Grousemoor Mixture

6 kwietnia 2011
By

Przejrzałem sobie dziś opisy tytoniowe w kategorii Samuel Gawith, potem pozostałe, potem znów w kategorii Samuel Gawith i mam naprawdę twardy orzech do zgryzienia. Nie potrafię sobie wytłumaczyć, jak to możliwe, że na tak znakomitym portalu o tytoniu Grousemoor mówi się półgębkiem i przy okazji. Przeszło 15 miesięcy bez własnej recenzji. A przecież nie godzi się. Nie godzi się choćby dlatego, że to nie jest „sejakiśtam” tytuń, tylko produkt o ponad 200-letniej tradycji. Prawdziwej tradycji, której nie potrzeba uzasadniać napisami na opakowaniu, że under licence. „In Gawith We Trust” i oby ten sen trwał, jak najdłużej. Niech tytoniowy praojciec Samuel w jaśniejącej szacie, w złocistej, wirdżiniowej aurze (koniecznie z podcieniami), w ten sam sposób, jak przez ostatnie dwuwiecze, pochyla się z troską nad kadzią tytoniu. Tego tytoniu. Zbieranego z właściwym pietyzmem. Suszonego gorącym powietrzem i odpowiednio dojrzewającego tak przed cięciem, jak i po. I niech wreszcie ten pochylony, pradziejowy, tytoniowy praojciec dotyka tego wstępnie przygotowanego tytoniu swoją błogosławioną i świetlistą dłonią i nadaje mu końcowy kształt i charakter. Teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.

W tym momencie chciałoby się gdzieś zapukać. Ja zwyczajowo puknąłem się w czoło i wylądowałem przy swoim biurku. Raczej skonfundowany. Przede wszystkim przez to, że znów podniosłem na siebie rękę. I zdecydowanie nie chodzi tu o mały siniaczek kilka centymetrów nad nosem, ale o próbę skonstruowania czegoś w rodzaju recenzji tytoniowej. Bo o ile jeszcze dryf boczny mam wpisany w charakter, to de facto, mimo przyzwoitej wiedzy teoretycznej, moje doświadczenie fajkowe nadal raczkuje. Ale dość się tłumaczenia. Przejdźmy do meritum, nawet jeśli będzie się to miało zakończyć mało spektakularnym seppuku poprzez zadławienie (np. zbitą kulą omawianego specyfiku).

Grousemoor jest tytoniem aromatyzowanym (tu przez wrodzoną skromność dodam, że sam fakt, że piszę o tytoniu aromatyzowanym, ludziom którzy znają moje wystąpienia w dziedzinie, powinien dawać już coś do myślenia) i jest to taki sposób aromatyzowania, który szanuję i na dodatek w tym przypadku bardzo polubiłem. Szanuję dlatego, że zostawia on bardzo niewiele miejsca na ściemę.

Algorytm produkcji w maksymalnym uproszczeniu polega na tym, że najpierw produkuje się dobrą wirdżinię, a potem dodaje naturalne substancje aromatyczne – najczęściej owocowo-kwiatowo-ziołowe esencje. W opinii wielu palaczy tytoń taki przypomina w zapachu „imperialne” wody kolońskie i mydła toaletowe, w zamyśle niejako podkreślając zapach prawdziwego dżentelmena.

Zamysłem Samuela Gawitha, było stworzenie tytoniu, który przywodziłby na myśl aromaty związane z kwitnącym wrzosowiskiem, z klimatem polowania na kurowate (Glorious Twelfth – to dzień dwunastego sierpnia, gdy otwiera się sezon polowania na pardwy szkockie) w tej właśnie scenerii. I moim zdaniem udało mu się to znakomicie. Tytoń jest zbudowany na dobrej, słodkiej wirdżiniowej bazie, spod której uwalniają się pewne, dla mnie (ale również dla wielu piszących na TobaccoReview) nieokreślone aromaty, które przenoszą w ten specyficzny angielski klimat. I zdecydowanie nie mam na myśli metalicznego posmaku ołowianego śrutu, czy ptasiego truchła trzymanego w pysku przez labradora czy innego szkockiego setera. Chodzi mi raczej o tych panów, którzy po udanym polowaniu, wolnym krokiem, przechadzają się po obejściu, sącząc nastoletnią szkocką, palą fajki nabite Grousemoorem i dyskutują o kolejnym, pięknym początku jesieni w Lakeland. I wierzcie mi lub nie, gdy palę ten tytoń, tak mi jest. Już tak.

