Andrzej ma LHS

17 września 2014
By

Niektórzy z Was mnie znają. Niektórzy z Was wiedzą, że lubię wszystkie, ale mam totalnego bzika na jedną – konkretną markę fajek.
Niektórzy z Was, zapewne z politowaniem kiwają głową i uśmiechają się teraz znacząco przeczuwając, że zaczynam się nakręcać i rozkręcać w głoszeniu pochwalnych hymnów na temat pewnej marki fajek. No dobra! Mam korbę na fajki LHS. Przyznaję. I dobrze mi z tym.

Wszystko się zaczęło kilka lat temu, kiedy to, zostałem przez jednego z Kolegów (mającym, rzekłbym – „fundamentalne” oddziaływanie na rozwój mojej obecnej fascynacji fajkarstwem i fajczarstwem i na pojęcie tego „hobby” w ogóle – dzięki Przemku!!!) obdarowany kilkoma pięknymi fajkami. A perełką w tym gronie, była śliczna fajeczka, nieznanej mi wtedy marki LHS. Śliczna, zgrabna, perfekcyjna zuluska z figlarnym ustnikiem naśladującym cumberland. Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia! Uczyniłem z niej fajkę kontemplacyjną, na szczególne okazje. I poważnie zainteresowałem się marką. A to ta pierwsza:
582038_362149553832362_1038841189_n

Darczyńca, podał mi wtedy garstkę informacji na temat tej fajki. I co ciekawe – po prawie trzech latach usilnych starań wiem o fajkach LHS niewiele więcej, niż dowiedziałem się z tej króciutkiej notatki, która – wypisana na starannie złożonym kawałku papieru – towarzyszyła podarkowi.

To dziwne, prawda? Usprawiedliwię się – moja ignorancja, równie wielka, jak uwielbienie dla fajek LHS, bynajmniej nie wynika z lenistwa. Po prostu, w niewytłumaczalny sposób – o tej firmie pozostało zaledwie tyle informacji, co „kot napłakał”. Taki „mistrz znikniony”. Dosłownie.
Ale, co wiem – to napiszę. Jednocześnie, zaznaczam uczciwie – nie posiadam pokrycia tych informacji w żadnym wiarygodnym źródle. To co wiem o marce, to zbitek strzępów informacji, pojedynczych zdań, subiektywnych opinii znalezionych w Internecie na przestrzeni kilku lat. Nie wykluczam, że część tego – to zwykłe mity, plotki i pomówienia. Staram się tę „wiedzę” zbierać i składać do kupy. Nie jest łatwo. Ale, oddzielając ziarno od plew – rysuje się jakiś tam, bardzo ogólny obraz firmy i jej dokonań:

Cytując za lakonicznym pipephil.eu – amerykańska marka LHS zaistniała w 1911 roku (są źródła piszące o 1900), jako rodzinne przedsiębiorstwo braci Ludwiga i Hugo Sternów. W 1920 firma zadomowiła się na nowojorskim Brooklynie, gdzie to – do zamknięcia początkiem lat 60 produkowała fajki i fajkowe utensylia.

Linki do pipehila (i jeszcze jeden)

Na Pipedii jest jeszcze mniej.

Z tego co udało mi się dowiedzieć, głównie z danych skompletowanych ze strzępów informacji w opisach niezliczonych, bacznie przeglądanych przeze mnie aukcji eBay, czy też – podglądniętych i zebranych do kupy strzępów informacji z amerykańskich stron tematycznych-fajkowych – LHS produkowała fajki różne… ale bez wyjątku dobre!

Od budżetowej, masowej produkcji, przez cudaki w stylu „pocket”, systemówki przypominające ciśnieniowe samowary do czaju, fajki ryflowane w typie „american kornik stajla”, czy nawet fajki z korka (!), po kształty wybitnie klasyczne, oraz fajki w całości z wrzośca (tzw. allbriar). Czyli typowa, niczym nie skrępowana amerykańska fantazja spod znaku „rynek wszystko pochłonie”. Produkowała też, a może zwłaszcza? fajki w absolutnie pierwszorzędnej jakości i standardzie wykonania. Do ich wyrobu stosowano głównie wrzosiec korsykański i włoski. Sezonowany i – w wyższych seriach (gdzieś się na to natknąłem…) dodatkowo wyprażany w wysokiej temperaturze przed wykonaniem fajki („pre-heat”).

Nie ważne, czy fajka była klasy „basic” czy klasy „top” – zawsze inżynieria palidełka była perfekcyjna, a producent udzielał nań gwarancji. Obserwowałem kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset aukcji tych fajek – nigdy nie znalazłem wzmianki czy fotki, która uwidoczniłaby błędy inżynierii fajek LHS. Firma opatentowała też kilka systemów skraplacza (więcej o tym, oraz dodatkowo katalogi można znaleźć tutaj). Mam te fajki, palę z tymi skraplaczami i one naprawdę dobrze działają.

