McClelland – Virginia Woods

14 listopada 2014
By

Jednym z fajniejszych aspektów bycia członkiem mafii (skreślono, napisano: społeczności fajkanetowej) jest możliwość spróbowania tytoni, które któryś z kolegów uznał za ciekawe i zechciał się podzielić. Tym razem moim dobroczyńcą okazał się Mirek (@miro), który przesłał mi spore próbki dwóch amerykańskich smakołyków od McClellanda – Pebblecut (czyli reinkarnacja jednego z tytoni Ashtona) oraz Virginia Woods.

Tego pierwszego nie zdołałem jeszcze spróbować (choć wygląda obiecująco, więc pewnie poświęcę mu najbliższą fajkową sesję), natomiast udało mi się zapalić rzeczone Lasy. I postanowiłem o nich napisać, jak mi się już recenzja w głowie uleżała i znalazłem chwilę czasu.

Na Tobacco Review w opisie napisano: “Formulated for a smooth, rich flavor with an incomparable woodsy aroma.”
I to są, proszę państwa, jaja. Gdyż rzeczony leśny, czy też drzewny aromat to są… rodzynki. Niesamowite rodzynki, ależ, kurna, rodzynki. Rodzynki do bólu, rodzynki jak z wielkanocnej baby, rodzynki wszędzie. Jak Lenin w lodówce. Nie wiem doprawdy, skąd urodziły im się te lasy. Może w Wirdżinii w lasach rosną rodzynki, a może to jakiś tłumaczeniowy żart, którego nie łapię (Mateusz, pomóż, może ty wymyślisz). Ale to jest absolutnie dominujący zapach po otwarciu woreczka i roztarciu w palcach tytoniu zapach jest jednoznaczny. W celu potwierdzenia wykonałem ślepą próbę na żonie podtykając jej palce pod nos. „O, rodzynki” rzekła ładniejsza połówka. Więc wątpliwości nie ma.

Właśnie, roztarciu w palcach. Tytoń jest pokrojony w stylu „totalny amerykański pieprznik”. Są w nim zarówno kawałki flake (nieduże, ot, jak paznokieć małego palca) jak i długaśne na kilka centymetrów wstążki o szerokości połowy centymetra. Generalnie tytoń jest z tych grubo krojonych. I się klei. Literalnie klei. Jest lepki. I brudzi czymś brązowym. Początkowo myślałem, że jest to kwestia smółki, ale te rodzynki, rozumiecie, nasuwają mi podejrzenie, że tytoń został czymś wzbogacony. Może faktycznie dodali jakieś winogrona do placka? Albo jakiś cukier, melasę? Nie wiem. Ale klei.

Podsuszyłem dość mocno, napchałem do pota BBB, w którym zwykle paliłem Mysore, a który idealnie nadaje się do trudniejszych Va i zapaliłem. Pali się tak sobie. Znaczy – idzie utrzymać żar, ale odpalałem kilka razy w trakcie. Poza tym te całe cukry strasznie wyłażą na rim i smolą, nawet jak tytoń nie został napchany po kokardę.

Moc? Mild to medium według TR. Według mnie przyzerowa. Nie jestem nikotynowym macho, ale to jest naprawdę delikatny tytoń. Wypaliłem sporą fajkę i nie poczułem praktycznie nic.

Smak. No i tu mam problem. Jest słodko, przyjemnie i dość delikatnie. I rodzynkowo. I w sumie fajnie, tylko to nie jest wirginia. To jest – moim zdaniem – aromat. Delikatny i elegancki, ale nudnawy. Symptomatyczne jest to, że lepsza (świeższa?) zdawała mi się pierwsza połówka. Drugą się znudziłem. Nie, że złe. Ale po deklarowanym składzie – różne wirginie, w tym i czerwone i jasne i stoved – spodziewałem się czegoś kompletnie innego. Kwasków. Zmienności. Chwili, rozumiecie, tętniącej emocją. A tu równo jak na zamarzniętym jeziorze. I boję się, że za tę równość odpowiedzialne są „other premium tobaccos”, których producent nie chciał nazwać po imieniu.

