Moje startowe NIE!

20 października 2010
By

Tak sobie pomyślałem, że się obnażę – jak zboczeniec w miejskim parku… Pytanie o pierwszy komplet fajkowy pada na fajczarskich wirtualiach co i raz. Spróbuję odpowiedzieć na nie na odwrót? Czyli – czego bym na pewno nie zrobił, nie kupił na początku… Na co bym nie liczył…

Never

Rzecz jasna z tą wiedzą, którą posiadam obecnie… Zakładam przy tym, że mam ograniczone środki, co nie jest obecnie wyłącznie teorią. Doświadczenie – i to nie tylko to fajczarskie – podpowiada mi jednak, że nie da się sprawić sobie przyjemności najtańszym kosztem. Zapewne wszystkim, którzy uważają, że spróbować kawioru można pastą ze śledziowej ikry, mój wariant startowy wyda się za drogi. Naiwnością więc jest moje uparte powtarzanie porzekadła, że zbyt biedny jestem, by kupować tanie rzeczy – jednak powtarzam, bo merytoryczna wartość tego stwierdzenia wzrasta w czasach prywatnych i globalnych kryzysów…

Punktuję więc…

1. Nie liczyłbym na to, że dzięki „przerzuceniu się” na fajkę, rzucę natychmiast papierosy. Każdy, kto nauczył się szybko i byle jak oraz bardzo często serwować sobie nikotynowe strzały, nie pozbędzie się bez determinacji i wysiłku ani nałogu, ani nawyków, ani przymusu łatwego sięgania po błyskawiczną satysfakcję. Rzucenie papierosów – z fajką czy bez fajki – jest tak samo trudne. A większość z tych, którzy przywykli do ich palenia, sięga po nie, nawet jeśli pokochali palenie fajki. Nie bez kozery mądrzy ludzie doradzają podczas zmiany sposobu zażywania tytoniu => posiłkowanie się plastrami i tabletkami nikotynowymi, a nawet podjęcie pełnej terapii, np. u adwentystów dnia siódmego czy po prostu u czubków.

2. Nie zaczynałbym palić bez kupienia co najmniej 3-4 fajek… A jeszcze lepiej 4-5. Mimo że nie wierzę w to, że palenie fajki odzwyczaja od papierosów, chcę sięgać po papierosy jak najrzadziej. Obecnie wypalam 4-6 fajek dziennie. 5 to dla mnie minimum startowe.

Minimum w ogóle, moim zdaniem, także dla kogoś, kto nie palił tytoniu nigdy w życiu – to 3 fajki: dla mieszanek aromatycznych, dla „czystych” wirginii oraz dla blendów z latakią. Sugeruję czwartą fajeczkę – maleńką antraktówkę dla pośpiesznego wypalenia nikotynowego kopniaczka.

3. Nigdy na początku nie kupowałbym wynalazków z drewna zastępczego… Żadnych dębów, orzechów, gruszek, czereśni, buków, klonów, jatoby, palisandrów, hebanów… wyłącznie fajki z wrzośca oraz pianki morskiej. Możliwy jest zakup fajki z morty. Na oliwkę stanowczo za wcześnie – drewno to nie lubi brutalnego palenia z przegrzewaniem i zalewaniem kondensatem.

Kilka słów o moich fajkach z gruszy – mam ich kilka, bo, jak większość, chciałem popróbować palenia fajki jak najmniejszym kosztem. Lubie je, a nawet z rzadka chwalę publicznie. Niekiedy w nich palę. Z sentymentu i dlatego, że uważam, że fajka niepalona traci duszę wraz z zapachami. Zapewne będę z nich korzystał do końca życia – po pierwsze dlatego, że palę je rzadko, po drugie, mam już poprawną technikę i nie zalewam dna i nie grzeję główki do czerwoności.

Fajki z gruszki czy z czereśni (wiśni), palone w taki ostrożny sposób, po dłuższym czasie mogą być całkiem smaczne, pod warunkiem, że będzie się w nich spopielać zbliżone w smaku blendy. Dla fajek dębowych, bukowych i orzechowych ten czas musi być dłuższy, drewno to bowiem jest obficiej nasycone gorzkimi garbnikami, nie jest tak porowate, jak być powinno drewno do fajki i niełatwo jest je „opalić do smaku”.

Zresztą na eksperymenty przyjdzie czas dopiero wówczas, kiedy zacznie się odczuwać pełniej smaki i niuanse tytoniowe. Zanim to nastąpi, trzeba wybierać najbardziej neutralne smakowo fajki. Wrzosiec, sepiolit, ewentualnie morta. W ostateczności ceramika, jeśli ktoś lubi Bismarcka. Jeśli ktoś zacznie od fajek obojętnych w smaku – szybciej dojrzeje. Tak myślę…

Właściwie każdemu dojrzałemu fajczarzowi sugeruję posiadanie w swojej kolekcji fajek z rozmaitego materiału – ale z czystej ciekawości, z poznawczej pasji. Jednak fajki z drewna zastępczego, z gliny, z kolb kukurydzianych, nigdy – moim zdaniem – nie zastąpią fajek z wrzośca czy sepiolitu. Mogą służyć do zadań specjalnych, do eksperymentów – ale nie do palenia, a tym bardziej do startu w fajczarstwo… Jakież to zadania specjalne – cóż, fajki z gliny tudzież ceramiczne są znakomite do próbkowania nowych tytoni, kukurydzianki, przynajmniej te nowe, dosłodzą zbyt wytrawne mieszanki, dębówki dodadzą wytrawności przesłodzonym blendom, gruszanki trzeba mieć, bo to polski folklor i patriotyczny obowiązek, czereśniówki ROPP są piękne i historyczne, oliwki modne, a czarnodębówki absolutne… Ale nabywać fajki zrobione z innych materiałów niż wrzosiec i pianka? Cóż, dzisiaj wiem, że powinno się rozpoczynać poszukiwania po zgromadzeniu wrzoścowo-piankowej pięćdziesiątki.

