Pipe’s not dead!

12 grudnia 2011
By

Zacznę pesymistycznie. Egzystencjalnie. Ale w sposób dość oczywisty. Nie zawieszono nas w próżni. Jesteśmy otoczeni przez Wszechświat i jemu podporządkowani. Z jednej strony daje to jakieś oparcie, a z drugiej naraża na permanentną konieczność interakcji. Szczęście mają ci, którzy potrafią tę interakcję przepuszczać przez siebie bezwiednie, bez konieczności przetwarzania, reagowania. Ja niestety cierpię na ułomność w tej kwestii. Nawet ucieczka do substancji powszechnie uznawanych za dezaktywujące na niewiele się zdaje. Jestem jakoś tak skonstruowany, że absorbuję jakby za dużo. Potem to wszystko się odkłada, kompostuje, przetwarza. Celem nadrzędnym jest oczywiście stabilność i równowaga. Ale nie da się ukryć, że przy okazji pojawiają się również produkty uboczne, które w geście samozachowawczym należy od czasu do czasu wydalać. Pomaga w tym uczestnictwo w różnego rodzaju społecznościach. Im bardziej wirtualne, tym lepiej. Tym łatwiej zrzucić niepotrzebny balast. Wynurzyć się, a jednocześnie pozostać w przyjemnym, choć iluzorycznym stanie anonimowości.

Być może to, co za chwilę napiszę jest pewnym falstartem, bo jeszcze jesień. Bo najważniejsze z psychologicznego punktu widzenia daty wciąż przed nami. Ale istniejący dokoła mrok i ziąb, jeśli jeszcze nie popadło się w przedświąteczny chaos, zwykle popycha umysł w stany bardziej refleksyjne. Nawet jeśli specjalną głębokością nie grzeszą.

Współczesność gwarantuje nam wiele „rozrywki”. Duże nasilenie kryzysów, konieczność globalnych zmian gospodarczych i nowe mody podwyższają ogólną wartość entropii. Generują niepewność. Oczywiście, nie jest dostatecznie „zen”, żeby wybiegać do przodu. Niemniej, jak tak sobie patrzę ze swojej internetowo-fajczarskiej perspektywy, nie mogę się oprzeć chęci, żeby skomentować to i owo. Spróbować spojrzeć w fusy swojej Lapsang souchong. Ważne, żeby mieć na uwadze, że moja perspektywa bazuje wyłącznie na internetowej społeczności fajczarskiej, której uczestnikiem zostałem wcześniej niż fajczarzem ze swoją własną fajką i własnym tytoniem. Przez ten czas wielokrotnie rewidowałem swoje poglądy na fajki, na tytonie, na społeczność. Nigdy nie miałem natomiast specjalnych ciągot do uczestnictwa rzeczywistego, klasycznego i zorganizowanego. Takiego z uczestnictwem w klubie, zebraniami, składkami, turniejami, hucznymi obchodami świąt fajczarskich (włączając ekstrawaganckie przejażdżki kolejką). Prawdopodobnie nie ma się czym chwalić. Ale odnotować należy. To może wyjaśnić czemu tak błądzę (żeby nie użyć słowa na „pie”). Ale wróćmy do fusów, czyli tego, co znajduje się nieco ponad dnem.