Ale uwaga, ja mam opory przed bezkrytycznym polecaniem go każdemu. Zdecydowanie to nie jest tytoń dla każdego. Wystarczy zobaczyć opinie na Tobacco Review, by dowiedzieć się, że albo się takie lubi, albo nienawidzi. Taka jest specyfika mydlanek. Na zachętę zacytujmy Klasyka (Rotm), który w kontekście opisywanego tytoniu rzecze: „to jak seks z blondynką : raz spróbować warto, najwyżej nigdy więcej…” Dodatkowo początkującym trudność może sprawić duża wilgotność tego tytoniu, charakterystyczna zresztą dla produktów gawithowskich. Informacje techniczne należy uzupełnić faktem, że zawartość puszki jest pocięta w piękne wstążeczki, choć z rzadka zdarzają się również złamane patyczki.

Jak dla mnie, tu i teraz, palenie Grousemoor nie nastręcza wielkich trudności. Gdy już odnajdzie się właściwy dla siebie poziom wilgotności, sposób upakowania spala się równo i spokojnie. Nie gryzie. A moc ma w sam raz. Pamiętam jednak, że gdy jakieś pięć może sześć lat temu zapaliłem pierwszą fajkę tego tytoniu przez myśl przemknęło mi jedno staroangielskie pytanie, dużo starsze niż historia firmy, o której piszę: „What the FUCK?!” Co tylko potwierdza specyfikę i oryginalność opisywanej mieszanki. Potwierdza to też coś więcej, a mianowicie, że tytoniu warto się uczyć, że fajki warto się uczyć, że wreszcie warto konkretną fajkę nauczyć konkretnego tytoniu. Jeśli oczywiście zbyt nachalnie nie zaczynają się gryźć.

Kończę ten artykuł w dość fatalnym nastroju, bo mi się jakaś gardłoinfekcja przypałętała. Ech, bo gdyby nie, nabiłbym fajkę, odpalił, zdjął ze ściany wyimaginowaną fuzję i wrzeszcząc „God save the Queen!” ruszył na pardwy… no… przed telewizor co najmniej. Dziś Chelsea gra z Manchesterem, że o Barcelonie nie wspomnę…

Ps.
Ponoć Grousemoor Plug jest jeszcze lepszy!

Tags: , , , , ,

43 Responses to Grousemoor Mixture

  1. Alan
    Alan
    6 kwietnia 2011 at 20:10

    Piękna recenzja! Zapoluję przy najbliższej okazji :)

    • yopas
      6 kwietnia 2011 at 20:30

      Prostak jestem. Paweł dziękuję za zdjęcia.
      UkłonY,

      • Rheged
        7 kwietnia 2011 at 11:06

        Za rzadko piszesz tutaj artykuły. Za rzadko. Masz się naprawić!

  2. suhacz
    6 kwietnia 2011 at 20:40

    To jeden z trzech tytoni z Kendall (pozostałe to Ennerdale G&H oraz „piesek” czyli Perfection od pana Samuela), które – wiem to na pewno – mógłbym palić o każdej porze i w dowolnych ilościach. Był moim pierwszym z aromatów brytyjskich, powodem nawrócenia czy raczej wyrzeknięcia się dyabła w postaci lepkich niemieckich duńczyków.
    „Smakuje tak samo jak pachnie!” – okrzyk i zdziwienie po kilku pierwszych pociągnięciach. Dziś dwie z moich fajek mają wyłączność na ten tytoń.
    Wersja plug, rzeczywiście smaczniejsza. Tylko ta cena…
    Bardzo szybko wysycha, trzymania w puszce – nawet przy częstym paleniu – nie polecam. Czy ma jakieś wady? Tak, jedną: zdecydowanie za szybko się kończy!