4. Nie kupowałbym fajek o jednakowej pojemności, bo z różnorodności tkwi sedno fajczarstwa… A raczej w możliwości wyboru – tak by sięgać po odpowiednią fajkę dla chęci i okoliczności. Co prawda, nie trzeba nabijać fajki po brzegi, ale lepiej, równiej i smaczniej pali się niewielką ilość w fajce mniej pojemnej. Ja sam im mam mniej czasu na spokojne palenie i lubianą przeze mnie celebrę, tym mocniejsze tytonie wybieram i sięgam po mniejsze fajki. Do palenia we wszelkiego rodzaju przerwach najlepsza, moim zdaniem, jest niewielka fajka z pianki morskiej – nawet jeśli miałaby być to lulka z prasowanego proszku sepiolitowego. Na takie krótkie przerwy w ciągłości zdarzeń trafia się w ciągu dnia kilkakrotnie i zazwyczaj strasznie się chce wówczas palić – a fajeczkę z tego minerału można bez większej szkody nabić kilkakrotnie. Dla papierośników taka „antraktówka-pauzówka” jest ideałem i pozwala na rezygnację z kolejnego peta. Czysty zysk zdrowotny za kilkadziesiąt złotych.

5. Nie zaczynałbym nauki palenia fajki bez posiadania porządnych drewnianych kołeczków. Niezbędniki wszelkiego rodzaju nadają się na poligon. Tylko drewnianym kołeczkiem, i to takim z jednym końcem płaskim a drugim skośno ściętym daje się bezpiecznie (z dala od ścianek komina) i precyzyjnie prowadzić żar. Tak naprawdę to właśnie ten kołeczek zapewnia fajczarzowi pełnię smaku na każdym etapie palenia i to dzięki niemu łatwo jest sterować ilością dymu dostającego się do kubeczków smakowych, temperaturą główki fajki. Kołeczek to nie tylko domena wyczynowców i turniejów, to także – a może przede wszystkim – przyrząd służący do świadomego i pełnego kontaktowania się ze smakiem palonego tytoniu. Nie wystarczy do tego ani kawałek metalu, ani ozdobne tampery z alabastru i drogich kamieni, choćby były skończonymi dziełami sztuki. Proszę mi wierzyć – lepszy jest kołek „wyciachciany” z drewnianej łyżki od platynowej figurynki z końcówkami z agatu.

Przy okazji – warto jest mieć pod ręką kołeczki o różnej średnicy, dobrane do szerokości kominków. Im mniejszy „przestwór” między kołeczkiem a ściankami komina, tym łatwiej faję „rozbuchać” oraz ją przygasić, kiedy zajdzie taka potrzeba.

6. I rzecz ostatnia – w żadnym wypadku nie kupowałbym najtańszych tytoni. Dzisiaj już wiem, jakie tytonie smakują mi najbardziej, ale doświadczenie podpowiada mi, iż taniutkie tytonie po prostu są z reguły kiepskie. Te z wyższych półek – nawet jeśli nie trafią w indywidualny gust – łatwiej zamienić na inne, czy podzielić na niewielkie porcje, które mogą posłużyć do wymiany próbek z innymi fajczarzami.

7. I swoisty suplement, takie post scriptum także dotyczące tytoniu fajkowego, może nawet pointa czy morał… Na starcie omijałbym szerokim łukiem wszelkie tytonie „smakowe”… Wisienki, wanilie, konkretne owocki, konkretne trunki – spalana wanilia nie może smakować tak samo jak wanilia zjadana, ponieważ jest spalona… Walnę z najgrubszej rury – „podsłuchane” na niemieckim chacie fajkowym… Jak tu pięknie pachnie wanilią – ktoś się nażarł wanilii i pierdnął… I tak to jest z tymi tytoniowymi aromatami. Nie inaczej.

A już zupełnie na końcu – taki punkt zero – porzućcie wiarę, że nauczycie się palić samodzielnie i w samotności… Każda wiedza potrzebuje mistrza… Choćby to miała być książka, portal, forum. Warto czytać, słuchać, zadawać pytania. I odpowiadać na pytania innych.

Proszę więc wszystkich czytających – dodajcie swoje własne punkty, do tego wykazu startowego na NIE. Czyli czego byście nie zrobili na początku, na co byście nie liczyli, czego byście nie kupili zaczynając palenie fajki – gdybyście wiedzieli to, co dzisiaj wiecie…

Tags: , , , ,

73 Responses to Moje startowe NIE!

  1. KrzysT
    KrzysT
    20 października 2010 at 18:17

    Nie słuchałbym sprzedawców w „specjalistycznych” sklepach. którzy nawet, jak mają coś porządnego w asortymencie, to i tak wcisną początkującemu trzy kiepskie aromaty ;)

    Piękny artykuł, potrzebny… a na końcu i tak przeczytamy kolejnego posta tu i ówdzie: „kupiłem gruszkę i cherryvanilla i czemu mi się nie chce dobrze palić?” ;)

    • bogdan
      bogdan
      20 października 2010 at 19:52

      Krzysiu chyba miałeś mnie na myśli:))
      A wracając do artykułu, to rzuciłem papierochy na rzecz fajki i prawie miesiac jak ich nie palę.

      • jalens
        20 października 2010 at 20:16

        Miałeś po prostu prawdziwą chęć rzucić papierosy – fajka to tylko element autopsychoterapii. Tym bardziej brawo! Mój szczery podziw – ja wciąż popalam.

