Samuel Gawith Best Brown Flake

11 sierpnia 2013
By

DSC_0006

Teraz to się zabieram za coś, za co chyba nie powinienem. Tytoń – legenda, dla wielu wyznacznik jakości i smaku czystej virginii. Gdyby zebrać wszystkie sieciowe opinie o nim (na fajka.net – tekst Rhegeda), powstałaby epopeja. Wydaje się być wręcz nietykalny, na sceptyczną, krytyczną lub nawet niewystarczająco entuzjastyczną recenzję często reakcja jest taka: nie wypaliłeś jeszcze wystarczająco, niektórzy dopiero po spopieleniu kilku kilogramów byli w stanie odkryć wszystkie smaczki i niuanse. To moim zdaniem nie do końca dobre podejście. Bo ten typ virginiowego blendu nie musi smakować każdemu. Na tapecie Best Brown Flake – wybaczcie, że po raz kolejny o tym, co już było, tyle że w odrobine inny sposób. Stwierdziłem, że muszę o BBF napisać – znowu technicznie i nudno.

Producent i Synjeco opisują BBF jako delikatny, średnio mocny i wolno palący się blend. Ma być produkowany z ręcznie przygotowywanych liści flue-cured virginia (według DAFT pochodzącej z Zimbabwe), które w siedmiofuntowych plackach są wstępnie parowane, a później prasowane i podgrzewane przez 1-2 godziny. Dodatki smakowe nie występują. Interesująca jest uwaga, że tytonie scented na bazie BBF są dosładzane – skoro jest to podkreślone to wniosek dla mnie jest taki, że BBF dosładzany nie jest. I komentarz Daniela Schneidera: Flake najwyższej jakości, smak i zapach są zarówno słodkie, jak i pikantne. Nie jest to najłatwiej palący się blend, ale odrobina uwagi pozwoli ci na wolne i równe palenie. Użyte virginie są na pewno dojrzałe i bardzo wysokiej jakości. Wśród klasyków od Samuela Gawitha BBF jest umieszczany pomiędzy Medium Virginia Flake (Golden Glow – to tak naprawde nie flake, tylko ready rubbed, ewentualnie broken flake) a Full Virginia Flake.

Po otwarciu puszki widzimy samuelgawithowski standard: płatki różnej wielkości, grubości i ułożone byle jak; dość elastyczne, kolor od brązu do ciemnego brązu, poprzetykane jaśniejszymi pasemkami, z kryształkami cukru na powierzchni. Zamawiane w starych czasach z Synjeco wyglądały zdecydowanie porządniej i były dłuższe (6 cali), na moje oko i pamięć również bardziej wilgotne. To jednak bez znaczenia dla tych, którzy (jak ja) rozdrabniają przed paleniem. Od razu zaznaczę, że palenie świeżego BBF nie ma większego sensu. Lepiej kupić coś tańszego, choćby Va No. 1 – będzie smaczniejsza niż niedojrzały BBF. Moje wrażenia z palenia tego tytoniu zaraz po kupieniu pokrywają się ze wspomnianą już recenzją Emila. Wszystko, co piszę poniżej dotyczy tytoniu odleżakowanego minimum rok, choć już połowa tego czasu daje jakieś nadzieje na smaczne palenie. Oczywiście im dłużej, tym lepiej. Z puszki pachnie jak świeżo rozkopana ziemia, jednak zmienia się to w miarę dojrzewania. Otwarcie rocznego słoika wyzwala prawdziwe bogactwo zapachów: ciemny chleb, siano, miód gryczany, piernik, ciemny cukier trzcinowy. Bardzo słodki zapach, raczej ciężki.

