Kolorowanie pianki morskiej

23 sierpnia 2015
By

dragon-claw-egg

Podobno nie można budować domu zaczynając od dachu. Gdzie tam! W czasach, kiedy myślałem, że fajowy tytoń pachnie (dobry żart!), kiedy nie miałem pojęcia z jakiego drewna robi się fajki (myślałem, że z wiśni), i kiedy nie odróżniłbym przybornika od dentystycznego wyposażenia, już wtedy wiedziałem, że palidełka z pianki morskiej to pierwszej klasy sprzęt, który na dodatek ciemnieje wraz z użytkowaniem.

Po prostu, mój ojciec był fajczarzem. Kurzył od wielkiego dzwonu duńskie syropy w kilku albańskich brujerkach. W połowie lat 90′ – jako nastolatek – wyjechałem wraz z rodziną na wycieczkę do Turcji. Moja matka była – w zasadzie ciągle jest – przewodnikiem turystycznym, dzięki czemu mogliśmy psim swędem udać się po taniości do tego południowego kraju. Tam zwiedzaliśmy pewne muzeum (a może fabrykę?) – niestety mroki dziejów wymazały z mojej pamięci jego lokalizacje – gdzie wśród eksponatów znajdowały się wyroby z sepiolitu. W tym, oczywiście, fajki.

Wędrując między orlimi szponami i pokaźnymi głowami sułtanów mój ojciec opowiadał mi o właściwościach pianek, jednocześnie niezmiernie je zachwalając. Rzeczywiście, w kontraście do ufajdanych i zmasakrowanych nagarem fajek mojego starego, niemal higienicznie śnieżnobiały i ubrany w finezyjne kształty materiał robił niesamowite wrażenie. Tego typu sprzęt był poza zasięgiem finansowym ojca, czego bardzo żałował. Utrwaliło to we mnie przekonanie o luksusowym charakterze sepiolitu. Gdy rozpocząłem 15 lat później przygodę z fajką, sentyment zwyciężył i szybko zacząłem samodzielnie odkrywać walory pianek.

O ich właściwościach pisano już na Fajkanecie. Zatem zauważę tylko, że od zawsze ceniona była nie tylko głębokość i równomierność zabarwienia sepiolitu postępująca wraz z wiekiem, lecz także tempo, w jakim fajka zmieniała kolor. Podobno jeden z rosyjskich carów nakazywał pałacowej straży opalanie jego nowej fajki do czasu, aż nabrała ciemnobrązowego ubarwienia. Przy standardowym paleniu kolor taki uzyskuje się zwykle po ok. 5 latach. Podwładni cara mieli na to… 15 dni. Dzień i noc kopcili ją na zmianę, ponieważ karą za niedotrzymanie terminu była chłosta. Historia Orientu nie wspomina co się działo z delikwentem, który niechcący stłukł piankę. Istnieją uzasadnione obawy, że na „nic się nie stało, przyniosę drugą” się nie kończyło.

W związku z tym, że coraz mniej osób miało pod ręką armię usłużnych ludzi – a i czasu oraz cierpliwości też niewiele – fajkarze zaczęli dostarczać już fabrycznie ubarwione pianki. Od ciemnobrązowego, przez ciemnoczerwony, aż po żółty – w zależności od barwnika, którego użyto. Zastosowany kolor raczej miał nie odbiegać radykalnie od naturalnej palety barw, którą najczęściej uzyskuje sepiolit w wyniku długotrwałego wchłaniania soków tytoniowych.

Czas przejść do części praktycznej i pokazać Wam w jaki sposób można skutecznie i w miarę estetycznie odpicować piankę morską, żeby wyglądała na starszą. Metodę – po wcześniejszym przestudiowaniu internetu – sprawdziłem na własnej skórze, więc będzie to relacja z pierwszej ręki. Niniejsza fotorelacja jest jednocześnie moją pierwszą próbą (i jak na razie jedyną) koloryzacji „metodą zanurzeniową”, więc wszystko jest – cytując klasyka z „Tętno Pulsu” – na żywo, nieudawane.