  3. KrzysT
    KrzysT
    6 kwietnia 2011 at 21:22

    Pawle pełen szacun za recenzję. Mój pierwszy aromat i… ulubiony do dziś.
    Koniecznie należy mu zadedykować osobna fajkę, zasługuje nań zdecydowanie.

  4. jazz59
    7 kwietnia 2011 at 08:37

    Recenzja bardzo ładna , acz nieco bałwochwalcza…ale wolnoć Tomku…
    Fragment o polowaniu na pardwy – po prostu piękny.Widać ,że bardzo lubisz ten tytoń.
    Ja zacząłem go palić ze dwa lata temu , zaczarował mnie smakiem…
    Po roku i kilku puszkach przejadł mi się i spowszedniał,nie palę go obecnie.Ale fajeczka do GROSEMOOR’A nie tknięta innym tytoniem wciąż czeka na swój dzień.
    I pewnie się doczeka…
    Lubię Twoje teksty , Pawle…nawet , jeśli saię z czymś nie zgadzam.
    Pozdrawiam
    Krzysztof

  5. TomaszG
    7 kwietnia 2011 at 12:55

    Pawle! Świetna recenzja!
    Palę go, ze względu na roztaczający się wokół „zapach stajni”.
    Pasuje mi do dużej fajki, na długie posiedzenie przy Warcabach czy Monopolu.
    Palę go w dużych fajkach, które tylko jemu przeznaczyłem.

    Pozdrawiam,
    TomaszG

  6. johnny
    7 kwietnia 2011 at 15:28

    Miodny tekst!

  7. kajtek
    7 kwietnia 2011 at 19:54

    Właśnie palę 2 puszkę.Za pierwszym razem nie zrobił na mnie zbyt dobrego wrażenia.Teraz jednak chyba do niego dojrzałem.
    Zgadzam się ze wszystkimi wnioskami zawartymi w recenzji.

  8. 7 kwietnia 2011 at 21:37

    Kiedy kilka lat temu znajomy polecał mi ten tytoń nieco znając moje zamiłowanie do mazowieckich torfowisk opisał go krótko- „Panie Janie, jest to tytoń idealny dla pana, o aromacie mglistego poranka na porośniętych wrzosem wydmach tuż nad torfowym jeziorem” a że ja się nad takim nieomalże wychowałem to z miłą chęcią tytoń ten zamówiłem w wersji plug i do dziś mam jedną fajkę tylko dla tego tytoniu, mimo że niestety mam go bardzo rzadko, niestety mixtura nie daje mi tyle radości co plug, nie wiem czemu, wydaje mi się dużo uboższa, pozbawiona tego czegoś co w tej zbitej kosteczce jest zaklęte. Ale to naprawdę wyśmienity tytoń, godny polecenia- dla odmiany moim zdaniem, polecenia każdemu- a co najwyżej ów każdy będzie się męczył…

  9. je2bnik
    8 kwietnia 2011 at 00:40

    Też przymierzam się do niego od jakiegoś czasu. Opinia o bagiennym aromacie jest dość powszechna. W tym kontekście mnie zastanawia dlaczego w niektórych sklepach jako aromat podawane jest: LEMONGRASS. Może powtórzę staroangielskie pytanie: WTF?!

    • yopas
      8 kwietnia 2011 at 06:36

      Ja prosty chłop ze Skarycha, trawy cytrynowy nie popróbowawszy…
      np. na TR jest „lemon grass”, czyli w cudzym słowie.

      • obruno
        obruno
        16 sierpnia 2011 at 23:01

        Dla mnie Grousemoor pachnie jak roztarte liście Geranium a w smaku…herbata z cytryną :)

    • KrzysT
      KrzysT
      8 kwietnia 2011 at 10:16

      Inne źródła twierdzą, że to nie jest trawa cytrynowa, tylko tzw. język jeleni (deer tongue) http://www.sfrc.ufl.edu/4h/deer_tongue/deertong.htm.