Zmorą ostatnich czasów dla internetowych nikotynistów (tych zdeklarowanych i tych nie) zaprawiających się przy pomocy tytoniu nabijanego do fajki są nowe, niepokojące pomysły rządowe. „No future” śpiewane dla konsumentów tytoniu coraz głośniej niesie się po Warszawie i Brukseli. A pokazywane cyklicznie raporty z wynikami badań amerykańskich uczonych z uniwersytetów w Ajoła, Sjetl, a nawet Sanfransisko, prezentują coraz wyższą toksyczność i uzależnialność produktów tytoniowych. A skala jest taka, że zniszczenia wywołane alkoholizmem to mały Miki, a miękkie narkotyki wydają się być wręcz lecznicze i zbawienne. Nic więc dziwnego, że miejsca spożywania tytoniu należy ograniczać. A nikotynistów eksterminować. A mnie zastanawia, jak daleko z gospodarczego punktu widzenia można się w takiej działalności posunąć. Spróbujmy choć raz oderwać się od polskiego etosu patrioty, który ze sznurem odbezpieczonych granatów przeciwpiechotnych zapiętych na pasie, zardzewiałym wisem w jednym ręku, wyszczerbioną szablą w drugim, galopuje na wyleniałej kasztance w ostatniej, szaleńczej szarży przeciw przeważającym siłom wroga (składającym się przeważnie z jednostek pancernych) i zamienić go na bardziej pozytywistyczny, żeby nie powiedzieć ekonomiczny model. Gdzie patriotą jest ten, kto płaci największy podatek. Bo z tego podatku można nakarmić budżetówkę, wykształcić dzieciaki, zbudować drogi. Ciekawe, jak w takim rankingu odnajduje się nikotynista (ten zdeklarowany i ten bardziej hobbystyczny też). Czyżbym przeceniał ich rolę we współczesnym budżecie państwa? Skoro państwo może pozwalać sobie na różnego rodzaju restrykcje, żeby nie powiedzieć szykany. Prawdopodobnie tak. Prawdopodobnie alkoholik, pijak i złodziej (bo wiadomo…) są bardziej patriotyczni, a każdy kierowca powinien zostać Kawalerem Orderu Budowniczego RP z Wieńcami. Tutaj jeszcze powinienem dorzucić zdanie o staraniach o patriotyzm wśród spożywaczy THC, a także zwykłych dziwkarzy…”Sad but true”?

A zatem przyszłość polskiego fajczarza nie wydaje się malować w różowych barwach. Ale do licha wróżę z Lapsang souchong. Przecież nigdy nie było różowo. Najbardziej jednak przykre jest to, że w momencie, gdy znajdują się ludzie, próbujący rozjaśniać tę ponurą rzeczywistość. Ona wydaje się ponurzeć jeszcze bardziej. Mam jednak nadzieję, że z powodów gospodarczych uda się zapomnieć, przynajmniej na jakiś czas, o badaniach amerykańskich uczonych, o przechodzeniu do palącego podziemia, o znaczku „fajki walczącej” (jakby to miało wyglądać?) w klapach i na murach. Że przez jakiś czas, nawet jeśli tylko na prywatnym podwórku odgrodzonym fosą, żelbetonem i pochłaniaczami dymu, będziemy mogli się cieszyć efektami pracy Załogi Fajkowo.pl (jeśli w tym momencie, ktoś pomyślał, że tekst jest sponsorowany mówię mu ciepłe „odejdź”), która moim zdaniem, bardziej w geście ułańskiej fantazji, niż logiki biznesowej zbliża tytoniowy asortyment dostępny w tym kraju do poziomów europejskich. A nie jest to łatwe. I nie jest to wdzięczne. Ale warto odnotowywać i doceniać takie działania. Więc publicznie – dziękuję!

