Giveaway 2 – KB&B Yello-Bole Filter Brush

2 września 2012
By

Szczerze powiedziawszy, bardziej niż „filter brush” w opisie fajki zdziwiła mnie fraza „honey cured”. Nigdy nie słyszałem o traktowaniu drewna miodem. Na szyjce jednej z moich fajek widnieje „Oil hardened” i – rzeczywiście – kiedyś słyszałem, że można utwardzić drewno olejem. Ale miodem?

Ponieważ niewiele wiedziałem o fajkach Yello-Bole, w oczekiwaniu na przesyłkę pozwoliłem sobie na krótką kwerendę. Poniżej przedstawiam jej wyniki, więc jeśli ktoś nie jest zainteresowany wątkiem historycznym, może z powodzeniem ominąć tę część elaboratu.

Historia

Marka Yello-Bole została wprowadzona na rynek fajczarski w 1932 roku przez znanego i popularnego już wtedy amerykańskiego producenta Kaufman Brothers & Bondy (KB&B). Firma ta wywodzi się od małego sklepiku fajczarskiego, który w połowie XIX wieku został założony w Nowym Jorku przez dwóch braci niemieckiego pochodzenia. Sprzedawali oni fajki z pianki morskiej i gliny, które trzeci z braci Kaufman przesyłał im z Wiednia. Interes szedł na tyle dobrze, że amerykańscy przedsiębiorcy dobrali sobie wspólnika (jak można się domyślać, nazywał się Bondy). W rozwoju interesu pomogła gorączka złota, dzięki której założyli najpierw kilka ajencji na zachodnim wybrzeżu, a potem w całych Stanach. W swój biznes zaangażowali rodzinę i przyjaciół, więc – pewnie z tego powodu – choć pod koniec XIX wszyscy trzej wspólnicy przeszli na emeryturę, firma pozostała pod niezmienioną nazwą.

KB&B pierwsze fajki zaczęła wytwarzać ok. 1915 roku. Jedna z produkowanych wtedy serii otrzymała nazwę Kaywoodie i fajki pod takim szyldem sprzedawane są do dziś. (Nazwa podobno pochodzi od litery K, jak Kaufman oraz wood, jak drewno. Pozwalam sobie na tę uwagę jedynie dlatego, że nazewnictwo stosowane w tej firmie zaskakuje mnie na każdym kroku). Na początku lat 30. była to już znana i dobrze rozpoznawana marka. Firma, dbając o jakość tych fajek, postanowiła otworzyć nową linię, w której mogłaby wykorzystać wrzosiec gorszej jakości, odrzucony przy produkcji Kaywoodie . W ten sposób powstały fajki Yello Bolle.

Honey Girl

Niestety spełniły się moje wątpliwości i okazało się, że Yello-Bole rzeczywiście pochodzi od yellow bowl. O ile ciężko usprawiedliwić tę nazwę (jestę zawiedziony, więc bd nieco szyderczy), o tyle nietrudno doszukać się jej źródła. Komin tych fajek faktycznie był żółty a kolor ten pochodził od warstwy miodu nakładanej do wnętrza główki za pomocą sprayu lub pędzla. Ot i cała tajemnica „honey cured”. Zakładam, że ciężko było sprzedawać fajki reklamowane jako second, więc wymyślono ten słodki chwyt marketingowy. W założeniu miodowy wkład zapewniał szybsze i słodsze opalanie fajki, co miało pomagać początkującym fajczarzom. Często wspomina się o reklamach Yello-Bole, na których do kupna fajki zachęca „miodowa dziewczyna”. Znalazłem również wiele reklam tych fajek pochodzących z okresu wojny, które przy okazji zachęcają do kupowania wojennych obligacji. Gdyby komuś spodobało się odczuwanie słodkiego smaku podczas palenia, producent zapewniał słodzik do fajki za jedyne 25 centów.

Na tym nie koniec dziwactw. Fajka, którą otrzymałem, posiada system „filter brush”. Niewiele informacji udało mi się odnaleźć na temat tego rodzaju filtrów. Nie wiem nawet, czy kiedykolwiek został opatentowany. KB&B słynie jednak z innowacyjnych rozwiązań w dziedzinie skraplaczy, czym zresztą zaskarbiła sobie popularność palaczy. Podejrzewam jednak, że system szczotkowy był wersją budżetową, choć jeden z RTDA Retailers Almanac wskazuje, że Yello-Bole Filter Brush były o 95 centów droższe od swej wersji standardowej.

