadanie Janka wydało mi się odbiegać od tematu zarówno konkursowego jak i nadanego przez Autora. Ideę konkursu odebrałem jako chęć rozeznania się w idealnym modelu funkcjonowania klubu, nie zaś zbierania dowodów na to, że się tego zrobić nie da.

            Pozatym nie ma dyskusji tam, gdzie się wszyscy ze sobą zgadzają. Nie chciałbym być posądzony o trollowanie, jednak wydaje mi się, że jest to dobry przyczynek do dyskusji, którą miałes nadzieję wywołać.

            Pozwolisz, że w przytoczoną lekturę wgryzę się w wolnej chwili, jednak będąc na kilku fajczarskich eventach (po pierwszym, pospiesznym rzucie oka) zdaje się, że tak bardzo nasza rzeczywistość od zaprezentowanej nie odbiega.

            A skategoryzowanie rodzimej działalności do 4 punktów, a w zasadzie do 2, uważam za lekko krzywdzące, szczególnie w kontekście pierwszego akapitu mojej wypowiedzi. Przynajmniej z moich doświadczeń wygląda to wręcz przeciwnie. Owszem, są wzloty i potknięcia, ale po to się spotykamy regularnie aby to omówić i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Każdy ma prawo wyrazić swoje niezadowolenie, zaproponować lepsze rozwiązanie, wnieść nowe pomysły.

            Swoją drogą nie wiem skąd tak krytyczna ocena. Zważając na fakt, że na spotkaniach klubowych się nie pojawiasz śmiem wątpić, że z autopsji. Może warto by było zrewidować krążące stereotypy?

            • JSG
              JSG
              6 marca 2012 at 18:55

              Krzyś:
              Kehem- może to się u nich nazywa członek niezwyczajny… nie „działacz”

              Zabawa ma charakter wolnej amerykanki- a biorąc pod uwagę wstęp do tego konkursu- to z założenia miała być wolna amerykanka, bez żadnych reguł

              poza ramą czasową, którą i tak olaliśmy. Pomijając już że ten tekst jest napisany dla sportu, nie dla konkursu- o czym chyba zapomniałem wspomnieć tu, wspomniałem gdzie indziej, stosując się do braku zasad, mogłem napisać opowiadanie o wyprawie na Marsa z kolankiem hydraulicznym- potocznie zwanym fajką (choć może to o klucz chodziło) w tle.

              Nie zapominaj, że to miejsce na sieci, pozwala na naprawdę sporą wolność wypowiedzi.

              Co do komentarzy- to masz dziwne poczucie smaku, jeśli takie komentarze są dla ciebie słodkie.

              Dla mnie idea klubu dla palacza to nie idea organizacji- to jest- w mojej cholernie subiektywnej opinii- … żeby znów nie użyć słowa na i… bo sie ktoś pogniewa.
              Idea miejsca, które jest otwarte dla pewnej grupy i powoduje że te grupa w pewnym zakresie tworzy część wspólną, ale bez tego całego mitomańskiego ustrojstwa dookoła wydaje mi się do przełknięcia nawet dla indywidualistów.

              Co do stereotypów- może udało wam się wywrócić PC do góry nogami- może nie, odkąd przestałem się mu przyglądać czynnie. Poza tym od kiedy Ty na spotkania uczęszczasz? Ja nie pamiętam byśmy na nie równolegle chodzili- skąd wiesz czy Krzysiek nie bywał na spotkaniach?

            • KrzysT
              KrzysT
              8 marca 2012 at 12:28

              „khem, działaczem” – nie wiem czemu wyczuwam sarkazm… ale może się
              mylę. Odświeżyłem stronę i sprawiam, że coś się na niej dzieje, mam
              kilka ciekawych pomysłów i stymuluje ludzi aby dzielili się własnymi.”

              To nie był sarkazm (wyjątkowo ;)), tylko podkreślenie pełnionej funkcji.

              „Ideę konkursu odebrałem jako chęć rozeznania się w idealnym modelu
              funkcjonowania klubu, nie zaś zbierania dowodów na to, że się tego
              zrobić nie da.”

              Pewnie, też. Ale – jeśli urealniać marzenia, to trzeba wskazać na
              potencjalne obszary zagrożeń i eliminować je w zarodku, albo niektóre,
              nierealne postulaty odpuścić. I tu wypowiedź Janka jest jak
              najbardziej ok.

              „Pozwolisz, że w przytoczoną lekturę wgryzę się w wolnej chwili,
              jednak będąc na kilku fajczarskich eventach (po pierwszym, pospiesznym
              rzucie oka) zdaje się, że tak bardzo nasza rzeczywistość od
              zaprezentowanej nie odbiega.”

              Oj? Czy aby na pewno?
              Przeczytaj jeszcze raz to, co chłopaki (póki co jedynie chłopaki, bo
              pań jakoś tu mało) opisały.

              „A skategoryzowanie rodzimej działalności do 4 punktów, a w zasadzie
              do 2, uważam za lekko krzywdzące, szczególnie w kontekście pierwszego
              akapitu mojej wypowiedzi. Przynajmniej z moich doświadczeń wygląda to
              wręcz przeciwnie. Owszem, są wzloty i potknięcia, ale po to się
              spotykamy regularnie aby to omówić i wyciągnąć wnioski na przyszłość.
              Każdy ma prawo wyrazić swoje niezadowolenie, zaproponować lepsze
              rozwiązanie, wnieść nowe pomysły.”