        • bogdan
          bogdan
          20 października 2010 at 20:26

          Po prostu trzymam się zasady – nie kupuje papierosów. Jak bardzo chce mi się palić, to fajeczka i jest mi dobrze. Mam sześć fajek i tyle dziennie wypalam:)

          • person777
            person777
            28 marca 2012 at 07:00

            ja też przerzuciłem się w całości z papierochów na fajkę…z powodzeniem :)ale zastosowałem taki trick – zacząłem nabijać papierosy aromatami – zazwyczaj stosuję Macbarenowską wanilię papierosową – to spowodowało, że po papierosa sięgam tylko wtedy, kiedy nie ma już sensu nabijać kolejnej fajki – czyli obecnie zazwyczaj w nocy, przy „głodzie” nikotynowym przy przerwie w spaniu…do fajki mam różne tytonie, zazwyczaj bardziej „tytoniowe” w smaku od posiadanych papierosów, co powoduje, że zaspokaja ona moje potrzeby poczucia odpowiedniego walnięcia tytoniowego – oby tak dalej :)

      • KrzysT
        KrzysT
        20 października 2010 at 23:38

        Bogdan, mnie naprawdę zdumiewa, że w trafice, gdzie jest praktycznie wszystko, co jest w kraju dostępne sprzedawca sprzedaje klientowi, który rozpoznaje temat trzy IDENTYCZNE w typie tytonie.
        I nie zaoferuje czegoś z wyższej półki, zwłaszcza w sytuacji, kiedy te różnice w cenach są kilkuzłotowe. Smoke No 5 kosztuje na Fajkowie 39 pln, a Gawithy 43,3-45 pln, Kentucky Bird kosztuje 35, tyle co dowolny Rattray’s.
        A różnica w jakości jest, khem, istotna.
        Nawet dla zasady wypadłoby namówić klienta na „jeden ekstra” za całe – przypadek ekstremalny – 10 pln więcej.

  2. kajtek
    20 października 2010 at 19:31

    Świetny tekst w sam raz do elementarza fajczarza.

  3. Jurek
    Jurek
    20 października 2010 at 20:21

    Co do kupowania najtańszego tytoniu na samym początku to trochę się nie zgodzę. Moim pierwszym tytoniem był mości Pan Poniatowski (wanilia). Jak go pierwszy raz paliłem byłem podekscytowany samym faktem, że mam fajkę (gruszkowy Bróg 40 :)), że leci dym (taki gęsty) i w ogóle że fajnie się wygląda trzymając fajkę w zębach. Fakt faktem, że już bym nie kupił Poniatowskiego :). Następnie zacząłem palić lepsze tytonie jak Peterson czy Mac Baren, ale moim zdaniem wszystko z czasem. Myślę też, że na początku nie ma aż takiego znaczenia jaki tytoń się pali. Jeżeli ktoś nie znał smaku fajki wcześniej, to Poniatowski ubity w gruszy może też smakować, a na pewno smakuje bardziej niż papierosy. Moje pierwsze spotkanie z fajką nastąpiło rok temu. Od tego momentu nabyłem łącznie 3 fajki. I co chcę powiedzieć: po pierwsze jako fajczarz amator nie kupił bym sobie 4 fajek na samym wstępie gdy jeszcze nie umiem w ogóle palić fajki. Jako student nie wydałbym około 400zł (plus 100 zł na tytonie) na początku mojej przygody z fajką. Dlaczego? Ano w moim przypadku fajka to był teren nieznany, rzecz tajemnicza znana tylko z książek, filmów, etc. Będąc odkrywcą trzeba sprawdzać nowy teren ostrożnie, po troszku. Dlatego kupiłem sobie jedną i to najtańszą fajkę jaka tylko była w trafice, aby w ogóle zobaczyć jak to jest pykać fajkę. I nie żałuję tego nakręcam się fajczarstwem każdego dnia i już planuje zakup 4 fajki na święta (może Savinelli, Stanwell, Vauen albo jakiś rzemieślnik z Polski :) – na pewno będzie to mój drugi wrzosiec).

    I tyle. Podkreślam, że jest to moja spojrzenie na początki mojego fajczarstwa :)

    Pozdrawiam

    • Rheged
      20 października 2010 at 21:23

      Z tym Poniatowskim, to żeś trafił. Otóż ja też od niego zaczynałem. Mój pierwszy tytoń, do tej pory jak patrzę na saszetkę w trafice, to mi się łezka w oku kręci. Najciekawszy był fakt, że czułem w nim zarówno wanilię, jak i tytoń. I pachniał pięknie. Ale wtedy byłem obrzydliwym papierosiarzem (teraz jestem mniej obrzydliwym). Niemniej jednak sądzę, że jakościowo jest to o klasę wyżej niż takie pomysły jak Tillbury, Borkum Riff albo niektóre MacBareny (jak sobie wspomnę Black Ambrosię, to mnie podbija…). Ale, tutaj kolejny fakt, już nigdy go nie kupię. Przede wszystkim dlatego, żeby wspomnień sobie nie psuć.

      • jalens
        20 października 2010 at 21:32

        Pozostaje się utopić w Elsterze!

        • Rheged
          20 października 2010 at 22:22

          Białej czy Czarnej? ;)

          • jalens
            20 października 2010 at 22:30

            Nie wiedziałem że książe Pepi miał aż taki wybór. Podobno jednak tonął z fajką-madziarką z zębach, jak prawdziwy kawalerzysta.

            • jazz59
              21 października 2010 at 08:49

              A jakiś ruski historyk napisał ,że wydawał przy tym kabotyńskie okrzyki :)
              Trzeba umierać mężnie…palić faję też…

  4. Tomek
    Tomek
    20 października 2010 at 22:07

    Mam wrażenie, może błędne, że większość ludzi chcących spróbowania palenia w fajce, dokonuje zakupu dość spontanicznie i dopiero po pierwszych wrażeniach szuka jakiegoś odniesienia np właśnie w sieci (bo gdzie indziej, kiedy drugiego fajczarza najczęściej ze świeczką…). Dlatego dla tych, co zaczeli od d… strony :D, moje „nie” dotyczyłoby nie zniechęcania się początkowymi „nieświadomymi” błędami, lub (często) niewielkim budżetem. Ja, na początku potrafiłem docenić nawet !Tilburego! w malej gruszce, czyli podobne doświadczenia jak wyżej. Nawet teraz, zdarza mi się czasem zapalić bardzo wątpliwy tytoń, szczególnie w kukurydzianej fajce, kiedy jestem w pracy i też sprawia mi to jakąś tam przyjemność. Dzięki takim doświadczeniom, tym bardziej doceniam i smakuje to, co zapale z większym namaszczeniem w innych bardziej sprzyjających okolicznościach. Pozdrawiam :-)

  5. jalens
    20 października 2010 at 22:25

    Wnoszę więc, że trzej koledzy powyżej nie zgadzają się z poradą nr 6 i radzą kolegom zaczynającym przygodę z fajką kupowanie Poniatowskiego, Tilburego i innych Białych Domków, Alsbo oraz mojego ukochanego TNN, czyż tak?

