McClelland Grand Orientals: Smyrna No.1

7 września 2014
By

To tytoń z chwalonej serii Grand Orientals McClellanda, składającej się z ośmiu mieszanek, wszystkie oparte na Virginii i Orientalach; tylko jeden (Yenidje Highlander – nota bene uznawany za udany substytut Balkan Sobranie) zawiera Latakię. Powszechnie dostępne w Stanach, u nas raczej ciekawostka – i raczej tak zostanie, o ile człowiek próbujący kupić tytoń on-line za granicą będzie nadal traktowany jak przestępca skarbowy. Nie będę stopniował napięcia: Smyrna No. 1 to tytoń, który wywarł na mnie najlepsze pierwsze wrażenie z tych dotychczas palonych.

To jest notatka po wypaleniu czterech niedużych fajek. Próbki – za które bardzo dziękuję – dostałem od dwóch Krzysztofów: KrzysiaT i Grimara (Grimar w dowodzie też ma Krzysztof). Wolałbym opisać moje wrażenia w komentarzu pod pełną recenzją – niestety takiego tekstu na razie u nas nie ma.

Skład: Virginia i Orientale (niektóre amerykańskie źródła podają Virginia/Turkish), bez aromatyzacji. Smyrna to typowy Oriental: niewiele nikotyny, ale dużo cukrów i dużo smaku; lekki i aromatyczny. Smyrnę uprawia się w Turcji (dość intensywnie – zbiory są możliwe dwa razy w roku) i suszy na słońcu; mówią, że to najbardziej aromatyczny Oriental. Liście tego tytoniu są niewielkie – jeśli ktoś kupi puszkę Smyrny No. 1, to producent to pokaże, dodając listek niepokrojonego tytoniu do opakowania. Faktycznie – malutki. Ciekawostka: Smyrnę pali się również w shishowych melasach. O użytych Virginiach producent i internet piszą niewiele.

Smyrna No. 1 jest wyraźnie kwaskowa, ale nie kwaśna; słodka – ale nie przesłodzona. Słodkość jest wyraźna, ale absolutnie niedominująca. Smakuje bardzo orientalnie: kadzidło, goździki, gałka muszkatołowa, cynamon, kandyzowane owoce, skojarzenia bożonarodzeniowe będą bardzo na miejscu. Nie przypomina pieprzu i chili z Perique. Nie można zapomnieć o Virginii, która tworzy bardzo dobre tło dla tego przyprawowego smaku. To taka nienarzucająca się Virginia, lekko herbaciana, bardziej jasna niż porterowa, nie pretenduje tutaj do grania głównej roli.

Nie odpala się najłatwiej – lepiej będzie dość zdecydowanie podsuszyć. Cięcie we wstążeczki ułatwia nabijanie, nie trzeba dodatkowo rozdrabniać. Daje trochę kondensatu, ale nie gorzknieje w końcówce. Można spokojnie ładować do pojemnych fajek, bo jest słaby nikotyną. Po paleniu fajka zostaje czysta, tylko lekko wilgotna na dnie.

Mnie Smyrna zachwyciła, choć należy brać poprawkę na to, że po pierwsze – to jest tekst po zaledwie kilku paleniach; a po drugie – może to być efekt fascynacji nowością i czymś niedostępnym na codzień.