              Masz trochę racji, ale tylko trochę. Zasada jest taka, że wchodząc w
              jakąkolwiek społeczność akceptujesz istniejące w niej zasady. Tego
              wymagają dobre maniery, zdrowy rozsądek i poczucie przyzwoitości. Jak
              rejestrujesz się na taki Fajkanet, to – o ile jesteś w miarę normalnie
              podchodzącym do tematu użytkownikiem internetu z opanowanymi
              podstawami netykiety ;) to czytasz archiwa ZANIM zaczniesz zabierzesz
              głos i zaczniesz stawiać rzeczywistość portalu na głowie przerabiając
              go na swoją modłę. Jest jednak warunek dostateczny i konieczny, dla
              którego w ogóle się rejestrujesz. Czyli taki Fajkanet musi być dla
              ciebie atrakcyjny z takiego czy innego powodu. Dla mnie życie klubowe
              w obecnej formie atrakcyjne nie jest. W niczym mnie nie przyciąga. I
              chyba nie jestem w tym odosobniony, biorąc pod uwagę frekwencję na
              spotkaniach klubowych, jaką można obejrzeć na waszych zdjęciach ;)
              Frekwencja w PC Warszawa nie jest przecież niczym wyjątkowym,
              wystarczy pooglądać zdjęcia ze spotkań klubowych w Polsce. Zazwyczaj
              wygląda to tak: kilka – góra kilkanaście! osób siedzi przy stole w
              czyimś ogródku (i to jest ta najlepsza opcja, przynajmniej przyjemnie
              :)), w czyimś biurze (?) albo w takiej sobie z wyglądu palarni w
              knajpie.
              Jeśli takiej siły sprawczej, jaką jest Pipe Club nie stać
              organizacyjnie na ogarnięcie tematu sympatycznego miejsca spotkań, to
              o czym my mówimy? Lokalnie rzecz biorąc – no nie wierzę, że ta
              paskudna palarnia w Gnieździe Piratów jest Waszym miejscem spotkań z
              wyboru. Przecież tam jest zwyczajnie niefajnie. Żeby jeszcze piwo
              mieli dobre :>
              Osobna kwestia, to po co się spotykamy. Jeśli po, żeby usiąść i
              pogadać o fajce – to super. Tylko… tego po tych zdjęciach i
              relacjach z krajowych spotkań jakoś nie widać. Dobrze, jak na stole
              znajduje się po dwie fajki na użytkownika i z 5 puszek tytoniu :>
              To co tu oglądać, czego próbować?
              Ostatnio krążył tu filmik z promocji święta fajki, nakręcony z Waszym
              udziałem. Odbiór był jednoznaczny. Było to takie sobie. 4 fajczarzy?
              Kilkadziesiąt fajek? Przy wcześniej umówionym reporterze? Przecież
              wystarczyło zadzwonić do Perrego, Tomka, czy nawet do paru osób stąd i
              na stolikach leżałoby ich kilkaset. Jak i fajczarzy przyszłoby więcej,
              choćby po to, żeby tłum porobić i pokazać, że jakieś środowisko w
              kraju istnieje i działa. A tak z filmiku wynika, że owszem, fajczarze
              to paru kolesi na krzyż. Czyli stereotypy w 100% podtrzymane.
              Kwestia ilości osób na spotkaniach jest symptomatyczna. Powoływanie i
              utrzymywanie klubów, do których należy po kilka-kilkanaście osób,
              które z całą powaga wyłaniają władze, tworzą statuty, płacą składki, politykują,
              wydaje mi się nieco śmieszne. Zwłaszcza w momencie, kiedy działalność
              sprowadza się do w sumie nieformalnych spotkań raz w miesiącu
              i zorganizowania raz w roku konkursu.
              Nic na to nie poradzę, że nie znajduję tej formy atrakcyjną.

              Klub znajduję po prostu jako coś, co powinno mieć nieco większy kaliber
              merytoryczny i organizacyjny.
              Tymczasem czytając relacje z imprez mam nieodparte wrażenie, że
              praktycznie jedynym przejawem organizacji (i szczytem aspiracji) jest
              zorganizowanie raz na rok konkursu plus może jakiegoś dodatkowego
              jubileuszu czy innego spotkania gwiazdkowego lub urodzinowego. Gdzie na dodatek lista atrakcji pozakonkursowych jest niewielka i sprowadza do zaproszenia się przemyskich mistrzów, którzy odgrywają rolę, za przeproszeniem, misia z Krupówek.

              Towarzyskie spotkanie mogę zwołać mailem i spotkać się z tymi, z
              którymi ja chcę się spotkać, a oni ze mną. I wiem, że nie zostanę
              obsępiony z tytoniu, poczęstowany czymś ciekawym, zmacam parę
              ciekawych fajek i nikt nie kupi ode mnie nic na krechę.

              I dlatego, niestety, to po stronie klubów stoi zadanie przyciągnięcie
              potencjalnego chętnego na kandydata. A jak jest ze skutecznością widać
              po frekwencji oraz częstotliwości i formie imprez. Koń jaki jest, każdy widzi.