  10. je2bnik
    8 kwietnia 2011 at 10:12

    We Skarychu to ja orkiestry na wesele szukałem… i znalazłem :)

    • jalens
      9 kwietnia 2011 at 13:38

      Smak jak stworzony przez nieślubne dziecko Hucka Finna i Pipi Langstrumpf. Pensonarki, córki szkockiej szlachty ukradły z gabinetu tatusiów za mało tytoniu i wsadziły w komin te kozieradki, kocimiętki, nostrzyki z uroczyska, na którym grzeszyły paleniem. Bllllleeeeee,,,,
      Ale recenzja smaczniutka.

      • KrzysT
        KrzysT
        12 kwietnia 2011 at 07:26

        Rzekł wielbiciel elektronicznej sziszy o zapachu zgodnym z naturalnym :P

        • jalens
          12 kwietnia 2011 at 07:34

          Krótko – nie tylko Ciebie irytuje fakt, że pisuję tu o elektronicznych fajkach. Jeszcze krócej – ograniczę się zatem wyłącznie do nadzoru technicznego nad Fajkanetem. Starałem się wyjaśnić, dlaczego palę czystą żywą chemię. Nie dotarło? Akurat do Ciebie? Taki żart? To Tottenspass. Strasznie się wkur..łem.

          • KrzysT
            KrzysT
            12 kwietnia 2011 at 08:39

            Jacku, jeśli żart był głupi, to przepraszam. Ale uważam też, że Twoja reakcja jest przesadzona. I jeszcze jedno – mnie absolutnie nie przeszkadza, że piszesz tu o e-fajkach.

            • daddas
              daddas
              12 kwietnia 2011 at 13:43

              Krótko i węzłowato. Jestem za kontynuowaniem wpisów o e-paleniu na Fajkanecie.

      • kolejarz1986
        kolejarz1986
        12 kwietnia 2011 at 13:41

        Ja zgodzę się z Jackiem. Na razie próbowałem go palić w różnych fajkach i za każdym razem porażka. Określenie smaku tego tytoniu nasuwa mi się tylko jedno-mydło.
        Teraz tytoń cierpliwie leży w słoiczku, czeka na druga szansę. Pewnie ją kiedyś dostanie. Ale chyba nie prędko.

        • JSG
          JSG
          13 kwietnia 2011 at 22:21

          Cierpliwosci, choc dla mnie od poczatku byl tym czy mial byc… Bez zabiegow, staran i zastanawiania sie nad tym.

  11. Julian
    Julian
    15 kwietnia 2011 at 06:40

    Grousemoor dosyć lubię, ale tylko dosyć. Tj. mogę, ale z pewnością nie muszę. Odbieram go jako ugładzoną odpowiedź na Erinmore Mixture, taką trochę młodzieżową. Tytoń łagodny, mocowo od Erinmore słabszy, aromat miły, choć nie to-die-for, jakość zastosowanych tytoni odbieram jako średnią, tj. dobre ale nie bóg wi co. Wypaliłem łącznie ze dwie puszki tej mixtury i nie tęsknię za powtórką. Dla mnie zbyt smooth – zarówno jako tytoń jak i jako aromat. Trochę nudny.

  12. Jaksa
    31 maja 2011 at 13:37

    Skusiła mnie powyższa recenzja. Przed kilkoma dniami towar został zakupiony, teraz jest konsumowany. Fajkowy dzień zaczynałem zawsze od czystej Va, ale po zakupie Grousemoora nie zawsze już tak będzie. Przyznaję jednak, że w po otwarciu puszki odrzuciło mnie – pefrumy i to w najgorszym wydaniu. Nigdy nie wąchałem angielskiego gentelmana, zapach bardziej kojarzył mi się z polskim z lat 80-tych:) I to mydło – myślałem, że to przesada recenzentów…
    Ale trochę pięknozłociste wstążki poleżały na słoneczku i wszystko już było dobrze.
    Świetnie się pali, jest słodziutki, już wiem, że wolę go w większej fajce. Pewnie nie jest to tytoń dla każdego, teraz wierzę, że albo się go lubi, albo nienawidzi, warto jednak zaryzykować taką miłość od pierwszego wejrzenia.
    I jeszcze jedno – to chyba znak, bo w dzień jego zakupu do ogródka zleciały mi kuropatwy.