W sumie wypaliłem około 500 g tego tytoniu, w dwóch fajkach: billiard Ropp Super Luxe i ostatnio w bulldogu Ben Wade od KrzysiaT (wcześniej był to bulldog Capitol, ale w burzliwych okolicznościach odszedł w niebyt). Prawie zawsze nabijam dzień wcześniej, rozdrobniony i luźno „na raz”. Zrezygnowałem z nabijania tuż przed paleniem z jednego powodu: dla mnie BBF nie odpala się zbyt łatwo, żeby temu zaradzić, wypadałoby długo suszyć – a to z kolei kastruje ten tytoń z mnóstwa smaku. Wolę ładować go do fajki dośc mocno wilgotny (taki po 2 godzinach podsuszania – już się rozpręża po ściśnięciu w palcach, ale niezbyt zdecydowanie) i zostawić w spokoju do następnego dnia: dostaję łatwopalną warstwę z wierzchu, a pod spodem zawartość jest w sam raz wilgotna. Można kombinować inaczej – małą część podsuszyć mocniej i dać ją na wierzch na przykład. Jeśli komuś starcza techniki palenia, to pewnie żadne wygibasy temu podobne nie są potrzebne.

Przy odpalaniu (metoda klasyczna: false light, czarno, przytrzeć i odpalenie właściwe – dokładniej opisane w kilku miejscach na fajka.net) trochę się podnosi, warto „poczernić” dość mocno i rozetrzeć dokładnie. Chwilkę po odpaleniu właściwym wychodzą wszystkie błędy nabicia: jeśli za mocno – ciąg zabetonowany „na ament”; jak za słabo – żar ucieka wgłąb; jak nierówno – trzeba będzie fedrować kołeczkiem cały czas; jeśli niespiralnie – będzie się podnosić nawet w końcówce. Czyli do upakowania tytoniu w fajce warto się przyłożyć i zrobić to starannie. Wtedy palenie będzie dość łatwe, ale nie całkowicie bezobsługowe.

Pierwsze 5 minut palenia trzeba po prostu przetrwać i się nie zniechęcać. Jest tak sobie: smaku nie za dużo, ciepłe powietrze z odrobiną palonych liści, raczej kwaśno. Jest pokusa, żeby ciągnąć mocniej (bo pali się niechętnie a dymu prawie nie ma) ale nie wolno tego robić, bo sytuacji to nie poprawi, a fajka się rozgrzeje, utopi w kondensacie, i właściwie wtedy można sobie już dać spokój z paleniem – bo dalsza część nie będzie przyjemna. Ale gdy damy radę wytrzymać te kilka minut, gdy na całej powierzchni tytoniu w kominie zrobi się biało od popiołu, zaczyna się dziać cos wspaniałego.

To żaden big bang, to się dzieje stopniowo. Najpierw kołeczek przestaje być potrzebny, pali się znacznie łatwiej. Z komina wylatują dwie szaroniebieskie smużki dymu, jest go trochę więcej, pachnie trochę piżmowo (wiem, brzmi dziwnie – ale właśnie tak mi się kojarzy), ale przede wszystkim bardzo tytoniowo. Żeby nie było niedomówień: to jest trochę papierosowy zapach, ale czemu tu się dziwić – w końcu to plain virginia. Już nie trzeba tak bardzo uważnie palić (wszystko oczywiście w granicach zdrowego rozsądku, to przecież virginia – przeciągnięta nie ma smaku i bezlitośnie grzeje fajkę ), nie daje kondensatu (jak zawsze, „amerykańskie wyciorowanie” nie zaszkodzi), nie ma tongue bite. W połowie odsypuję popiół – i tutaj warto być ostrożnym. Ja mam fajki gładkie w środku, przy nieco chropowatym nagarze problemu nie będzie – zbyt energiczne przechylenie fajki nad popielniczką może spowodować wysypanie całej zawartości komina. To też zapewne kwestia mojego luźnego nabijania. Prowadzeniem żaru nie trzeba sie martwić, bo prowadzi się sam. Polecam technikę breath smoking (bardzo zwięźle opisana na www.glpease.com, w przypadku BBF swietnie się sprawdza), a przynajmniej od czasu do czasu wypuścić dym przez ustnik i komin, fajnie reguluje to żar. Fajka nie gaśnie za często, choć ja celowo odstawiam na kwadrans w połowie palenia (zainteresowanym polecam „fajkowy stosunek przerywany” opisany na przykład na APF-ie, wrażenia są interesujące), druga część palenia dostarcza wtedy całkiem innych wrażeń smakowych.