              Doskonale również zdaję sobie sprawę, jak zostanie odebrana moja wypowiedź – oburzeniem, że ktoś, kto nie bywa śmie kwestionować Uświęconą Formułę Klubu Fajkowego.
              Dokładnie na tej samej zasadzie, na jakiej została odebrana czas jakiś temu wypowiedź JSG na temat atrakcji pociągowych związanych z przemyskim świętem. Z której formą się nie zgadzam i nie popieram, żeby była jasność. Ale symptomatyczne jest to, że literalnie nikt nie odniósł się do treści przedstawianego przez niego zarzutu, który brzmiał, że wybierając sobie taką, a nie inną formę promocji i przedstawiając ją jako jedyną i bez żadnej alternatywy subkultura strzela sobie po stopach.
              Nie mam nic przeciwko Bieszczadom, flanelowym koszulom i kapeluszom z rondem. Ale – na litość boską – to nie jest jedyny słuszny obowiązujący model. I jak się chwilę zastanowić, to dla niektórych może być to model po prostu karykaturalny, żeby nie powiedzieć obciachowy. Podobnie jak „żelazne” powiązania imprez z tematami marynistycznymi, myśliwskimi, czy armią napoleońską (ciekawe, że na filozofów jakoś nikt się nie porywa ;)) Ale tej kwestii nikt nie poruszył, wygodniej było strzelić focha, że ktoś się nie umie zachować.
              Mam tylko nadzieję, że nikt nie będzie chciał mi za powyższe nakłaść po twarzy, chociaż potencjalnych chętnych ostrzegam, że jestem w wyższej kategorii wagowej niż Janek ;)
              Marzyłbym, żeby ktoś mi napisał merytorycznie, jak bardzo się mylę i wymienił setkę imprez zorganizowanych przez swój klub na przestrzeni ostatnich 2 lat. Z których relacje tylko przypadkiem nie znalazły się w sieci. Ale jak znam życie, to jedyne, na co mogę liczyć to status public enemy, czy też, jak wolą niektórzy piszący sprawozdania – persona non grata. Trudno, mogę z tym żyć, na szczęście nie jestem politykiem, nie muszę zabiegać o popularność ;)

              Na razie – póki co – pozostaję sceptyczny.

              • tower
                8 marca 2012 at 22:54

                Daleko mi od oburzenia, a tym bardziej od chęci „nakładzenia po pysku” :). Zwykle staram się podejść z otwartością i życzliwością do innego punktu widzenia niż mój własny.

                Zgadzam się z Tobą absolutnie, że w polskich klubach jest za mała „prężność”, duch bojowy, werwa, czy jak to tam zwał. Drobnymi krokami staramy się to zmienić. Z tym, że samemu nic nie zdziałam. Klub to ludzie, zapaleńcy, którzy chcą go budować, ulepszać i napędzać. Jest nas garstka, owszem. Ale jest tak dlatego, że ludzie
                a. nie wiedzą o naszym istnieniu
                b. olewają nas z wysoka
                c. Stwierdzają, że jak klub będzie bardziej prężny, to i ja się wtedy skuszę.

                Jeśli chodzi o pkt a, to powoli, ale brniemy do przodu. Lepiej zaprojektowana strona, profil na fejsie, to dopiero początki. Może link na jakichś ogólnie uznanych portalach fajkowych, polecenie w gronie znajomych nieco by ten obraz zmienił?

                Na punkt b rady nie mam, na c jednak uważam, że to zamknięte koło, które można przerwać w dość prosty sposób – po prostu przyjść i tworzyć…

                [i]…wchodząc w
                jakąkolwiek społeczność akceptujesz istniejące w niej zasady. (…) Jak
                rejestrujesz się na taki Fajkanet, to – o ile jesteś w miarę normalnie
                podchodzącym do tematu użytkownikiem internetu z opanowanymi
                podstawami netykiety to czytasz archiwa ZANIM zaczniesz zabierzesz
                głos i zaczniesz stawiać rzeczywistość portalu na głowie przerabiając
                go na swoją modłę.[/i]

                Znów nie sposób nie przyznać Ci racji. Jednak jak przeczytasz, potem nieśmiało się odezwiesz, a jeśli mówisz mądrze zaczniesz być ceniony. Janek zauważył, że nie jestem wieloletnim członkiem Klubu, owszem. Ot ledwie półtora roku. Mimo tak krótkiego stażu moje pomysły spotykają się z aprobatą zarówno zarządu jak i większości członków. Jakby mi powiedziano „schowaj się, jesteś głupi, co Ty wiesz o klubie fajkowym”, zapewne nie stałbym się [i]khem.. działaczem[/i]

                Jeśli chodzi o niefortunną wypowiedź Janka, znów racja, ale… Jedną rzeczą jest pewna forma kiczu, którą można i czasem wręcz należy tępić, inną zaś nazywanie ludzi idiotami. Ale to tylko moje subiektywne zdanie…

                Z migawką z telewizji jestem zmuszony nieco sprostować. Nie był to wcześniej umówiony wywiad. W zasadzie ludzie się organizowali na kilka godzin przed nagraniem. Nie jest łatwo rzucić pracę, polecieć po krawat i fajki w środku dnia. Sukces, że choć tyle się udało.

                Może większa współpraca i wzajemna otwartość na linii Fajkanet PC Warszawa mogłaby zaowocować pięknym wywiadem, setkami imprez, spotkaniami co drugi dzień i pięknymi przyjaźniami. Ja jestem otwarty. Fajkanet przeczytałem z wypiekami na policzkach od deski do deski zanim odważyłem się na rejestrację, jakieś nieśmiałe pytanie w komentarzu. Ale zarówna jak Ten Portal ewoluuje, tak i Kluby nie stoją w miejscu.

                Palarnia w Gnieździe jednym pasuje, innym nie. Jak wszystko ma swoje [i]zady i walety[/i]. Szukaliśmy innych miejsc, jednak one NAM nie pasowały. A tutaj wytwarza się pewna symbioza wzajemnych uprzejmości. Owszem, są ludzie, którym fajka smakuje tylko w skórzanym fotelu. Spotykamy się 2 razy w miesiącu, a jak jest chęć, to i częściej. Raz to jest absolutne minimum i wtedy jesteśmy w Gnieździe.