Tags: , ,

20 Responses to McClelland Grand Orientals: Smyrna No.1

  1. KrzysT
    KrzysT
    8 września 2014 at 08:47

    Bardzo fajny tekst. Przy okazji dodam – dla tych, którzy mieli okazję palić – że podobną (choć nie identyczną) charakterystykę ma GLP Cairo.
    Choć Smyrna robi wrażenie bardziej, ja wiem… naturalne.
    I jeszcze uwaga – to jest bardzo delikatny w smaku tytoń tytoń. Dosłownie. Jeśli ktoś szuka smaku rzucającego się w kubki smakowe intensywnością – to jego tu nie ma. Ale nie ma też nudy i siana. Jest subtelna słodycz i kwaski. Mam też takie spostrzeżenie, że jest to dość równy w smaku tytoń – pod tym względem przypomina Mysore. Nie ma jakiś znaczących zmian w smaku – ot, druga połówka intensyfikuje trochę słodycz, ale niespodzianek w rodzaju Brown Flake spodziewać się nie należy. Myślę też, że jest to propozycja dla nie trawiących Latakii Virginiowców (a wiemy, że takie przypadki w przyrodzie występują, ba, mamy nawet na portalu jeden przypadek kliniczny!) – oni powinni się w tym tytoniu całkiem nieźle odnaleźć i wypalić z przyjemnością. Obstawiam nawet, że mieliby szanse wynieść z tego palenia więcej, niż zdeklarowani wielbiciele La (to nie jest wartościowanie, tylko próba wskazania, czym Smyrna jest i czego można się spodziewać).
    Przyznaję również, że jestem bardzo ciekaw, jak tego typu tytoń wykonałoby GH – bo amerykańskie tradycje virginiowe, pomimo tego, że pasują tu naprawdę wyśmienicie, oddają prawdę o Orientach z ich punktu widzenia. A ja bym chciał zobaczyć, jak widział ją zmanierowany brytyjski lord palący robione na zamówienie papierosy od Marcovitcha na Piccadilly Circus. Pomarzyć można zawsze, nie?

    • golf czarny
      9 września 2014 at 14:16

      No więc i moją pensjonarską ekscytację wzmaga magiczne słowo „oriental” i niczem ten Alibaba zagarniałbym do jaskinii orientalne zdobycze.Po odcedzeniu Latakii rzecz jasna ;) Ale czy jest oriental w stylu lakeland to jest dopiero zagadka? Co mógłyby kopcić ów par. SG ma w swojej ofercie czystego turkisha takiego http://www.mysmokingshop.co.uk/index2.php?mod=mancats&man=326&sec=2429 i bardzo chciałbym go mieć. GH zupełnie nie wiem bardziej skłaniałbym się,że nie ma .
      Peter Stokkebeye znaczy fabryka w Assens ma niepomnę nazwy mieszanke do skręcania papierosów (może nawet dwie), które polecane są także do fajek i coś co się zwie Norway Mixt. (osobiście nie polecam blady lekki aromacik lezy w słoiku i czeka na dojrzałość). Pozostając w Danii mozna by poszperać w ofercie MOB (czyli ta sama fabryka) i dogrzebać się zamiennika nieprodukowanego Orlik Brown Sliced zwane OBS. Jest jeszcze Orcilla Robet Lewis ale przecież to tytoń niemiecki czyli podobnie jak Red Rapee.
      Wszysko co wymieniłem oprócz Norwaya nie paliłem. Ale słabo to pasuje do Picadilly niestety. Gdyby mnie jakiś lord zaczepiał i o drogę pytał to bym imperialistę odesłał do GLP jednak.

      • golf czarny
        9 września 2014 at 14:30

        Sam,s Fl. Oczywiście wiem o co chodzi ale rozzumiem ,że Krzys też wie i wcale nie tego lord oczekuje. ;)

        • KrzysT
          KrzysT
          9 września 2014 at 15:39

          Krzyś się doprecyzuje ;)
          Jestem ciekaw, jak GH wykonałoby tytoń pokroju Grand Orientalsów albo Cairo, czyli coś, co nie do końca ma odpowiednik w ortodoksyjnie rozumianej, angielskiej tradycji.
          Jak złożyliby do tego Va, czy próbowaliby wkomponować Pq, dorzucić aromatyzację? Przyznasz, że Sam’s Flake tylko częściowo odpowiada na te pytania.

          Idea tych tytoni jest pozornie prosta: do Orientala tak dobrać Va, żeby możliwie wyeksponować jego własny smak i uczynić palnym. W pewnym sensie takie tytonie są kwintesencją naturalności, choć może je spotkać zarzut podobny jak Mysore. Że są nudne.
          I ciekaw jestem, czy GH oparłoby się pokusie urozmaicenia, czy nie. Ciekaw jestem również, czy dałoby radę skutecznie ożenić Smyrnę (czy też innego Orientala) z ich ulubionym Bu z Malawi. I czy daliby radę nie przytłamsić go Va i jak wypadłby po dołożeniu doń Va w bardziej angielskiej tradycji. Jest co sprawdzić, nieprawdaż.