No właśnie – po technikaliach czas na smak. Jak smakuje? W skrócie: trochę pikantnie, słodycz lekko w tle, ale obecna cały czas i przybierająca na sile w miarę ubywania zawartości komina, po wygaszeniu i ponownym odpaleniu jest już ewidentna, dymna jak dark muscovado, w żadnym razie nie landrynkowa. Szczególnie niemieccy recenzenci podkreślają, że smak jest wyważony, „okrągły”, słodycz współgra z lekką kwaśnością i ziołowymi posmaczkami. Dla mnie wszystkie virginia flakes od SG maja wspólny chlebowy akcent, niby pumpernickel, przy bardzo wolnym paleniu – gdy słodyczy jest więcej – może nawet piernik. Są suszone owoce, są przyprawy, jest gorzko-słodko-cierpki miód gryczany. Z tyłu języka pojawiają się smaczki kojarzące mi się z winem bordeaux, cierpko-czekoladowe i wytrawne, jak niedojrzały orzech włoski (pierwszy tak to opisał u nas JSG, bardzo trafnie moim zdaniem). Jest przede wszystkim wspomniana równowaga, jeśli ktoś lubi niespodziewane, mocne uderzenia słodkości, kwasków czy owoców, to może się zawieść. Smak jest aksamitny, maślany, bogaty w orzechowe nuty. Moc jest średnia, nie wzrasta nadmiernie w końcówce, która spala się bez żadnych problemów.

Warto dodać, że wysusza gębę, trzeba zatem do palenia zapewnić sobie jakies pićku. Ja lubię hefeweizen, głownie jak jest ciepło, w zimie pasuje whisky (choć tu funkcja nawilżająca bierze w łeb…), na przykład Macallan, Highland Park – byle nie nadmiernie torfowe i dymne. Podsumowując: bardzo dobry tytoń, choć jak wszystko – pewnie nie dla każdego.

Tags: , , , , ,

12 Responses to Samuel Gawith Best Brown Flake

  1. Alan
    11 sierpnia 2013 at 10:13

    Znakomita recka, zgadzam się od początku do końca.

    Dla mnie jednak BBF jest tytoniem na smaka – spalę dwie puszki jak najdzie ochota, ale pod koniec drugiej już mi się nudzi. A to boli, bo z puszki pachnie przecudownie – tin note zdecydowanie w mojej osobistej czołówce. Chciałoby się więcej.

    Hefeweizen do BBFa znakomity, ciemna wersja również się nada.

    Miałem niedawno sam go zrecenzować, ale z planów zostało tylko zdjęcie do wpisu, które Ci przekazuję ;)

  2. Obzon
    Obzon
    11 sierpnia 2013 at 10:34

    Również zgadzam się ze wszystkim. Jak dla mnie jedna z najciekawszych i najrzetelniejszych recenzji jakie czytałem. Może dlatego, że bardzo lubie BBF. Na poczatku byl dla mnie bez rewelacji. Teraz pale płatki odleżane przez rok i w dodatku z akcyza z 2011 – i jest pysznie.
    Zdjęcie super. Gratuluje autorom.

  3. miro
    11 sierpnia 2013 at 10:37

    Dzieki – zdjecie lepsze niz tekst tak naprawde :)
    Dla mnie to jednak tyton codzienny (dobra – cotygodniowy, od poltora roku, po powrocie do palenia fajki, wlasnie tak weekendowo pale), fajne jest w nim to, ze latwo sie go pali.

  4. KrzysT
    KrzysT
    11 sierpnia 2013 at 20:09

    Bardzo porzundna recka (jezdem prosty inżynier i lubię techniczne recki z odrobiną poezji, więc styl miro bardzo mi pasuje, bo jest przejrzysty).
    Sam tytoń… cóż. Jakoś nie jestem w stanie się doń przekonać.
    Pierwszą puszkę wypaliłem ze smakiem, ale składam to na karb tego, ze to był mój tytoń startowy. Na dodatek w rozszczelnionej puszce, co znakomicie zrobiło mu na wilgotność.
    Wtedy czułem posmaczki… dyniowe. I pewnie była to autosugestia (choć skąd ta dynia dalibóg nie wiem), bo palić nie umiałem za grosz.
    Potem zamówiłem w Synjeco te wspomniane sześciocalowe płatki (były śliczne i totalnie mokre) i ich zapas wypalam z częstotliwością fajka raz na rok. I jakoś nie potrafię się BBF-em zachwycić. Może kiedyś.