                Nie mam zamiaru tutaj nikogo przekonywać, nakłaniać, zaciągać za uszy. Choćbym napisał ilustrowaną powieść o zaletach Klubu sceptycy zostaną sceptykami, entuzjaści zaś uznają to za arcydzieło.

              • KrzysT
                KrzysT
                9 marca 2012 at 12:08

                Może link na jakichś ogólnie uznanych portalach fajkowych, polecenie w gronie znajomych nieco by ten obraz zmienił?

                Zgłoś do zalinkowania. Masz taką samą moc sprawczą, jak ja jeśli chodzi o Fajkanet. Zwrócę też uwagę, że dotychczas żaden przedstawiciel z działających w kraju klubów tego nie zrobił. Czyżby uważali, że formuła Fajkanetu jest ortogonalna do formuły klubu? Nie wiem.

                Na punkt b rady nie mam, na c jednak uważam, że to zamknięte koło, które można przerwać w dość prosty sposób – po prostu przyjść i tworzyć…

                Ale to wraca do podstawowego problemu. Delikwent musi chcieć. Klub musi być widoczny i atrakcyjny dla potencjalnego członka.

                Może większa współpraca i wzajemna otwartość na linii Fajkanet PC Warszawa mogłaby zaowocować pięknym wywiadem, setkami imprez, spotkaniami co drugi dzień i pięknymi przyjaźniami. Ja jestem otwarty. Fajkanet przeczytałem z wypiekami na policzkach od deski do deski zanim odważyłem się na rejestrację, jakieś nieśmiałe pytanie w komentarzu. Ale zarówna jak Ten Portal ewoluuje, tak i Kluby nie stoją w miejscu.

                Może nie powinienem się wypowiadać w imieniu redakcji, bo nie jestem jej przedstawicielem, ale odnoszę wrażenie, że Fajkanet był zaprojektowany jako coś ponad podziałami. Otwartość na współpracę występowała tu zawsze i jeśli ktokolwiek chciał coś napisać – był zapraszany i publikowany. Tak więc jeśli chodzi o współpracę, to oczywiście tak. Natomiast nienaturalnym byłoby (zgodnie z założeniami otwartości), gdyby Fajkanet miał być przypisany tylko li do Pipe Clubu Warszawa. Koledzy z innych części kraju oraz spoza granic mogliby nam mieć to za złe ;)
                Ponadto, jakbyś nie zauważył to my nader chętnie wciągamy do współpracy członków PC Warszawa umiejących pisać – patrz choćby recenzje kolegi Perry’ego. Swoją drogą to, że marnujecie jego talent kiperski i to, że nikt go jeszcze nie zmusił do tego, żeby napisał cotygodniowy felieton na stronę z opisem „tytoniu do spróbowania” jest IMHO karygodnym marnotrawstwem (koniec darmowych porad na dziś, za następną (a mam pomysł) wystawiam fakturę :>).

                Nie mam zamiaru tutaj nikogo przekonywać, nakłaniać, zaciągać za uszy. Choćbym napisał ilustrowaną powieść o zaletach Klubu sceptycy zostaną sceptykami, entuzjaści zaś uznają to za arcydzieło.

                Boję się, że jednak powinieneś nakłaniać. I nie tylko Ty, ale i inni klubowicze. Oraz zachęcam do napisania klubowej laurki. Serio serio.

              • tower
                9 marca 2012 at 12:42

                Jeśli chodzi o zgłoszenie do linkowni, to robiłem już to przynajmniej trzykrotnie. Z moich rozmów z Emilem wynika, że moderacją tych linków i ewentualnym umieszczeniem zajmował się Jacek. Emil wprawdzie entuzjastycznie się wypowiedział na temat wymiany linków, jednak powiedział, że sam nie wie jak umieścić nasz na Fajkanecie. I być może nasz klub nie jest jedynym, który próbował się tu podlinkować…

                O widoczności i atrakcyjności pisałem w punkcie a. Staramy się, trafiamy do coraz większej liczby osób, odwiedza nas coraz więcej ludzi, nikt z krzykiem nie ucieka…

                „Otwartość na współpracę występowała tu
                zawsze i jeśli ktokolwiek chciał coś napisać – był zapraszany i
                publikowany. Tak więc jeśli chodzi o współpracę, to oczywiście tak.
                Natomiast nienaturalnym byłoby (zgodnie z założeniami otwartości),
                gdyby Fajkanet miał być przypisany tylko li do Pipe Clubu Warszawa.
                Koledzy z innych części kraju oraz spoza granic mogliby nam mieć to za
                złe ;)”

                Jeśli chodzi o otwartość Fajkanetu, owszem, to mnie zachwyciło w tym Portalu jak do niego przystępowałem. Nie proszę o wyłączny patronat honorowy. Wiem, że jest to portal ogólnopolski, a nawet trochę ponad. Jednak statystycznie tak się składa, że wielu z nas jest Warszawiakami. Kolegów z innych rejonów również zapraszam do udzielania się tutaj, zapraszam w odwiedziny do nas i chętnie sam się na takie odwiedziny gdzie indziej wybiorę. Zloty fajkanetowe są jednak organizowane w Warszawie…