Wyższe serie fajek LHS, jak Sterncrest Ultra Fine, 14K Ultra Fine, Super Fine, czy linie Park Lane, Aladdyn, Americana – były fajkami z najwyższej półki. Były to fajki, mogące śmiało konkurować z największymi i najbardziej cenionymi ówcześnie potentatami – jak Dunhill, Comoy czy Sasieni – a co najmniej stanąć obok bez żadnych kompleksów.
W opiniach ludzi, posiadających fajki spod znaku LHS – są to palidełka, które – traktowane z szacunkiem i dbałością – mogą być fajkami na całe życie. Majstersztyki fajkowe, dzieło rak mistrzów minionych i „zniknionych”, stara, dobra szkoła, stare, dobre podejście.
Znikoma ilość informacji w sieci, a zwłaszcza znikoma świadomość istnienia marki LHS wśród palaczy i kolekcjonerów amerykańskich (usiłowałem „grzebać u źródła” – niestety z miernymi skutkami, bo większość Jankesów guzik się interesuje historią własnego fajkarstwa) trochę dziwi i dodaje producentowi aury swoistej tajemniczości. A dziwi to tym bardziej, że wszystkie dostępne źródła potwierdzają, że LHS produkował i był głównym (i jedynym), zakontraktowanym dostawcą fajek dla US Army w czasach II Wojny Światowej. Zatem producentem poważnym, o którym powinna zostać masa informacji… a zostały ich strzępy zaledwie. Dziwi też, że choć wraz z jankeskimi wojakami, fajki LHS napływały do Europy – to niewiele ich na naszym kontynencie nie zostało, ale o tym za chwilę. Z czasami wojennymi wiąże się też garść ciekawostek.
Pierwsza – dotycząca ustników w moich ukochanych Park Lane. Wykonane są one z tworzywa przypominającego dunhillowski cumberland. Ale cumberlandem nie są! Ten typ ustnika, to kompromis między bakelitem, a matowym perspexem. Imitacja, która powstała wymuszona… historią, bowiem Amerykanie do produkcji ustników używali wcześniej głównie bakelitu, który sprowadzali z Niemiec. W trakcie bombardowania Berlina, rozpirzono fabrykę bakelitu w mak i surowiec się skończył, a Jankesi zostali na lodzie i zostali zmuszeni do opracowania własnego rozwiązania. Taki typ ustnika był popularny wśród jankeskich żołnierzy i traktowany jako ich znak rozpoznawczy. A że kombinacja wyszła naprawdę ładnie – firma usiłowała zagrywki marketingowej, i zamiast przyznać się, że kolorowy ustnik jest wymuszoną improwizacją wynikającą z braków magazynowych surowca – dorobiła ideologię, że ten typ ustnika jest bardziej „trendy” i wdrożono go w fajkach eksportowanych. W obiegu krajowym, funkcjonowały ustniki czarne. Stąd – spotkać można fajki serii Park Lane i Park Lane de luxe z czarnym, jak i czarno-rdzawym ustnikiem. Mylne okazuje się przeświadczenie, którego sam byłem wyznawcą – fajki z czarnym ustnikiem to nie był „drugi sort” – paradoksalnie, te z czarnym ustnikiem (droższym), lądowały na rynku amerykańskim. Wersja eksportowa – miała ładniejszy, ale i tańszy ustnik z mieszanki bakelitowo-perspexowej.

Druga ciekawostka dotyczy próby ekspansji marketingowej i eksportowej LHS na grunt brytyjski i ogólnie europejski. LHS usiłował zawojować swoimi fajkami Europę. Dlatego fajki z czasów II WŚ i lat krótko po wojnie są tymi najbardziej cenionymi – bo są to fajki jakościowo najlepsze i najlbardziej dopracowane. Miały one przecież konkurować z fajkami brytyjskimi na ich własnym podwórku! Co więcej – miały iść dalej i zawojować szturmem Europę.
Niestety, mimo że fajki dorównywały jakościowo najlepszym wzorcom angielskim, mimo, że (w zdecydowanej większości) produkowano je na eksport w klasycznych kształtach i były to fajki naprawdę dobrze i pięknie wykonane – to próba eksportowej ekspansji rozbiła się o brytyjską flegmę i poczucie imperialnej wyższości. I guzik z tego wszystkiego wyszło.
Po prostu – chociaż znalezione pogłoski mówią, iż angielscy oficerowie i co odważniejsi i bardziej otwarci na świat dżentelmeni, doceniali po cichu ich walory smakowe, estetyczne i użytkowe, to publicznie, w złym tonie było pokazanie się z taką sojuszniczą fajką w zębach. Skubańce w bryczesach pamiętali wywaloną do zatoki herbatę.
Anglicy jawnie więc szydzili z jankeskich fajek, wyśmiewali piękne ustniki PL jako nieudolne podróbki cumberlandu, i parskali na wymyślne systemiki skraplaczy, twierdząc, że kawałek ściętej, aluminiowej rurki wsadzonej w szyjkę z „white dot” jest zdecydowanie bardziej wyrafinowany. W efekcie tego „złego PR” producent odpuścił i zarzucił ambitne plany marketingowego podboju, oraz wycofał się z prób rozpowszechniania marki za oceanem. Nadwyżki produkcyjne na nietrafiony eksport, upłynniono na rodzimym gruncie (widziałem kilka wyprzedażowych plakatów LHS Park Lane, gdzie sprzedawano te fajki po dolarze). A sojusznicza US Army, wracając do domów zostawiła po sobie Coca-Colę i fast-foody, ale zabrała w kieszeniach swoje fajki.
Ech!… cholerni Angole…
O losach powojennych wiadomo mi w sumie nic. Internety milczą, nie potrafię dokopać się do źródeł informacji o końcowym okresie działalności firmy. Wiadomo tylko tyle, że początkiem lat 60 LHS zakończyła działalność i znikła z rynku.

Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo mimo praktycznego braku rzetelnych informacji o producencie, mimo małej popularności i świadomości istnienia marki LHS na „naszym podwórku” – jestem jej zagorzałym fanatykiem (być może jedynym w kraju). Posiadam, z mozołem zdobytych kilka fajek LHS. I potwierdzam z całą odpowiedzialnością to, co już napisałem wcześniej – są to fajeczki doskonałe!

Doskonale kształtami, proporcjami. Doskonałe materiałem i wykonaniem. Doskonałe myślą inżynierską i ergonomią rozwiązań (wkręcane ustniki, łatwość czyszczenia, odporność na uszkodzenie). Doskonałe w końcu smakiem! Każda jedna jaką posiadam (no ok, przyznam – nie w każdej jeszcze paliłem, więc po prawdzie – doskonale smakuje każda w której zapaliłem).

kolekcja LHS 1 kolekcja LHS

I co więcej mogę powiedzieć? W myśl rozpowszechnionej w świecie fajkowym opinii – że dobra fajka, to tylko do lat 60-tych – moje LHS-ki to SAME dobre fajki! Młodsze zwyczajnie nie istnieją.
A gdybyście trafili kiedyś na ciekawe informacje o fajkach LHS – uprzejmie proszę o podzielenie się nimi z niżej podpisanym.

4 Responses to Andrzej ma LHS

  1. Boro
    Boro
    18 września 2014 at 02:09

    Andrzej, wiesz, jak mnie kręcą takie historyczne pogaduchy o fajach… Dziękuję, że zafundowałeś mi przyjemną lekturę, po której – mimo, że rzeczywistość się do tego ma nijak, bom prosty chłopak – czuję się mądrzejszy. :)

  2. Julian
    Julian
    18 września 2014 at 10:12

    Tak mnie zainteresowałeś, ze właśnie kupiłem na Ebay lekką fajkę LHS Sterncrest 14k golden band. Bardzo jestem ciekaw jaka będzie w ręce, wygląda bardzo ładnie.

    • Andrzej K.
      18 września 2014 at 10:23

      Cieszę się bardzo, że wzbudziłem zainteresowanie tym mało znanym producentem :) Choć, można by komentować, że z pozycji „kolekcjonera-miłośnika”, mój artykuł był swoistym „strzałem w kolano”, bo sam napędzam sobie konkurencję…To nie jestem takim typem, co to się dobrym nie podzieli :)
      Już wcześniej „zaraziłem” LHS-em jednego z naszych Kolegów z portalu. Ale, naprawdę szczerze wierzę w to, że warto te fajki wyciągać na światło dzienne i oceniać/doceniać.
      Zatem – szczerze gratuluję zakupu i mam nadzieję, że pochwalisz się swoją fajeczką i odczuciami jak już będziesz miał ją w rękach (choćby w formie wpisu pod niniejszym artykułem, na co mam nieśmiałą nadzieję).
      Pozdrawiam, Andrzej

  3. pigpen
    18 września 2014 at 21:54

    Tym kolegą od LHS-ów jestem chyba ja? Kilka razy namawiałem Andrzeja via PW o stworzenie artykułu na temat firmy. Próbowałem także na gadaczce. Wreszcie się doczekałem. Dzięki Andrzej za świetny artykuł. Dowiedziałem się ciekawych rzeczy, jak choćby, że te PL co razem kupiliśmy są „oryginalne”, bo miałeś wątpliwości z powodu czarnego ustnika. Cieszę się także, że mogłem Ci pomóc w zdobyciu 2 sztuk. Oczywiście zawsze możesz na mnie liczyć ;)

    Sam jestem posiadaczem dwóch LHS-ów. Pierwsza fajka to wspomniany już wcześniej PL, kolejna to długi „bilardodublin” ozdobiony typową amerykańską rustyką z serii Sterncrest. Obydwie to rewelacyjne użytkowo fajki. Świetnie się w tym pali. Lekkie, zgrabne i smakowite.

    Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*