          Przy okazji: jak pierwszy raz paliliśmy komisyjnie ;) Cairo, to Julian doszedł do wniosku, że on jest siknięty burbonem. I faktycznie zapach z puszki był taki jakiś dziwny. Jednak po spróbowaniu Smyrny mam co do tego burbona wątpliwości, bo ona w jakimś tam stopniu pachnie podobnie.

          • Grimar
            Grimar
            9 września 2014 at 19:00

            To, że Grandy są nude, to – w mojej ocenie – ostatnie, co można o nich powiedzieć. To właśnie w porównaniu z nimi znane mi europejskie bleny wydały się monotonne.

            p.s.
            Powoli (oj, powoli) pisze się zbiorcza recenzja sześciu orientali.

          • golf czarny
            10 września 2014 at 14:37

            a) oczywiście zgadzam się ,że SG SFl to jest daleko dosyć od Cairo dlatego też było pro forma (tzn. zaraz by któś wyskoczył i Sama płatkami wymachiwać zaczął i pod nos podtykać , więc wolałem sam ;) )
            b)mniej mi się wydaje aby GH się zdobyło albo nawet konstruować taki model. że mogłoby zrobić . Oni obsiedli zupełnie inną część sadu. Nie znam się więć mniemam ,że Dunhill mógł kiedys robic bo taki EMP to prawie ,że już oriental bez La ;)
            c)Gdyby miec Izmira od SG i np. golden glow ew. black Cav tegoż samego producenta to możnaby się pokusić o mieszankę własną . Jeśli z Cav to może taki bardziej modern by wyszedł. Ale z dala od cairo to by jednak było.
            c)GLP taki specyficzny ma smak tej rudej Va a’la beczka dąb.

  2. MM
    MM
    8 września 2014 at 19:58

    Ja mam co do Smyrny mieszane uczucia, z jednej bowiem strony tytoń nie należy do grupy tych, które lubię (słodkie i słabe), z drugiej zaś resztki obiektywizmu każą mi starać się „zrozumieć” ten tytoń.

    Według mnie to tytoń bardzo słaby (chyba najsłabszy dobry tytoń jaki paliłem kiedykolwiek) i bardzo sodki, choć raczej nie przesadnie. Byłem naprawdę zdziwiony, że tytoń fajkowy może być aż tak słodki (nie palę aromatów). Sam dla tytoniu znalazłem niszę – będąc napalony (nikotyną…), pracując wieczorem przy komputerze, lubiłem sięgnąć właśnie po Smyrnę, żeby coś przepysznego palić. Bo tytoń jest naprawdę bardzo dobrym wyrobem i wiem, że tylko moje zapotrzebowanie na nikotynę wzbudza u mnie „mieszane uczucia” w stosunku do niego.

    Miro napisał, że nie gorzknieje na końcu. To prawda. Ale ja jeszcze dodam, że pod koniec, gdy robi się trochę mniej słodki i bardziej tytoniowy to w głowie palącego rodzi się myśl, że naprawdę warto było a tę końcówkę poczekać.

  3. maciej stryjecki
    9 września 2014 at 22:16

    A jakbys mógł kupić tylko jednego Granda, to którego bys wybrał? Pytam, bo mam szansę na małe zamówienie (a raczej fajnego kolegę, który mi 2 duże puszki przytarga via walizka), a z GO akurat doświadczeń żadnych nie mam.

    • miro
      9 września 2014 at 22:38

      Maciek, nie wiem – bo paliłem tylko Smyrnę. Grimar ma przegląd tej serii, jak pamiętam, to najbardziej polecał Samsun Classic i Katerini Classic. A że na Orintalach zna się dużo bardziej niż ja, to poszedłbym tym tropem.