    • jalens
      20 października 2010 at 22:28

      Tak w ogóle, to jeszcze nie tak dawno publicznie przyznawałem się do „lubienia” słynnej różowej saszetki, broniłem Prince Alberta, jak niepodległości i pisałem inne sabały…

    • Alan
      Alan
      20 października 2010 at 22:36

      Kluczową rolę moim zdaniem gra podejście. Ja zaczynałem od Alsbo i ogólnie początki miałem momentami mocno frustrujące. Ale ja jestem uparty jak mój zodiakalny baran, więc brnąłem dalej – i dobrze mi z tym :)

      • jalens
        20 października 2010 at 22:40

        Czwarty głos sugerujący samoudręczanie?

        • Alan
          Alan
          20 października 2010 at 22:42

          Nie sugerujący, a przestrzegający

    • Rheged
      20 października 2010 at 22:42

      To nie jest kwestia porady typu „kup Tillbury”, ale raczej „zrób swoje własne błędy”. Gdybym ja swoich nie zrobił, niczego bym się nie nauczył, choćbyś mi wiedzę do łba łopatą wbijał.

      • jalens
        20 października 2010 at 22:54

        Emil, teraz jest najlepsza pora na tezy o pożytkach płynących z picia kondensatu oraz wciągania żaru przez ustnik. „Jak się nie sparzysz, to nie zajarzysz”, czyż nie? No to proszę o bezalternatywną koniunkcję implikacji na temat zaczynania od palenia bez filtra…

        A jednak – udało mi się uniknąć całej masy błędów i głupot, dzięki temu, że nie trzeba było mi wbijać dobrych rad szpadlem do głowy.
        :D

    • oskar
      21 października 2010 at 12:14

      Ja zacząłem od Alsbo (Vanilla, Gold, Cherry, Black, Whisky), Tilburry Cherry. Dziś palę sobie takie bardziej pysio. Wydaje mi się, że bez tych tytoni na początku miałbym nieco zawężoną skalę porównania.
      Moja rada próbować, próbować i raz jeszcze próbować. Im gorszy wybór tytoniu na początku tym kolejne dadzą więcej zadowolenia.
      Aromatów stricte waniliowych jest sporo. Przerobiłem chyba wszystkie i dziś mam swoje dwa ulubione. Długo jakiejś pysznej wisienki. Tak długo, że znalazłem Olaf Poulsson 88 o aromacie owoców leśnych.
      Rekomendowałbym jednak tym, którzy sięgnęli po fajkę głównie dla tytoni aromatycznych, aby na początek kupili kilka fajek i każdą dedykowali jednemu aromatowi np. jedna do czystej wanilii, jedna do wiśni, inna dla tytoni aromatyzowanych whisky lub burbonem, jeszcze inna dla tytoni nieco waniliowych tj. TNN, Da Vinci.

    • jazz59
      22 października 2010 at 10:16

      I dołożyłbym jeszcze GRAND – znakomity „tytoń fajkowy” . MNIAM!!!
      Pozdro
      K.
      A TNN itak lubię :)

      • jalens
        22 października 2010 at 10:23

        Ja przez TNN i Da Vinci uważam Dan Tobacco i Dan Pipe za przyczynę zbliżającego się Armagedonu, ale nawet fakt, że dla Ciebie nie jest to czysty „antychryścizm”, nie powoduje spadku mojej sympatii do Twojej szanownej osoby. Każdy ma prawo do odmiennej orientacji tytoniowej.

        • jazz59
          22 października 2010 at 10:41

          I za to Cię lubię , Jacku :)
          Wszakże nie samym TNN-em człek żyje.
          a Da Vinci to jakoś niespecjalnie…
          Pozdro.
          K.

          • jazz59
            22 października 2010 at 10:44

            A Armageddon się zbliża…dla mnie m.in dzięki Celtic Talisman i Black Cherry.
            Pozdro.
            K.

            • jalens
              22 października 2010 at 10:49

              Świat się już przewrócił – wczoraj o. Yopas publicznie przyznał się że lubi jakiś tytoń z kawendiszem.

              • jazz59
                22 października 2010 at 11:05

                Ja go też polubiłem …ale u mnie kawendisz to mniam…
                No , ale jam ci Krzych z Wydziwia…
                Pozdro
                K.

              • KrzysT
                KrzysT
                22 października 2010 at 11:49

                Tak! Jak tylko chmury przesłoniły niebo i rozległ się pojedynczy grzmot, a w moim budynku odezwała się syrena alarmowa na koniec świata, to wiedziałem, że On TO napisał :>

              • jalens
                22 października 2010 at 11:54

                To faktycznie, Krzysiu, jakby znaleźć arch. Gabriela z posklejanymi piórami na plaży po roponaftowej katastrofie ekologicznej. W każdym razie mam zrzut ekranowy w ważnych obrazkach.

              • Alan
                Alan
                22 października 2010 at 11:59

                To dlatego mi wczoraj korki wysadziło…A z tego co pamiętam to chce jeszcze spróbować University Flake, a tam przecież full burleya. Co to będzie, jak mu zasmakuje…

              • yopas
                22 października 2010 at 12:04

                Zaprawdę powiadam Wam, to nie jest se jakiś tytoń tylko Old Dublin wytworzony przez Kohlhase Und Kopp Tabakfabrik.

                Westmorlanda też mam w pamięci. Ale to już chyba dopiero na wiosnę. Teraz to już tylko sporadyczny housepipeing i VAVAVAVAVAVA czasem z pieprzem(niem).

                EDIT: o flakach z uniwersytetu nic nie pamiętam!

              • jalens
                22 października 2010 at 12:06

                Jak to, co będzie… Paweł się przyzna, bo on lubi prawdę. Poza tym matematycy wiedzą, że za wzory, które nie trzymają się teorii ogólnych, można dostać Nobla.

                EDIT: PS. A nie mówiłem!

