Faja czarownika Bulgota

8 lipca 2013
By

czyli jak Piotr Pacykarz fajkę* po raz pierwszy egzorcyzmował.

Daleko, daleko, za Skrzypiącym Wiatrołomem, za Szepczącym Bagnem, nad Łzawym Potokiem, na Zębatej Grani, stała, chmury w pępki łaskocząc, wieża stara, z ułamków skalnych koślawo postawiona. U podnóża jej kości ogryzionych, jabłek napoczętych a zgniłych już dokumentnie, papierków po koszmarkach macabrejskich, i śmiecia wszelkiego sterty całe wichry przerzucały. W amforach glinianych chlupoczących po brzegi dziegieć i smoła stały. Za odrzwiami w żelazo okutymi, na szczycie schodów pięciuset, w komnacie ciasnej a obskurnej, kreatura wzrostu nikczemnego, o oczkach kaprawych mieszkała. Czarownikiem złym będąc, imć Bulgot w niesławę w siołach okolicznych za sztuki swe popadłszy, w zamknięciu żywota miał dogorywać. Nie było człeka poczciwego któremu by się nie naprzykrzył słowem złośliwem, urokiem pechowym, czy choćby smrodem w komnacie pozostawionym. Bo był Bulgot flejtuchem straszliwym. Warzyw nie jadał, po nocy w obejściach się kołatał, papierki na ulicę rzucał i gile w rękawy wyciarał. I choć kmieciowie wszelkich starań dołożyli, coby Bulgot więcej szkody żadnej czynić nie mógł, to niedopatrzenie drobne do zguby powoli ich przywodziło. Faję, mianowicie, przepastną chytry okrutnik do wieży swej przemycić zdołał i paląc w niej zielska najpodlejszego sortu, kondensatem chlupocząc, kłęby czarne dniem i nocą wypuszczał. Chmury smoliste oknami się wydobywały, słońce przesłaniając i atmosferę w okolicy psowając. Faja wyciora nigdy nie zaznawszy, a jedynie onucą zatęchłą od wielkiego dzwonu przecierana, śmierdolić zaczęła przeokrutnie, co do złości Bulgota jeszcze większej przywodziło, i zębami zgrzytając w nerwie szarpiącym, gryzł ebonit aż wióry leciały, a i kozikiem koślawym skrobnąć od czasu do czasu mu się zdarzyło. Zaczęto po siołach radzić co by tu ze sromotą wielką poczynić. Próbował kowal czapę żelazną na wieżę wykuć, jeno nie było siłacza coby ją na czubek zarzucił. Otruć marchwią Bulgota próbowano, zalać wodą, faję mu zagasić. Nie było rady na sztuki czarnoksięskie. Tedy, razu pewnego, pachoł tabaczarza kutwowatego co z Bulgotem kolaborował, zamorskiego zielska w wielbłądzim łajnie wędzonego garść panu swemu podprowadził i w papir po Macabrenie cukierkowym pod wieżą znalezionym wraził i przez okno wrzucił. Bulgot liść zapaliwszy kaszlem się zaniósł i łzą rzewną zalał, a faja wypadłszy mu z zębów przez okno w rece pachoła wpadła. Ten przedmiot przeklęty w worku schował i na wieki zapomniał.

Lata mijały, Bulgot w wieży sczezł i pamięć o nim przepadła. Aż razu pewnego, Piotr Pacykarz portalem magicznym do Grodu Kraka trafiwszy, urokiem jakimś czarnoksięskim zwiedzion, worek tajemniczy od dziada druciarza za dukatów trzy mendle odkupił. Gdy pachoł z trąbką złotą na czapki otoku, konia goniąc po gościńcu w tygodniu do sadyby Piotrowej zawitał, rzeczy straszne dziać się zaczęły. Pierwej Piotr zakup tajemniczy ujrzawszy usiadł i zapłakał nad dukatami swemi, faję przeklętą w worku ujrzawszy.