WŁAŚCIWA CZĘŚĆ PRAKTYCZNA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Do fotorelacji poświęciłem moja pierwszą zakupioną piankę, którą Miro ochrzcił „Kurzą Łapką”. Jest to podłej jakości blok, z dodatkowo spieprzoną inżynierią. Nie miałem oporów przed poświęceniem go. Na obrazku widać też ustnik. Pochodzi on z innej fajki i w związku z tym, że jest uszkodzony (i tym samym nieużywany), również zostanie złożony w ofierze. No i najważniejszy, trzeci element – naturalny, żółty wosk pszczeli. Kupiłem go na Allegro w kilku przyzwoitych bryłach. Zapach ma niesamowity!

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Kluczowym elementem jest zabezpieczenie komina i wylotu kanału dymowego. Palenisko zatkałem korkiem od wina, dodatkowo owiniętym w skrawek bawełny, żeby uszczelnić także te miejsca, gdzie na skutek nieregularnego kształtu otworu sam korek nie uchroniłby wnętrza przed fatalnymi skutkami zalania gorącym woskiem. Musi być szczelnie na amen. Również przestrzeń pod korkiem wypełniłem skrawkiem bawełnianej szmatki na wypadek, gdyby niewielka część wosku się jednak przedarła. Bawełna powinna – tak to przynajmniej sobie wyobrażam – w większości go wchłonąć.

Kanał dymowy zatkałem po prostu ustnikiem. Tu również – w razie „w” – dałem wcześniej trochę zwiniętej gazy do środka. Plusem ustników do pianek – pomijając ewidentny minus, że bywają mianowicie czasami na tyle wąskie, że można je powyciorować jedynie włosem – jest ich uniwersalność: istnieje duże prawdopodobieństwo, że ustnik od jednej pianki będzie pasował do drugiej. Nie zawsze, ale jednak częściej niż przy wrzoścu. Na swoje szczęście mam jeden dyżurny ustnik do takich akrobacji i nie zawaham się go użyć.

Można słusznie zapytać: co z plastikowym konektorem w kanale dymowym? A no nic. Jeśli nie masz ultra cienkich ścianek w fajce, nie stopi się pod wpływem temperatury wosku. A nawet jeśli masz – również nie sądzę, by do tego doszło. Jeśli istnieje możliwość, zawsze można go wyjąć dla spokoju ducha. Należałoby wtedy wyciąć odpowiedniej wielkości kształt z korka i zastosować metodę analogiczną do zabezpieczenia paleniska.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Jak widać, wosk i naczynie jest odpowiednio przygotowane. Słoik owinąłem w gazetę, żeby nie stykał się bezpośrednio z nagrzanym od palnika dnem garnka. Powinno to zniwelować ryzyko pęknięcia.  Do naczynia nalewamy taką ilość wody, tak żeby słoik był chociaż do połowy nią otoczony. Podgrzewamy na małym ogniu, aż do rozpuszczenia się wosku.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Kiedy wszystko się rozpuści, należy przed zanurzeniem fajki odpowiednio ją przygotować. Rozgrzewamy ją zatem delikatnie ciepłym powietrzem z suszarki. Nie będzie wtedy zbyt nagłego skoku temperatur podczas pierwszego kontaktu z gorącą cieczą.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Palnik możemy wyłączyć, lub utrzymywać na jak najmniejszym ogniu. Trzeba pamiętać, że zbyt rozgrzany wosk może zapłonąć i spalić Wasze wypielęgnowane brody. Zanurzamy delikatnie fajkę w słoiku, tak aby wosk mógł pokryć całą jej powierzchnię. W zależności od nasycenia koloru, który chcemy uzyskać, trzymamy piankę od 5 do 10 minut. W tym przypadku wybrałem tę dłuższą opcję. Podczas takiej kąpieli fajka cały czas jest gorąca, co powoduje, że z łatwością zaczyna wchłaniać wosk i nabierać odpowiedniego koloru. Zimny sepiolit ma dużo mniejszą tendencję do przyjmowania barw.