              • Alan
                Alan
                22 października 2010 at 12:09

                Paweł, nie wykręcaj się, mam dowody :D

              • yopas
                yopas
                22 października 2010 at 12:14

                Alan, jednak coś kręcisz.

              • Alan
                Alan
                22 października 2010 at 12:18

                A ja myślałem, że się droczysz => 9 sierpnia 2010, godzina 21:29?

              • KrzysT
                KrzysT
                22 października 2010 at 12:19

                Mnie tylko zdumiewa, że zachwyca Cię ten OD, bo ja go miałem okazję spróbować i on na moje taki sobie jest – znaczy anglik klasę niżej od Dunhilli, choć początkowo (w założeniu) w podobnym kierunku – ale może to kwestia fajki.

              • yopas
                22 października 2010 at 12:25

                Alan, ale ja tam napisałem, że:

                „Z Petersona, to bym spróbował University Flake i Sherlocka Holmesa, ale te, co to je Murray z Synami mieszał.”
                A to chyba były troszkę inne tytonie.

                Krzyś, ja bym nie rozpatrywał tego, w kategoriach, że aż zachwyca. Raczej: kupiłem puszkę, palę, nie jest zły, nawet dobry, znaczy smakuje. Z Dunhilla to ja tylko EMPa próbował i to jest zupełnie inny rodzaj tytoniu – to fakt.

              • Alan
                Alan
                22 października 2010 at 12:27

                Jakościowo zapewne inne, lepsze, ale i wtedy w UF było zapewne dużo zburleya.

              • yopas
                22 października 2010 at 12:35

                Wychodzi, że złapał kozak tatarzyna. Pozostaje mi powiedzieć: hauhau.

                (gdyby ktoś miał za dużo UF od Murraya, to może mnie poczęstować i tak ;+)))

              • KrzysT
                KrzysT
                22 października 2010 at 13:15

                Paweł ja Cię mogę i pozostałymi Dunhillami poczęstować, żebyś miał porównanie (warto!). Jak już się wykaraskam z nauką, to możemy wspólnie napaść Jacka – Ty nie masz gdzie palić, ja nie mam gdzie palić… to zwiększymy mu stężenie w pokoju (tylko ptaków trochę szkoda, ale one podobno zwyczajne ;))
                Mam nadzieję Jacku, że się nie obrazisz za bezczelne wpraszanie się do Ciebie ;)

              • yopas
                yopas
                22 października 2010 at 14:52

                Jeśli Jacek nie ma nic na przeciwko, jest to wszystko do dogadaniasię.

              • jalens
                22 października 2010 at 15:00

                Paweł, jasne że zapraszam. Ale w tym roku, to się pewnie nie stanie, bo wykaraskiwanie się Krzyśka to nie jest takie hop-hop. Gdybyyyy jednaaaak,to choćby i jutro!

              • KrzysT
                KrzysT
                22 października 2010 at 15:21

                No nie strasz Jacku. Egzamin mam pod koniec listopada, potem (oby) ustny i dalej take it or leave it. Czyli w grudniu powinienem zacząć ożywać – o ile dotrwam, bo próba ogarnięcia dwóch prac na raz plus nauki wyłazi mi bokiem. Jedyny problem, to pory mojej egzystencji, no i fakt, że wtedy to już raczej metro/samochód, a nie moto. Ewentualnie biegówki :)

              • yopas
                yopas
                22 października 2010 at 16:02

                Ja niestety, jako świadomy i łodpowiedzialny łojciec, nie mogę tak z dnia na dzień. Więcej, czasem to nie mogę, nawet, jak mogłem. Ale myślę, że się w końcu powinno udać.

              • KrzysT
                KrzysT
                22 października 2010 at 16:15

                Toż jasna sprawa. Ja jako świadomy i odpowiedzialny ojciec ruszałem do Jacka po położeniu dzieci spać, zatem nasze spotkania miały każdorazowo charakter nocnych rozmów Polaków ;)

          • jalens
            22 października 2010 at 10:45

            Życie samym TNN? Wyobraziłem sobie przez chwilę i już wiem, co czuł Braveheart, i Azja Olbrychski…

  6. Holmes
    20 października 2010 at 23:08

    Ja bym już nigdy nie kupił fajki do której komina nie da się spokojnie wcisnąć palucha. Odpadają wszelkie „piccolo” – do dziś tych wynalazków jakoś nie znoszę. Może nadają się do wyćmienia złamanego papierocha, ale ani nie da się ich dobrze nabić tytoniem fajkowym, ani tytoń nie chce się palić w nich jak powinien. Żaden kołeczek ani ubijak do nich nie wchodzą a inne wynalazki (jak tępa strona ołówka)jakoś napawają rozpaczą. I jeszcze ciągle zaciąga się człowiek gorącym dymem na przemian z kroplami kondensatu… PASKUDZTWO I OBRZYDLISTWO!!!

    • kolejarz1986
      kolejarz1986
      21 października 2010 at 07:34

      Zgadzam się z kolegą! Początkujący nie powinni kupować antraktówek! Mam jedną z allegro. Nie wiedziałem że będzie taka mała(niedopatrzenie). Mimo, że urocza w swoim wyglądzie i dobrej firmy(Polinka) nie mogę się do niej przekonać. Jest taka mała, że ciężko ja wyczyścić do paleniu, nabić trudno, pali się gorąco, gaśnie strasznie. Nie nadaje się na małe nabicie, bo tytoń wypalany w niej smakuje dziwnie, jakby był przypalony. A małe nabicie to szybkiej wypalenie a nie cackanie się półtorej godziny z przegrzaną fajką. Próbowałem różnych mieszanek, wszystkie po jakimś czasie smakują tak samo: gorzko.