przed1przed3przed2

Lecz cóż było radzić? Srebra nikt nie wróci, demony w drewnie zaklęte przyjdzie wyegzorcyzmować. Jął tedy Piotr wyrocznię Fajkanetową przez okno magiczne maglować, czytać, pytać i zaklęć silnych odpowiednio szukać. Z Profesorem znajomym w komitywę wchodząc zasypał jamę smolistą soli workiem i dekoktem kartoflanym, co to szczerość i wylewność w człeku budzi, zalał. A zaczęlo się to gryźć ze sobą, a zmagać, a kisić, a bulgotać, aż sól się czarna jako niebo nocne stała. Wysypał tedy wszystko i oczom jego ukazał się nagar czysty a połyskliwy krzemionką. Tedy ściery kawał urwawszy tampon zrobił i w dekokcie kartofalnym rim spalony odmaczać począł. Po dniach dwóch smoły piekielne odpuściły i drewno wrzoścowe różem ciepłym spod spodu zaświeciło. Zaskoczony był Piotr wielce, bo węgiel spodziewał się koszmarny ujrzeć. Wysuszywszy faję ścierniwo o mocy 120 diamentów na korek nawinął i nagar w kominie wyrównał, siateczkę delikatną acz nieszkodliwą przy tym odsłaniając. Choć zaklęcia silne były i duchów złych wiele poległo, to smrodliwców i brudasów kilku najokrutniejszych pola nie oddało. Poszedł tedy Piotr po środek bardziej radykalny i utopił w kartoflanym spiritusie hałastrę całą. Uciekać poczęły demony, aż się ciecz jako whisky stała. Drewno wyciągnąwszy i wysuszywszy napis Hilson ukazał się jego oczom, a i słoje drewna na modłę prawie flame grain z jednej strony, a do niczego nie podobne z drugiej spod brudu warstw wyszły. Kitu też paskudnego co niemiara zoczył, w tym na rimie jeden, co za pęknięcie wcześniej wzięty był, się ukazał. Wyciorów wtedy kupę całą wziął i wiercić a trzeć a szorować począł. Góra się z tego brudna zrobiła taka, że słońce przesłoniła jak niegdyś dym bulgotowy. Potem do pieca na 3 zdrowaśki wsadził i patrzył jak pomniejsze duchy z dymem ulatują. Tymczasem ścierniw górę całą przysposobiwszy począł trzeć ebonit coraz to większą gradację stosując i ślady bulgotowych niecnych poczynań stopniowo likwidując, czerń smolistą i lśniąca odzyskał. Na koniec Germańskim specyfikiem „BRIL 365” ebonit potraktowawszy przejrzał się w ustniku z ukontentowaniem.

po3

Takoż i drewno drzeć począł coby wrzoścową dusze udręczoną na wierzch wydobyć. Zamazał z kartoflanką pół na pół wymieszaną mahoniową Smoczą Esencją i przetarł ścierniwem raz jeszcze, kolor ciepły uzyskując. Natarł oliwą i tchu diabelskiego używszy podsuszył delikatnie coby się oliwa lepiej wchłonąć we wrzosiec oddemoniony mogła. Końca patrząc natrał Bizonem Czarnym z kraju Franków przywiezionym i polerować wpierw skarpetą starą, a potem o brzucho swoje akademickie satynowy finisz osiągnął.

po2  po1po4

Z duchów wyegzorcyzmowana faja odetchnąwszy, świat pachnącym aromatem uraczyła radość Piotrowi i okolicy czyniąc. Tak tedy życie wspólne rozpoczeli i rozstawać się od dziś nie zamiarują.

po5

*Hilson Club 29

Tags:

9 Responses to Faja czarownika Bulgota

  1. Andrzej K.
    8 lipca 2013 at 13:07

    Bardzo mnie się to podoba! Dobra robota, przyjemna faja. A i kunszt pisania godny podziwy.
    Gratuluję i pozdrawiam.

  2. golf czarny
    8 lipca 2013 at 22:05

    Tolkien przy tobie to gryzipiór. :)

    Azaliż zainteresowało mnie niezmiernie pęknięcie na rimie . Mam parę równie sponiewieranych fajek właśnie z takimi oto i ciekaw jestem niezmiernie czy do pieca na zawsze czy na kilka zdrowasiek?