Finalnie przypomniało mi się, jak paliliśmy u Tomka aromat autorstwa Hansa Schürcha – Tuli. I doszliśmy do wniosku, że to taki aromat dla virginiowców. Niby formalnie aromat, a bardziej Virginia. Z Virginia Woods jest dokładnie odwrotnie. Niby Virginia, a – jednak – aromat. I nie pisze tego po to, żeby ten tytoń jakoś dyskredytować, bo on jest całkiem sympatyczny, tylko nie w moim typie. Ale jeśli ktoś chce spróbować w miarę typowej amerykańskiej Va to to nie jest ta ścieżka. Po prostu.

12 Responses to McClelland – Virginia Woods

  1. KrzysT
    KrzysT
    14 listopada 2014 at 09:14

    Takie tam na kolanie popełniłem w dwadzieścia minut. Żeby się działo.

  2. golf czarny
    14 listopada 2014 at 09:29

    Bardzo , bardzo dziękuje bowiem ułatwiłeś mi decyzję o zakupie . Znaczy zaniecham. Zapalę np. Black Parrot a rodzynki wyżrę z szafki.

  3. Mikael Candlekeep
    Mikael Candlekeep
    14 listopada 2014 at 09:37

    A ja – że lubię aromaty – poczułem się zaciekawiony. Tylko to smolenie rimu i klejenie paluszków trochę zniechęca.

  4. yopas
    14 listopada 2014 at 09:52

    A mię też to zaciekawia. Ta rodzynka.
    UkłonY,

    • KrzysT
      KrzysT
      14 listopada 2014 at 10:07

      A to i dobrze, spróbujesz.
      Jednego widzę, nie dopisałem, to niech pójdzie w komentarzu: tytoń nie wykazuje obecności amerykańskiego keczupu/śliwki. Nic a nic.

  5. miro
    14 listopada 2014 at 10:08

    Bardzo trafny opis. Wymieniłem się z Krzysztofem moją opinią trochę wcześniej i zasadniczo się zgadzamy. Na początku (2 fajki) spodobał mi się, ale po jakimś czasie wydał mi się właśnie przerodzynkowany i po prostu za słodki.

    • KrzysT
      KrzysT
      14 listopada 2014 at 10:10

      A ja oczywiście, jako burak, nie dopisałem, że dziękuję za próbkę. Niniejszym nadrabiam.
      Dzięki Mirku!

      • miro
        14 listopada 2014 at 10:12

        … a weź Pan nie pitol.

        • KrzysT
          KrzysT
          14 listopada 2014 at 17:47

          Pitu, pitu… pit :>

  6. JerzyW
    18 czerwca 2015 at 00:38

    Puszke tego blendu zakupilem w pazdzierniku ubieglego roku. Popalalem go poczatkowo w mniejszych fajkach, ale po szybkim zorientowaniu sie, ze moc jest niemalze znikoma, szybko zapakowalem do solidnego Dublina w 4 grupie rozmiarowej. Wszystko co napisal KrzysT na temat rodzynek sie potwierdzilo. Wszedzie rodzynki i taka mila, acz nie robiaca wielkiego wrazenia slodycz. Przynajmniej utrzymuje sie na stalym poziomie podczas calego palenia. Ot kolejny niezly w smaku i robiony z przednich tytoni blend od Mc Clellanda.

    Zapalilem go kilka tygodni temu w nowej kukurydziance Miissouri Meerschaum i po kilku pufnieciach stwerdzilem ze to jest to! Blend idealnie skomponowany wlasnie pod takie amerykanskie palenie. Slodycz oraz rodzynki wyraznie nabraly nasycenia, a palenie bylo znacznie chlodniejsze niz wczesniej w fajkach wrzoscowych. Po kilku sesjach doszedlem do prostego wniosku, ze jak palic Virginie Woods to tylko w dobrej kukurydziance..

    Podobne wrazenia mialem w tej fajce z innymi slodkimi, acz niezbyt mocnymi tytoniami. Kentacky Nougat od G&H a nawet Navy Flake od Mac Barena (zawiera slodki kawendisz) smakuje i pali sie w Corn Cobie znacznie przyjemniej.

  7. Grimar
    Grimar
    7 października 2016 at 14:16

    Moja kobieta, po obwąchaniu zawartości puszki, stwierdziła, że jednak to marchewka. Ot, ciekawostka.

    • KrzysT
      KrzysT
      7 października 2016 at 14:33

      Sam jesteś marchewka.
      MSPANC

Skomentuj Mikael Candlekeep Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*