Black Parrot: recenzja @Qwerty’ego

25 stycznia 2012
By

Tytoń dotarł do mnie w małej „dealerce”, bez oznaczenia marki i nazwy tytoniu. Sam tytoń był w formie (very) broken flake, prawie mixture. Włókna tytoniu równo, jednorodnie cięte, o szerokości nieco większej niż 1 mm. Kolor tytoniu: w większości ciemnobrunatny, z jaśniejszymi źdźbłami sugerującymi, że są innym składnikiem, stanowiącym około 20% całości. Oprócz tego w tytoniu daje się zauważyć cienkie żyłki liści, ale niczego, co można by było nazwać „kołkiem” nie stwierdziłem. Ogólnie tytoń sprawia wrażenie wyrównanego jeśli chodzi o cięcie i grubość włókien.

Gdyby spróbować zidentyfikować wzrokowo skład rodzajowy tytoniu, to można zaryzykować twierdzenie, że jest to Virginia dwóch rodzajów, ciemniejsza i jaśniejsza, ale nie jestem w tym zbyt dobry, więc mogę się tu mylić.

Tytoń wyjęty z torebki był dość suchy, ale nie przesuszony na tyle, by się rozpadać w proch i pył, więc uznałem, że mogę go nabić do fajki bez dalszego dosuszania (czy nawilżania) – przynajmniej za pierwszym razem. Tak jak obiecałem w zgłoszeniu, nabiłem nim piankę Kiko.

Tak jak sugerował wygląd tytoniu, palenie pierwszej połowy fajki dało wrażenia typowe dla dobrej jakości Virginii. Aromatu nie stwierdzono. Smak: coś pomiędzy Va nr 1 od Mac Barena a Malthousem, lecz bez aromatu whisky. Może bliżej tego drugiego, ale dobrze dojrzałego, powiedziałbym poziom wyżej jeśli chodzi o jakość. Moc średnia, w kierunku słabszej. Room note: neutralny (jak dla kogoś nawykłego do dobrego tytoniu), taki virginiowo – wytrawny. W połowie fajki gdzieś na czubku języka wyczuwa się lekką nutkę pikantności – niewykluczone, że w wyniku troszkę mniej uważnego palenia i bardziej nerwowego potraktowania. Pomimo tego tytoń spalił się do końca, bez objawienia kondensatu.

Drugą fajkę nabiłem tytoniem po lekkim nawilżeniu metodą zaokienną. Efekt był dość słaby, bo za oknem miałem lekki mróz. Tytoń dość mocno rozdrobniony (jak poprzednio) i umieszczony w tej samej piance, odwdzięczył się podobnymi, dość  łagodnymi, dystyngowanymi wrażeniami właściwymi dla dobrej Virginii. Ale też nie ujawnił też niczego, co by go mogło charakteryzować czy wyróżniać. Można określić go jako półwytrawny tytoń  o bardzo dobrej jakości, dość neutralny, w sensie: nie narzucający się ze swoim widzimisię, ale potraktowany z uwagą ujawnia drugie dno każące myśleć o nim z szacunkiem i nadzieją na kolejne spotkanie.

Pozostałą część tytoniu postanowiłem nawilżyć nieco bardziej korzystając z większej wilgotności za oknem.  Zostały mi mniej rozdrobnione części, które zostawiłem bez większego rozdrabniania, by sprawdzić, czy to coś zmieni we wrażeniach smakowych. Połowę znów nabiłem do mojej Kiko. Chyba nie zmieniło, być może nawet nieco spłaszczając wrażenia i ukrywając te drugoplanowe, subtelne nutki, dające się wychwycić z tytoniu drobnego i suchego.

Wróciłem więc do takiej wersji. Resztkę nabiłem do Stanwella Silver S nr 72. Tytoń na powrót przesuszony, w fajce „virginiowej”, nie ujawnił niczego nowego.

Po wypaleniu dostarczonej mi próbki mogę otrzymany tytoń określić jako dobrej klasy Virginię o umiarkowanej słodyczy – półwytrawnej, nie przejawiającej wyraźnego charakteru, ale przy uważnym paleniu pokazującym coś na drugim planie. Coś, co może wyraźniej się ujawni po dojrzeniu i wypaleniu tak z 200g. Słowem: tytoń porządny, kandydat na taki codzienny, ale jak na razie nie będę do niego tęsknił.

Gdybym miał zgadywać, to zaryzykowałbym twierdzenie, że jest to Va od Fribourg & Treyer.

Tags: , , , , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*