Mac Baren Backwoods Glacier: wieczorne uderzenie orzeźwiającej mięty

9 lutego 2021
By

W ostatnim czasie, kiedy wybrałem się na małe tytoniowe zakupy, wpadł mi w oko szczególnie jeden z mocno średniej półki cenowej i w nietypowej jak na tytoń fajkowy kopercie (przypominała rozmiarem te, w które pakuje się tytoń do kręcenia papierosów). Niezbyt sympatyczna i w ogóle naburmuszona na cały świat pani upierała się, że jest to zdecydowanie tytoń do papierosów, chociaż na opakowaniu stało jak wół: Pipe Tobacco. Błysnęła jednak wiedzą, że jest miętowy, co akurat sam zdążyłem znaleźć w naprędce odpalonej w telefonie przeglądarce. Mając dosyć nietęgi dzień postanowiłem nie wdawać się w żadne niepotrzebne dyskusje, sprawnie zapłaciłem za zakupy, spakowałem je naprędce i tyle mnie widziała.

Już w domu ostrożnie przepakowałem zakupione tytonie do słoiczków, oczywiście oglądając je wnikliwie i namiętnie wąchając. Po otwarciu Backwoodsa z koperty buchnęła agresywna woń mięty i wtedy na moment ogarnęły mnie wątpliwości, czy dobrze postąpiłem kupując go. Już sam fakt, że koperta zawierała jedynie 30 g był mi nie w smak. No ale tytoń wyglądał bardzo przyzwoicie, nie był mokry ani lepki, a mięta nie była jakoś wybitnie chemiczna.

Tu muszę wtrącić, mając na uwadze fakt, iż niniejsza recenzja jest moją pierwszą i powinienem dokonać niewielkiej autoprezentacji siebie jako nie tylko skromnego użytkownika fajki, lecz w ogóle palacza wszelakiego tytoniu, że swoją przygodę z fajką rozpocząłem bardzo wcześnie, bo w wieku zaledwie 18 lat. Palił fajkę mój pradziad i dziadek, postanowiłem palić i ja. Dzisiaj wiem, że to było zdecydowanie za wcześnie, aby móc się takim paleniem właściwie cieszyć, z rozmysłem celebrować je i odpowiednio pielęgnować ulubione fajki. Szybko, bo po niespełna 1.5 roku, zniechęciłem się i zacząłem jarać na potęgę papierosy. Tą haniebną zdradę  tłumaczyłem sobie na różne pokrętne sposoby: że to wygodniejsze, szybsze i mniej czasochłonne. Pozbyłem się czterech posiadanych fajek i akcesoriów, ale piątą i jednocześnie pierwszą, którą kupiłem, przytomnie zatrzymałem (dzisiaj podejrzewam, że przytomność ta wynikała jedynie z faktu, iż przegryzłem paskudnie oryginalny ustnik). Naturalnie nie było mi dane poznać zbyt wielu tytoni, a z tego co pamiętam, paliłem tylko dwa dostępne dla mnie: Captain Black i Amphora. Kiedy po 20 latach powróciłem do palenia fajki (znowu od Amphory, za którą w sumie nie przepadam)  i zacząłem gromadzić nową kolekcję, musiałem się trochę zorientować na rynku fajczarskim, a więc, pomijając moją skłonność do eksperymentowania z nowymi rzeczami, nie mogłem wybrzydzać.

Zdaję sobie oczywiście sprawę, że tytoń miętowy do fajki ma pewnie tylu zwolenników co i przeciwników. Możliwe również, że na moją głowę wyleje się zaraz wiadro pomyj z racji mojego kiepskiego gustu, więc zanim schylę z pokorą głowę, muszę się znowu wytłumaczyć: tym razem z mojego sentymentu do tytoniu aromatyzowanego miętą.

Oczywiście ma to związek z papierosami mentolowymi, a jakże. Tylko że ćwierć wieku temu papierosy były zupełnie inne, a w filtrach mentolowych wyrobów nie było żadnych kapsułek cytrynowych, jagodowych czy o smaku płynu do mycia naczyń marki Ludwik. Był mniej lub bardziej udany mentol i każdy palił to, co lubił lub to, na co akurat było go stać.

Druga rzecz to tabaka. Kultywuję zażywanie jej równie długo, jak trwa moja znajomość z pierwszą fajką. To już 25 lat. Mam pokaźną kolekcję tabak (również takich, które własnoręcznie stworzyłem) z całego świata i dane mi było poznać różne wariacje zapachów i smaków opartych na mentolu właśnie.