      • jalens
        21 października 2010 at 07:46

        Współczuję :) Źle trafiłeś :)

  7. KrzysT
    KrzysT
    20 października 2010 at 23:28

    A ja was kompletnie nie rozumiem.
    Etnowie mawiali, że nie należy działać pochopnie.
    POCZYTAĆ.
    Tyoń – dobry – przez sieć zamówić (chyba, że ktoś ma w mieście dobrą – haha – trafikę). Dodatkowo zamówić wyciory i kołeczek (albo zrobić samemu).
    To tak a propos tego, czego bym NIE robił – nie skazywałbym się na „żywe” kioski i trafiki – wybór w sieci jest znacznie lepszy, a te parę złotych na przesyłce wyrówna się i zwróci choćby przy zamawianiu rzeczonych wyciorów.
    Fajkę lepiej kupić z kimś, kto się zna, a jak nie ma możliwości, to zapytać chociażby tutaj, czy ktoś nie pomógłby w zakupie, albo nie odsprzedał.
    Umówić się do miejscowego pipe-clubu.
    No naprawdę nie wierzę, że wszyscy tak wtapiali z pierwszymi doświadczeniami, albo że nie da się ich uniknąć, a już najbardziej w to, że się nie doceni dobrego przy pierwszym zapaleniu.
    Ja wtopiłem na początku minimalnie. Czytałem, ale ilość wiedzy mnie przerosła (a i pośpiech zrobił swoje). Wybrałem – głupio! – tytoń według rankingu jednego „doświadczonego” fajczarza, który opisywał ich kilkadziesiąt. I kupiłem Albso Black :) Ale kurna od razu wiedziałem, że coś jest nie tak. Może dlatego, że miałem porównanie z incydentalnie palonymi dominikańskimi cygarami, a nie z papierosami i wiedziłem, że TYTOŃ tak nie smakuje. Zapaliłem to razy trzy, kupiłem BBF i Albso zajął miejsce mu należne, czyli w koszu na śmieci. BTW uszczelka nakrętki słoika w którą go wrzuciłem śmierdziała nim jeszcze półtora roku.
    Reasumując – Tilbury, Borkum Rify, Poniatowskie, Albso i podobne wynalazki to nie jest droga do fajczarstwa.

    • franz
      22 października 2010 at 21:21

      Reasumując – Tilbury, Borkum Rify, Poniatowskie, Albso i podobne wynalazki to nie jest droga do fajczarstwa.

      Gówno prawda, zacząłem od alsbo gold we wszystkich fajach i trwam – miałem na początku 4 teraz 22
      pozdrowionka

      • jalens
        22 października 2010 at 21:23

        I doradzasz innym zaczynanie od tego tytoniu, jak rozumiem.

        • franz
          22 października 2010 at 21:29

          niekoniecznie hi hi

          • KrzysT
            KrzysT
            22 października 2010 at 21:31

            Q.E.D.

            • Franz
              Franz
              22 października 2010 at 21:37

              jak się chce :-)

        • Jurek
          Jurek
          22 października 2010 at 21:46

          Ja bym określił to tak:
          Pierwszy tytoń (fajka) po który sięgamy może wynikać z kilku czynników:
          1. Ekonomiczny: „moim pierwszym tytoniem będzie tytoń najtańszy – bo nie wiem jak palić fajkę, bo nie wiem czy mi się to spodoba, bo nie chcę przepłacać, itd.” (tutaj zakładamy, że fajczarz amator nie interesował się zasobami Internetu i nikogo nie pytał o zdanie – a nie pytał bo chce zobaczyć czy w ogóle mu się to spodoba :) i koło się zamyka.
          2. Wiedza nabyta: „moim pierwszym tytoniem będzie tytoń rekomendowany przez innego fajczarza: przeczytałem na forum, napisałem maila, mam znajomego palącego fajkę…”. Krótko mówiąc zasięgnął wiedzy co może mu smakować jako pierwszy tytoń.
          (dodam że pkt 1 i 2 mogą być zależne od siebie – ktoś dopytuje się, ale mimo wszystko z rekomendowanych tytoni wybiera najtańszy).
          3. Inne: „moim pierwszym tytoniem będzie tytoń o ciekawym składzie, o ciekawym opisie, z fajną etykietą, itd.” Po prostu argumenty, które mają mniejsze znaczenie dla fajczarzy ze stażem i ludzi nie zwracających uwagi na opakowanie i inne duperele nie wpływające na jakość/smak palenia.

          Każdy z tych 3 czynników (dróg) w jakiś sposób ustawia, kierunkuje fajczarza w jego karierze pykania fajki. I tak: każda z nich moim zdaniem nie jest zgubna i na żadnej z nich nie zginiemy śmiercią marną. Na każdej z tych dróg uczymy się, poznajemy świat fajkowy i kształtujemy swój gust.

          I tyle :)

          PS: macie pomysły na kolejny czynniki warunkujące zakup pierwszego tytoniu?

          • Alan
            Alan
            22 października 2010 at 21:56

            Niecierpliwość ;) Ale to się wiąże z pkt.1

  8. 21 października 2010 at 10:30

    A ja nie zrobil bym dzis nic innego niz zrobilem. Nie dlatego ze bylo to napchane jedynie sukcesami, ale dlatego ze doprowadzilo mnie do tego miejsca w ktorym dzis jestem. W wielu dziedzinach mojego zycia oddal bym wiele by moc naprawic wiele bledow ale fajka nie jest w tej kategorii.

    Jacku nie przeczytalem uwaznie calego tekstu ale jesli chodzi o fajki nie wrzoscowe mam zgloa odmienne doswiadczenia, choc uwazamje za lepsze dla osob ktore sa juz na „wyzszym” poziomie, bo takie osoby beda potrafily wylapac roznice i sie nia cieszyc, a nie z nia walczyc. Fajki z drewna drzew owocowych sa rownie dobre do czystych tytoni jak do aromatow sliwkowych, wcale nie wymagaja specjalnie wydluzonego opalania. Fajki debowe moga byc cierpki i gorzkie, ale nie musza, zalezy to od uzytego materialu, jego sezonowania, pochodzenia itp.
    Oczywiscie wszystko to moiem cholernie subiektywnem zdaniem.

  9. yopas
    yopas
    21 października 2010 at 12:10

    Jacku, bardzo dobry i pozyteczny artykuł. Dziękuję. Gratuluję.

