Villiger 1888: Late Night

16 sierpnia 2013
By

Najpierw, co cesarskie, czyli chciałbym serdecznie podziękować podlaskiej frakcji fajkanetowej za zaproszenie, podjęcie, atrakcje umysłowe oraz fizyczne. Od tej pory Białystok kojarzył mi się będzie z dobrymi ludźmi.
I teraz do rzeczy. Podlascy fajkanetowicze częstowali zarówno ofertą fajkowo.pl (co oczywiste), jak również przysmakami transoceanicznymi. Na spotkaniu spróbowałem Balkan Sasieni (dzięki uprzejmości Marka – @juzwy), a nawet dostałem „na wynos” (wrażeniami podzielę się, gdy zapalę na spokojnie – ale już teraz mam w głowie, że podobał mi się ten tytoń). Na wynos otrzymałem również konkretną próbkę Villiger 1888: Late Night (dzięki uprzejmości Tomka -@Tomaszb), z komentarzem, że tytoń to leciutki, nikotynowo homeopatyczny – czyste, przyjemne sianko.
Czas na spróbowanie nadszedł w momencie, gdy drużyna piłkarska biało-czerwonych walczyła o przełamanie i odrodzenie. I nawet wygrała. Choć tryumf ten wcale nie zmienia faktu, że cały czas brakuje jej jaj. A jak jest z Villigerem? Po jednej próbce, mogę powiedzieć przede wszystkim tyle – mam zagwozdkę. Już dawno nie spotkałem się z tytoniem, który wprowadzałby mnie w stan takiej konfuzji. Dlaczego?
Bo jest to mieszanka robiona dla firmy Villiger przez Petera Stokkebye, co w mojej opinii powinno dawać nadzieję na spotkani z produktem klasowy, a może nawet i smacznym. I tu jeszcze wszystko idzie gładko, do momentu, aż sięgniemy po puszkę i przeczytamy opis.
Konfuzja nr 1: Opisy są dwa.
Tak, dwa. Taki jak tu: KLIK
Czyli w bardzo powolnym tłumaczeniu: słodka, pełna mieszanka Virginii i Black Cavendisha aromatyzowana irlandzką whiskey dla uprzyjemnienia końca dnia.
Oraz taki, jak tu: KLIK
Czyli w jeszcze powolniejszym tłumaczeniu: mieszanka złotych, słonecznych Virginii, które dojrzewają w sprasowanych blokach, a następnie są cięte i rozdrabniane. Tytoń słodki i pełny w smaku.
Mnie dostała się puszka z mieszanką Va i BlCav, ale przysiągłbym, że oprócz łyskej, była wzmianka o aromatyzacji miodem.
A gdy otworzyłem…
Konfuzja nr 2: Kto podp***ł Black Cavendish.
Nie wiem, czy to już ten wiek, gdy wzrok się psuje na potęgę, ale po otwarciu widzimy piękny, gruby, jasnobrązowy broken flake. Zero, powtarzam zero BLCav. No chyba, że wcześniej Tomek wybrał i wypalił cały. Acz patrząc na opis numer 2. To jest ten tytoń. Tin note zbliżony do Va Mysore. Siankowy taki.
Konfuzja nr 3. Kto dodał włoski orzech
Na spróbowanie tego tytoniu przeznaczyłem fajkę Hardcastle’s Natural (liverpool), która leżała niepalona, co najmniej pół roku. A ostatnio gościła Dunhill de Luxe Navy Rolls. Nabiłem dość niedbale, bez podsuszania, bo tytoń nie ma już w sobie za wiele wilgotności – pytajcie Tomka, jaki jest zaraz po otworzeniu puszki. Pali się grzecznie i do samego końca. Bez wierzgnięć i gryzienia. Zgodnie z tomkową deklaracją nikotynowo-wypoczynkowy. Praktycznie do podymienia dla samego dymienia – w sam raz dla takich cienkich wojtków, jak ja. Smak zmienia się nieznacznie. Na początku sugerowałem się jeszcze etykietą. Czułem coś pomiędzy nutami słodowymi i czymś miodowym, potem te smaki zniknęły i już do samego końca – młody włoski orzech. Skąd w Virgnii młody włoski orzech. Nie mam pojęcia.
I to byłoby na tyle. Pierwszych doświadczeń z Villigerem 1888: Late Night. Zobaczymy, co przyniosą nastepne palenia. Pozdrawiam, z kocią mordą, w nieustającym zdumieniu.

Tags: , , ,

3 Responses to Villiger 1888: Late Night

  1. KrzysT
    KrzysT
    16 sierpnia 2013 at 11:25

    Z zainteresowaniem przeczytałem. I stwierdziłem, że słusznie nie kupiłem kiedyś na Allegro, jak był dostępny. Kupiłem za to Villigera Early Day, który jest udanym IMHO nawiązaniem do Eatly Morning Pipe Dunhilla.

  2. radekb
    radekb
    16 sierpnia 2013 at 14:57

    Early Day jest super!

  3. Tomaszb
    17 sierpnia 2013 at 21:53

    Muszę przyznać, że przepadam za tym tytoniem. Pociąga mnie jego aromat i ta lekka miodowość, a dzięki temu, że nie jest mocny, mogę ładować całą fajkę jak duży chłopak. Tytoń, którym Cię poczęstowałem, został otwarty niecały miesiąc temu – od razu był podsuszony, gotów do nabijania. Inne puszki, z którymi miałem do czynienia, miały tę samą wilgotność.

    Early Day także bardzo mi smakuje. Nie wiem, jak się ma sprawa z trzecim z rodzeństwa, Mid-Day, ale to aromat, więc prędko tego nie sprawdzę.

Skomentuj KrzysT Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*