                Jeśli chodzi o otwartość Fajkanetu na PC Warszawa, to mam lekko odmienne odczucia. Pozwoliłem sobie na napisanie dwóch notek wprost zapraszających do odwiedzin tak osobistych jak i wirtualnych. Otwarta formuła portalu owszem pozwoliła na wejście tych notatek na główną. Jednak mimo wyraźnie zwiększonego ruchu na stronie, nie zaobserwowałem choćby jednego kliknięcia „lubię to”, tub choćby komentarza pod artykułem „fajna strona, róbcie tak dalej”, „polubiłem na facebooku”, albo choćby „nie lubię was, strona za ciemna”, cokolwiek… Nic… Obawiam się, że nawet najpiękniejsza laurka została by potraktowana zgodnie z punktem b, na co nic nie jestem w stanie poradzić…

                A skoro uważasz, że powinienem nakłaniać ludzi, ok, więc pozwól, że ponakłaniam i Ciebie. Przyjdź w niedzielę. Niezobowiązująco. Pogadamy, napijemy się piwa, zapalimy „fajkę pokoju”. Drzwi otwarte, proszę wejść. Ze swojej strony zgłosiłem chęć odwiedzenia Was w maju…

              • KrzysT
                KrzysT
                9 marca 2012 at 16:52

                Jeśli chodzi o zgłoszenie do linkowni, to robiłem już to przynajmniej trzykrotnie. Z moich rozmów z Emilem wynika, że moderacją tych linków i ewentualnym umieszczeniem zajmował się Jacek. Emil wprawdzie entuzjastycznie się wypowiedział na temat wymiany linków, jednak powiedział, że sam nie wie jak umieścić nasz na Fajkanecie. I być może nasz klub nie jest jedynym, który próbował się tu podlinkować…

                Przepraszam, nie wiedziałem. Działania Admina są jak wyroki boskie – można się tylko podporządkować. Jakkolwiek jest to dziwne.

                Kwestię domniemanej „warszawskości” Fajkanetu objaśnił wyczerpująco Janek; ja chciałbym jednakże dopisać, iż patrząc na belkę redakcyjną poniżej, to geograficznie jesteśmy od Sasa do Lasa. Masz tam Poznań, Głogów, Olsztyn… nawet Białystok :>

                Jeśli chodzi o otwartość Fajkanetu na PC Warszawa, to mam lekko odmienne odczucia. Pozwoliłem sobie na napisanie dwóch notek wprost zapraszających do odwiedzin tak osobistych jak i wirtualnych. Otwarta formuła portalu owszem pozwoliła na wejście tych notatek na główną. Jednak mimo wyraźnie zwiększonego ruchu na stronie, nie zaobserwowałem choćby jednego kliknięcia „lubię to”, tub choćby komentarza pod artykułem „fajna strona, róbcie tak dalej”, „polubiłem na facebooku”, albo choćby „nie lubię was, strona za ciemna”, cokolwiek… Nic… Obawiam się, że nawet najpiękniejsza laurka została by potraktowana zgodnie z punktem b, na co nic nie jestem w stanie poradzić…

                (to Alan: mamy to coś do lubienia na Facebooku? :O)

                A teraz na poważnie: myślę, że dość ciężko skomentować notkę, która jest z założenia w swoim charakterze tylko li informacją. Nawet, jeśli jest ona zaproszeniem, gdzie nie wskazujesz wyraźnie, że oczekujesz potwierdzenia swojej wizyty. Choć przyznam, że całkowity brak reakcji mnie też nieco zdziwił, ale nie mogę odpowiadać za użytkowników. Zresztą jeśli zajrzysz do kokpitu i ustawisz kolejność wyświetlania według ilości komentarzy pod artykułami zauważysz, że Twoje artykuły nie są jedynymi, które nie doczekały się komentarza. Trudno mieć w takim przypadku pretensje do użytkowników, nieprawdaż?

                A skoro uważasz, że powinienem nakłaniać ludzi, ok, więc pozwól, że ponakłaniam i Ciebie. Przyjdź w niedzielę. Niezobowiązująco. Pogadamy, napijemy się piwa, zapalimy „fajkę pokoju”. Drzwi otwarte, proszę wejść. Ze swojej strony zgłosiłem chęć odwiedzenia Was w maju…

                Jeśli chodzi o maj, to ja cały czas zapraszam i to nie tylko Ciebie, ale każdego chętnego, zrzeszonego, czy nie. Jeśli chodzi o niedzielę, to niestety odpada. Ja jestem dość zabieganym człowiekiem, o czym wie każdy, kto usiłował się ze mną umówić. Zapytaj Tomka. Mieszkamy jakieś 400 m od siebie. Przyjmuję średnio co 5 jego zaproszenie. I zazwyczaj docieram doń około 22. Takie życie :( Ale tak czy inaczej spróbuję się na jakieś spotkanie wybrać.

              • Alan
                9 marca 2012 at 17:08

                (to Alan: mamy to coś do lubienia na Facebooku? :O)

                Nie i może to być niegłupi pomysł (w sensie fanpejdż), a Towerowi chodziło o kliknięcia na ich stronie PC ;)

                Co do linkowni – tak, zajmuje się tym Jacek, ale że od jakiegoś czasu sam mam pełne prawa administratorskie, to dokształcę się w tej kwestii. Dzięki za wskazanie :)

  7. Jacek A. Rochacki
    8 marca 2012 at 21:12

    Czytam ten wątek z uwagą od samego początku. Nie odzywałem się do tej pory, gdyż „klub”/kluby fajkowe moich marzeń istniał/istniały na innym etapie kultury/cywilizacji, na którym to etapie palenie tytoniu było nie tylko powszechne ale i powszechnie uznawane, palono niejako „z ojca na syna” i tak nie pamiętam aby wiele kwestii będących obecnie problemami były wówczas w ogóle problemami czy problemami powszechnymi. Do tego poziom fajko- i tytonioznawstwa był dosyć wyrównany z już wspomnianych powodów. No i „moje” kluby były za granicą, nie u nas w kraju gdzie świadectwem minionej (?) cywilizacji fajkowej są felietony p. Turka.