  4. maciej stryjecki
    9 września 2014 at 22:57

    Bo tak sobie myslę… Escudo mam spory zapas, innych rzeczy zostało tez więcej niz potrzebuję, ale skoro mam taka mozliwość, to chciałbym ja wykorzystać albo w stronę Frog Mortonów, albo Grand Orientali, może też Balkan Sasieni? Raz na kilka miesięcy mam szansę na dwie duże puszki po 100g i nawet kiedy nie pale fajki (teraz mam przerwę, siegam raz na miesiąc), to wiem, że do niej zaraz wrócę, a wzbogacanie piwniczki to moje hobby :) Tym bardziej, że puszki McClellanda (i wszystkie inne „amerykany”) sa wieczne, jak moje słoiki :)
    Grimar, pomożesz, poradzisz?
    Za radę potrafie sie wywdzieczyć, zapraszam na fajne palenie, Ciebie miro, oczywiście, też. Bedzie co zapalić, wypić i o czym pogadać :)

    • Grimar
      Grimar
      10 września 2014 at 09:42

      Witam. Miro dobrze zreferował moje preferencję i faktycznie poleciłbym Classic Samsun oraz Katerini Classic. Te najbardziej mi smakują. Ten pierwszy przypomina mi w smaku słodką, orzechową masę do mazurka z całym inwentarzem pomarańczowych kandyzowanych skórek. Bardzo słodki, ale tak naturalnie. Katerini zaś ma słodko-cierpki posmak wschodnich przypraw a’la curry. Doskonały. Polecam gorąco oba. Sasieni paliłem kilka razy, nic nadzwyczajnego, nie odróżnia się niczym specjalnym od innych latakiowych, dobrze zrobionych blendów na naszym rynku.

      A na palenie pewnie się kiedyś z Mirem wprosimy :D.

  5. KrzysT
    KrzysT
    10 września 2014 at 08:27

    O ile dobrze zrozumiałem fragment ” puszki McClellanda (i wszystkie inne „amerykany”) sa wieczne” to uważasz, że amerykańskie puszki są bardziej odporne?
    Muszę cię zmartwić. Jedyna puszka, która przerdzewiała mi NA WYLOT to GLP. Miała raptem sześć-siedem lat, więc nie była żadnym nobliwym starociem. A GLP ma puszki podobnie jak McClelland.

    • Buldoger
      Buldoger
      30 maja 2015 at 14:34

      A czy przerdzewiała puszka leżała cały czas w tym samym miejscu/pozycji? Czy co jakiś czas kładłeś ją do góry nogami, na bok itp.

      • KrzysT
        KrzysT
        30 maja 2015 at 15:13

        Była przerdzewiała w momencie, kiedy ją kupiłem.
        I nie sądzę, żeby przewracanie miało jakiekolwiek znaczenie – przerdzewiała tam, gdzie miała największe szanse, czyli na szwie. Zresztą podrdzewiałe były wszystkie w tym transporcie te czteroletnie też (i w tym samym miejscu) – tyle, że tylko w tej jednej rdza przeżarła ją na wylot.
        BTW – z zewnątrz wszystkie trzy puszki wyglądały ok.

        • Buldoger
          Buldoger
          30 maja 2015 at 17:07

          Tytoń nadawał się do palenia, czy do wyrzucenia?

          • KrzysT
            KrzysT
            30 maja 2015 at 20:31

            Ten akurat udało się uratować, wymagał tylko nawilżenia.
            Ale mam na koncie również kilka wyrzuconych.

  6. Buldoger
    Buldoger
    11 września 2014 at 22:12

    Orientale są owiane u nas legendą. Owa legenda wynika w dużej mierze (99%) z braku dostępności przedmiotowych tytoni. Zapalił i było po legendzie!:-)

    • Grimar
      Grimar
      12 września 2014 at 09:07

      Z jednej strony legenda robi swoje, ale napisanie, że jest 99% to już przesada. Orientale są po prostu majstersztykiem i nic z dostępnych u nas tytoni nie smakuje podobnie. Po prostu inny wymiar smaku. Nie piszę, że lepszy (bo to kwestia gustu), ale na pewno zupełnie inny. A zdarzyło mi się być poczęstowanym tytoniami „zza wielkiej wody”, na które się nakręcałem od dłuższego czasu, i okazały się dla mnie totalną klapą, co sugeruje, że upodobanie do orientali to nie tylko placebo wynikające z legendy.

      • KrzysT
        KrzysT
        12 września 2014 at 09:49

        Amen. Dodajmy, że po pewnej ilości spróbowanych różnych rzeczy człowiek się na legendy uodparnia, bo ma już za sobą ileś rozczarowań z tymi mitami powiązanych. Zostaje, powiedzmy to, sceptyczna ciekawość. Którą Orientale potrafią jednak przełamać. A to już dużo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*