    Ze swojej strony, gdybym wiedział, to co wiem, to

    – nie musiałbym męczyć się z tytoniami Rainbow, Tillbury (A.P.) czy Stanwell Classic
    – dużo wcześniej spróbowałbym Latakii
    – dużo wcześniej paliłbym tytonie flake
    – nie kupiłbym kilku fajek, które okazały się albo za duże, albo za małe, albo źle wykonane
    – wcześniej zamówiłbym sobie fajkę u Worobca

  10. KrzysT
    KrzysT
    21 października 2010 at 14:16

    Punkt 4 – ten o fajkach za dużych i za małych jest IMHO nie do uniknięcia. I nawet nie wiem, czy trzeba się przed tym jakoś szczególnie bronić, przynajmniej do pewnego stopnia i w rozsądnych granicach, mając na uwadze tę wspomnianą przez Jacka różnorodność.
    Zgadzam się odnośnie fajek źle wykonanych, ale rozmiar to jest zawsze trochę loteria. Zwłaszcza przy kupowaniu przez sieć, bo mało który sprzedający, zwłaszcza nowe fajki podaje proporcje komina. Zobaczcie chociażby, jak słabo opisane są fajki na Fajkowo.pl – zewnętrzny wymiar, który jest mniej istotny podano, a to, co ma znaczenie, czyli średnica i głębokość komina zostało pominięte. Zresztą chyba trudno się dziwić, bo mało który sklep ma w ogóle taki zwyczaj, a nie jestem przekonany, czy nawet producenci podają taki dane przy konkretnym modelu.
    Natomiast za małe/za duże – myślę, że unikałbym ekstremów (czyli fajek b. dużych i malutkich. Tu jestem z kolegami, którzy powątpiewają w sens antraktówek, bo są to jednak wynalazki, które wymagają i jakiejś techniki i są predestynowane do cięcia typu shag, a tak ciętych tytoni na naszym rynku jest zwyczajnie niewiele.
    Pierwsza fajka (czy też fajki) powinna mieć jednak „normalne” proporcje, średniej albo nieco większej grubości ścianki i jakiś w miarę ludzki shape, ze wskazaniem na uniwersalnego billiarda, w najlepszym razie 1/2 bent. Nie jest to żadna wiedza tajemna, tego typu konfiguracja polecana jest „od zawsze”, a początkujący i tak kupuje uroczą antraktówkę albo efektownego churchwardena, a w najlepszym wypadku full benta przysparzając sobie dodatkowych kłopotów.

    • jalens
      21 października 2010 at 14:34

      Heh, za antraktówkę uważam np. „osiemnastkę” Broga. Piszę jednak o fajkach, a nie o lufkach do marychy. Absolutnie min. średnica komina 18 mm. Kształt apple, pot, tomato, klasyczne buldogi i rhodesiany i wszystko, co „płaściejsze”. W takiej fajce daje się palić prawie 3 kwadranse, jeśli nabije się po sam rim. Nabite lżej do połowy są idealne na 15. min. przerwę.

      • yopas
        yopas
        21 października 2010 at 14:43

        Ja najbardziej lubię 19mm i więcej i około 35mm głębokości.

        • jalens
          21 października 2010 at 15:16

          W fajkach pełnowymiarowych średnica 19 mm ma znaczenie magiczne. Pisałem już o tym kiedyś:) Także się tego trzymam.

  11. marek milczek
    marek milczek
    21 października 2010 at 18:45

    A ja NIE kupiłbym na początek nowej fajki. Tak z resztą zaczynałem swoją przygodę. Poczytałem, popytałem i włosy mi się zjeżyły. To opalanie, te męki z kwasem w ustach, karbonizacja, niekarbonizacja… Bałem się zniechęcenia. Chciałem od samego początku mieć komfort palenia.
    Dlatego polecam na początek zakup używanej fajki, ale warunek następujący:
    fajka musi pochodzić od zaufanego, uczciwego fajczarza, musi być w idealnym stanie i bardzo troskliwie opalona. Najlepiej Va oraz z próbką tytoniu.

    Jeszcze jedno – nie robiłbym nic pod wpływem chwili, na tak zwanego wariata. Czytać, słuchać, radzić się, by w końcu mieć swoje zdanie

    marek

  12. Mati
    21 października 2010 at 19:30

    Po fajkę sięgnąłem we wczesnych latach siedemdziesiątych. Była to Amphora czerwona mieszana z „Najprzedniejszym”. Fajka wrzoźcowa kupiona za ciężkie pieniądze w komisie.Organoleptycznie początki były trudne; zapewne wywołane „Najprzedniejszym”. Po kilku latach finanse nie pozwoliły kontynuować obcowania z fajką. Pojawiły się papierosy. Miałem nawet dwuletni epizod abstynencki.Ale przez te dwa lata byłem przez cały czas na „głodzie”, więc w końcu rzuciłem niepalenie.
    Do fajki wróciłem w 1995 roku. Oczywiście, tytoń to Amphora, a fajka od Kulpińskiego. Tak w niej często i namiętnie paliłem, chociaż miałem również Filary, że bidulkę przepaliłem. Był też epizod gruszkowy. Nie trwał długo.
    Tytoni to próbowałem przeróżnych. Nawet paliłem „No Name”. Dwa lata temu spróbowałem Virginii MB. Były w między czasie inne MB, ale V1 nie zawodzi mnie.

  13. jenot
    24 października 2010 at 03:25

    jestem na swiezo bo 1-sza fajke kupilem 1.5 miesiaca temu:D a juz wiem czego bym nie zrobil:D
    – nie zwlekalbym z kupnem 2 fajeczki (jezeli po kumnie 1 czujemy ze nam sie to podoba i kreci to na co czekac:D)
    – nie zwlekalbym z przejrzeniem allegro w poszukiwaniu jakis ciekawych, uzywanych fajeczek
    – nie omieszkalbym odwiedzic kilku trafik zeby w miare mozliwosci podotykac dane fajeczki, sprawdzic jak dany shape wyglada na zywo, jak z nim wygladam itp.:D
    – i ostanie, nie czekalbym tyle z przekonaniem kumpla(palil 30 papierosow dziennie),zeby przylaczyl sie do mnie, co jakis czas, i pograzyl w zadumie lub rozmowie ze mna podczas pykania fajeczki:D jazeli pali fajke (moja:D) to wypala 10, 15 papierosow- zalezy od dnia, i obiecal, za w przyplywie gotowki kupuje fajke(namowie go na 2 uzywane:), tyton i reszte:D,moze rzuci calkiem szlugi.
    pozdrawiam
    Jenot

  14. Cyryl
    21 kwietnia 2011 at 13:29

    Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – popalam jakiś miesiąc i mimo, że zacząłem bez jakiegokolwiek podbicia wiedzą i popełniłem większość z możliwych grzechów, muszę stwierdzić, że tak, smakuje mi. Jako kompletny amator zacząłem od najtańszej fajki z gruszy i od okrytego, jak widzę, niesławą Poniatowskiego. Wanilia.