    Mimo tego, nie wykluczam, iż kilka wniosków które próbuję wyciągnąć z pamiętanych sytuacji w tamtym, dziś nie istniejącym świecie być może (?) mogło by jakoś być interesujące. I z tego powodu pozwalam sobie jednak się odezwać.

    Notuję iż obecne znane mi kluby w Polsce są zrzeszone lub inaczej związane z RPKF. Ta Rada zaś w swoim Statucie, który okazuje się Regułami Fajczarstwa Polskiego jednoznacznie reprezentuje (przynajmniej wedle tego, co czytam) kulturę fajki typu turniejowego palenia na czas. Uznawany jest priorytet regulacji CIPC gdzie jeśli to dobrze rozumiem, tylko o turniejach jest mowa.
    http://rpkf.org/cipc/
    Dotyczy to nie tylko znanych nam klubów terytorialnych ale i internetowych, jak np. FMS.

    W tzw. „moich” czasach i „moich” miejscach znałem kluby i „kluby” i wielu pasjonatów i znawców spraw fajkowych, a nikt z nich nie czerpał satysfakcji z palenia na czas. Palono z racji nałogu, choć częściej dla przyjemnych doznań smaku i zapachu.

    Naturalnym miejscem nie tylko palenia, ale i miłych a często oświecających rozmów były nie knajpy, puby, etc. lokale, a trafiki. W znanych mi wiele lat temu trafikach w Danii, Wlk Brytanii, USA (jak Rattray’s w Perth czy Owl w USA) ludzie nie tylko kupowali tytoń ale – a często przede wszystkim – spotykali się i rozmawiali. Często wstępowali codziennie gdyż w domu sytuacyjnie nie palono po urodzeniu się dziecka czy wnuka, a wyprawa do pubu czy „klubu” związanego z pubem była by bardziej obowiązująca. I te spotkania/wizyty w trafikach obywały się znakomicie bez podobno dziś przysłowiowego, może związanego z dzisiejszym pojmowaniem pojęcia „klub”, „obyczaj klubowy”, piwa czy whisky. Nie pamiętam też muzyki – jako reguła – i podobnych „klubowych” (?) elementów o których czytam we wpisach powyżej.

    I tak zastanawiam się, czy jeśli ktokolwiek myśli o lokalu, takim lokalu fizycznym, to czy by go nie łączyć z trafiką, nie z tzw. knajpą czy barem. Czyli z trafiką, z legalnie istniejącym odpowiednio „uzbrojonym” miejscem do palenia. Podzieliłem się taką refleksją z p. Piotrem z Fajkowa podczas rozmowy via Skype jakoś ubiegłą jesienią, Teraz tu o tym piszę. Obawiam się wszakże iż jest to zupełnie nierealistyczne w dzisiejszej rzeczywistości.

    • daddas
      daddas
      9 marca 2012 at 00:37

      Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem Pana wypowiedź, gdyż przełamuje ona stereotypowe myślenie o klubie fajkowym. Sam bym na to nie wpadł, choć w mikro skali spotykam się z czymś podobnym dość często. Otóż w poznańskiej trafice na ulicy Szczanieckiej znajduje się wydzielone osobne pomieszczenie, w którym nie raz widziałem Panów raczących się cygarem lub smakujących fajki. Co prawda nie jest to miejsce powszechnie dostępne, ani tłumnie odwiedzane, jednak wydaje się idealnym do tego celu.

    • tower
      9 marca 2012 at 12:01

      Panie Jacku, owszem, zrzeszanie się z RPKFem daje Klubowi możliwość uczestnictwa w oficjalnych zawodach oraz organizacji takowych, jednak go do tego aspektu nie ogranicza. Z dwudziestukilku osób związanych z Klubem, na zawody jeździ garstka, a mniej niż połowa jest zainteresowana wogóle nauką palenia turniejowego. Jest to ich prawo. Przychodzą do Klubu napić się piwa i porozmawiać przy fajce ze znajomymi. I bardzo dobrze, niech ich będzie jak najwięcej, w końcu to o ludzi tu chodzi z ich różnorodnością, zamiłowaniami i doświadczeniami.

      Dowodem powyższego może być fakt, że obecnie organizowany turniej urodzinowy PC Warszawa ma charakter towarzyski, nie będą przestrzegane reguły CIPC, co było ogłaszane bardzo wyraźnie.

    • JSG
      JSG
      9 marca 2012 at 14:54

      Raz miałem okazję być w takiej trafice, miało to miejsce w Rzymie:
      Becker & Music‎
      Via Di S. Vincenzo, 29, 00187 Roma.
      W zasadzie to był sklep z fajkami, taki jak powinien być sklep z fajkami- gabloty pełne… fajek, puszka własnego blendu o angieslkim charakterze, kilku panów dyskutujących i palących pomimo podobnej do naszej ustawy antynikotynowej.
      Kiedy jeszcze kiedyś rzuci mnie w tamte rejony jest to punkt obowiązkowy.
      Z tego co wiem w Alpacia w Mediolanie, wygląda i działa podobnie- korzystając z okazji polecam tą trafikę za każdym razem kiedy tylko mogę, ze względu na serdecznosć jaka od lat łączy mnie wirtualnia z Cosimo- właścicielem.

