Connoisseur’s Choice

7 lutego 2010
By

Dość „trudny” tytoń. Do bardzo ostrożnego i powolnego palenia. Łatwo się „przeciąga”, a przeciągnięty natychmiast gorzknieje. Ergo: pali się dość gorąco i ze sporą ilością kondensatu. Nie wiem, jaki powinien być koneser aromatów, ale do palenia Konesera potrzeba fajczarza z niezłym warsztatem, wyrobioną techniką. Z wystarczającą ilością czasu na fajczarską sesję, taką z odkładaniem fajki, gdy tylko główka zaczyna się niebezpiecznie rozgrzewać.

Taki styl palenia pozwoli na rzetelne i pełne posmakowanie tego blendu. Każdy błąd w sztuce zemści się ugryzieniem w język i kompletnym zepsuciem pozytywnych wrażeń. Może dlatego stąd ten Connoisseur’s Choice? Można być koneserem, jak się umie wolno palić.

Connoisseur Choice

Jest co posmakować, jest się czego doszukać. W puszcze pachnie bardzo ładnie, słodziutko, nieco owocowo. Dominuje – co prawda, nie nadmiernie – wanilia. Aromaty jednak nie zabijają zapachu złotej i czerwonej Virginii oraz łagodnego dodatku czarnego Cavendisha. Generalnie – pachnie zachęcająco i prowokuje do nabicia fajki.

Wymaga lekkiego podsuszenia i bardzo pięknie się rozpala. Na tyle, że po przybiciu nie potrzebuje drugiego płomienia. Żar nie ucieka w głąb komina, ładnie utrzymuje się na sporej powierzchni. Łatwo daje się kontrolować kołeczkiem.

Nabijanie bezpośrednio z puszki grozi utratą „cugu”, zaczopowaniem, podobnie jak zbyt mocne ubicie tytoniu podsuszonego. Można stąd wysnuć oczywisty wniosek – syropu jest dużo i o ewidentnie kleistej konsystencji.
Dla otoczenia bardzo przyjemny – kompozycja aromatów wydaje się naturalna, nie sprawia wrażenia „przeperfumowania”. Pierwsze ćwierć komina – raczej jednorodnie słodkie, delikatnie waniliowe, budyniowate. Bez poszczególnych kulinarnych nutek.

Dla mnie za słodko. I bez lubianych przeze mnie „kwasków”.

Ale każda łapczywość – a chciało by się postudiować poszczególne smaki – jest natychmiast karana niebezpiecznym rozgrzaniem się główki. Żar z miejsca łapie kontakt ze ściankami komina. Jest to więc blend do dobrze opalonej fajki. Jeśli ktoś ma kaprys, by właśnie nim opalić fajeczkę, to można sobie na dziesięć sesji odpuścić smakowanie mieszanki, trzeba się bowiem przede wszystkim zająć bezpieczeństwem paleniska.

Degustuję Konesera w Falconie i specjalnie dla tej mieszanki przeznaczyłem odrębną główkę typu apple. To fajka, której metalowa łyżeczka natychmiast przekazuje informacje o błędach technicznych podczas palenia. Poza tym kondensat zbiera się na jej dnie, czyli poza strefą żaru, ja dodatkowo izoluję dno paleniska kryształkiem Denicool lub kamyczkiem z pianki morskiej, mogę więc spokojnie palić w tej fajce najbardziej nawet „mokre” blendy. Poczytać o niebezpieczeństwach związanych z CC da się w sieci sporo, wybór Falcona wydał mi się więc oczywistością – i był dobrym wyborem.

Mimo jednak zagrożeń, jakie niesie za sobą palenie tego petersonowskiego wynalazku, jest to tytoń wciągający. Jeśli nie przeciągnie się go w pierwszej kwarcie, dwie następne sprawiają wiele przyjemności. Można wyczuć wśród wirgińskiego tła jakieś czekoladowe przebłyski, jakieś jagodowe nalewki, smorodiny, żurawiny, nektarynki, śliwka… Czasami jakiś rumowy akcencik. I niekiedy zbyt wiele wanilii… I wszystko to przesłodzone jakimś wonnym cukrem – nie wiem, melasą, syropem klonowym, sosem z trzciny?

Początek końcówki (śmiesznie to brzmi, wiem) to pełnia odczuć, bo tytoń wzmocnił się odpowiednio, a smaki odrębne wciąż jeszcze pobrzmiewają.

Sama końcówka nauczyła mnie pokory – nie udało mi się palić na tyle doskonale, by móc ja prawdziwie zdegustować. Zawsze była gorzka, przeciągnięta, gryząca, a nawet agresywnie atakująca ten delikatny dzyndzelek na końcu podniebienia miękkiego. Wywalić z fajki, nie dopalać, jak zresztą większości mocno aromatyzowanych blendów.

Podsumowując – smaczny, ciekawie zbalansowany tytoń aromatyczny, niekiedy zaskakujący… Nie na tyle jednak fantastyczny, by skazywać się na nadmiar fatygi, jaki trzeba wkładać w trakcie palenia. Nakład pracy, moim skromnym zdaniem, nie jest rekompensowany przez przyjemności, jakich mieszanka dostarcza.

Z prawdziwą przyjemnością dopalę puszkę do ostatniego okruszka, ale kolejnej nie kupię. Po wszystkim, nadzwyczaj starannie wykąpię w brandy łyżeczkę mojego Falcona, zmarnuję kilka wyciorów na wypucowanie przewodu dymowego, równie starannie odkażę główkę i nie będę się więcej fatygował, by zasłużyć na miano konesera. Jeśli będę miał nieodpartą chęć na te smaki, to sobie zapalę Connoisseur’s Choice w fajce wodnej. Do shishy to znakomity choice, zarówno w roli rzeczownika, jak i przymiotnika.

A może ja po prostu jeszcze nie dorosłem do lepkich aromatów blendowanych przez Murray Sons & Co. Ltd. Stanowczo wolę ich wcześniejsze i bardziej naturalne smaki.

Connoisseur’s Choice w fajkowo.pl

Tags: , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*