Ktoś może teraz zapytać, dlaczego kupiłem miętowy, zamiast chociażby dolać do wybranego tytoniu parę kropel likieru miętowego? Ano dlatego, że jakiś czas temu powziąłem decyzję o definitywnym rozwodzie z alkoholem, który towarzyszył mi nieodłącznie przez te wspomniane 25 lat i nie czuję potrzeby przemycania go do mojego codziennego życia pod jakąkolwiek postacią.

Rozpisałem się straszliwie i powoli odbiegam od tematu bohatera tego tekstu, czyli tytoniu Mac Baren Backwoods Glacier. Jak już wspomniałem, przez chwilę się wahałem. Uczucie to również było związane z wyborem fajki, w której miałem ten tytoń zapalić. Lubię palić aromaty w kukurydziance, ale w tym wypadku jeśli nie dopuściłbym się nawet herezji, to już na pewno zwykłego chamskiego przegięcia. Wybrałem więc jedyną dostępną alternatywę w postaci rodzimej gruszy. Nabiłem fajkę nie żałując sobie i odpaliłem. Tytoń zajął się całkiem przyzwoicie i nieźle się spalał, chociaż musiałem jeszcze dwa czy trzy razy podpalać go. Jednak to pierwsze wieczorne palenie nie rzuciło mnie na kolana. Być może zbyt łapczywie paliłem, albo moje kubki smakowe i podniebienie nie były przyzwyczajone do tak ostrego aromatu. Drugie palenie też nie było rewelacyjne. Dopiero za trzecim i czwartym razem wydobyłem z tytoniu to, co powinienem. Przede wszystkim nie leży mi poranna fajka z takim aromatem. Myślałem, że będzie dobra na rozbudzenie, skoro wstaję do pracy i na ryby (tak, jestem fanatycznym wędkarzem) między 4:15 a 4:45 (ale tylko w sezonie jesienno-zimowym, bo wiosenno-letni wymaga jeszcze wcześniejszego wstawania). Niestety nie, rano wolę zdecydowanie średnio słodką wiśnię z kukurydzianki. Backwoods najlepiej smakuje mi podczas wieczornego leniwego pykania przy kubku słabej kawy lub kuflu (takim od piwa) herbaty. Palony bez pośpiechu doskonale schładza podniebienie i sprawia, że po wyczerpującej wędrówce wzdłuż rzeki w poszukiwaniu cwanych pstrągów, mam ochotę jeszcze powalczyć z niedokończonym artykułem wędkarskim lub niedoczytaną książką, która leży na poduszce jak niemy wyrzut sumienia.

Tytoń można spokojnie nabić metodą na trzy, a w trakcie palenia nie trzeba go często dociskać. Spopiela się zwykle aż do samego końca. Polecam wolniutkie pykanie, takie od niechcenia, bo według mnie daje najlepszy efekt.

Backwoods to American blend składający się z tytoni Virginia, Burley i Orient. Aromat mięty od samego początku kojarzył mi się nieodparcie z jakimś wspomnieniem z dzieciństwa, ale nie mogłem dojść do tego, z jakim. Aż do dzisiejszego poranku, kiedy na potrzeby tego tekstu wykonywałem zdjęcie. Syrop na kaszel o mało wdzięcznej nazwie Flegamina. Ale to oczywiście moje wspomnienie i skojarzenie, a Wy, jeśli tylko będziecie chcieli go zapalić, z pewnością będziecie mieli własne.

Pozdrawiam serdecznie i życzę miłej lektury.

Arek

Tags: , ,

2 Responses to Mac Baren Backwoods Glacier: wieczorne uderzenie orzeźwiającej mięty

  1. Domino8228
    25 lutego 2021 at 13:54

    Witam jako, że ostatnimi czasy rozpocząłem swoją przygodę z fajką i często zaglądam na stronę, będąc dzisiaj w miejscowej trafice zobaczyłem właśnie tytoń Backwoods, niestety nie mogłem sobie przypomnieć gdzie już go widziałem wcześniej, może po przeczytaniu owej recenzji zdecydował bym się go zakupić, bo sam przez wiele lat byłem miłośnikiem papierosów miętowych, trochę zniechęciła mnie cena niezbyt wysoka, ale po przeczytaniu powyższego opisu na pewno ten tytoń spróbuję.

  2. arasshater
    arasshater
    25 lutego 2021 at 14:16

    Cena jest niska jak na tytoń fajkowy, to prawda, ale trzeba pamiętać, że również koperta zawiera mniejszą ilość tytoniu, tj. 30g. Ciężko ten tytoń palić codziennie, ale są takie momenty, kiedy wprowadza bardzo przyjemną atmosferę. Taka miła odmiana od standardowych aromatów czasami jest potrzebna.

Skomentuj arasshater Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*