    • KrzysT
      KrzysT
      8 lipca 2013 at 22:26

      Ale to nie jest pęcnięcie. To producent, zwracam uwagę, załatał.
      Czyli to nie jest na skutek palenia, tylko po prostu ubytek we wrzoścu tak wypadł

    • Zyrg
      zrg
      9 lipca 2013 at 09:38

      Cześć! To wyglądało jak pęknięcie, natomiast po odkuciu syfu okazało się, że tam jest po prostu kitowanie. Co więcej jak się przyjrzysz temu zdjęciu na półce widać jego (chyba) dalszy ciąg. Wydaje mi się, że to była przetoka w drewnie na wylot. Kit od gorąca się lekko odkleił od drewna, co daje wrażenie pęknięcia. I choć od tego kitowania odchodzi jaśniejsza kreseczka to drewno od fazowania wydaje się być spójne (chyba taki jaśniejszy słój). Rimu nie planowałem zbyt mocno. Zdarłem może z 0,2 mm, żeby odzyskać zbity kant i fazę (co się nie do końca powiodło, bo zaskakująco okazało się, że fazowanie jest lekko nadpalone ale nie tam gdzie było czarno, tylko na przeciwko – widać na fotce „po”). Ogólnie bardzo pozytywnie mnie to wszystko zaskoczyło, bo kupiłem ją jako poligon doświadczalny, a spod całego brudu wyszedł kawał całkiem fajnego i dość zdrowego klocka. Niestety po stronie płomienistego usłojenia jest z pięć kitowań w tym to tragiczne na szczycie co psuje nieco całościowe wrażenie, ale i tak jestem bardzo zadowolony i już przebolałem te cztery dychy (zagalopowałem się w licytacji ale to nie była jednak, aż taka wtopa jak sądziłem). Myślę, że warto spróbować przynajmniej odmoczyć rim, ewentualnie zedrzeć trochę górę papierem, żeby zobaczyć czy to pęknięcie czy nie (jak mawia mój syn „tata, tak naciskamy palcem, a potem patsymy cy to mrówka, cy lobal”). Pozdrawiam!

    • JSG
      9 lipca 2013 at 22:49

      można palić, byle nagaru w środku pilnować, bo jak go za dużo przybędzie to będzie rozsadzał. Dla niechlujów lepszą metoda jest opatrzyć srebrnym pierścieniem, lub chociaż klamry hartowane srebrne wstawić.
      Mojem cholernie subiektywnem zdaniem- jak zawsze…

  3. Julian
    Julian
    9 lipca 2013 at 01:16

    „Drewno wyciągnąwszy i wysuszywszy napis Hilson ukazał się jego oczom”

    Tutaj zły czarownik Anakolut palce maczał niestety.

    • Zyrg
      zrg
      9 lipca 2013 at 09:18

      Kajam się i proszę o wybaczenie. Zapętliłem się w składni. Pozdrawiam!

  4. Zyrg
    zrg
    9 lipca 2013 at 09:45

    A pomoże ktoś zdatować? Na górze bite Hilson prostym szeryfem i „club” kursywą, pod spodem „29”. Na ustniku H z przedłużoną kreska w białym obrysie. Cienki jestem (jeszcze) w te klocki, ale myślę (i mam nadzieję), że zrobiona jeszcze przed zamknięciem fabryki przed 80 rokiem.

    • Piotr M. Głęboki
      Piotr M. Głęboki
      11 lipca 2013 at 20:45

      A jesteś w stanie zrobić fotę tłoczenia ?. Logo jest oryginalne Hilsona więc na pewno faja jest sprzed daty przejęcia fabryki przez Gubels B.V. Wrzuć fotę na maila Piotr_gleboki(at)post.pl, postaram się poszperać w katalogach. Dobra robota i fajny tekst. Cieszę się że kolejny oryginalny Hilson odzyskał duszę swą właściwą. Pozdrawiam Piotr :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*