  5. miro
    11 sierpnia 2013 at 20:51

    … wez mi Krzys pokaz gdzie tam jest ta poezja :P
    Tak bajdełej to BBF smakuje najlepiej w pewnym bulldogu kupionym od … nie pamietam ;)

    • KrzysT
      KrzysT
      11 sierpnia 2013 at 21:19

      Pan się nie kryguj. Jest i poezja ;) Przynajmniej dla mnie. Jak wróci nasz nadworny tró poeta z certyfikatem ;) to pokaże gdzie i omówi użyte środki wyrazu.

  6. golf czarny
    12 sierpnia 2013 at 09:07

    Szanowny Kolego Miro,

    Wyrażam podziw i jednocześnie dziękuje,ze zamiescił Kolega tzw. dzieło kompletne -pełen katalog wszelkich potencjalnych smaków czystej, flue-cured Va. Określenia smaku są nie dosyć ,że sugestywne i trafne to jeszcze na tyle uniwerszalne,ze przy innych produktach wystarczy stoswać „kopiuj -wklej” i ewentualnie coś wykreslić.

    Podzielam także wrażenie dotyczące charakterystycznego dla SG Va posmaku.Ja go nazywam „przaśnym” „albo „słodowym” i mi przpomina on nieco piwo ale. Proponuje spróbować Kendal Plug . Imo jest tam jeszcze wyrażniiejszy.

    • miro
      12 sierpnia 2013 at 12:14

      Dzieki za mile slowa.
      Te smaki lub smaczki – to nie tak ze bylem w stanie je wylapac od samego poczatku przygody z BBF. Szczegolnie, ze wszystkie sa tak ze soba polaczone, ze zidentyfikowanie tych pojedynczych musialo u mnie troche potrwac. Ale to dziala tak, ze raz rozpoznane, pozniej sa juz widoczne. Staralem sie nie czytac recenzji w trakcie „uczenia sie” BBF bo to troche wyglada tak, ze smak juz nazwany przez kogos innego mimowolnie bedziemy chcieli sami wyszukac. Ba – on i w naszej fajce „bedzie” mimo ze nasze kubki smakowe go tak naprawde nie wylapuja. Tak mi sie w kazdym razie wydaje.
      Kendal Pluga jeszcze nie probowalem, wszystko przede mna :-)

  7. szydlo
    5 lipca 2017 at 11:15

    Leżakowanie zmienia ten tytoń diametralnie. Wróciłem do niego po 2 niemal latach i to jest zupełnie co innego niż gdy był świeży. Są i kwaski, i nienachalna słodycz, są tez nuty chlebowe i trochę orzechów. Po prostu smacznie i bogato. Pali się powoli i dość dobrze. Największy dla mnie minus to konieczność dość długiego podsuszania, co eliminuje go niemal z tytoni palonych spontanicznie w wolnej chwili.

    • ajt
      6 lipca 2017 at 02:33

      Całkowita prawda. Bez leżakowania, BB jest wręcz paskudny. Palenie świeżego to najzwyklejsze marnotrawstwo.

    • pigpen
      pigpen
      6 lipca 2017 at 09:34

      Jak tytonie w trafikach zaczęły się kończyć kupiłem sobie 10g próbkę BBF. Co dziwne, a może nawet wstyd się przyznać, nigdy wcześniej nie paliłem. Próbkę otworzyłem, podsuszyłem, nabiłem do fajki i… ble. Nie dało się tego palić. Ciepłe powietrze i bulgotek w kominie. „A tak się tym zachwycają” – pomyślałem.
      Nie oznacza to jednak, że tytoń przekreśliłem. Zachęcony Twoim opisem z palenia 2-letniego BBF-a zostałem zachęcony do spróbowania. Niestety, nie mam odleżakowanego. Nie owijając w bawełnę, chętnie wymienię się za próbkę takiego odleżakowanego BBF za coś co mam (GLP Embarcadero, Union Square, C&D Old Joe Krantz, Oak Alley). Nie potrzebuję dużo, ot 10-20g. Chciałbym się po prostu przekonać czy faktycznie jest aż taka różnica.

      • szydlo
        6 lipca 2017 at 12:07

        poszedł mail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*