  8. filipesku
    9 marca 2012 at 08:33

    „Ostatnio krążył tu filmik z promocji święta fajki, nakręcony z Waszym
    udziałem. Odbiór był jednoznaczny. Było to takie sobie. 4 fajczarzy?
    Kilkadziesiąt fajek? Przy wcześniej umówionym reporterze? Przecież
    wystarczyło zadzwonić do Perrego, Tomka, czy nawet do paru osób stąd i
    na stolikach leżałoby ich kilkaset. Jak i fajczarzy przyszłoby więcej,
    choćby po to, żeby tłum porobić i pokazać, że jakieś środowisko w
    kraju istnieje i działa. A tak z filmiku wynika, że owszem, fajczarze
    to paru kolesi na krzyż. Czyli stereotypy w 100% podtrzymane”

    Odniosę się tylko do tej części tekstu. Gdybyś wiedział więcej o „zakulisowych aspektach” powstania materiału, to byś tak nie pisał. Nie był to materiał sponsorowany, więc wyszło jak wyszło. Najistotniejsze jest to, że był wyemitowany materiał o fajce i to w telewizji publicznej.

    • KrzysT
      KrzysT
      9 marca 2012 at 11:37

      Komentarz wyżej wyjaśnił to tower, więc już wiem.
      Żebyśmy się źle nie zrozumieli: doceniam intencje, cieszę się, że materiał w ogóle powstał.
      Ale czy znając kulisy powstania napisałbym, że materiał był dobry? Nie.
      Bo nie był, plain and simple.
      To jest dokładnie casus książki Macieja_Fai, która była recenzowana na tym portalu. Po napisaniu przez recenzenta słusznej uwagi, że skład woła o przysłowiową pomstę odezwał się oburzony głos wydawcy, że jak można krytykować, że to było robione w wariackim tempie, bo musiało być na Przemyśl.
      I co? Dwa lata minęły, o kulisach nikt nie pamięta, a książka jak była źle zredagowana, tak jest źle zredagowana. Bo nikt tego nie odkręci, a zanim uda się (o ile w ogóle, choć tego oczywiście Maciejowi życzę) zrobić drugie wydanie minie zapewne parę ładnych lat.
      Szkoda mrówczej pracy autora.
      Niestety, ja uważam, że jak ma się coś robić na pół gwizdka, to lepiej sobie czasem odpuścić. Ale oczywiście można do tego podejść, że dobrze, że w ogóle mówią, chociaż jak dla mnie jest to strategia marketingowa, która ma krótkie nogi.
      I dlatego Twoje prawo cieszyć się, że materiał powstał, a moje – napisać, że mi się nie podobał.

      • filipesku
        9 marca 2012 at 11:49

        Ja myślę, że cieszyć się powinniśmy wszyscy. Natomiast czy się komuś podobało czy też nie to inna kwestia (ja też mógłbym być bardziej uczesany). I na wielkość tego gwizdka (czy cały czy pół)nie mieliśmy wpływu. To według Ciebie miałem Pani z TVP odpowiedzieć, że mamy zbyt mało czasu aby zadzwonić do Perego i raczej nie jesteśmy zainteresowani zrobieniem materiału?? Twoje podejście jest trochę na zasadzie: stoję na stopa ale wsiądę tylko do mercedesa.

        • KrzysT
          KrzysT
          9 marca 2012 at 16:38

          Myślę, że przesadzasz.
          Tak, można powiedzieć pani z TVP, że jeśli chce mieć ciekawszy materiał potrzeba jeszcze paru godzin czasu. Nie traktujmy mediów jak jakiegoś pomniejszego bóstwa, to też są ludzie.
          Poza tym kontakty z mediami też można inicjować i wtedy ma się nieco większe pole manewru. Teraz, miejmy nadzieję będzie Wam po prostu łatwiej, skoro szlaki są już przetarte.

          A odnośnie wylewania żalu na PC Warszawa, to absolutnie nie było to intencją tej dyskusji. Niestety jako jedyni zechcieliście w ogóle zabrać głos jako przedstawiciele klubowego światka (za co bardzo serdecznie dziękuję!) i trochę się to na Was skrupia, częściowo zapewne nie za własne winy ;)

      • tower
        9 marca 2012 at 11:51

        Widzę, że z mojego niewinnego komentarza do tekstu Janka zaczęła się dyskusja wylewania żali na PC Warszawa… Może to i dobrze, sypnie gradem, strzelą błyskawice, ale atmosfera się oczyści.

        Jesli chodzi o materiał filmowy, to teraz było 3 min. o 7 rano, ale mamy już przetarty szlak, poznaliśmy ludzi, pogadaliśmy z nimi, pokazaliśmy się, mam nadzieję, z dobrej strony. Następnym razem będzie to 15-20 minut w lepszym paśmie.

        Materiału było nagrane około 40 minut.

        A w czasach coraz mocniejszych restrykcji tytoniowych uważam, że należy się cieszyć nawet z takich drobiazgów.

  9. JSG
    JSG
    9 marca 2012 at 14:47

    @ Tawer- to że twoje teksty nie spotkały się z zainteresowanie fajkenetowiczów, nie jest winą portalu, można winić tylko osoby czytające ten portal lub jak kto woli Pipe Club- o czym już tu dość dużo napisano więc chyba nie muszę wyjaśniać.