Jeśli ktoś się martwi, że gorący wosk przeniknie przez sepiolitowe pory aż do paleniska i zapaskudzi je, lub że zrobi brzydką, grubą skorupę na powierzchni bloku, to niech się nie obawia. Wosk jest na tyle gęsty, że utrzyma się jedynie na wierzchniej warstwie. Jednocześnie jest na tyle rzadki, że nie oblepi pianki niczym ciasto.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Już czas. Wyciągamy delikatnie fajkę ze słoika i trzymamy z pół minuty / minutę nad gazetą, żeby nieco ostygła i zrzuciła z siebie naddatek płynnego wosku.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Następnie papierowym ręcznikiem – kiedy fajka jest wciąż ciepła – zaczynamy z wyczuciem pocierać piankę. Nadmiar wosku musi zostać przez papier wchłonięty, a sam wosk rozłożony równomiernie. Należy zbadać każde zagłębienia czy przypadkiem nie ostały się jakieś krople w szczelinach. istotne jest, żeby nie dotykać powierzchni gołymi rękami. Wszystko robimy w powietrzu, trzymając fajkę za ustnik.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Teraz zaczynamy podgrzewać całość suszarką. Kiedy nawoskowana powierzchnia zacznie się świecić, ponownie pucujemy ją papierowym ręcznikiem, zbierając jednocześnie wytrącający się wosk. Nie powinno go być już wiele. Czynność z suszarką można kilkakrotnie powtórzyć, aż do momentu, kiedy uzyskamy pewność, że ręcznik jest suchy. To dość ważne. Nie chcielibyśmy, żeby podczas późniejszego palenia rozgrzana główka zostawiła na naszych rękach żółte plamy. Na powierzchni powinno zostać tylko tyle wosku, ile rzeczywiście blok zaabsorbował.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Kiedy fajka całkowicie ostygnie, należy delikatnie usunąć korek. Jeśli zrobicie to na gorąco, pianka może pęknąć. Następnie bawełnianą szmatką polerujemy energicznie na połysk nawoskowaną powierzchnie.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Na koniec warto zajrzeć do komina. Jeśli dobrze uszczelniliście, nic nie powinno się stać. Gdyby jednak jakiś ledwo widoczny zaciek wosku minimalnie dostał się do środka na głębokość milimetra-dwóch pod rimem, warto owinąć kawałek papieru ściernego wokół kołeczka i kilkoma ruchami pozbyć się niepożądanej substancji. Na wszelki wypadek i tak dobrze tę czynność wykonać.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Voila! Oto nasza „Kurza Łapka” w kontraście do białej pianki.

POSTSCRIPTUM

Należy pamiętać, że tego typu ubarwienie nie jest na zawsze. Z czasem wosk zacznie znikać w miejscu gdzie fajka będzie najbardziej rozgrzana. Ale na to trzeba czasu. Ile? Trudno powiedzieć, zależy od wielu istotnych czynników: częstotliwości używania fajki, kultury chłodnego palenia, grubości ścianek komina (cieńsze szybciej się rozgrzewają), czy wreszcie głębokości nawoskowania. W moim wypadku pewnie to chwile potrwa, jednak zakładam, że przy standardowym użytkowaniu wosk na kominie zniknie całkowicie po kilkunastu-kilkudziesięciu paleniach. Zostanie tylko przy szyjce i dolnej części meera. Oczywiście opisywany w tym artykule proceder można zawsze powtórzyć.

Internety podają, że warto woskować swoje meerschaumy – zwykle białym, bezbarwnym woskiem pszczelim – ponieważ z jednej strony chroni to fajkę przed absorbowaniem brudów z zewnątrz, z drugiej zaś przyspiesza proces naturalnego barwienia i czyni go bardziej równomiernym i estetycznym. Być może są to pierdoły, trudno mi ocenić. Na tyle rzadko palę – a do tego używam wielu fajek rotacyjnie – że nie jestem w stanie w ciągu najbliższych lat z własnego doświadczenia przybliżyć Wam tego problemu. Na tym portalu znajduje się masa ludzi znacznie bardziej ode mnie kompetentnych w tej materii.