    • yopas
      31 maja 2011 at 19:10

      Rosół był?

      • Jaksa
        31 maja 2011 at 21:05

        Nie, uciekły z gołębiami. Ale myślę, że zwabie je Grousemoor’em jeszcze:)

  13. JSG z fabryki
    4 czerwca 2011 at 13:41

    Kupilem ostatnio puszke mikstury i powiem szczerze ze w tej postaci tytoniu tego juz nie kupie. Wczesniej bylem przekonany ze mikstura jest podobna do pluga ale noc z tych rzeczy, tak sie zlozylo ze mogle je skomfrontowac jednego dnia i mikstura mnie mocno zawiodla.
    Od teraz odradzam ten tyton, oczywiscie w tej postaci, bo poczestowany plugiem o kazdej porze dnia i nocy nie odmowie. Przepasc… Znac tyton w pluga jest zdecydowanie dojrzalszy.

    Co do tego ze jest on odpowiedzia na erimoore, to jednak wydaje mi sie ze jednak patrzac na „wiek” obu mieszanek moze byc na odwrot, zreszta erinmoore jest zupelnie czym innym, ale to tylko subiektywna opinia.

    • yopas
      6 czerwca 2011 at 09:56

      A ja kupię, choćby z tego prostego powodu, że do Szawajcarii daleko, w Angli drogo, a u Pana N. kompletny brak. A pudełko trzeba kupić ćwierćkilowego rozmiaru. Zgadzam się, że wersja miksturowa (swoją drogą to ciekawe, że mikstura chociaż blend… wie ktoś czemu?) jest uboższa jeśli chodzi o bazę. Ale z drugiej strony… nic mnie nie obliguje, by palić ten tytoń codziennie i do samego dna. Mam w szufladce jeszcze kilka… lepszych.

  14. Julian
    Julian
    7 czerwca 2011 at 14:47

    Może dlatego, ze plug był fermentowany pod prasą, to musi wpływać na smak. Skład jest powiedzmy ten sam, aromatyzanty te same, ale proces przygotowywania inny.

    • 17 sierpnia 2011 at 10:01

      Dokładnie tak właśnie jest, jak Julian pisze.

      Jak Yopas stwierdził – plug lepszy – IMHO – zdecydowanie lepszy.
      Kiedyś jak się skuszę, to otworzę i poczęstuję Cię Pawle ;) bo jeszcze ze dwie kostki po 50 gr. mam schowane w pudle z tytoniami. (a już trochę leżą, bo jeszcze z czasów kiedy to Synjeco sprzedawało na porcje tak małe, a nie jak dziś 250 gram).

  15. mbogo
    mbogo
    18 października 2011 at 23:40

    Żaden tekst o tytoniu nie spodobał mi się, tak jak ten. Dzięki!

    Grousemoore’a kupiłem i nie żałuję. No może jedynie tego, że tylko w wyobraźni fajka mnie przenosi w klimat Glorious Twelfth…

  16. R.Woźniak
    zogaor
    1 marca 2012 at 21:05

    Właśnie wypaliłem pierwszą fajkę tego tytoniu i powiem szczerze(a raczej napiszę), że pierwsze pół fajki było fenomenalne, znakomite i pachniało fiołkami. No w każdym razie było super. Niestety druga połowa to męczarnie z kondensatem, którego było mnóstwo, nigdy jeszcze tak mi nie bulgotało w fajce, może za mało podsuszyłem czy jak.