Historyczny wątek zakończę uwagą o dalszych losach KB&B. W 1952 firma chwilowo przeszła w ręce inwestora nie znanego zbyt dobrze w przemyśle fajczarskim (tak opisuje go pipedia), a w 1955 została ponownie sprzedana, tym razem znanemu przedsiębiorstwu – S.M. Frank & Co. Inc – które notabene jest właścicielem marki Yello-Bole do dzisiaj. W moim przekonaniu S.M. Frank nie powinno jednak cieszyć się dobrą sławą. W latach 60. wprowadziło na rynek fajki wykonane z brylonu (br- od briar, wrzosiec, -ylon od nylon). Surowiec ten to nic innego jak pył wrzoścowy sklejany syntetycznym tworzywem. W internecie można spotkać wiele opinii mówiących, że w fajkach wykonanych z brylonu pali się niemiłosiernie gorąco i wilgotno. Jakiekolwiek skojarzenia mógłby ktoś wiązać z koniunkcją tych dwóch przymiotników, w przypadku palenia fajki nie oznaczają one nic dobrego.

Diagnoza

Gdy fajka do mnie dotarła, mogłem się ostatecznie przekonać, że nie jest wykonana z brylonu. Całe szczęście! Bardzo zgrabnie zachowane proporcje lovata i solidne wykonanie pozwalają mi teraz przyznać, że fajka okazała się dużo ładniejsza, niż się spodziewałem. Nawet sposób wykończenia główki, który wcześniej był „solą w oku” przekonał mnie do siebie, gdy fajka w końcu znalazła się w moich rękach (a propos – jak nazywa się właśnie taki sposób wykończenia?).

Nie owijając w bawełnę, po otworzeniu koperty, moim oczom ukazała się lakierowana główka:

ustnik z metalowym czopem:

oraz… ciekawostka. Darowany mi Yello-Bole pochodzi z serii „filter brush” i rzeczywiście proponowany przez producenta filtr to szczoteczka, która nieodparcie przypomina… wycior do probówek. Oto on:

Całość zachowana w naprawdę dobrym stanie! Rim nieco opalony. W kominie znajdowała się niewielka warstwa nagaru, a gdzieniegdzie dostrzec można było przebijające się żółte dno. Ustnik był trochę porysowany, a z boku miejsce stapiania tworzyło rowek, w którym zbierał się brud. Sprawę filtra pominę szacownym milczeniem, gdyż – z oczywistych względów – jeśli był używany, musiał być brudny.

Próba datowania

Jak to zwykle bywa w przypadku fajek, które nie posiadają dużej wartości kolekcjonerskiej, datowanie mojego okazu „amerykańskiej alternatywy” było rzeczą dość karkołomną. Wskazówki zawarte na tej stronie są całkiem przydatne, mogą jednak służyć jedynie jako uwagi o charakterze ogólnym. Jej twórca szczyci się dość pokaźną kolekcją fajek Yello-Bolle. Z tego powodu ośmieliłem się poprosić go o pomoc w datowaniu mojego egzemplarza, lecz brak odpowiedzi zmusił mnie do samotnych poszukiwań. Jak już wspomniałem, odnalazłem cenę Yello-Bolle Filter Brush w RTDA Retailers Almanac. Był to numer z 1955 roku, lecz jeszcze z czasów, gdy marka była w rękach owego „nieznanego inwestora”. Nie ma natomiast żadnej informacji o tej serii YB w numerach z 1949 i 1969 roku. Można więc z dużą dozą pewności przypuszczać, że moja fajka została wyprodukowana w latach 1952-1955, czyli w przejściowym okresie dla firmy. Z pewnością pochodzi sprzed 1955 roku (przejęcie przez S.M. Frank), gdyż wtedy zrezygnowano z logotypu KBB w kształcie listka koniczyny.

Uzdatnianie

Postanowiłem nie ściągać lakieru z główki w sposób mechaniczny, gdyż obawiałem się, że nakłute dłutem rowki uniemożliwią wykonanie tej czynności w całości. Przy uzdatnianiu fajki z reguły rozpoczynam od opracowania nagaru. W tym wypadku jednak zdecydowałem, by z tego zrezygnować. Nie chciałem naruszyć żółtej warstwy wyścielającej komin (niezależnie od tego, czy był to miód, czy jakakolwiek inna substancja), a wstępne oględziny pozwalały sądzić, że możliwe jest jej zachowanie. Przede wszystkim jednak ilość nagaru w kominie była naprawdę nieduża – najprawdopodobniej trafił do mnie już oskrobany. Zamiast skrobania i szorowania, zanurzyłem główkę w rozpuszczalniku do szelaku. Dokładnie rzecz biorąc, w początkowej fazie wszystkie elementy fajki wylądowały w spirytusie.

Muszę ze zdziwieniem przyznać, że główka pochłonęła niespodziewanie dużą ilość płynu, mimo iż kolor pierwszego roztworu sugerował, że wystarczy jedynie kilka zanurzeń (kolor był jedynie mocno żółty, podczas gdy zdarzały mi się fajki, które po pierwszym zanurzeniu w spirytusie dawały odcień zbliżony koloru do coca-coli [sic!]). Przy każdej zmianie płynów główka była dokładnie czyszczona i wyciorowana. Przyznaję też, że miałem sporo szczęścia. Po pierwsze, moje doświadczenia „kulinarne” każą sądzić, że miód bardzo dobrze rozpuszcza się w spirytusie. Jednak w wypadku fajki żółte dno pozostało nienaruszone (jedynie trochę popękane, ale nie mogę być pewien, czy tych spękań nie było przed kąpielą spirytusową). Po drugie -rozpuszczalnik ładnie pozbawił główkę zarówno lakieru, jak i bejcy.