I ostatnia uwaga: jeśli macie zapaskudzoną, przebarwioną w różnych miejscach piankę, to nie liczcie, że kąpiel w żółtym wosku cudownie zakryje te skazy. Tak się nie stanie, nie tędy droga. Woskowa warstwa jest bardzo, ale to bardzo cienka, de facto przezroczysta. Wszystkie niedoskonałości widać. Zauważyłem również, że wosk słabo „łapie” tam, gdzie powierzchnia została potraktowana papierem ściernym.

Dziękuję wszystkim za uwagę. Bardzo możliwe, że w niektórych miejscach napisałem nieświadomie jakieś farmazony. Jeśli ktoś takowe wykryje, niech niezwłocznie poprawi mnie w komentarzu.

Tags: , , , ,

8 Responses to Kolorowanie pianki morskiej

  1. Andrzej K.
    23 sierpnia 2015 at 23:21

    Krzysiek, bardzo fajny tekst! Niestety – moim zdaniem „kurza łapka strange grain” ani trochę nie wypiękniała mimo sporego nakładu pracy ;)

    Zupełnie od czapy zapytam w „eter” [ bo co mocno zaznaczam – nie znam się na piankach zupełnie, więc przepraszam za ewentualną głupotę ]: czy nie prościej i z bardziej widowiskowym efektem, było by tą fajkę wymoczyć w bardzo mocnym naparze czarnej herbaty? Albo, znanym od stuleci sposobem na barwienie wielkanocnych jaj – wymoczyć ją w esencji z ugotowanych cebulowych łusek?
    Była by brązowawa i na 100% nie straciła by nic na chłonności. Ja jakoś nie mogę logiką ogarnąć, że takie woskowanie pozostaje bez echa na „oddychanie” fajki. Znam z grubsza technologię produkcji fajek sepiolitowych i wiem, że są utwardzane i „impregnowane” w kąpieli woskowej… ale, jakośtaksamniewiem… ;)
    Tak czy inaczej – świetna robota! Pozdrawiam, Andrzej

    • Grimar
      Grimar
      24 sierpnia 2015 at 09:06

      Dzięki. Przez myśl oczywiście przeszło mi wymoczenie w jakimś barwniku, ale postanowiłem skorzystać z „oficjalnych” metod. Wosk jest jednak bardziej gęstszy od barwnika wielkanocnego i czarnej herbaty, co pewnie zapobiega jego przeniknięciu przez całą fajkę. W przypadku tych drugich cieczy bym się jednak obawiał, być może nie słusznie.

      Wielu światowej sławy piankowych fajkarzy stosuje kolorowanie woskiem pszczelim (pewnie nie takim z Allegro, ale jednak wosk), mnóstwo domowych amatorów moczy swoje meery w nim, i jakoś nikt nie narzeka na mniejszą wchłanialność materiału. Trzeba też pamiętać, że wosk trzyma się tylko przez X paleń.

  2. Janusz J.
    Janusz J.
    24 sierpnia 2015 at 13:39

    Świetny poradnik wzbogacający nasz portal.

    Co do barwników zaproponowanych przez Andrzeja, to można by spróbować, ale z pędzlem rozprowadzającym, a nie przez zanurzenie. Przynajmniej na początku eksperymentowania.

    Moja piankę poddaną gruntownej higienizacji po kilku paleniach potraktowałem tylko carnaubą. Lenistwo zabroniło mi zabawy z woskiem. Przyznać muszę, że też zdaje efekt i efektu blokowania „oddychania” nie zauważyłem.

    Pozdrawiam serdecznie.

  3. Boro
    Boro
    24 sierpnia 2015 at 14:42

    Bardzo ciekawy tekst, dzięki!

    Jeden – ja bym tej metody w kategoriach udawanego starzenia nie rozpatrywał, a raczej nadania koloru fajce. Z zasady mam awersję do udawanych starzeń, patyn itp, natomiast nie mam żadnych zastrzeżeń (jeśli nie wpływa to użytkowo na fajkę) co do takiego „traktamentu”. Efekt bardzo fajny, lubię takie miodowe odcienie, a jeżeli fajka nie ma jakieś kosmicznej wartości kolekcjonerskiej to czemu nie?