Polityka marketingowa prowadzona przez Fajkowo.pl to jednak nie jedyny z polskich fenomenów związanych z fajką, jaki udało mi się odkryć w tym roku. Przy czym znaczenie słowa odkryć należy rozumieć tak, że coś zarejestrowało się subiektywnie w mojej głowie. Bo przecież często rzeczy obiektywnie dzieją się, ale z różnych powodów nie muszą odzwierciedlać w pojedynczej świadomości. Jest zatem jeszcze jedna fenomenalna rzecz, którą sobie uświadomiłem w tym roku. Tylko jedna, ale jaka! Jestem z tego cholernie dumny. Nie, że uświadomiłem sobie ale, że coś takiego ma miejsce. Co najwyżej mogę sobie uzurpować prawo do bycia pierwszym, który to wskazał publicznie, bo przyznam, że nie pamiętam, by ktoś formułował coś takiego przede mną publicznie (jeśli, to wejdę pod stół i odszczekam). Otóż, jako internetowe społeczeństwo fajczarskie dorobiliśmy się własnych Fajkarzy. Takich, którzy wyrośli z nas. Nie z Przemyśla. I to jest najbardziej fenomenalne. Bo ja jakoś nie mogę dostrzec młodych kontynuatorów przemyskiego mainstreamu (są tam jacyś?). Tym bardziej, że dla przeciętnego fajczarza internetowego przemyscy Mistrzowie są jak pradawni bogowie. Każdy zna ich imiona, nazwiska, wie co robią i wie, że należy Im się szacunek. Ba, są tacy, którzy ich widzieli, rozmawiali, a nawet dotykali. A mimo wszystko, paradoksalnie, wydają się tak bardzo nierzeczywiści i odlegli. Być może mają namaszczonych kontynuatorów. Ale bez wizyty w Przemyślu, pewnie trudno cokolwiek na ten temat powiedzieć. W porównaniu do Starych Mistrzów Tomek i Wojtek (bo o Nich przede wszystkim chcę pisać, jako moim zdaniem najbardziej dojrzałych warsztatowo, rynkowo, filozoficznie) dla internetowego fajczarza są bezpośrednio namacalni, ze swoim zdaniem w zakresie fajek, tytoni, środowiska, ze swoimi produktami i filozofią fajczarsko-fajkarską, w której ja odnajduję najlepsze europejskie wzorce. Te zachodnie i te wschodnie. Czytelnikom ze skłonnością do nadinterpretacji chciałbym wyjaśnić, że nie jest moim zamysłem deprecjacja dokonań Mistrzów z Przemyśla, czy próba jakiejś bezpośredniej separacji nurtu internetowego i przemyskiego, bo pewne rzeczy zadzieją się same. Jeśli efekt końcowy ma być taki, jak mi się wydaje, że powinien. Chodzi mi przede wszystkim o tę odmienność w podejściu, tak do samej produkcji, jak i obcowania z potencjalnym klientem. Bo to jest nowe. W pewien sposób inne i intrygujące. A to daje nadzieje na przyszłość. Wyroby Tomka od jakiegoś czasu są dostępne w sklepie internetowym.

Fajka autorstwa T.Zembrowskiego

Postępy, jakie robi Wojtek są wprost piorunujące. A mnie, jako lokalnemu patriocie marzy się, aby Panowie dorobili się swoich zakładek na stronach Al Pascia’, aby byli zauważani poza Polską. Bo tam jest dla Nich rynek.

I to mógłby być koniec, ale jest jeszcze jedna myśl, która pojawiła się podczas fajkotematycznej dyskusji z KrzysiemT. Otóż, jestem wychowany w tradycji, że dobre fajki robiło się kiedyś. Że należy kupować fajki stare. Bo lepsze. Tylko, że z reguły takie fajki albo nie są tanie, jeśli zostały wstępnie przygotowane do ponownego użycia (tu należy podkreślić, że różni, zawodowi odnawiacze prezentują różne poziomy akceptowalnego uzdatnienia), albo są w stanie, który wymaga pracy i dodatkowych nakładów. Pół biedy jeśli się lubi. Jeśli się ma czas. Jeśli ma się ochotę poczuć ducha epoki. Często z naciskiem na słowo „duch”.

Palę w fajce od Tomka Zembrowskiego, palę w fajce od Wojtka Pastucha. I coraz częściej zastanawiam się, czy chce mi się szukać e-bay’owych ogryzków, gdy mogę mieć fajkę, jaką chcę. Z materiału, na którym mógłby podpisywać się Luigi Viprati*. Fajkę, która smakuje od pierwszego razu.

 Fajka autorstwa W. Pastucha

Pozostaje tylko ta nieznośna świadomość, że moje życzenie trzy akapity wyżej spełni się szybciej niż myślę i będę musiał wykorzystać ten tekst, jako kartę rabatową…

————————————————————————————————————
*wstaw imię i nazwisko swojego ulubionego niepolskiego fajkarza

Tags: , , , , , , ,

16 Responses to Pipe’s not dead!

  1. largopelo
    13 grudnia 2011 at 08:20

    Pięknie napisane. O dwóch ostatnich wersach pomyślałem jeszcze przed ich przeczytaniem :)

    • largopelo
      13 grudnia 2011 at 08:24

      PS To prawdopodobieństwo to jakiś ukryty przekaz?