    Spotkania fajkanetu odbywają się w Warszawie z kilku prozaicznych powodów- można przyjąć że kolebką fajkanetu jest to właśnie miasto, jego pomysłodawca i założyciel jest z Warszawy, pomysłodawca zlotu jest warszawiakiem, warszawa leży w centralnym punkcie komunikacyjnym. Dlaczego bez PC, może dlatego, że pierwotna idea tego portalu była taka, żeby być nieco z boku, faktem jest że portal powstał jako alternatywa dla FMS, choć bez wrogości, o czym świadczy serdeczne przenikanie się obu portali.

    Jeśli chodzi o wylewanie żalu- własnie o to chodziło Krzyskowi, kiedy pisał, że jaka kolwiek polemika z formułą polskich klubów, spotyka się z agresywną reakcją obronną „powinniście być nam wdzięczni, że w ogóle coś robimy, nie ważne jak robimy” to wydaje się meritum pewnej niechęci do klubów.
    Od czasu kiedy zajmuję się naprawami fajek i ich wytwarzaniem odkrywam, że w tym kraju, poza garstką fajczarzy skupionych wokół internetowych portali i klubów, jest cała rzesza ludzi którzy ani w jednej formule, ani drugiej nie odnajdują nic atrakcyjnego, Wolą oni sobie siąść w swoim fotelu, albo w najbliższej lokalnej knajpce i palić w samotności, albo w nielicznym gronie stosując się do takie pierwotnej formuły „klubu” bez statusów, bez administracji. Jak chcą kupić razem tytoń to go kupują, jak chcą pochwalić się fajkami, akcesoriami, wymienić się doświadczeniami to to robią, nie muszą czekać godzinę na to aby uniknąć formalnej części spotkania. Takie też są spotkania fajkanetowe- to formalne i te nie formalne.

    A co do twojego komentarza, który wywołał burzę w szklance wody- to taka była idea tego konkursu- do polemiki nad ideo klubów fajkowych- czy to miejsc czy organizacji. Dziwne że dopiero ten tekst wywołał tą dyskusję, ale przywykłem :twisted:

  10. Jacek A. Rochacki
    9 marca 2012 at 16:30

    Zawsze byłem, jestem i będę jak najdalszy od krytycznego spojrzenia na jakąkolwiek formę kultury fajki. Na różne bowiem sposoby fajka przynosi nam dobrą radość, a o to przecież nam wszystkim chodzi. Ale każdy może sobie wybrać co jest bardziej „jego”, a co mniej. Znam oczywiście praktykę spotkań organizowanych jako turnieje także te nieoficjalne, które wszelako dla wielu są wspaniałą okazją do spotkania znajomych i przyjaciół. Ale są to nadal turnieje.

    Formuła organizacyjna oficjalna, zapis ” litery” Statutu Rady zrzeszającej Kluby jakoś mi się kojarzy z sytuacją hipotetyczną, w której to na przykład Statut Stowarzyszenia Historyków Sztuki mówił by na piśmie tylko o zajmowaniem się malarstwem, albo gdyby Statut Związku Polskich Artystów Plastyków miałby w swej „literze” wymienionych tylko rzeźbiarzy. Inne zaś, istniejące i uprawiane dyscypliny istniały by sobie niejako poza oficjalną formułą organizacyjną, bo w Statucie nie były by uwzględnione.

    Wracając do fajki: brakuje mi w Statucie wymienienia czy uwzględnienia takich którzy palą fajkę tylko dla smaku, nigdy na czas w formule takiego czy innego turnieju. I pod tym kątem starannie dobierają sobie fajki i tytonie, i często dysponują tu wielką wiedzą o doświadczeniu już nie wspominając. A chyba nie można założyć, iż nie opalona fajka tzw . turniejowa, siłą rzeczy różnie i z różnych materiałów wykonana nabita tytoniem nie uwzględniającym indywidualne preferencje palących każdemu z nich zapewni smaczne palenie, zwłaszcza, gdy o palenie na czas chodzi. Obawiam się, że palenie smaczne – to jedno, a palenie turniejowe to inna dyscyplina. I tak nie dziwię się że wspominane co jakiś czas grono osób nie zrzeszonych wyraża w ten sposób swój brak zainteresowania tym, co jest z paleniem na czas i to w nieznanej fajce nabitej różnym tytoniem kojarzone. Byłem i jestem w kontakcie z kilkoma takimi osobami i wszyscy mówią: to jest na pewno bardzo fajne i dobre dla wielu. Ale – to nie moje. Jasne że nie muszę palić na czas a mogę być obecny towarzysko, ale wiem co jest zapisane, jakim statutem posługuje się dana organizacja. I tak istniejąca formuła oficjalno/organizacyjna wpływa na liczebność takiego „marginesu” (?). Bo niektórzy pragnęli by poczuć się „u siebie”, a nie tylko gośćmi.

    @ Daddas: bardzo dziękuję za mile słowa. Wspominane w kilku wpisach wzmianki o bardzo nieformalnych spotkaniach w kilka osób, a w kilku takich uczestniczyłem czy to jako gość czy odbywały się w moim mieszkaniu warszawskim (pozdrawiam, Tomku i p. Janie – JSG) swoją atmosferą przypominały mi atmosferę zapamiętaną z tamtych spotkaniach nieformalnych we wspominanych trafikach za granicą. Nieformalnych, ale rzekłbym dość nawet niekiedy zorganizowanych wokół ich ulubionej i często odwiedzanej dla wypalenia fajki trafiki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*