    Dwa – może zamiast nakładać do suchego garnka gazety łatwiejszą metodą byłaby kąpiel wodna? Kto czasem robi coś w kuchni, np. jajka po benedyktyńsku albo czekoladowe muffinki, ten wie o co chodzi. Do garnka z gotującą się wodą wkładamy drugie naczynie z tym, co chcemy rozpuścić. Łatwiej jest zapanować nad temp, bo szans na bardzo mocne nagrzanie nie ma. To tylko propozycja do rozważenia.

    Jeszcze raz dzięki, miło się czytało. Bardzo przyjemny skok w przeszłość z wątkiem sentymentalnym. :)

    • Grimar
      Grimar
      24 sierpnia 2015 at 15:03

      Dzięki. Co do starzenia masz rację, to raczej bardziej koloryzowanie niż postarzanie, choć koloryzuje się fajkę tak, żeby wyglądała jak z wiekiem przebarwiona (można zamiast żółtego wosku użyć brązowego). Natomiast słoik z woskiem – tak jak napisałem – umieszczony jest w garnku z wodą (czyli to co postulujesz), a gazety stanowią jedynie izolację (jak przy pasteryzowaniu przetworów). Wolałem użyć słoika, niż poświęcać na wosk dobre naczynie.

  4. Grimar
    Grimar
    14 grudnia 2015 at 21:57

    Mały EDIT:

    Lepiej korkować komin bez użycia bawełnianego materiału, ponieważ zauważyłem, że wosk nico nasiąka w „szmatkę” i wchodzi niejako ukradkiem – choćby nawet tylko częściowo – do komina.

    Także bez solo korek proszę, bez owijki!

    • Marek Mr❂
      M.M.
      20 stycznia 2016 at 10:04

      Nadzwyczaj ciekawy i pouczający artykuł. Świetnie, że miałeś okazję zobaczyć owe fajki w Turcji, mimo że, jak wspominasz, było to dość dawno. Mnie też się marzy taka podróż, ale okoliczności na razie nie są sprzyjające. Teraz już wiem, jakim cudem Sadik Yanik barwi liczne ze swoich wystawionych na sprzedaż dzieł. Odcień może jest niekiedy głębszy, z czego wnoszę, że po prostu dłużej fajkę zanurzał w wosku, zawsze też jest jednorodny, co zapewne wynika z właściwości samego materiału, ale zasada jest najwyraźniej ta sama. Przyznając też otwarcie, że tej czy innej rzeczy jeszcze nie wiesz, budzisz tym większe zaufanie w kwestiach, które zbadałeś. Spotykam czasem ludzi nieomylnych, ale nie umiem się od nich wiele nauczyć. Po lekturze Twojego artykułu sam mam ochotę na podobny eksperyment.

      • Grimar
        Grimar
        20 stycznia 2016 at 10:45

        Dziękuję za miłe słowa.
        Nie wiem jak Yanik farbuje swoje fajki, ale podejrzewam, że jest to wosk z domieszką czegoś jeszcze. Dłuższe trzymanie fajki w wosku niewiele da, ponieważ jest granica pochłaniania wosku przez wierzchnią część sepiolitu, a rzecz w tym, żeby nie tworzyć sztucznej skorupy z wosku.

        Opisana fajka była kolorowana żółtym woskiem. Próbowałem też farbować ciemniejszym woskiem, który otrzymałem po rozpuszczeniu woskowej świecy w tym kolorze (niestety samego plastra/bryły nie udało się na Allegro znaleźć). Otrzymany kolor jest zdecydowanie głębszy, bliźniaczo podobny do Yanikowego meera ze zdjęcia w artykule. Jednak nie tak idealnie równomierny (np. przy ustniku pojawił się lekki, czerwonawy odcień). Mogło to być spowodowane tym, że po pierwsze, fajka już była już wcześniej palona, a więc na start nie miała równobarwnej powierzchni pod farbowanie, a po drugie, wosk ze stopionej świecy mógł nie być czysty.

        Tajemnicą pozostaje dla mnie jak uzyskać taki ciemno-brązowy kolor, jakie można spotkać w niektórych fabrycznie barwionych piankach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*