  17. maciej stryjecki
    21 grudnia 2012 at 18:47

    Grousemoor jest na pewno charakterystyczny. Pachnie i smakuje jak nic innego.
    Zawiera w sobie mnóstwo płynu do kąpieli, albo szamponu z dodatkiem aromatu wrzosowego „identycznego z naturalnym”. Czuję w nim sztuczność, sztuczność i jeszcze raz sztuczność. Cos odrzucającego, chemicznego bardziej od szczytowych osiągnięć koncernu BASF. Jakąś tanią „perfumę”, pod którą na szczęście jest dobry, w miarę sycący tytoń.
    Myslę, że gdyby wietrzał przez kilka lat i stracił całą swoją „cytrynową siłę”, mógłbym go zapalić z przyjemnością :)

  18. Kamerling
    Kamerling
    26 marca 2013 at 01:59

    „I zdecydowanie nie mam na myśli metalicznego posmaku ołowianego śrutu, czy ptasiego truchła trzymanego w pysku przez labradora czy innego szkockiego setera. Chodzi mi raczej o tych panów, którzy po udanym polowaniu, wolnym krokiem, przechadzają się po obejściu, sącząc nastoletnią szkocką, palą fajki nabite Grousemoorem i dyskutują o kolejnym, pięknym początku jesieni w Lakeland.”

    … recenzja niemal dwuletnia już, a wielokrotnie wracam do niej za ten właśnie opis – chapeau bas.

  19. Krzysztof
    Krzysztof
    1 lipca 2013 at 12:24

    kupiłem, otwieram, wącham, hm…??? Po przeczytanych recenzjach spodziewałem się czegoś zupełnie innego, co to za zapach ? To tak jak ktoś nie trafi z perfumami w prezencie, tak się poczułem i byłem zły że właśnie mnie to spotkało. Jeddnak po chwili, i taka była rzeczywiście pierwsza myśl No taaak ! To przecież grzyby kurki i trochę prawdziwków. Tak sobie wmówiłem i tego będę się trzymał, to tytoń idealny do lasu, jak dotąd testowany był na wystaie psów w Szczecinie. Tytoń jest smaczny, smakuje tak jak pachnie, więc warto go mieć, jeżeli fajka, samotność i las, to idealne połączenie.

  20. yopas
    17 czerwca 2014 at 13:00

    Nakroiłem sobie ostatnio na wyjazd nieco paseczków z pluga. Wspaniała rzecz. Tak właśnie zawsze wyobrażałem sobie tytoń fajkowy.
    UkłonY,

  21. Wolter
    11 września 2014 at 02:54

    Jeden z najsmaczniejszych tytoniów jakie paliłem. Owszem, i ziołowy, i bagienny (tytoń dla Shreka?) nieco w smaku. Lecz zarazem pełen subtelnej elegancji, gdy spoza tych cytrusowo-bagnistych nut przebija się głęboka słodycz „zawsze dziewicy”. Przeznaczyłem specjalnie podeń dużego Hapa, ale przypuszczam, że być może na jednej fajce się nie skończy. Wspomnieliście, Panowie, o wersji „plugo(a)wej”, jako jeszcze bardziej interesującej. A czy w naszym pięknym kraju w ogóle można ją gdzieś kupić, czy też zostaje szukanie w zagranicznych trafikach?

    • KrzysT
      KrzysT
      11 września 2014 at 09:55

      Tylko zagraniczne trafiki, ze wskazaniem na GB. Mostex, czyli miłościwie nam panujący dystrybutor SG nie widzi interesu w sprowadzaniu do Polski opakowań po 250 gramów, a już GM Pluga w szczególności.

      PS. Zazdroszczę Hapa. Zawsze chciałem mieć, ale w czasach, jak go można było bez problemu kupić nie pokonałem jeszcze bariery mentalnej wydania tych kilkuset złotych na fajkę. Żałuję.

