McClelland – Pastry

14 października 2013
By

Ponieważ od mojego ostatniego wpisu minęło już sporo czasu, postanowiłem się nieco przypomnieć. Plan mam ambitny. Ostatnimi czasy zostałem obdarowany oraz wymieniłem się sporą ilością różnych tytoni. Sporą, jak na moje dotychczasowe palenie. Stałem się posiadaczem kilkunastu próbek, również tych niedostępnych w Polsce. Jak czas pozwoli, będę się starał zamieszczać moje wrażenia po wypalonej fajeczce z nadzieją, że ktoś może uzupełni opis w komentarzach, lub absolutnie się ze mną nie zgodzi i postanowi stworzyć pełnowymiarową recenzję.

Opisy będę raczej krótkie. Niektórych tytoni jest na jedną fajkę, innych na kilka. Wrażenia nie będą oddawały w 100% tego, co dany tytoń ma do zaoferowania, bo raz, że cały czas uczę się palić i wyłapywać wszystkie smaczki, a dwa, że po takiej małej próbce ciężko jest stworzyć coś kompletnego.

Zatem na początek zacznę od czegoś dla mnie nietypowego, czyli aromatu. Żeby było ciekawiej – niedostępnego u nas. Wystarczyło na jedną pełną, średnich rozmiarów fajkę z filtrem z balsy.

Panie i Panowie, oto mój pierwszy bohater – McClelland „Pastry” (zapalony, a jakże, na rzeszowskim spotkaniu).

Tytoń w składzie podawanym na TR zawiera jedynie Virginię. Oczywiście gdybym tego nie sprawdził, to raczej trudno byłoby mi to stwierdzić podczas palenia. Zbyt mało aromatów „popełniłem”, aby uznać się za eksperta. Ba, ja raczej raczkuję w świecie aromatów.

Tytoń jaki otrzymałem (dziękuję darczyńcy) miał dość ciekawy kolor. Coś jakby połączenie rudego, czerwonego, ale ogólnie w barwie jaśniejszej. Cięcie to chyba ten sławny „łupież cut”. Drobniutko, bardzo drobniutko. Tak jakbym ready rubed roztarł jeszcze dodatkowo w dłoniach. Jeśli już wiemy, że to Va, to pewnie jasna i może czerwona.

Zapach bardzo delikatny i subtelny. Czuć słodkości, delikatną wanilię, coś czekoladowego, może piernikowego. W każdym razie nie bije po nozdrzach, można wsadzić nos do woreczka, wąchać i wyczuwać nowe „elementy składowe”. A trochę tego tam jest.

„Pastry” to według słownika wyroby cukiernicze, ciastko, ogólnie słodkości, za którymi … nie przepadam. Jednak tytoniu byłem bardzo ciekawy. Szczególnie, że darczyńca bardzo zachwalał.

Tytoń w dotyku lekko wilgotny i myślę, ze powinien być nieco podsuszony przed paleniem. Ja jednak z racji użycia do palenia filtra nabiłem takim jaki był. Łupieżu do fajki można zmieścić dość sporo, a z nabiciem nie miałem najmniejszego problemu. Palił się bardzo przyjemnie, dość chłodno, a jednocześnie troszkę za ciepło. W zależności od tego czy paliłem szybciej czy wolniej. Podczas szybszego pociągania dymu palonemu tytoniowi zdarzyło się strzelać jak drewnu w ognisku.

No i teraz wrażenia smakowe. Hm … Pastry to bardzo delikatny i wyważony tytoń. Niesamowicie przyjemny. Smaki jakich doświadczyłem to cukierki, wanilia, ciasteczka (ale raczej te na Boże Narodzenie). Troszkę karmelowo i cytrusowo? Taka nutka czegoś, że ślinka cieknie na myśl o tym. Duża przyjemność wciągania kolejnych chmurek dymu. Nie było wybitnie słodko, ale dzięki temu na tyle przyjemnie, że spaliłem całą fajkę do końca i miałem ochotę na jeszcze.

O mocy nie będę dużo pisał, bo najpierw należy czegoś doświadczyć, aby to opisywać. A tak na poważnie to był to chyba najsłabszy tytoń jaki paliłem. Gdzieś ta nikotyna tam pewnie jest, ale z pewnością jest jej znikoma ilość.

Tytoń spalił się ładnie, praktycznie na popiół, ale bardzo szybko. Myślę, że to zasługa cięcia.

Zapach dla otoczenia przyjemny, choć bez fajerwerków.

Polecam aromaciarzom i tym co nie lubią mocnych, a nawet średniej mocy tytoni.

 

No i oczywiście czekam na opinie innych.

Tags:

5 Responses to McClelland – Pastry

  1. maciej stryjecki
    14 października 2013 at 14:13

    Doskonały aromat, chyba mój ulubiony.
    Polecam też Top Quality Gold & Toasted, jeżeli komuś Pastry podeszło. To bardzo podobny aromat, chociaż jak dla mnie troszke lepszy i – chyba najlepszy z całej oferty McClellanda.

    • pigpen
      pigpen
      14 października 2013 at 14:16

      Cześć Macieju. Oczywiście, że to od Ciebie. A obdarowany to ten co był u Ciebie z walizką. Pozdrawiam :)

      • maciej stryjecki
        14 października 2013 at 15:02

        To świetnie, że spróbowaliście i jeszcze na dodatek powstał z tego fajny tekst. Szkoda, że te rzeczy nie sa u nas dostepne, bo w aromatach McC, Stokkebye i ewentualnie Newminstera jest jakaś delikatność, naturalność i wyważenie. A niby Usmeni to podobno prostacy… Przynajmniej gust tytoniowy przeczy temu stereotypowi.

  2. KrzysT
    KrzysT
    14 października 2013 at 14:38

    Dobry tekst. Cieszę się, że będzie więcej, tyle mogę powiedzieć.

  3. Mikael Candlekeep
    Mikael Candlekeep
    19 marca 2014 at 13:40

    Dzięki uprzejmości Macieja (serdecznie dziękuję raz jeszcze :) ) i ja niedawno miałem okazję zakosztować tego tytoniu.
    Baaaaardzo zacny. Wprawdzie swoje doświadczenie fajkowe liczę póki co w miesiącach, nie w latach (a więc doświadczenie to żadne), jednak był to pierwszy tytoń, w którym aromat czułem tak wyraźnie, jakbym był osobą postronną, nie fajkującą. Moim zdaniem jest więc to zapach intensywny, i pierwsze skojarzenie, jakie miałem, to słodkości na bazie orzechów laskowych.
    Smak bardzo przyjemny i taki sam, jak zapach. Przy czym jest on znacznie pełniejszy i bardziej treściwy niż smaki, których można doświadczyć paląc większość szeroko dostępnych na naszym rynku aromatów (a może raczej: niż aromatów, których do tej pory JA posmakowałem).
    Absolutnie jednak nie ma się wrażenia, że doświadcza się jakichś sztuczności. Zatem słodka przyjemność, ale na pewno nie prowadząca do mdłości.
    Zdecydowanie tytoń wart polecenia fajczarzom początkującym oraz – jak pisał Pigpen – miłośnikom aromatów.
    Eeeech, gdyby tylko był dostępny w sprzedaży u nas. Z pewnością sięgnąłbym po niego nie raz.
    Aha, jeszcze ciekawostka: strasznie fajny dźwięk trzaskania podczas palenia. Nie spotkałem się wcześniej z tak „głośnym” tytoniem :)

Skomentuj KrzysT Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*