Po procesie maczania w spirytusie główka została odstawiona na jakiś czas. Nie szlifowałem jej z kilku powodów (nie lubię mocno świecących fajek, jednak, przede wszystkim, nie miałem na to czasu). Została jednak starannie wybejcowana. Mimo iż starałem się wybrać jasny odcień bejcy, efekt (jak zwykle) okazał się nico ciemniejszy od spodziewanego. Po bejcowaniu główka została nawoskowana woskiem carnauba, a tym samym zyskała jeszcze ciemniejszy odcień. Mimo to, muszę stwierdzić, że jestem bardzo zadowolony ze stanu, w jakim się teraz znajduje.

Ustnik, po krótkiej kąpieli w spirytusie, został poddany szlifowaniu drobnym papierem wodnym. Boki z ostrym rowkiem pozostałym po formie zostały delikatnie wyrównane. Na koniec nałożyłem na niego pastę do czyszczenia i polerowania ustników znanej włoskiej firmy fajczarskiej. Byłem jednak niezadowolony z efektu i ustnik – tak jak główkę – nawoskowałem woskiem carnauba. W końcu, okrągły znaczek Yello-Bole został poprawiony farbkami i pędzelkiem modelarskim.

Jak już zostało wspomniane, szczotkowy filtr został poddany dezynfekcji poprzez kąpiel spirytusową na przemian z szorowaniem cifem. Na koniec jego metalową część wyczyściłem pastą do zębów. Nie byłem w tym bardzo dokładny, gdyż raczej nie będę go używał, choć przyznaję, że kusi mnie, by spróbować.

Efekt

By nie przytłaczać tekstem, zamieszczę jedynie kilka zdjęć.

Niestety, nie mogę jeszcze powiedzieć, jak ta fajka smakuje. Całkiem niedawno została wyjęta ze spirytusu i chcę jeszcze chwilę poczekać z opalaniem. Nie zdecydowałem też, co będę w niej palił. Chętnie posłucham jakichś sugestii.

Tags: , , , , ,

8 Responses to Giveaway 2 – KB&B Yello-Bole Filter Brush

  1. Alan
    2 września 2012 at 14:25

    Znakomity tekst!

    Co do wykończenia – po prostu ryflowanie. Dość typowo amerykańskie.
    Filtr przypomina mi częściowo wygolony wycior. Ja bym z niego zrezygnował przy paleniu, no ale to już wola posiadacza.
    A że kolor nie taki – popalisz, ściemnieje jeszcze bardziej ;)

  2. JSG
    JSG
    2 września 2012 at 18:39

    Lakier- który rozpuścił się całkowicie był najpewniej, szelakiem- od kupa takich tam robaczków z południowej Azji ;)

    Bardzo fajny tekst, część historyczna bardzo fajnie opracowana. Procedura jak procedura- poprawna.

    Co do samego miodu, zwyczaj znany tu czy tam- felietony Turka nawet chyba gdzieś taką metodę polecają- cóż… każda kultura ma swoje klechdy i bajania. Jak byś jeszcze usłyszał o roztworze z tytoniu moczonego w spirytusie z dodatkim miodu, smarowaniu jogurtem, czyszczeniu whyski- to też o dziwo prawda-nieprawda czasem wiara czyni cuda i fajka tak potraktowana smakuje lepiej- podobno…

    • PiotrU
      3 września 2012 at 10:27

      Przyznaję, że byłem zdziwiony, że wszystko z fajki tak ładnie zeszło pod wpływem spirytusu i nie wiem do końca, co to było. Ciekawi mnie ta sugestia o szelaku. Zawsze mi się wydawało, że politura pod wpływem temperatury jaśnieje i matowieje. Być może da się temu jakoś zaradzić (sam nie wiem jak, ale specjalistą nie jestem), lecz jeśli wykorzystano zwykły szelak i zwykły spirytus, to fajka musiała mocno zmieniać kolor podczas palenia.

    • Julian
      Julian
      5 września 2012 at 12:44

      Na zdrowy rozum smarowanie miodem powinno spowodować, że to świństwo będzie się paliło, jak to cukier. Jak dla mnie, szkoda fajki. Whisky nieszkodliwie wyparuje, natomiast zostawi trochę aromatu – co kto lubi. Jogurt powinien dać porządny cuch palonej kazeiny. Jeśli ktoś w dzieciństwie uwielbiał, gdy mu dawali wykipiane mleko, będzie zachwycony.

  3. KrzysT
    KrzysT
    2 września 2012 at 20:05

    Znakomity tekst i staranna robota. Gratulacje!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*