      • Wolter
        11 września 2014 at 13:25

        Cóż, miałem z tym Hapem po prostu sporo szczęścia. Akurat trafika poznańska je miała w całkiem przyzwoitej cenie i udało mi się nabyć jednego dużego klasycznego benta i jednego, hm, a la billiarda. Szkoda, że ostatni Hap, który im jeszcze pozostał jest już faktycznie w cenie zaporowej: http://trafika.poznan.pl/sklep/pavel-hap-double-silver-ring
        Natomiast odpowiedzią odnośnie tytoni mnie Kolego zmartwiłeś. Mam pewne opory przed zamawianiem tytoni w zagranicznych trafikach, zwłaszcza po przygodach z urzędem celnym opisywanych przez Macieja Stryjeckiego.
        Serdeczności znad dolnej Warty

  22. Mikael Candlekeep
    Mikael Candlekeep
    29 stycznia 2015 at 20:21

    Miałem niedawno okazję popróbować tego tytoniu, i…
    Cóż, nie mam pojęcia, jak pachną pardwy, nie wiem nawet, jaki zapach ma okolica, którą te radosne ptaki zamieszkują, wiem natomiast, że zapach tytoniu (bardzo intensywny, wręcz przytłaczający) natychmiast skojarzył mi się z wodą toaletową dziadka. Przed oczami pojawił mi się obraz starszego, zażywnego pana, ubranego w szary garnitur, z wpiętą w klapę miniaturką orderową.
    Zapach ten przytłacza dosłownie wszystko! Próżno szukać aromatu samego tytoniu, trudno wyczuć jakikolwiek inny smak poza wyżej wspomnianą wodą toaletową. Smakuje bowiem ten tytoń dokładnie tak, jak pachnie.
    Być może właśnie dla takiego dziarskiego jegomościa, jak wyżej wspomniany, tytoń ten jest stworzony. Być może trzeba się do niego dłużej przekonywać. Ja jednak po pierwszej fajce na długo wezmę z nim rozbrat. Ale nie pozbywam się. Kto wie, może kiedyś (z wiekiem, he he) dojrzeję do tej nuty i zatęsknię? Nigdy nie wiadomo.
    Jeszcze dwie uwagi. Po pierwsze – na plus należy zaliczyć, że pali się Grousemoor niezwykle łatwo i przyjaźnie, nie jest ani trochę wymagający jeśli chodzi o technikę. Po drugie – rzeczywiście na ten tytoń należy przeznaczyć odrębną fajkę. Ale moim zdaniem głównie dlatego, że ten przytłaczający zapach wgryza się głęboko i pozostaje na długo.
    Podsumowując: gdy już komuś przypadnie ten bardzo intensywny aromat do gustu – pokocha Grousemoor’a uczuciem czystym i głębokim. Jeśli jednak nie – lepiej pozostawić ten tytoń na półce, niech czeka na swoich amatorów.

  23. cortezza
    cortezza
    22 lutego 2018 at 07:33

    „Ponoć Grousemoor Plug jest jeszcze lepszy!” – pierwsze wrażenie po wczorajszej fajce: jest po prostu inny, w pewnym sensie jest odwrotnością Mixtury. O ile Mixture to przede wszystkim ta słoneczna, jesienna łąka schnących traw, kwiatów i ziół przy mocno wycofanej w tło wirdżinii, to Plug oferuje przede wszystkim słodką Va, łąkę umieszczając dość daleko w tle. Poza tym wyczułem coś podobnego do perique, choć nigdzie o nim w składzie Pluga nie piszą. Może to był porządnie zakiszony burley, a może odcień niedojrzałej Va. Zobaczymy, jak się będzie starzał Plug ów w słoju. O ile doczeka, bo smakuje mi nadzwyczajnie.
    Tak, jak Mixture zresztą.

    • Antemos
      Antemos
      23 lutego 2018 at 09:51

      Z moich obserwacji wynika, że temu tytoniowi nie służy sezonowanie. Z czasem traci swoją świeżość i intensywny smak.

      • cortezza
        cortezza
        23 lutego 2018 at 13:20

        Czyli nie poleży. I dobrze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*