      • yopas
        13 grudnia 2011 at 09:07

        ;)

      • KrzysT
        KrzysT
        14 grudnia 2011 at 19:02

        Ałtor chciał się pochwalić, że ogarnia podstawowe pojęcia z zakresu rachunku prawdopodobieństwa. Względnie – znając jego wrodzoną złośliwość – chciał dać chłopakom do zrozumienia, iż ich wkład w światowe fajczarstwo jest póki co zaniedbywalny ;)

  2. andnn
    13 grudnia 2011 at 08:34

    Nie oczekuję, że wejdziesz pod stół, ale należy się małe sprostowanie – fajkanet nie jest pierwszym internetowy społeczeństwem fajczarskim które „dorobiło się” własnych Fajkarzy :) Tomek zaczął robić swoje fajki trochę wcześniej niż fajkanet pojawił się w polskim internecie, wtedy też dane nam było oglądnąć je i podyskutować o nich, pewnie w prawie tym samym składzie, na forum internetowego społeczeństwa FMS :) A czy Tomek i Wojtek „wyrośli” czy „nie wyrośli” z Przemyśla, to już rzecz względna. Sam miałem przyjemność już kilka lat temu (później oczywiście też) bywać razem z Tomkiem, potem Wojtkiem, osobiście w warsztatach Zbyszka Bednarczyka czy Tadzia Polińskiego, gdzie mogliśmy podglądnąć ich pracę, pomacać klocki wrzośca… I było to zanim zrobili swoją pierwszą fajkę. Chociaż moim zdaniem nie ma to żadnego znaczenia skąd Tomek i Wojtkiem się wzięli, jeżeli są kosmitami zesłanymi na ziemię dla ratowania polskiego fajkasrtwa, to niech tak będzie :) Dla mnie to ludzie którzy poza niezaprzeczalnym talentem fajkowym i pasją, są przede wszystkim moimi przyjaciółmi z którymi zawsze miło można spędzić czas. A że przy okazji robią świetne fajki – tylko się cieszyć :) Wracając do „pradawnych bogów przemyskich”, którzy są „tak bardzo nierzeczywiści i odlegli” – może po prostu warto w końcu spotkać się z nimi w rzeczywistości? Nie gryzą, nie biją, robią naprawdę cenione na świecie fajki… Jak każdy z nas mają pewnie swoje wady i zalety, ale zawsze z wielką przyjaźnią przyjmą każdego fajczarza. Tomek, Wojtek, ja i wielu innych potwierdzą to z pewnością. Nie ma więc się czego bać…
    pozdr.
    And.

    • yopas
      13 grudnia 2011 at 09:07

      Ja też nie oczekuję po ludziach zbyt wiele. Ale oczywiście małe sprostowanie się należy. Nigdzie w tekście nie napisałem, że fajkanet urodził Tomka, czy Wojtka. To, że ten artykuł wisi akurat tutaj, wynika z faktu, że tak mi wygodniej. Mogłem go równie dobrze opublikować na fms-ie, czy nawet na zdechłym apf-ie. Pisząc społeczność mam na myśli SPOŁECZNOŚĆ, a nie wąskie grupki skupione tu, czy tam. Więc proszę nie dzielić, tylko mnożyć. Jeśli chodzi o względność tego przekazu, to jest to sprawa oczywista. Można, a nawet dziwnym byłoby, gdyby nie, mieć zdanie odmienne.
      UkłonY,

  3. andnn
    13 grudnia 2011 at 09:37

    Cały mój przydługawy komentarz miał na celu mnożenie. Dzielenie to jest to czego nie lubię najbardziej. Dobrze, że tekst pojawił się tutaj, bo wszyscy tutaj zaglądają. I dobrze, bo im więcej takich miejsc tym lepiej. I dobrze, bo fajkanet i fajkowo są bodaj najbardziej opiniotwórcze dla świeżo upieczonych adeptów fajczarstwa – tu wypada wspomnieć też o Piotrku, bez którego pasji fajkowo i fajkanet zapewne byłyby całkiem inne. Z Piotrkiem również miałem przyjemność odwiedzać przemyskie warsztaty. Nie dzielmy więc i nie chwalmy „nowego” strasząc jednocześnie „starym”. Zachęcajmy do poznania „nowego” – świetnie, że jest i się rozwija, zachęcajmy do poznania „starego” – rozwija się również i naprawdę warto…
    pozdr.
    And.