    Być może mój status społeczny i fakt, że do niższej półki jakichkolwiek wyrobów jestem przyzwyczajony (katuję nią swoje podniebienie nieustannie), sprawił, że bezkrytycznie przyjąłem ową mieszankę i sprawia mi ona, ciągle, radość. Zapewne macie Panowie rację, gdybym miał porównanie, mój osąd byłby inny – póki co, na takie mnie nie stać. Smakując jednak owego Poniatowskiego z marnej i zmasakrowanej przez moją nieudolność fajki, stwierdziłem, że skoro robię wszystko źle i mimo to jestem ogromnie zadowolony, fajczarska przygoda jest warta kontynuacji. Należytej, podbudowanej większymi inwestycjami i wiedzą. Nic odkrywczego, mam nadzieję, że nie zgrzeszyłem, bawiąc się w resuscytację starych tematów.

  15. mvagner
    21 sierpnia 2012 at 17:47

    A ja w zasadzie zgadzam się jedynie z pkt. 6. Rady te są oczywiście słuszne, ale sformułowane dla kogoś, kto chce zacząć swą wieloletnią przygodę z fajką. Tymczasem wielu początkujących nawet nie wie, czy zapali drugi raz. Osobiście radziłbym kupić gruszę o grubszych ściankach i szerszym kominie 18-19 mm. ale ze świadomością, że absolutnie nie jest to fajka na całe życie, ale tylko po to, by spróbować i ewentualnie się nauczyć palić. Ktoś kto nie wie, czy to polubi będzie chciał zaoszczędzić, uważam, że lepiej, by zaoszczędził na sprzęcie niż tytoniu. Osobiście zaczynałem naście lat temu od Alsbo Black, smakował mi (a raczej pachniał, bo o smakowaniu, to dowiedziałem się dużo później), choć gdy ostatnio chciałem sobie przypomnieć ten zapach, to… wylądował na najczarniejszą godzinę prohibicji nikotynowej w słoiku ;) Nie uważam, by wybór tego tytoniu na początek był grzechem śmiertelnym, choć oczywiście lepiej zacząć od czegoś solidniejszego. A skoro na tytoniach nie radzę oszczędzać, to poleciłbym kilka, jak ktoś wyżej radził różnych tytoni, np. Da Vinci, BBBB, i może McB Va Nr1.
    Moją pierwszą gruszę mam do dziś, choć od dawna w niej nie palę, ale nie dlatego, że przepaliłem na wylot (serio to się komuś zdarzyło???), tylko ukruszył się ustnik.
    No i rada trzecia: czytać! czytać i czytać!

  16. Julian
    21 sierpnia 2012 at 21:29

    Ja szczęśliwie zaczynałem, kiedy tytoni w sosie owocowo-waniliowym nie było na rynku. Szczytem aromatyzacji była Amphora Red, ale ówczesna – robiona z niezłego jakościowo tytoniu i nieklejąca. Przedtem próbowałem palić Kapitana i Neptuna, które były okropne, ale nie ze względu na aromat, który był nikły, tylko na podły, gryzący liść. Rozwój to były kolejne, coraz mniej aromatyzowane Amphory, aż do najlepszej – Regular. Jednorazowe wyskoki peweksowskie: Trawler (nie do znalezienia, do dziś nie wiem, co to było) oraz Prince Albert. Oba te tytonie odebrałem jako zbyt wytrawne (!). A potem wolność i objawnienie: Captain Black. Pierwszy lepki jak taśma dwustronna czarny cavendish. Smakował mi niebywale. Czarnego cavendisha dzisiaj nie znoszę, z czago wynika, ze mój smak aby dojrzeć musiał najpierw przejść głęboki regres. Ale jedno jest pewne: jeśli odpowiednikiem tanich tytoni z dzisiaj miał być ówczesny Kapitan, to odradzam zaczynanie od tanich.

    • KrzysT
      KrzysT
      21 sierpnia 2012 at 21:42

      TR i lista ASP na hasło „Trawler” zwraca produkt Cornell & Diehl o nazwie „Syrian Trawler”, ale w czasach, w których zaczynałeś do C&D nie istniał, przynajmniej pod obecną nazwą ;)
      Pewnie kolejny zaginiony blend :(

  17. Julian
    Julian
    22 sierpnia 2012 at 21:21

    Wiem, szukałem parę razy bez rezultatu. Znalazłem nawet „Prestige Mixture”, które w 1978 kupiłem w NRD (był to jak się okazało licencyjny Douwe Egberts), a tego nic. A pamiętam, że było kilka odmian. Mój był w ciemnoczerwonej saszetce, tytoń orientalny, prawdopodobnie z latakią – wtedy uznałem go za straszny :-)

  18. Lord Beerius
    4 maja 2019 at 13:59

    Moim zdaniem stary doświadczony już fajkarz nie zna potrzeb młodego, a każdy musi przebyć pewną drogę zanim dojdzie do pewnego etapu. Zatem starszych kolegów rad trzeba słuchać, ale nie traktować ich jak ostateczną, objawiona prawdę.
    Najważniejsze to palić i nie zniechęcać się porażkami na początku. Podejść do tematu na spokojnie, by palenie fajki sprawiało przyjemność, a nie powodowało ciągły stres czy aby mamy odpowiedni sprzęt/tytoń/warunki czy palimy odpowiednio czy nie.

    Wszystko przyjdzie z czasem.

Skomentuj Holmes Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*