    • yopas
      13 grudnia 2011 at 09:51

      Drogi Andrzeju,
      ja nie straszę „starym”, ja raczej boleję nad tym, że np. Tadeusz Poliński wczoraj zaczął być obecny w internecie. Może tego nie napisałem wprost, ale ja dobrze zdaję sobie sprawę z wkładu Mistrzów z Przemyśla w to, co robią Wojtek i Tomek. I tak, jak piszę, nie jest moją intencją rozdzielanie tych rzeczy. Natomiast chciałem pokazać, że coś się dzieje. Coś frapującego. Dzieje się nieco inaczej, niż do tej pory. I że mam nadzieję, że to coś będzie pchało polskie fajczenie (fajczarstwo, fajkarstwo) w dobrym kierunku. Pomimo niekorzystnego klimatu, w sensie modowopolitycznym.
      PozdrawiamY,

      Ps. Naprawdę muszę pisać prościej?

      • andnn
        13 grudnia 2011 at 10:17

        Kwestia odbioru każdego tekstu jest indywidualna. Ja odebrałem Twój pozytywnie, mój komentarz nie miał na celu polemizowania, a pokazanie tego samego – mam nadzieję – przesłania w innym świetle. Czy trzeba pisać prościej – nie wiem , dla mnie nie musisz, zgadzamy się jak widać, chociaż każdy trochę inaczej to przekazuje. Chciałem moim komentarzem właśnie pokazać inną stronę spoglądania na to samo, jak najbardziej pozytywne zjawisko. Myślę, że „młode pokolenie”, czerpiąc wiedzę z fajkanetu, odbierze Twój tekst razem z moim komentarzem dodając je do siebie i wyciągnie pozytywne – naszym wspólnym zdaniem – wnioski.
        pozdr.
        And.

  4. MAJK
    MAJK
    17 grudnia 2011 at 10:24

    Abstrahując od głównego wątku … nie wyobrażam sobie skalowania wartości entropii. Mam w związku z tym prośbę, jeżeli to sformułowanie było zastosowane z premedytacją ]:-> to proszę o głębszą wykładnię. Szczególnie interesuje mnie sposób gradacji takowej wartości w makro ujęciu całego wszechświata.

    • yopas
      17 grudnia 2011 at 12:42

      A czym entropia jest?

    • Rheged
      17 grudnia 2011 at 14:18

      Skalowanie wielkości entropii:
      Jeśli w świecie postępującej entropii można stworzyć coś bardziej uporządkowanego, to lokalnie entropia jest zmniejszona. Dla przykładu – posprzątałem dziś pokój, choć mam kaca. Na kaca najlepsza jest praca. Nie dość więc, że przyczyniłem się do zmniejszenia entropii w pokoju, to i w swoim własnym ciele.

  5. daddas
    daddas
    17 grudnia 2011 at 14:59

    Bardzo prakseologicznie! ;)

    • Rheged
      17 grudnia 2011 at 15:21

      A dziękuję, hehe ;)

  6. gustav44
    25 grudnia 2011 at 23:11

    Najważniejsze co by wcześniej było napisane to aby faja w zębach dymiła ulubionym tytoniem i i to jest najważniejsze.pozdrawiam wszystkich kolegów po fajce.

  7. yopas
    13 stycznia 2012 at 13:10

    No i piszą o „Naszych” na zachodzie. Szkoda, że w tak pogańskim języku.

    http://www.fumeursdepipe.net/testpastuch.htm

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*